BARBECZKA

Emilia Wiśniewska miała nie dostać pracy w warszawskim Barze „Studio”, ponieważ jest osobą trans. Gdy napisała o tym na FB, „Studio” zrozumiało swój błąd. Ekipa lokalu przeszła szkolenie antydyskryminacyjne. Emilia została zatrudniona

Tekst: Mariusz Kurc

 

Emilia Wiśniewska za barem w „Studio”. Foto: Joanna Berg

 

Bar „Studio” to jeden z warszawskich lokali o reputacji LGBT-friendly. Regularnie odbywa się tu wiele kulturalnych wydarzeń, w tym również queerowe – np. Whatever Queer Festival czy konkurs vogueingu. Nic więc dziwnego, że „Studio” znalazło się na liście Emilii Wiśniewskiej, transpłciowej dziewczyny. Zrobiłam sobie „tęczową” listę potencjalnych miejsc, gdzie mogłabym się zgłosić do pracy bez obawy o dyskryminację – od lokali gastronomicznych przez organizacje pozarządowe na sklepach ezoterycznych skończywszy. Bo jeśli jesteś trans, to niestety, potraktowanie cię przez pracodawcę bez uprzedzeń nie jest oczywistością.

Kwestia coming outu pojawia się zaraz na początku

Gdy „Studio” ogłosiło, że szuka barbacka, ucieszyłam się. Barback (barbek) to pomoc ekipie barmańskiej – pilnuje, by w lodówkach na barze było pełno, uzupełnia zapas butelek pod ręką barmanów czy beczek z piwem, sprząta szkło ze stolików, przygotowuje produkty, z których barman robi drinki. Barback to stanowisko postrzegane jako męskie, bo czasem potrzeba więcej siły, by np. beczkę – 42 kg – donieść. Ale przecież nie chodzi o siłę koniecznie mężczyzny, tylko po prostu o siłę. Jeśli kobieta jest silna, to może być barbeczką – jak Emilia sama siebie teraz nazywa.

Emilia nosi się z zamiarem tranzycji w przyszłości. Prawo „widzi” Emilię jako mężczyznę, w jej dokumentach są męskie dane. Dlatego kwestia coming outu pojawia się zaraz na początku. Gdy startowałam do pracy, o której wiedziałam na 100%, że jest LGBT-friendly, to podawałam od razu swoje żeńskie dane, jakich na co dzień faktycznie używam. W przypadku „Studia” miałam niemal pewność – tak na 80%, więc nauczona doświadczeniem koleżanek trans postanowiłam wysłać dane zgodne z dokumentami, a potem, podczas rozmowy rekrutacyjnej najpierw omówić kwestie merytoryczne (charakter pracy) i organizacyjne (terminy, wynagrodzenie) i dopiero na koniec, jeśli pójdzie dobrze – wyoutować się; powiedzieć, że jestem trans i chciałabym, by zwracano się do mnie kobiecym imieniem – Emilia.

Tak właśnie Emilia zrobiła, gdy szefowa baru w „Studiu” zaprosiła ją na rozmowę. Dogadałyśmy się bez trudu, wyoutowałam się i nie zauważyłam, by to zrobiło jakieś szczególne wrażenie. Umówiłyśmy się na dni próbne, byłam dobrej myśli. Kilka godzin później Emilia odebrała sms od szefowej baru. Stwierdziła, że ja jako dziewczyna nie mogę wykonywać tej pracy. Zgrzyt! Zwłaszcza, że nie zaznaczono w ofercie, iż szukają koniecznie mężczyzny (musieliby udowodnić, że tylko mężczyzna jest w stanie wykonywać tę pracę, co byłoby raczej trudne). Nie mówiąc już o tym, że warunki fizyczne Emilia ma odpowiednie.

Zadzwoniłam do szefowej baru. Starała się mnie nie urazić, ale wychodziło jej słabo. W końcu powiedziała, że chciałaby… ochronić mnie przed docinkami ze strony niefajnych klientów (barbeczka ma dosyć niewielki kontakt z klientami) oraz ze strony zespołu, który mógłby kogoś takiego nie przyjąć. Nie mogłaby zagwarantować, że nic nieprzyjemnego mnie nie spotka ze strony zespołu i stwierdziła, że mogłabym być postacią konfliktogenną, a ona nie może sobie pozwolić na konflikty w zespole, który ma pracować harmonijnie.

Zamurowało mnie. Odparłam tylko, że powinni chyba zadbać, by ich miejsce było przyjazne również dla osób trans. Odpowiedziała, że ta sytuacja jej to uświadomiła, ale… Pomyślałam: skoro tak reaguje lokal z mojej cudownej listy, to gdzie ja znajdę pracę? Jeszcze tego samego dnia wrzuciłam post na FB:

„7 listopada 2017 r.: Bar „Studio”, w którym dzisiaj miałam rozmowę o pracę, wyoutowałam się na jej koniec i umówiłam się na dni próbne w weekend, już po południu poinformował mnie, że nie może sobie pozwolić na ryzyko konfliktów w zespole, a transka w jego składzie to za duże ryzyko, że takie konflikty wystąpią. Zaczęło się zresztą od wymówek, że barback to stanowisko pracy wymagające siły fizycznej, więc nie dla kobiety – popytałam, podrążyłam i wyszło szydło z worka. Dwie trzecie gadki menedżerki zajęła pokraczna troska o mnie, żeby nie było mi źle w miejscu pracy. Na moją sugestię, że chyba potrzebują warsztatów z Trans-Fuzją, odpowiedziała, że tak, i że ta sytuacja zwróciła jej uwagę na tę potrzebę. Ciekawe, czy się ogarną do następnego queerowego wydarzenia, jakie będą u siebie gościć.”

