Za to jak słyszę geja mówiącego, że jest „spoza środowiska”, to wszystko mi opada
Tekst: Mariusz Kurc
Zgłosił się niedawno do „Repliki”, pewien chłopak. 24 lata, inteligentny. Powiedział, że już tak nie może – wprawdzie pracuje i studiuje jednocześnie, ale sumienie nie pozwala mu dłużej nie działać na rzecz LGBT.
Idzie nowe? Oby. Bo jak dotąd z aktywizmem nie jest u nas dobrze. Mam wrażenie, że nawet ci, którzy byliby skorzy do jakichś działań, są u nas ściągani w dół – wciąż panuje głupia moda na stanie z boku. Na „daj spokój, nie bawię się w takie rzeczy”, na „mam biegać z flagą po mieście, chyba kpisz”, na „ale mnie jest to do niczego niepotrzebne”, na „masz poczucie misji, tak? Proszę cię!” Do tego dochodzi wielkie narzekanie: „czekam na związki partnerskie i co? I nic!”, „nie zdajesz sobie sprawy, jakimi homofobami są moi starzy/sąsiedzi/ludzie u mnie w pracy”. I najważniejsze: „a polskie organizacje LGBT nic nie robią!”. Jasne. Niedawno spotkałem pewnego nauczyciela geja (niewyoutowanego), który utyskiwał, że nie dotarła do niego publikacja Kampanii Przeciw Homofobii „Lekcja równości”. Kto jest winien, że nie dotarła? Oczywiście, KPH. Pokazałem mu, że „Lekcja równości” jest dostępna w wersji pdf na stronie Kampanii.
Aktywizm może być kręcący – nagle z dosłownie niczego zaczyna powstawać coś. Robert Biedroń, działając sam, dał w 2001 r. ogłoszenie, że szuka ludzi chcących się zaangażować – i z pięcioma znalezionymi w ten sposób założył Kampanię Przeciw Homofobii. Elżbieta Szczęsna przez sześć lat była jedyną mamą geja, która dyżurowała w Lambdzie Warszawa, wspierając innych rodziców osób LGBT – aż doczekała powstania stowarzyszenia Akceptacja. Znaleźli się wreszcie inni rodzice chętni do pomocy.
Właśnie o tym, jak działać, jak znajdywać ludzi, jak tworzyć grupę nie tylko przyjaciół, ale grupę zdolną do np. zorganizowania Marszu równości, jak przemoc myślenie pt. „No, fajnie, ale u nas to nie przejdzie” – dyskutowaliśmy na specjalnym spotkaniu w Lambdzie Warszawa w czerwcu. W panelu uczestniczyła trojka aktywistów – każdy z trochę innej „parafii”, ale wszyscy pod tęczowym parasolem LGBT. Magda Łuczyn niezmordowanie od lat aktywizuje społeczność LGBT w Lublinie (była pomysłodawczynią spotkania). Agnieszka Rożańska działa w poznańskim kolektywie Kłak, który programowo jest lekko podziemny, niehierarchiczny i queeruje.
Przemek Minta, stosunkowo młody stażem działacz z trójmiejskiego stowarzyszenia Tolerado, przyjechał na spotkanie opromieniony wielkim sukcesem pierwszego w Gdańsku Marszu Równości, podczas którego pełnił funkcję Przewodniczącego Zgromadzenia. Przemek: Dwa lata temu przeczytałem w sieci, że Tolerado organizuje kursy Queer Tanga. Zawsze chciałem zatańczyć tango z moim facetem, zgłosiliśmy się. Poznałem świetnych ludzi, m.in. Annę Strzałkowską, która dosłownie zaraża energią i chęcią do działania. Ledwo się obejrzałem i już nie tylko tańczyłem tango, ale robiłem mnóstwo innych rzeczy. Sam byłem zaskoczony, jak się wkręciłem. Marsz Równości to był ogromny wysiłek, niesamowita adrenalina – a satysfakcja z sukcesu ogromna. Na pomarszowy poniedziałek i wtorek miałem urlop w pracy, ale jeszcze w środę nie ochłonąłem w pełni. Mamy już pomysły na kolejne działania, a Marsz za rok w Trójmieście będzie jeszcze lepszy.
Kilka dni po spotkaniu w Lambdzie przyszła wiadomość, że udało się reaktywować dogorywający Marsz w Poznaniu. Powstała tam Grupa Stonewall, która, jak słyszę, mocno już działa. Go Poznań!
A ten 24-latek, o którym piszę na początku – ciacho. Bo aktywizm naprawdę jest sexy.
Tekst z nr 56/7-8 2015.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.