140 KM OD BERLINA

Z MONIKĄ DRUBKOWSKĄ, współorganizatorką pierwszego Marszu Równości w Gorzowie Wielkopolskim, którą zwolniono z pracy dwa dni po Marszu, rozmawia Ewa Tomaszewicz

 

Foto: arch. pryw.

 

Jak skomentujesz wyniki wyborów?

Jestem rozdarta w swych odczuciach. Z jednej strony jestem bardzo zadowolona z wyniku Lewicy, dzięki któremu do parlamentu wracają politycy i polityczki zapowiadający walkę o równe prawa kobiet i mężczyzn, ludzi nieheteronormatywnych. Są to także osoby, dla których sprawy środowiska, klimatu i prawa zwierząt są priorytetowe. Z drugiej strony mamy wciąż wysoki wynik partii rządzącej, mającej większość, oraz wejście do parlamentu Konfederacji, w programie której znajdziemy między innymi jawny postulat sprzeciwu wobec działań społeczności LGBTI.

Prawu i Sprawiedliwości wyrosła konkurencja po prawej stronie. Czy twoim zdaniem mamy się czego bać?

Można się spodziewać projektów ustaw: „rozdzielającej” LGBTI od państwa, czyli takiej, która miałaby m.in. „uwolnić” przestrzeń publiczną od „prowokacyjnych” akcentów rzekomo godzących w symbole państwowe i religijne, a także projektu jeszcze bardziej ograniczającego dostęp do aborcji czy projektu przywracającego karę śmierci czy rozszerzającego dostęp do broni. Dlatego przed polityczkami i politykami chcącymi blokować tego typu projekty trudne zadanie. Cała nadzieja w Senacie, w którym opozycja ma niewielką większość i będzie miała szansę przeciwdziałać.

Na własnej skórze doświadczyłaś, że nawet obowiązujące prawo, i to w jedynym obszarze, który uwzględnia osoby nieheteronormatywne – czyli prawo pracy – nie zawsze nas chroni. Straciłaś pracę dwa dni po tym, jak 24 sierpnia br. współorganizowałaś pierwszy Marsz Równości w Gorzowie Wielkopolskim.

Ponieważ byłam zatrudniona na umowę o pracę na czas nieokreślony, powody zwolnienia powinny być skonkretyzowane i dotyczyć działań i zadań, które wskazywałyby na zaniedbanie obowiązków bądź ich całkowite niewykonanie. Takiego uzasadnienia w mojej opinii nie otrzymałam. Przyczyny wypowiedzenia umowy zostały ujęte zaledwie w kilku zdaniach, bez skonkretyzowania sytuacji, do których miałyby się odnosić. Były to: wykorzystanie samochodu służbowego do prywatnego wyjazdu na urlop oraz zdarzające się opóźnienia w wysyłaniu ofert. Poprosiłam o podanie konkretnych ofert i rzekomo niezrealizowanych terminów – nie uzyskałam ich. Zaczęłam więc podejrzewać, że zwolniono mnie z innego powodu. Skonsultowałam się z prawnikami, którzy potwierdzili, że może chodzić o moją działalność poza miejscem pracy, na rzecz osób LGBTI. A jak wiadomo i to, i moja homoseksualność, to kwestie, które zgodnie z Kodeksem pracy nie mogą być powodem zwolnienia.

Na jakim etapie jest twoja sprawa?

Złożyłam do sądu pracy odwołanie od wypowiedzenia przez pracodawcę. Do tej pory musiałam jedynie dostarczyć wyjaśnienia w sprawie wysokości odszkodowania. Czekam na wyznaczenie terminu rozpatrzenia sprawy. Mój były pracodawca nie odniósł się jeszcze do zarzutów, natomiast wystosował do mnie pismo z nakazem wystosowania w mediach oświadczenia, w którym potwierdziłabym powody zwolnienia, które sam określił w wypowiedzeniu.

Wystosujesz je?

Nie, czekam na rozstrzygnięcia sądu.

Ta sytuacja sprawiła, że postanowiłaś założyć spółdzielnię pracy, w której znalazłyby zatrudnienie osoby długotrwale bezrobotne, z niepełnosprawnościami, dyskryminowane z innych powodów. Dlaczego wybrałaś właśnie taki profil działalności?

Choć ostatecznie w obawie przed ewentualnymi przyszłymi problemami finansowymi w odwołaniu do sądu pracy wniosłam o przywrócenie do pracy, to na ten moment rzeczywiście realizuję plan założenia Fundacji „Warto być równym nad Wartą”.

