Bi to nie lans

O biseksualności, poliamorii, kodzie „podrywowym” a także o lewicy i polityce miejskiej z Joanną Erbel, polityczką Zielonych, kandydatką na prezydentkę Warszawy w zeszłorocznych wyborach, rozmawia Marta Konarzewska

 

Joanna Erbel (z prawej) i Marta Konarzewska, styczeń 2015 r.; foto: Agata Kubis

 

Są tacy, którzy uważają, że przyłączyłaś się do comingoutowej, przedwyborczej akcji „Repliki” (patrz nr 52), żeby podwoić swoją popularność.  

Są też tacy, co sądzą, że straciłam przez to wiele głosów. Pamiętasz ten wspaniały komentarz starszej pani, wyborczyni Biedronia? Dziennikarz pyta, czy jej nie przeszkadza, że głosowała na geja, a ona, że nie wybierała partnera do łózka, tylko prezydenta.

Wszystko wskazuje na to, że orientacja przestaje wyborcom robić różnicę. Ale jeżeli jeszcze robi, to wciąż na niekorzyść – raczej mogło mi to odjąć głosów niż je pomnożyć. Coming out to nie była oczywista decyzja na parę dni przed wyborami. W kampanii unikałam tematów obyczajowych. Swój program kierowałam nie tylko do lewicy. W drugiej turze jedna trzecia moich wyborców głosowała przecież na Sasina. Ale też nie chciałam udawać, że nie powiedziałam kiedyś pewnych rzeczy w paru artykułach czy wystąpieniach, np. w dyskusji w Krytyce Politycznej mówiłam, że mam chłopaka i dziewczynę (dyskusja „Poliamorystki” do obejrzenia na youtube – przyp. red.).

W kampanii unikałaś kwestii obyczajowych, bo…

Na poziomie samorządu kwestie obyczajowe są drugorzędne. To nie tu toczy się walka o związki partnerskie. Pomijając kontekst, biseksualny coming out nie był dla mnie największym wyzwaniem. Na studiach dla wielu moich kolegów egzotyczne było to, że jestem feministką. Drugi coming out, o ile tak można powiedzieć, to był wywiad dla „Wysokich Obcasów” z hasłem „Mieszkanie prawem, nie towarem”. Wtedy wylał się szlam o lewaczce, które podważa święte prawo własności. Młoda dziewczyna ma czelność mówić, że ludzie mają prawo do mieszkań. Wbrew pozorom właśnie to o wiele bardziej interesuje młodych korwinistów niż z kim ta dziewczyna śpi. Zresztą przy bi im zaraz pracuje wyobraźnia. Reakcje są takie: kobiety się uśmiechają, a mężczyznom się włączają fantazje.

Przy coming oucie poliamorycznym się nie włączyły?

Wtedy dostałam bardzo dużo komentarzy pozytywnych, wszystkie miały podobną strukturę: „Fajnie, że o tym powiedziałaś! Kibicuję ci, mam nadzieję, że nie miałaś mega negatywnych komentarzy na ten temat”. Oczywiście pojawiły się też chamskie „chcesz się poruchać?”. Ale ich było o wiele, wiele mniej. Osoby poli dziękowały za głos, za odwagę, bo mają świadomość, w jakim żyjemy społeczeństwie. Ale wyniki wyborów pokazały, że żyjemy w nieco innym społeczeństwie. I wiesz, co mnie najbardziej zdziwiło ostatnio? Hejt od „swoich”: „Bi? Co za lans!”, „Jest za wcześnie, jeszcze nie wolno”, „Po co ci to?”. Jedna z moich starszych koleżanek z lewicy napisała na moim FB, że to tani i głupi chwyt i czy mam zamiar zalegalizować związek jednocześnie z kobietą i mężczyzną. To mnie zszokowało.

Ta niewiedza, że biseksualność to nie synonim bigamii?

