ZOBACZYLI NAS!

Mija 15 lat, jak na billboardach w kilkunastu miastach zawisły zdjęcia jednopłciowych par, wzbudzając pierwszą w Polsce wielką debatę publiczną o homoseksualności. O akcji Kampanii Przeciw Homofobii „Niech Nas Zobaczą” pisze specjalnie dla „Repliki” ówczesny prezes organizacji – Robert Biedroń

 

Fot. Agata Kubis

 

Kampania Przeciw Homofobii istniała ledwo rok, gdy jesienią 2002 r. na nasze spotkania zaczęła przychodzić fotografka Karolina Breguła. Przedstawiając swój pomysł, opowiedziała, że niedawno spędziła jakiś czas w Szwecji, gdzie dzieliła mieszkanie z polską parą gejów. Gdy rodzice jednego z nich zapowiedzieli, że przyjeżdżają w odwiedziny, ci faceci wpadli w panikę – zaczęli sprzątać wszystko, co wskazywałoby, że są parą lub że są gejami. Mieli być tylko kolegami! Zniknęły wspólne zdjęcia, z sypialni zrobili pokój jednego z nich, każda „niestosowna” książka czy „kojarzący się” plakat zostały schowane. Karolina była zszokowana – ze swoją homoseksualnością nie mieli problemu, ale nie mieściło im się w głowie, że mogliby żyć jawnie wobec rodziców. Odgrywanie szopki uznali za coś naturalnego. „Co z tą Polską jest, że nasi geje odstawiają taki cyrk? Trzeba to zmienić!” – po czym wyjawiła, że chce zrobić zdjęcia polskim parom homoseksualnym, dodając: „Tych zdjęć musi być dużo, musi być jasne, że to są pary i zdjęcia pokażemy w galeriach”.

Skąd wziąć 30 jednopłciowych par?

Zaniemówiliśmy, ale nie dlatego, że pomysł był prosty i świetny. Pomyśleliśmy raczej: „Ta laska chyba urwała się z choinki. Skąd ona weźmie te pary? Przecież prawie wszyscy siedzą w szafie, a nawet, jeśli się wyoutowali, to przyjaciołom, względnie rodzinie – ale wszem i wobec? Takich osób była przecież garstka.” Uznaliśmy, że Karolina buja w obłokach, ale była nieugięta i w końcu zaczęliśmy brać ją na poważnie. Ustaliliśmy premierę akcji na marzec 2003 r. Nie tylko w galeriach, ale też na billboardach ulicznych.

Tylko skąd wziąć pieniądze? Partnerów medialnych? Pomogła nam m.in. Izabela Jaruga-Nowacka, ówczesna wicepremierka, a także pełnomocniczka rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn. Uwierzyła w projekt. Przyszła na otwarcie jednej wystawy, a wcześniej przekazała 8 tysięcy zł. Resztę funduszy zdobyliśmy z ambasady Holandii. Lewicowa wicepremierka i „zgniła” Holandia promują „zboczeńców” – takim komentarzom nie było końca. Najwięcej środków pochłonęła produkcja zdjęć, ale sama Karolina nie wzięła nawet złotówki.

Było 15 par męsko-męskich i 15 par damsko-damskich. Jak nam się udało znaleźć 60 osób, sam już nie wiem. Rozesłaliśmy ogłoszenia na portale „branżowe”, szukaliśmy wśród znajomych. Bywało, że zgłaszali się single, więc do zdjęć „parowaliśmy” ich z innymi singlami.

A zdjęcia są zwyczajnie niezwyczajne. Przedstawiają ludzi młodych lub w wieku wczesnym średnim, gdzieś w przestrzeni publicznej, zimą. Stoją, patrząc do kamery, uśmiechają się i trzymają za ręce. Zwykłe pary.

Krytykowano nas, że oni wszyscy są tacy grzeczni, że nie ma np. seniorów – to były głosy z wewnątrz środowiska, najczęściej należące do teoretyków queer. No, właśnie – teoretyków. Bo trzeba wziąć pod uwagę warunki, w jakich działaliśmy; przecież nawet dziś, po 15 latach, nie byłoby łatwo o parę 70-letnich gejów czy lesbijek, którzy by się zgodzili.

Karolinie dostało się też za brak „walorów artystycznych”. Mówiono np., że brzydkie tło – jakaś plucha czy brudny śnieg – należało wykasować. Myślę jednak, że wysmakowane zdjęcia odrealniłyby bohaterów/ ki. Tymczasem właśnie ta zwyczajność rozwścieczała homofobów. Wielu mówiło, że fotki są wulgarne zanim je zobaczyli. Potem więc, ośmieszeni, oburzali się jeszcze bardziej! Takie reakcje obnażały ich wyobrażenia. Gej wyglądający jak zwyczajny człowiek jest jeszcze gorszy niż gej przegięty i wulgarny!

Czy można sobie nas „nie życzyć”?

