Sobota, 8 grudnia 1906 r. W leżącym na peryferiach państwa niemieckiego mieście Breslau, jak wówczas nazywano Wrocław, wybucha obyczajowy skandal, o którym będą pisać gazety. Pewna zamożna kobieta pada martwa w obecności lekarza. Nie tylko okazuje się, że przyczyną śmierci była trucizna, ale również, że pod wytworną suknią kryło się ciało mężczyzny.
Tekst: Mathias Foit
Trwającej kilka miesięcy medialnej sensacji zawdzięczamy niezwykłą historię prawdopodobnie jednej z pierwszych znanych z imienia osób transpłciowych w Europie Środkowo- -Wschodniej, której życie swój tragiczny finał znalazło właśnie we Wrocławiu. Mowa o hrabinie Dinie Almie de Paradedzie, która poznawszy w Paryżu Edgara Töpfera, nauczyciela z Wrocławia, zaręczyła się z nim i przeprowadziła do jego rodzinnego miasta. Urodzona w 1871 r. jako Alfred (bądź Alfredo) H., Dina była jednym z co najmniej dwójki dzieci (miała brata) pewnej Brazylijki i prawdopodobnie pewnego hrabiego i hiszpańskiego konsula z Rio de Janeiro. O biologicznym ojcu Diny wiadomo niewiele – jest pewne natomiast, że, najwyraźniej po jego śmierci, jej matka wyszła ponownie za mąż za niemieckiego lekarza spod Berlina, który przebywał wówczas w Brazylii. Być może to właśnie za sprawą wpływowego ojczyma Alfred opuszcza rodzinny kontynent, by jako samozwańcza hrabina bądź markiza Dina Alma de Paradeda podbić europejskie salony.
Koronki, halki, wachlarze
Podobno już na przełomie 1899 i 1900 r. Dina była gwiazdą berlińskich bali „urningów”, czyli – w ówczesnym języku naukowo-medycznym i slangu środowiskowym – po prostu osób homoseksualnych. W rzeczywistości były to bale, na których wielu mężczyzn przebierało się za kobiety, a kobiety za mężczyzn, bez względu na identyfikację płciową czy zachowania seksualne. Cieszyły się ogromną popularnością, a berlińska policja nie tylko je tolerowała (mimo licznych obowiązujących ograniczeń i paragrafów, dotyczących m.in. obrazy moralności), ale pozwoliła uczynić z nich swoistą atrakcję, wyjątkową dla miasta i zaliczaną przez wielu przyjezdnych. To właśnie na jednym z takich bali w 1903 r. poznał Dinę Magnus Hirszfeld – pionier nowoczesnych badań nad seksualnością i jeden z liderów niemieckiego ruchu emancypacyjnego na rzecz mniejszości psychoseksualnych. Spotkanie musiało na nim zrobić ogromne wrażenie, bo w swoich pismach wspomina je kilkakrotnie, ze szczegółami opisując prezencję swojej rozmówczyni. I tak, tego wieczoru Dina miała mieć na sobie wytworną paryską suknię wieczorową z czerwonego jedwabiu, z kosztownymi koronkami, której wartość wartość miała przekraczać dwa tysiące franków. Co ciekawe, to właśnie Hirszfeld miał zainicjować rozmowę z hrabiną, która wzbudzała wtedy duże zainteresowanie w miejscowych kręgach towarzyskich, zaś lokal, w którym znalazła się z niemieckim uczonym, miał być przez nią regularnie odwiedzany.
W innych źródłach odnajdujemy dalsze informacje na temat wyglądu, osobowości, a nawet (a może zwłaszcza) garderoby Diny. Jej szafa miała być wypełniona najkosztowniejszymi przyborami toaletowymi takimi jak srebrne szczotki do włosów opatrzone inicjałami „A.P.” (prawdopodobnie od Alfred(o) Paradeda) czy okazały wachlarz z kości słoniowej. Oprócz tego w jej posiadaniu była na przykład „jasna, lekka suknia wieczorowa” z Irlandii, w całości haftowana ręcznie, której wartość miała przekraczać trzy tysiące franków; bluzka z białego jedwabiu z „wytworną, ręcznie wykonaną koronką”; „wykwintna” koronkowa chusteczka, która „w swej doskonałości może być uznana za drobne dzieło sztuki hafciarskiej”; różowa, jedwabna halka, „również zdobna w kosztowne koronki”; cała kolekcja eleganckich butów, składająca się m.in. ze złocistych półbutów, czarnych lakierków i jedwabnych pantofli; a także „wiele innych rzeczy, które nosić ma zwyczaj tylko dama o pewnej dystynkcji i smaku”. W wielu źródłach pojawiają się odwołania do wysokiej, szczupłej figury, a przede wszystkim niespotykanie wąskiej talii Diny, która miała mierzyć 152 cm, oraz jej rzekomo bardzo drobnych stóp. Co więcej, okazuje się, że Dina była kobietą wielu talentów; miała odznaczać się „stosunkowo dobrą grą na fortepianie”, „zdumiewającą” znajomością „spraw kuchennych” oraz dużą zdolnością do robótek ręcznych takich jak przygotowywanie sztucznych kwiatów czy przystrajanie damskich kapeluszy. Miała być osobą lubianą, wzbudzającą sympatię; oprócz „innych społecznych talentów” miała posiadać „wyśmienity dar opowiadania”, a początkowa nieufność i wątpliwości, które wzbudzała u nowo poznanych (przede wszystkim ze względu na swoją postawność i niski głos, którymi miała się odznaczać), miały ustępować w momencie, gdy „otwierała usta i opowiadała brazylijskie historie lub epizody z życia paryskich kręgów”. Jak pisze Hirszfeld, powołując się na opinie innych osób, „można ją było słuchać godzinami”, a każde z nią spotkanie miało być „rozkoszne”. Jednocześnie miała być osobą porywczą, łatwo popadającą w złość i bardzo zazdrosną – to właśnie tymi cechami miała się odznaczyć w stosunku do swojego przyszłego narzeczonego.
