Aktywizm jak góra lodowa

Z CECYLIĄ JAKUBCZAK, która przez ostatnie 8 lat odpowiadała za PR i komunikację w Kampanii Przeciw Homofobii, rozmawia Monika „Pacyfka” Tichy

 

Foto: Weronika Kuryło

 

W kwietniu po 8 latach pracy odeszłaś z Kampanii Przeciw Homofobii, gdzie samodzielnie i od podstaw stworzyłaś dział PR i komunikacji. Jednak chciałabym pogadać nie tylko o aktywizmie, ale również o tobie samej. To najtrudniejsze. Wiem, też jestem aktywistką. Wolimy mówić o sprawie, o walce, o pracy. Więc od tego zacznijmy. Na stronie KPH można przeczytać o twoim dorobku – jest imponujący. Jak zaczął się twój aktywizm?

Tak na poważnie to od wolontariatu w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Jeszcze na studiach zgłosiłam się do pomocy przy festiwalu WATCH DOCS. Łączy on ważne dla mnie rzeczy: sztukę i prawa człowieka. Jak się o nim dowiedziałam, to było takie: „Wow, to skrojone pode mnie, biegnę tam!” – dosłownie, bo do fundacji miałam 10 minut na piechotę. Zostałam wolontariuszką, potem opiekowałam się jury festiwalowym, byłam też w grupie selekcjonującej filmy. Zobaczyłam, jak wielu rzeczy mogą dotyczyć prawa człowieka. Kilka lat trwała ta przygoda – do chwili, gdy podczas pokazu Maćkowi Nowickiemu, obecnie prezesowi Fundacji, zadano pytanie „pod włos”: czy on uważa, że filmy mogą cokolwiek zmienić? Odpowiedział: „Może film sam w sobie nie, ale ludzie, którzy dany film zobaczą, mogą bardzo wiele”. Pomyślałam: „Kurczę, ja mogę być też tą osobą i zamiast oglądać, pójdę w stronę działania”. Jeszcze podczas tego festiwalu zobaczyłam ogłoszenie, że KPH szuka osoby od komunikacji. A skończyłam socjologię i psychologię międzykulturową ze specjalizacją z PR. Między jednym a drugim zadaniem na festiwalu wyskoczyłam na rozmowę kwalifikacyjną. Mój telefon wibrował w plecaku, a ja odpowiadałam na pytania. Wróciłam działać przy festiwalu, już wiedząc, jaka jest decyzja. Bo jeszcze stałam i żegnałam się przed biurem, kiedy Chaber (ówczesna osoba prezesująca KPH – przyp. red.) powiedział: „Bierzemy cię”.

Robiłaś m.in. spoty, kampanie społeczne. Jak to wygląda od kuchni?

Stworzyłam tych kampanii wiele. Takich, które były moim pomysłem, jak np. seria #SportPrzeciwHomofobii, #Jestem- PrzeciwHomofobii, #JestemPrzeciwTransfobii, czy ten bardzo dla mnie ważny spot na Dzień Widoczności Lesbijek. I też te, gdzie odpowiadałam za koncepcję kreatywną, np. Tęczowy Piątek. Z aktywizmem jest jak z górą lodową: efekty widoczne na wierzchu to zaledwie ułamek tego, ile pracy zostało włożone w dany projekt. Dobrze to znasz, Pacyfka, z organizowania Marszów Równości w Szczecinie. Maszerując, często nie zdajemy sobie sprawy, ile miesięcy przygotowań za tym stoi: organizacja platform, nagłośnienia, rozmowy z urzędnikami i policją, promocja. Tak też jest z kampaniami. Dużo zależy od tego, czy były one odpowiednio wcześniej zaplanowane, czy są reakcją na bieżące wydarzenia. Bywało, że spot był gotowy kilka dni po tym, gdy powstał na niego pomysł. Na przykład gdy podczas kampanii prezydenckiej w 2020 r. Andrzej Duda powiedział… Zawsze mi się głos załamuje… Gdy odmówił człowieczeństwa osobom LGBT+ – stwierdziłam, że trzeba zareagować tak, by społeczność mogła szybko zabrać głos. Na social mediach poprosiliśmy ludzi, żeby nagrali na telefonie swoją twarz, gdy mówią „Jestem LGBT – jestem człowiekiem”. W 3 dni dostaliśmy ponad pół tysiąca takich nagrań, które złożyliśmy w jedno wideo. Praca nad montażem trwała kilkanaście godzin. Efekt był mocniejszy niż jakiekolwiek oświadczenie.