Ten profil działalności wynika przede wszystkim z moich osobistych doświadczeń. Miałam trudne dzieciństwo. Z powodu biedy, ojca alkoholika, depresji mamy doznałam już w najmłodszych latach wielu upokorzeń, wykluczenia i wstydu. Dodatkowo borykałam się z kwestią mojej orientacji seksualnej. Potrzebowałam wsparcia, wiedzy, poczucia, że nie jestem sama. Nigdy tego nie otrzymałam.

Ojciec wyszedł z nałogu i za moją namową założył stowarzyszenie. Moi rodzice od ponad dwudziestu lat prowadzą działalność społeczną, udzielając pomocy m.in. alkoholikom i bezdomnym. Współpracując z nimi, zorientowałam się, że też chcę pomagać. Sama jestem osobą niepełnosprawną w stopniu umiarkowanym i wiem, z jakimi trudnościami borykają się takie osoby w życiu zawodowym. Dodatkowo w ostatnim czasie poznałam wiele osób, które są wykluczone z życia społecznego, zawodowego z różnych powodów, np. problemów zdrowotnych i innych. I także takim osobom chciałabym pomóc.

Zarówno ty, jak i pozostali organizatorzy Marszu, działacie stosunkowo krótko na rzecz z LGBTI. Co sprawiło, że zajęłaś działalnością społeczną?

Jestem w związku z kobietą od dziewięciu lat. Ostatnio poczułam, że pękła moja strefa bezpieczeństwa, jeśli chodzi o nasze życie prywatne. W okresie wyborów do europarlamentu jako kandydatka Wiosny Roberta Biedronia postanowiłam zrobić publiczny coming out. To właśnie wraz z pojawieniem się Wiosny rozpoczęłam aktywność polityczną i przy jej okazji poznałam wiele kobiet, które od lat działają społecznie w innych miastach. One dały mi motywację.

Dlaczego zdecydowaliście się na Marsz Równości?

W 2018 r. do Gorzowa przyjechał Robert Biedroń z „burzą mózgów”. Ta wizyta i jego osobowość zainspirowały mnie do zmian w postrzeganiu siebie, a co za tym idzie, do działań na rzecz społeczeństwa. Zaangażowałam się w działania polityczne w Wiośnie. Poznałam wiele działaczek zajmujących się równouprawnieniem kobiet i mężczyzn i wykluczeniem osób z niepełnosprawnościami, wiele aktywistek na rzecz praw osób LGBTI. W ramach działań w Wiośnie po raz pierwszy w życiu wybrałyśmy się z partnerką na Marsz Równości w Koszalinie.

Wystartowałam w wyborach europarlamentarnych. W swoim biogramie na czas kampanii umieściłam informację, że jestem osobą homoseksualną. Do tamtego momentu tylko najbliższa rodzina i zaufani przyjaciele wiedzieli o moim związku z kobietą. Bardzo bałam się negatywnej reakcji otoczenia, m.in. współpracowników i przełożonych w miejscu pracy – a pracuję w branży ochroniarskiej. Miałam to szczęście, że obawy były niepotrzebne. W pracy oznajmiłam zarządowi – poprzedniemu, który pełnił tę funkcję do maja 2019 – koleżankom i kolegom o swojej działalności politycznej, a i przy okazji o orientacji seksualnej. Nie spotkały mnie żadne szykany, ubliżanie, czy niewłaściwe zachowania. A ówcześni przełożeni zachęcali mnie do dalszego rozwoju. Wiem jednak, że moje doświadczenia z ujawnieniem się bardzo mocno odbiegają od wielu doświadczeń osób nieheteronormatywnych.

Myśl i decyzja o organizacji Marszu Równości w Gorzowie przyszły więc naturalnie, dość impulsywnie, w okolicznościach działań politycznych, własnego publicznego coming outu, oraz raptownego wzrostu mojej własnej świadomości o potrzebie zmian w polskim społeczeństwie i w polskim prawie w kwestiach związanych z równouprawnieniem osób LGBTI.

Twoja działalność nie skończyła się na Marszu.

Jak już wspomniałam, jestem w trakcie przygotowań do rejestracji fundacji, której celem będzie pomoc osobom wykluczonym społecznie. Moim marzeniem jest wybudowanie w przyszłości Centrum Integracji Społecznej, w pełni przystosowanego dla osób niepełnosprawnych, wraz z hostelem dla młodzieży LGBTI, która potrzebuje ratunku w sytuacji kryzysowej. Podczas przygotowań do zorganizowania Marszu poznałam kilka osób z zapałem i motywacją do działań. Chcą pomagać, bo tak jak ja dostrzegają ogromny problem, m.in. wśród wymienionych grup. Nie jesteśmy hermetycznie zamkniętą grupą. Przychodzą do nas emeryci, osoby z niepełnosprawnościami poruszające się na wózkach, wykluczone zawodowo mamy, wspierające osoby heteroseksualne oraz osoby homoseksualne i transpłciowe.