W „Tygodniku Powszechnym” Józefa Hennelowa pisała: „Organizatorom akcji chodziło tak jasno o zdominowanie bodaj na krótko podświadomości i opinii publicznej, z pełnym zlekceważeniem faktu, że nie każdy sobie tego życzy i nie życzyć sobie ma także prawo”. Co to oznacza? Mamy się pochować, bo ktoś sobie nie życzy nas widzieć? Przestrzeń publiczna jest wspólna, pełno w niej przecież wizerunków par hetero. „Nasz Dziennik” pisał o „dewiacyjnej kampanii”, Maciej Rybiński proponował w „Rzeczpospolitej” podobną akcję, tylko z politykami: „Wyobraźmy sobie czas kampanii wyborczej i napisy przy wizerunkach kandydatów: koprofag, fetyszysta, zoofil. Cóż za bogactwo wyboru!”. W tej samej „Rzeczpospolitej” na alarm przed ekspansją homoseksualną bił Piotr Semka. Szczególnie krytykowano wsparcie, którego akcji udzieliła Jaruga-Nowacka. W końcu w obronie akcji powstał list otwarty, pod którym podpisali się m.in. Kinga Dunin, Jacek Kuroń, Zygmunt Bauman, Maria Janion, Władysław Frasyniuk, Kazimiera Szczuka czy Magdalena Środa.

Najbardziej przeraziła mnie „czysta” nienawiść – zobaczyłem ją w ludziach, którzy przychodzili protestować pod galerie w Warszawie, Krakowie czy Gdańsku. Poświęcali czas i energię, by wykrzyczeć nam prosto w oczy: „Pedały, wypierdalać!”, „Pedały do gazu”. Ale i tak, mimo tylu homofobicznych reakcji, uważam, że się opłaciło, bo dotknęliśmy sfery tabu.

 

foto: Karolina Breguła

 

foto: Karolina Breguła

 

Billboardy z plakatami wiszące poza galeriami dewastowano prawie natychmiast. Dostałem mnóstwo strasznych mejli z pogróżkami. W samej KPH mieliśmy przez cały marzec 2003 r. zarządzanie kryzysowe. Adam Biskupiak, Elwira Chruściel, Paweł Osik, Tomek Szypuła (działał w Krakowie, kilka lat później był prezesem KPH) – wszyscy czuliśmy się niemal jak żołnierze na froncie. Patrząc z perspektywy tych 15 lat, myślę bez fałszywej skromności, że „Niech Nas Zobaczą” to było mistrzostwo świata: za ok. 40 tys. zł zafundowaliśmy pierwszą wielką publiczną debatę o homoseksualności. Gdybyśmy chcieli czas i miejsce w mediach wykupić, musielibyśmy płacić miliony.

Potem zdjęcia zaczęły żyć własnym życiem. Wystawy pojawiły się w Niemczech, w Szwecji, w Rumunii (w Instytucie Polskim w Bukareszcie).

To był sukces, ale okupiony dramatami. Największą chyba cenę zapłacili nasi modele i modelki. Jedna dziewczyna została rozpoznana w autobusie, kilku facetów zaczęło ją popychać, wyzywać. Na przystanku wyciągnęli ją na zewnątrz, kierowca ani inni pasażerowie nie reagowali. Została pobita.

Tomek, model z chyba najczęściej pojawiającego się w mediach zdjęcia, przeżył koszmar. To był młodziutki chłopak z niewielkiego miasta. Zdjęcie z nim i z drugim gejem (nie byli parą w życiu) opublikował „Newsweek” na kilka dni przed premierą akcji. Ktoś powielił stronę gazety i rozwiesił na drzewach w mieście Tomka z dopiskiem – cytuję z pamięci – że ten pedał nazywa się tak i tak i mieszka w naszym mieście. Tomek przez kilka tygodni nie wychodził z domu.

W akcji wzięły też udział pary znane w tzw. środowisku – np. Yga Kostrzewa i Anka Zet, Paweł Leszkowicz i Tomek Kitliński, którzy kilka lat temu zawarli małżeństwo w Wielkiej Brytanii (Paweł w 2010 r. był kuratorem wystawy Ars Homo Erotica w Muzeum Narodowym, umieścił zdjęcia z „Niech Nas Zobaczą” jako eksponaty).

Nigdy nie mów nigdy

KPH nadal robi akcje społeczne i nadal trafi a w punkt – z radością, już jako polityk, kibicowałem kampaniom „Rodzice, odważcie się mówić” (2013), „Przekażmy sobie znak pokoju” (2016) czy „Ramię w ramię po równość”, która dotyczy naszych hetero sojuszników/czek.

Tuż po „Niech Nas Zobaczą” zorganizowaliśmy serię debat na uniwersytetach. Projekt nosił tytuł „Jestem gejem, jestem lesbijką” – podstawy, pierwsza czytanka. Profesor Maria Szyszkowska, która właśnie wtedy, jako senatorka, przedstawiła pierwszy projekt ustawy o związkach partnerskich, jeździła z nami. Przychodziły tłumy, rozmowa o gejach i lesbijkach na uniwersytecie to była nowość. I znów nie było łatwo – nieraz władze uczelni odmawiały. Do dziś pamiętam, jak z jednego z uniwersytetów odpowiedź na naszą propozycję przyszła faksem zaraz po tym, jak ją wysłaliśmy. Patrzyliśmy na wychodzącą z maszyny kartkę i nie wiedzieliśmy, czy się śmiać czy płakać. To było nasze własne pismo zaadresowane do dziekana – ale przekreślone długopisem. Obok widniało napisane wielkimi literami odręcznie jedno słowo: „NIGDY”.   

 

Tekst z nr 72/3-4 2018.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.