Są też wieloetapowe kampanie, które powstają miesiącami: robienie badań, grup fokusowych, konsultacje z ludźmi, których dana kampania dotyczy, dobieranie narzędzi, form, kanałów komunikacji. Potem praca z ekipą filmową. Długie dni przygotowań, rozmów, postawienie całego planu, koordynacja pracy 20-30 osób, których w kadrze nie widać. I jeszcze osoby bohaterskie – research, szukanie kontaktu, czasem trzeba próbować 40 razy, żeby w końcu ktoś odebrał telefon, spotkania, by wyjaśnić, o co chodzi. A, i jeszcze ewaluacja poprzedniej edycji, wyciąganie wniosków z myślą o kolejnej. Ale wiem, że warto; są osoby, którym nasz 90-sekundowy spot może uratować życie, bo np. usłyszą: „Jesteś okej!” zanim będzie za późno.

Tworząc spot, chcemy, żeby zobaczyło go jak najwięcej osób, ale dla mnie ważniejsze jest to, co w związku z tym wydarzy się w życiu osoby, która w nim wystąpi, jak będzie się czuć. Zapraszając kogoś do współpracy, czuję się odpowiedzialna, bo czyjąś twarz zobaczy mnóstwo ludzi, a mieszkamy w Polsce. Czasem dla kogoś to pierwszy raz w życiu, gdy zabiera głos we własnej sprawie; to ogromne emocje. Po starcie naszej kampanii 1,5% czekałam na wyniki, ale gdy zadzwoniła jedna z bohaterek i opowiedziała, co się właśnie stało, to zasięgi przestały mieć dla mnie znaczenie. Jej mama i brat nie rozmawiali ze sobą długie lata, zero kontaktu. A teraz, kiedy zobaczył swoją siostrę w spocie w TV, wysłał wiadomość do mamy. Napisał, że ma wspaniałą i odważną córkę.

Albo: po przeczytaniu wywiadu z Antonem Ambroziakiem ze wspólnej serii „Vogue Polska” i KPH nieznana mi wówczas osoba zdecydowała się wrócić do Polski, bo zobaczyła, że są tu takie osoby jak ona. Jak słyszę, że coś takiego się dzieje dzięki temu, że KPH zrobiło kampanię, a ja mogłam być w nią zaangażowana, to mi się serduszko roztapia na kawałeczki. W sytuacjach kryzysu, ataków, niesnasek te historie dają wielką siłę.

Czy któryś odcinek frontu walki o prawa queer jest dla ciebie szczególnie ważny?

Moją główną motywacją do działania są młode osoby LGBT+, gdzieś na początku życia, w momencie, gdy jeszcze dużo możemy dla nich zmienić.

Jestem zakochana w Gen Z. Raz do biura KPH wpadła ekipa filmowa, w tym m.in. Natasza Parzymies, która zrobiła „Kontrolę”. Szukali wsparcia dla etiudy studenckiej, a ja nie byłam w stanie im pomóc. Chciałam jednak coś z nimi zrobić, bo urzekli mnie pomysłem na fi lm opowiadający historię miłosną pary kobiet po siedemdziesiątce. Więc z nimi zrobiliśmy spot „Tęczowy Piątek”, z którego jestem bardzo dumna. Młodziutkie osoby, wszystkie poniżej 25 lat, bardzo utalentowane. Zawsze stoję po stronie tego pokolenia, nie znam bardziej pracowitych i zaangażowanych ludzi. Wejście na plan poprzedziły konsultacje również z „zetkami”, m.in. z Dominikiem Kucem, Julią Święch, Zuzą Karcz i Zuzą Piontke – one jeszcze dużo „namieszają” na scenie polskiego aktywizmu.