Przy fundacji zarejestrujemy działalność gospodarczą, dającą możliwość pracy osobom wykluczonym. Będzie to między innymi hostel, może drobna gastronomia, jedzenie wege, kawa na wynos we własnym kubku, produkcja gadżetów, renowacja mebli itp. Jest wiele pomysłów, a najważniejszy cel – integrować i pomagać takim osobom jak ja, wykluczonym społecznie, a także osobom potrzebującym aktywizacji zawodowej czy zmagającym się z depresją.

Po wyborach zebrałam kilkadziesiąt banerów, mamy szyć z nich torby. Bardzo szybko znalazły się trzy osoby, które mają maszyny oraz bezpłatna sala. Na ten moment działamy bez funduszy. Utworzyłam zbiórkę na pomagam.pl i próbujemy je zdobyć poprzez finansowanie społecznościowe.

Jak myślisz, czym się rożni aktywizm w mniejszych miastach od warszawskiego czy krakowskiego?

Gorzów to małe miasto, ma 120 tysięcy mieszkańców. Króluje tu przemysł i instytucje samorządowe. W małym mieście wieści rozchodzą się szybko. Dość szybko poczułam, że mogę już nie znaleźć tu pracy. Mój wpis na portalu społecznościowym o utracie pracy po organizacji Marszu podchwyciły lokalne media, wieści się rozniosły. A za tym zapewne przeróżne opinie na mój temat, szczególnie jako pracownika.

Ciężko będzie nam pozyskać fundusze na działalność fundacji od lokalnych firm. Obawiam się, że wiele osób, które chciałyby nam pomóc wolontariacko, nie będą uczestniczyć w naszych zajęciach czy spotkaniach w obawie przed utratą pracy czy hejtem. Sam Marsz pokazał nam, jak wielu gorzowian nie miało odwagi dołączyć do nas. Stali z boku jako obserwatorzy.

Słowem musicie zaczynać od podstaw i mierzyć się ze stereotypami i mitami, które większe miasta mają już przerobione?

Niestety spotkała nas fala hejtu, pod artykułami prasowymi czy na naszej stronie pojawiło się wiele negatywnych komentarzy. A mieszkamy tylko 140 kilometrów od Berlina! Nie wierzyłam, że będąc tak blisko „Zachodu”, poczuję się tak zaściankowo. Na szczęście na samym Marszu nie było gróźb czy prób napaści, ale oczywiście nie obyło się bez kontrdemonstracji i kilkudniowego przejazdu busów z hasłami anty-LGBTI po całym mieście.

Mam wrażenie, że w mniejszych miastach mieszkańcy nie mają świadomości, że Marsze to manifestacja postulatów, o które walczymy, i pokazanie, że istniejemy, mamy sojuszników i należy nam się możliwość równego korzystania z praw. Niestety bardzo często identyfikują je stereotypowo z demonstrowaniem orientacji seksualnej, z zabawą na koszt podatnika i obrażaniem Kościoła. Skoro Marsze stają się coraz bardziej popularne, może warto byłoby w formie kampanii społecznej wyjaśniać, skąd taki pozytywny charakter Marszów oraz w jasny sposób przedstawiać postulaty na tablicach, plakatach i banerach, ulotkach. Ludzie nie mają wiedzy, że na przykład akt notarialny nie daje nam prawa spadkowego w taki sam sposób jak w przypadku małżeństwa.

Skąd twoim zdaniem wziął się wysyp aktywizmu LGBTI w niemal całej Polsce w ostatnich latach?

Myślę, że to wynika z bezsilności oraz z tego, że zwyczajnie straciliśmy cierpliwość. Od wielu lat obserwujemy, że w naszej sprawie nic się nie zmieniło. Ile jeszcze mamy czekać? W tak wielu krajach wprowadzono związki partnerskie czy małżeństwa. To zwyczajnie nas wkurza, tak po prostu. Kościół katolicki, aby przykryć swoje problemy, prowadzi wobec nas kampanię nienawiści. Atakują nas politycy i media. Ile można?

Czyli za rok zobaczymy się na kolejnym marszu w Gorzowie?

Oczywiście, i na pewno w większym gronie osób wspierających. Marsze są potężną siłą napędową zmian, ale w obecnej sytuacji politycznej i społecznej nie łudzę się, że za rok nie będą potrzebne. A więc tak, do zobaczenia za niecały rok na Marszu!

Zbiórkę Moniki Drubkowskiej można wesprzeć na stronie: https://pomagam.pl/pfj yxwp9  

 

Tekst z nr 82/11-12 2019.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.