bell hooks „Teoria feministyczna. Od marginesu do centrum”

Krytyka Polityczna, 2013

 

 

Zacznę od herezji: czasem nie zgadzam się z hooks. Jednak stwierdzić to mogę dopiero teraz, kiedy podążam bez przeszkód (wreszcie cała książka po polsku) za jej porywczą i porywającą myślą (której pęd doskonale udało się uchwycić tłumaczce, Ewie Majewskiej). I kiedy (nie)spokojnie potykam się o to, co u hooks „niemoje”. A wiele nie jest moje, bo jednak jestem biała, bo korzystam z przywilejów swojej liberalnie uprzywilejowanej pozycji, bo nie dorastałam w dzielnicy czarnej służby, bo nie jestem w Polsce imigrantką bez papierów, bo mowa z pozycji „radykalnie innej” niczym łokciem mnie dźga. A bell hooks, cóż, nie jest miła. Ona nie wykłada po akademicku, ona okłada. Drażni, docina. I potknąć się łatwo. Bo nie jest to gładka dekonstrukcja (np. pojęcia „kobieta”, „kobiecy podmiot”, „siostrzeństwo”) dokonywana z bezpiecznego miejsca za biurkiem i trafiająca w bezpieczną przestrzeń rozumu. Nie – to „ostra gadka”. Polemika bez granic. Bell hooks jest oczywiście dawno znana w Polsce – jako czołowa polemistka białego, liberalnego i heteroseksualnego feminizmu z klasy średniej, czarna lesbijka, inspiratorka badań intersekcjonalnych, (post)humanistycznego namysłu. Jako autorka nośnych i wielokrotnie powtarzanych metafor („margines – przestrzeń radykalnego otwarcia”). Hooks zatem jest popularna i opisana. Jednak jej tezy i figury myślowe, podane we fragmentach lub streszczone, nie wystarczą. Trzeba wystawić się na ten głos. Na jego żywiołowość i nieprzerwaność, wtedy zadziała. (MKo)

 

Tekst z nr 45/9-10 2013.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.