Lubię łączyć doświadczenie, historię z tym, co nowe. Warto pamiętać, że ktoś przed nami przecierał ten tęczowy szlak. Że w latach 80. pojawiły się pierwsze osoby aktywistyczne, które decydowały się zabrać głos; że pierwsza Parada Równości to było kilku ludzi na placu Zamkowym w Warszawie; Szymon Niemiec to organizował; Anna Grodzka na własnych barkach wniosła temat transpłciowości do polskiej debaty publicznej. Cieszę się, że powstał fi lm „Boylesque” o Lulli La Polacca, drag queen po osiemdziesiątce, która żyła w czasach pierwszych dragowych imprez domowych w Polsce. Ale właśnie ważne jest, aby włączać w działania na poziomie eksperckim także osoby, które mają 20 lat i wiele wartościowego przekazu. Mam wspaniałe uczucie, że jako aktywiści_stki jesteśmy częścią wielkiej, wielopokoleniowej rodziny. A rodzinę czasem się kocha, czasami nienawidzi. Nawet w czasie wzmożonej nagonki na społeczność LGBT+, gdy dużo decyzji podejmowaliśmy pod presją czasu i emocji, często nie zgadzając się z niektórymi strategiami w ruchu, zawsze starałam się wierzyć w to, że kierujemy się dobrymi intencjami i chcemy walczyć o równość. Że innym, tak samo jak mi, bliskie są słowa prof. Bartoszewskiego: „Warto być przyzwoitym”. Ja nimi kieruję się w życiu.

Skąd w ogóle twoje zaangażowanie w tematy tęczowe?

Często jestem o to pytana z uwagi na to, w jakim związku żyję. Ciekawe, że takie pytanie zadaje się osobom, które działają na rzecz osób queer. Ludzi wspierających osoby uchodźcze czy starsze nikt nie pyta, dlaczego to robią, nie będąc uchodźczynią czy seniorką. Dla mnie prawa LGBT+ to prawa człowieka. Zaangażowałam się jako sojuszniczka społeczności, z którą się solidaryzuję. Ale w trakcie pracy w KPH zobaczyłam, że to jest kompletnie nieistotne, bo społeczeństwo jest organizmem. Żadne z nas nie będzie funkcjonować okej, jeżeli jakakolwiek grupa będzie marginalizowana; czy to osoby queerowe, czy migranckie, czy osoby z niepełnosprawnością, czy seniorzy. Więc: nie robię tego tylko dla kogoś, ale też dla siebie, niezależnie od tego, czy ja się z tą grupą identyfikuję jako jej członkini.

A mogę spytać, jak się dziś identyfikujesz?

Nie lubię etykietek – ja jestem po prostu Cecylią, bliskie mi osoby mówią do mnie Cecylka lub Cena. Kiedy dołączyłam do KPH, używano akronimu LGBT. Później pojawiły się plus i dyskusje, czy plus jest włączający, czy redukuje część orientacji i tożsamości, sprowadzając je do znaku. Potem przyszedł rok 2020 i głośna demonstracja 7 sierpnia na Krakowskim Przedmieściu po aresztowaniu Margot; jednym z jej efektów była przyspieszona edukacja całej Polski z tematu niebinarności. Ja też wtedy zobaczyłam, że to jest wszystko bardziej pojemne i złożone, nie tylko kilka szufladek, których osobiście zresztą nie potrzebuję. Po 7 sierpnia zaczęłam wkopywać się w swoją historię. Czuję ogromną wdzięczność do moich rodziców, którzy wychowywali mnie w duchu wolnościowym. Jestem z hipisiarskiego domu, nie zostałam ochrzczona, zostawiono mi wybór, co w latach 80. było rzadkością. Nigdy w domu nie czułam, że moja płeć ma znaczenie. Żadnych „tego nie mogę, bo jestem dziewczyną”. Więc tak, jestem w związku z mężczyzną, ale w kwestii płci kiedyś intensywnie podkreślałam bycie kobietą, a teraz myślę o sobie bardziej w kategoriach „jestem człowiekiem”.

Miałaś jakieś problemy na gruncie widoczności i reprezentacji?

