Życie Adeli

Na drodze miłości Adele i Emmy nie stanie ani homofobiczne społeczeństwo, ani rodzice jednej z dziewczyn

 

od lewej Adele (Adele Exarchopoulos) i Emma (Léa Seydoux);  mat. pras.

 

La vie d’Adele, Francja (2013), reż. A. Kechiche, wyk. L. Seydoux, A. Exarchopoulos; dystr. Gutek Film, premiera w kinach: 18.10.2013

Najchętniej nie pisałabym ani słowa o płci bohaterek tego filmu. Dla Abdellatifa Kechiche’a nie ma ona w końcu absolutnie żadnego znaczenia. Francuski reżyser, znany polskiej publiczności choćby ze świetnej „Tajemnicy ziarna”, opowiada tu po prostu historię miłosną, ujmuje ją w klasyczne ramy melodramatu i z nonszalancją porównywalną jedynie do tej, z którą Rhett Butler rzuca do Scarlett swoją ostatnią kwestię w „Przeminęło z wiatrem”, oznajmia tym filmem, że w nosie ma orientację seksualną bohaterek. Dzielenie ludzi na homo i hetero w XXI wieku zwyczajnie nie przystoi filmowcowi – zdaje się mówić Kechiche. I wygrywa.

Na drodze Adele i Emmy nie stanie więc ani homofobiczne społeczeństwo, ani fakt, że rodzice jednej z dziewczyn są wciąż w tej – topniejącej w końcu we Francji dużo szybciej niż w Polsce – mniejszości, która z trudem akceptuje prawdę o łóżkowym życiu swoich dzieci. Na drodze stanie coś, co zazwyczaj przesądza o końcu relacji. Każdej – homo i hetero, przyjaciół i przyjaciółek, rodziców z dziećmi. Ale zanim to nastąpi, dostaniecie trzy godziny poruszającej, opowiedzianej z lekkością, wrażliwością i tak blisko wcielających się w bohaterki aktorek Adele Exarchopoulos i Lea Seydoux, że momentami aż trudno oddzielić ten film od dokumentu.

Piszę ten tekst kilka miesięcy po premierze w Cannes, gdzie obraz dostał Złotą Palmę. Czas pozwolił nabrać odpowiedniego dystansu. Gdy zastanawiam się dziś, co przesądza o tym, że wciąż uważam „Życie Adeli” za film wybitny, na myśl przychodzi mi scena, w której Adele i Emma siedzą na ławce w parku. Od razu widać, że Emma jest starsza i śmielsza, wykonuje odważne gesty, otwarcie pokazuje sympatię. Adele się rumieni. Nie jak aktorka. Jak dziewczyna, która pierwszy raz poczuła erotyczne podniecenie. Prawda bije z ekranu. W każdym kadrze.

Nie chciałam pisać o płci, ale nie mogłam. Jeszcze nie teraz. Zwłaszcza opisując „Życie Adeli” dla polskiej publiczności, wciąż jeszcze będzie się zwracać uwagę na fakt, że bohaterkami są dwie kobiety, że przez kilkanaście minut uprawiają w jednej scenie seks, będzie się używać słowa lesbijki. Ale to, jak mówi się o miłości Emmy i Adele w filmie Kechiche’a sprawi, że za kilka, może kilkanaście lat homoseksualni czy heteroseksualni bohaterowie książek i filmów przestaną być wreszcie charakteryzowani przez ich orientację. Ten film to kamień milowy na tej drodze.

 

Tekst z nr 45/9-10 2013.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.