Warto było publikować post

Pod postem rozpętała się burza, „Replika” wtedy też napisała o sprawie na FB. Zadzwoniło do mnie szefostwo Studia – Zuzanna Mockałło i Grzegorz Lewandowski. Poprosili o spotkanie. Zgodziłam się. Przyszła też szefowa baru, zestresowana i przejęta. Powtarzała, że odmówiła, bo nie chciała, by spotkały mnie nieprzyjemności. Ale przecież to właśnie ona zrobiła mi „nieprzyjemność”… Mam już parę lat doświadczenia funkcjonowania jako wyoutowana osoba trans. Szefowa baru niepotrzebnie próbowała wejść w moje buty, bo to ja wiem, jakie są moje potrzeby i trudności związane z pracą – najpoważniejszą jest samo jej znalezienie, poważniejszą niż z góry założone nieprzyjemne sytuacje. Jednak udało nam się całą sytuację przegadać i wyklarować. Ja miałam przy tym możliwość naświetlenia jej, co dla mnie nie było OK w jej zachowaniu.

Już następnego dnia bar „Studio” opublikował oświadczenie:

„9 listopada 2017 r.: Jest czwartek. We wtorek okazało się, że nie jesteśmy do końca gotowi do prowadzenia miejsca o jakim marzymy: tworzącego mądrzejszy świat i… otwartego na różnorodność. Do tej pory konsekwentnie nie komentowaliśmy sytuacji, bo przez ostatnie dwa dni wyjaśnialiśmy, co się stało i staraliśmy się dobrze zrozumieć (ekspertom dziękujemy za wsparcie), na czym polegały nasze błędy i jak możemy je naprawić.

Musimy nazwać rzeczy po imieniu. W trakcie rekrutacji dyskryminowaliśmy Emilię. Nie udajemy, że nic się nie stało, nie unikamy odpowiedzialności, chcemy poprawić to, co zepsuliśmy. Spotkaliśmy się z Emilią, przeprosiliśmy. Nasze spotkanie przerodziło się w rozmowę o tym, co razem możemy zrobić, by choć trochę zmienić nasz świat.

Staramy się tworzyć miejsce, które bierze odpowiedzialność za siebie i rzeczywistość wokół. Wiemy, że chcemy żyć w świecie, w którym wszyscy, bez względu na orientację seksualną, płeć, wyznawaną religię, światopogląd „mogą być sobą”. Postanowiliśmy razem wykorzystać doświadczenie ostatnich dni. Chcemy wspólnie pracować nad tym, by lekcja, którą odebraliśmy pomogła innym. Wszystkich zasmuconych historią Emilii i zawstydzonych postawą Baru „Studio” przepraszamy.

Wierzymy, że błędy można i trzeba naprawiać. I to właśnie zrobimy. Zuzanna Mockałło, Grzegorz Lewandowski”

To było naprawdę OK. Uważam, że trzeba mieć odwagę, by otwartym tekstem napisać: „dyskryminowaliśmy Emilię”. Ustaliliśmy, że moje dni próbne jednak dojdą do skutku, tylko wcześniej zespół „Studio”, kilkanaście osób, przejdzie szkolenie antydyskryminacyjne.

Czyli warto było publikować post.

Mieć queerowe przyjaźnie

Emilia częściowo uczestniczyła w szkoleniu błyskawicznie zorganizowanym przez „Studio”. Dotyczyło wszelkiej dyskryminacji, a gdy omawiana była dyskryminacja ze względu na orientację seksualną czy tożsamość płciową – to ja dopowiadałam, uzupełniałam. Zdawałam sobie sprawę, że dla zespołu mogłam być wtedy tą, która naraziła na szwank dobre imię ich fi rmy, tą, przez którą muszą siedzieć na tym szkoleniu. Ale nie dali mi w absolutnie żaden sposób tego odczuć. Byli w porządku. Po dniach próbnych stało się oczywiste, że dostanę tę pracę. Mija właśnie piąty miesiąc. Pracuję.

Co by powiedziała innym osobom trans, szczególnie młodziutkim, nastoletnim?

Ja nie mam najgorzej, bo mam swoje queerowe przyjaźnie i znajomych, mieszkam w dużym mieście, chociaż pochodzę ze wsi kilkadziesiąt kilometrów od Warszawy. Nad swoją tożsamością płciową zaczęłam się zastanawiać dopiero po przyjeździe do Warszawy na studia, gdy miałam 19 lat, wtedy, gdy miałam już do tego w miarę komfortowe warunki. Wiem, że nie wszyscy je mają. Chciałabym, żeby osoby trans mogły i starały się w sobie podtrzymywać nadzieję na poprawę swojej sytuacji, na znalezienie dla siebie przyjaznego środowiska. To nie wasza wina, jeśli trudno wam z siebie tę nadzieję wykrzesać wbrew okolicznościom, ale też bez niej nie da się żyć. Czasem okoliczności sprawiają, że to jest dla was naprawdę trudne – i to o was, które i którzy tego doświadczacie, w tej chwili myślę. Mi się udało, w wielkiej mierze dzięki stworzeniu sobie sieci wsparcia z innymi osobami trans oraz nieheteronormatywnymi, osobami, które były mi pomocne także w sytuacji zaistniałej wokół mojego przyjęcia do pracy w „Studiu”. Każdemu i każdej z was życzę znalezienia się wśród dobrych, solidarnych, wspierających was osób, z którymi razem będzie wam łatwiej przejść przez ciężkie sytuacje i doświadczenia transfobii i walczyć o siebie.  

 

Tekst z nr 72/3-4 2018.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.