W KPH zawsze ważne było to, by korzystać z możliwości, jakie daje tak duża organizacja, by dawać innym przestrzeń do zabierania głosu. Taka idea stała np. za filmem „7-My Sierpnia”, w którym osoby aresztowane podczas Tęczowej Nocy w Warszawie mogły na swoich zasadach opowiedzieć tę historię. Podobnie z mediami: tam też zawsze starałam się wyrwać miejsce dla osób ze społeczności LGBT+. Z racji pełnionej przeze mnie funkcji w KPH bywało, że zabierałam głos w mediach. Bywało to różnie odbierane, bo identyfi kowałam się jako sojuszniczka. Rozumiem to i czuję: „nic o nas bez nas”. Dlatego, gdy tylko pojawiała się okazja, mówiłam o tym, jak wtedy, gdy byłam gościnią w TVN24 w związku z transfobiczną wypowiedzią Kaczyńskiego. Program był na żywo i wiedziałam, że niczego, co powiem, nie będzie można wyciąć. Zaapelowałam na wizji o to, o co wielokrotnie zabiegałam, gdy media się ze mną kontaktowały – by do tematów trans zapraszać nie mnie, a osoby transpłciowe. Wymieniłam Antona Ambroziaka, Kacpra Potępskiego i Maję Heban. Jeszcze tego samego dnia odebrałam z różnych redakcji telefony z prośbą o kontakty. Kacper i Maja pojawili się chyba tego samego dnia w TVN24. Zadziałało.

W Polsce, jeżeli zajmujesz się prawami osób LGBT+, obecność w mediach ma też ciemną stronę. Dostawałam na maila moje zdjęcia sfotoszopowane we krwi czy groźby śmierci. Pół biedy, gdy to dotyczyło mnie. Gorzej, gdy grożono krzywdą mojej rodzinie. Albo paszkwil „Inwazja” w TVP. Do tego obrzydliwego programu wciągnięto mój artykuł o samobójstwach młodzieży LGBT+. Gdy go pisałam, to lały mi się łzy po policzkach, a oni po prostu obrzucili to błotem. No i moje nazwisko, które wypełniało cały ekran. Pamiętam przerażoną twarz mojego partnera, który powiedział: „Ja się boję o ciebie”.

Gdzie doświadczyłaś najgorszej homofobii?

Marsz Równości w moim rodzinnym Lublinie. To był horror. Agresywna kontra, rzucanie kamieniami, wykrzykiwane obelgi nie były tym najgorszym. Ale gdy szliśmy przez deptak, nie byliśmy praktycznie w ogóle odgrodzeni policją od gapiów na chodnikach. Stali na odległość ręki, nie mówili nic i tylko patrzyli się na nas – z taką nienawiścią, jakiej nigdy wcześniej nie widziałam. Oczy są zwierciadłem duszy, tak? To wspomnienie do tej pory mnie mrozi. Z okien mojego domu rodzinnego widać obóz Majdanek. Wracałam ze szkoły ulicą Droga Męczenników Majdanka. Kiedy szliśmy w tym marszu, to… Wystawiasz się na pierwszą linię frontu, czy to jest demonstracja, gdzie możesz dostać kamieniem w głowę, czy media, i ktoś może cię potem rozpoznać. To są naprawdę duże koszty, które wielokrotnie odczułam na własnej skórze. Ale do tego, co dzieje się aktualnie w Polsce, nie można się przyzwyczaić i traktować jak patologicznej normy. Nie możemy sobie pozwolić na zaakceptowanie takiej rzeczywistości, jaka jest teraz. Musimy stawiać opór. Choć oczywiście w każdym momencie życia na tyle, na ile damy radę, bo jak powiedziała kiedyś prof. Monika Płatek: „Od nikogo nie możemy wymagać bohaterstwa”.

Wciągałaś gwiazdy do działań na rzecz osób queer.

To nie ja wprowadziłam ten temat do KPH, zrobiły to Franka Sady i Wiola Jaworska. Gdy startowały z kampanią „Ramię w ramię po równość”, normą było, że gwiazdy trzeba było nawet rok namawiać do udziału. W czasie wyborów i nagonki w 2019 to się zmieniło; wszyscy zrozumieli, że homofobia istnieje i trzeba się angażować, żeby nie było jeszcze gorzej. Ja przyszłam prawie na gotowe i miałam entuzjastyczne reakcje: Jerzy Radziwiłowicz, Majka Jeżowska i Małgorzata Rozenek wzięli udział w spocie Tęczowego Piątku; Julia Kamińska, Lara Gessler i Margaret założyły koszulki kampanii #JestemPrzeciwTransfobii, a influencerki_rzy: Julia Sobczyńska, Arek Studziński i Iza Zabielska, wystąpili w spocie „Jesteś okej!”.