Talent i pieniądze
Z dostępnych źródeł wyłania się więc obraz markizy de Paradedy jako kobiety wytwornej, eleganckiej, świadomej swojego stylu, nierzadko rozrzutnej, wszechstronnie uzdolnionej i posiadającej znaczny majątek, mogącej pozwolić sobie na zakup drogich strojów, sukni i akcesoriów. Nie wiadomo jednak, skąd Dina miała pieniądze. Jeśli jej biologicznym ojcem faktycznie był konsul i hrabia z Rio de Janeiro, mogła odziedziczyć po nim część jego spadku. Niewykluczone również, że była na utrzymaniu swojego ojczyma. Jeśli wziąć pod uwagę rozpoznawalność i lokalną sławę Diny w Berlinie, gdyby chociaż część jej majątku pochodziła z działalności artystyczno-scenicznej w charakterze bardzo popularnego wówczas Damen-Imitator, czyli „kobiecego naśladowcy”, zwykle mężczyzny występującego na scenie w przebraniu kobiety, prototypu dzisiejszych drag queens. Damen-Imitator, w zależności od kreacji scenicznej, łączył/a w przedstawieniach elementy śpiewu, tańca i kabaretu; jednym z popularniejszych kobiecych naśladowców tamtego okresu był Berlińczyk Willi Pape, znany też jako „Voo-Doo”, który zasłynął wykonywaniem zmysłowych tańców inspirowanych Bliskim Wschodem i Bengalem, co najmniej dwukrotnie wystąpił też na deskach wrocławskiego teatru Liebicha (w listopadzie 1918 r. i trzy lata później).
Dina spędzała większość czasu w Berlinie, ale dużo też podróżowała. Jedno z zachowanych zdjęć hrabiny miało zostać zrobione w Neapolu, swą wielką miłość i ostateczny powód jej zguby poznała w Paryżu. Do stolicy Francji miała się udać krótko po spotkaniu z Hirszfeldem, a więc nie później niż w 1903-1904 r. Przyjęła tam przydomek Comtesse (hrabina) de Paradeda, miała też otoczyć się służbą i dobrami materialnymi, a jej „wytworne” mieszkanie miało gościć wiele osób, które ani przez chwilę nie domyślały się sekretu gospodyni. Nie wiadomo, gdzie i kiedy poznała narzeczonego, Edgara Töpfera, którego Hirszfeld opisuje jako „skromnego, niemieckiego nauczyciela”, przybyłego do Paryża w celu nauki języka francuskiego, ani jak długo trwała ich znajomość zanim przerodziła się w narzeczeństwo.
Jest natomiast pewne, że 28 października 1906 r. Dina opuszcza Paryż i przeprowadza się do Wrocławia, gdzie będzie mieszkała przez ponad miesiąc. W tym czasie urządza się w nowym mieszkaniu, planuje wesele oraz poznaje rodzinę i znajomych Töpfera. Wygląda też na to, że żyła w przyjaznych stosunkach z właścicielką zamieszkiwanego przez nią we Wrocławiu lokalu; wspomniana wcześniej wiedza kulinarna Diny miała być jej pomocną w kuchni, z kolei jej córka miała wynajmującą nazywać pieszczotliwie „ciocią Didi”. Ta sama gospodyni pozwoliła jej nawet przemalować i przemeblować wynajmowany przez nią pokój wedle uznania, co Dina zresztą zrobiła; zielone pokrycia mebli i tapetę zmieniła na różowe, te pierwsze dodatkowo obijając satyną, gdyż ten „ton kolorów miał jej bardziej odpowiadać”. Pomimo tego, że ukochany składa jej codzienne wizyty, Dina jest o niego bardzo zazdrosna. Nie zdobywa zaufania jego przyjaciół. Wygląda na to, że nie przypada im do gustu i od początku podają w wątpliwość jej osobowość. Podburzają Töpfera przeciwko niej. Przeprowadzają prywatne śledztwo na temat przeszłości Diny i odnajdują jej ojczyma, który niedawno wrócił z Brazylii do Niemiec. Dowiadują się od niego, że co prawda ma pasierba o imieniu Alfred, ale pasierbicy o imieniu Alma już nie.