Kiedy miałam zaprosić Alicję Majewską, ikonę, diwę, by zaśpiewała charytatywnie na gali KPH, to ze stresu z 10 razy podchodziłam do telefonu, zanim zadzwoniłam. I co? Zgodziła się od razu. Bywa tak, że jako aktywiści_tki myślimy, że ktoś jest poza naszym zasięgiem, a zdarza się, że ta osoba siedzi i czeka właśnie na nasz telefon. Pewna bardzo popularna kobieta queer zawsze chciała wykorzystać swoje zasięgi na rzecz społeczności, ale nigdy nie dostała zaproszenia do żadnych działań i nasza propozycja była spełnieniem jej marzenia. Dlatego nie ma się czego obawiać, trzeba dzwonić, pisać, zapraszać i zmieniać świat. Bez pierwszego kroku nie ruszymy w drogę. Cokolwiek wam wpadnie do głowy, róbcie to. Może nie wyjdzie za pierwszym razem, ale za siódmym już tak. Jak nie spróbujecie, to nigdy się nie dowiecie.

Dlaczego rozstałaś się z KPH i co planujesz dalej?

 Osiem lat w jednej organizacji to kawał czasu. Gdy przychodziłam w 2015 r. do KPH, jeszcze przed wyborami, to naprawdę nie wiedziałam, co nas czeka. Czułam, że zaraz będziemy wprowadzać te wszystkie ustawy – związki partnerskie itd., że każda następna Parada Równości to będzie celebracja kolejnego wywalczonego prawa. Rzeczywistość napisała kompletnie inny scenariusz i to było naprawdę trudne 8 lat. Oddawałam pracy całe serce, aż przyszedł taki moment, kiedy postanowiłam się zatrzymać, zastanowić, czego chcę dalej. Teraz planuję dać sobie 3 miesiące na rozmowę sama ze sobą, na rozmowę z innymi ludźmi – żeby odpowiedzieć sobie na pytanie, kim teraz jestem po tych 8 latach. Nie wyobrażam sobie nic nie robić społecznie, bo to jest część mojej tożsamości, którą bardzo kocham i chcę ją mieć w sobie dalej. Rozważam kilka scenariuszy, każdy równie fascynujący. Na pewno będzie się bardzo dużo działo!

Mam też dużą świadomość przywileju, jaki miałam, działając aktywistycznie w organizacji, która mnie jednocześnie zatrudniała. Kiedy jesteś zabezpieczona ekonomicznie, możesz oddać się aktywizmowi w 100% i skutecznie działać na rzecz sprawy, w którą wierzysz. Ale to bywa też niebezpieczne, bo granica między pracą a życiem prywatnym szybko ulega zatarciu. Wtedy trzeba powiedzieć „stop” i znaleźć czas dla bliskich, siebie, swoich pasji.

Właśnie, miało być o tobie, nie tylko o walce. To powiedz na koniec, jaki jest twój ulubiony fi lm czy muzyka.

Muzyka jest dla mnie bardzo ważna. Gdy miałam 15 lat, byłam łobuziarą. Odnalezienie się w otaczającej mnie rzeczywistości było wyzwaniem. Tym, co mi wtedy pomogło i mnie ukształtowało, była muzyka. Kochałam techno i polski hip-hop. Godzinami słuchałam kaset Molesty. Teraz króluje jazz. Co jeszcze? Uwielbiam graffiti! Chcę kupić spraye i malować mury. Kocham kwiaty i rośliny, mam prawie 40 doniczek na 55 metrach kwadratowych. No i książki. Długi czas traktowałam je jako element rozwoju, czytałam więc prace socjologiczne, reportaże, non-fiction. Obecnie pozwalam sobie na więcej i wieczorami czytam np. Muminki. 

 

Tekst z nr 103/5-6 2023.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.