Rozebrać się? Nigdy!
Miłość Diny do Töpfera, zagrożona przez intrygi jego znajomych, przybiera coraz to intensywniejsze i bardziej drastyczne formy; hrabina nie spuszcza go z oczu i grozi mu śmiercią, jeśli miałby zerwać zaręczyny. Gdy Töpfer ostatecznie odwołuje narzeczeństwo i składa donos na swą niedoszłą ukochaną, Dina popada w rozpacz. Według jednej z wersji, Töpfer zawiadamia policję dopiero po tym, gdy Dina próbuje włamać się do jego mieszkania, już po zerwaniu zaręczyn. Niebawem do mieszkania Diny puka komisarz policji kryminalnej, ale hrabina zachowuje spokój i powagę, co przynosi efekty – policjant nie znajduje powodów, by podjąć interwencję. Niemniej, wizyta urzędnika tak bardzo nadszarpuje jej nerwy, że wzywa do siebie swego zaufanego lekarza – ten jednak jest niedysponowany i wysyła do niej asystenta. Młody lekarz znajduje Dinę w głębokiej rozpaczy, opuszczoną przez ukochanego. Hrabina odmawia wykonania jego polecenia, by się rozebrać i poddać badaniu. Gdy jednak lekarz na to nalega, ta prosi o chwilę dla siebie i znika na moment w sąsiednim pokoju. Po kilku minutach wraca, siada przed lekarzem i, zdążywszy jeszcze oznajmić gotowość do bycia przebadaną, pada nagle na ziemię i w ciągu minuty kona w gwałtownych konwulsjach. Nieruchome ciało i zupełnie zdezorientowanego lekarza odnajduje ten sam komisarz, który wcześniej odwiedził Dinę, tym razem z nakazem aresztowania.
Historia ta musiała wstrząsnąć opinią publiczną, bo oprócz prasy wrocławskiej pojawiła się jeszcze co najmniej w gazetach w Berlinie. O „męskiej narzeczonej z Wrocławia”, jak ją powszechnie nazywano z braku znajomości odpowiedniej terminologii, pisano nawet na pierwszej stronie w niemieckojęzycznej „Trybunie Indiany” (Indiana Tribüne) w USA i w nowozelandzkiej Poverty Bay Herald. Na fali zainteresowania historią hrabiny de Paradedy powstały nawet dwie książki – Tagebuch einer männlichen Braut („Pamiętnik męskiej narzeczonej”) Waltera Homanna i Mein Zimmerherr Marie Röhmer, rzekomej właścicielki wynajmowanego przez Dinę mieszkania. O ile wersja Homanna, mimo zapewnień autora o prawdziwości opisywanych wydarzeń, jest fikcyjna i przedstawia zupełnie inną postać, jedynie inspirowaną Diną, o tyle wersja Röhmer wygląda na autentyczną. Z drugiej strony, wiele jej fragmentów przypomina treść artykułów z niemieckich gazet opublikowanych krótko po tragedii, możliwym jest więc, że swą opowieść Röhmer skonstruowała na podstawie relacji dziennikarskich. W każdym razie, fakt opublikowania dwóch książek odwołujących się do historii „męskiej narzeczonej” potwierdza jej medialną nośność i zainteresowanie, jakim cieszyła się jeszcze wiele miesięcy po fakcie.
Po raz ostatni gazety wspomniały o Dinie w lutym 1907 r., kiedy ogłoszono we Wrocławiu wyprzedaż pozostawionych przez nią przedmiotów. Kilka dni po tragedii, o komentarz na temat przypadku „męskiej narzeczonej” berlińska prasa poprosiła Hirszfelda, którego przedstawiono jako eksperta w dziedzinie studiów nad seksualnością. Oprócz wspomnienia okoliczności poznania hrabiny de Paradedy i wrażenia, jakie na nim zrobiła, niemiecki uczony pozwala sobie na bardziej naukową refl eksję i wyróżnia dwa typy mężczyzn, którzy przebierają się za kobiety: jedni mieliby to czynić z przyczyn fetyszystycznych, okazjonalnie, nie czując przy tym z reguły pożądania w stosunku do innych mężczyzn, zaś drudzy – do których zalicza Dinę – czują większą potrzebę identyfikacji z tradycyjnym kobiecym ubiorem, wyglądem i zachowaniem, a przy tym często odczuwają pociąg do mężczyzn.
Niezwykła historia życia i nieszczęśliwej miłości Diny, strach przed odkryciem cielesności i tragiczna decyzja o odebraniu sobie życia w obronie tajemnicy pozwalają przypuszczać, że identyfi kowała się z płcią kobiecą. Jeśli dodamy do tego kwestię jej etniczności i pochodzenia, otrzymujemy skomplikowany, złożony i fascynujący portret latynoskiej trans kobiety, migrantki, a także kosmopolitki, dla której ani Ocean Atlantycki ani granice europejskie nie stanowiły przeszkód w poszukiwaniu szczęścia, miłości i spełnienia.
Tekst z nr 80 / 7-8 2019.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.