To bifobia! Okazuje się, że oswoiliśmy się z gejem czy lesbijką…

tymczasem literka B w LGBT jest wciąż niewygodna. Ciebie to zaskakuje?

Jako socjolożka rozumiem, że rozmyta tożsamość seksualna może być kontrowersyjna, ale osobiście praktycznie nie odczuwałam tej niechęci. Może dlatego, że nigdy nie ustawiałam swojej tożsamości społecznej według tożsamości seksualnej. Nawet ludzi ze społeczności poliamorycznej poznałam całkiem niedawno, nie chodziłam na ich spotkania, imprezy. Nie tam koncentrowała się moja polityczna aktywność, ale w miejskiej polityce: w mieszkaniach, w zrównoważonym transporcie, tanich biletach. Ale nie boję się powiedzieć, że jestem poliamorystką. Nie udaję też, że jestem „normalna”. Ale widzisz, współpracuję z wieloma urzędnikami, patrzę na czyjś biogram: żona, szóstka dzieci, myślę: O! Będziemy mieć kosę. A okazuje się, że wcale nie, super się współpracuje. Wbrew pozorom, większe cięgi zebrałam od środowiska, od „naszych”. Jeden kolega, który występuje jako drag queen uważał, że nie powinnam mówić, że jestem bi!

Są mizoginiczni geje, lesbijki pro-life, czemu nie ostrożne gejowskie drag queen?

To było dla mnie ciekawe spotkać się z tym. Oczywiście skrajna prawica też reagowała. Terlikowski o mnie pisał w kontekście poliamorii, niedługo potem spotkałam go w radiu, poszłam się przywitać, życzyć miłego dnia.

I co?

Wiesz… Korytarz był wąski. Trudno było mu się nie przywitać.

Pewnie wielu się w tobie boi własnego pożądania.

Ale to ich fantazje, nie moje.

Chłopcy zawsze fantazjowali o tobie?

(śmiech) Moj pierwszy chłopak okazał się gejem. Mieliśmy po 14 lat, romantyczny roczny związek. Potem Martin wciąż wybierał same ideały dziewczyn, nieszczęśliwe miłości. Po paru latach spotkaliśmy się. Wreszcie się zakochał. W chłopaku. Najpierw się ucieszyłam. A potem pomyślałam: ocho, mam problem. Facet, który wyznaczał mój archetyp mężczyzny jest gejem. Ale szybko mi przeszło. Nie tylko mnie. Kiedyś rozmawiam z babcią: ona się rozpływa, jaki to Martin najlepszy chłopak dla mnie. „Babciu, ja nie będę z nim szczęśliwa”. „A niby czemu?”. „Bo mu się podobają chłopcy i będziemy mieli bardzo zły seks”. „Acha!” – mówi babcia, a po chwili pyta: „A fajnego ma chłopaka?”.

I jak się zakochałaś w dziewczynie, to też powiedziałaś sobie: „acha”?

To było zabawne, miałam wtedy 20 lat, a w otoczeniu zawsze dużo kolegów, kumplowałam się z chłopakami, bo jakoś nie interesowały mnie ani paznokcie, ani szminki, ani sukienki, jak moje koleżanki. Wtedy się nie malowałam. Uważałam, że dziewczyny mają głupie zainteresowania. Jak się zakochałam w tej koleżance, to sobie zadawałam mnóstwo pytań, które wydają mi się teraz śmieszne: np. „Czy jak się przytulam do kolegów, siedząc obok, to do niej też mogę?”

Wstydziłaś się?

To był stres! Nie wiesz, co robić, nie masz kodów, szok. Potem okazało się, że też się jej podobam. Miałyśmy krótki romans, choć miała chłopaka wtedy. Widzisz, wokół mnie było zawsze jakoś więcej tych osób. Kiedy pojawiła się poliamoryczna rama, to wszystko stało się jaśniejsze i normalne.

Powiedziałaś rodzicom, czy znów babci, o tej dziewczynie?

Kiedyś rozmawialiśmy z rodzicami o dzieciach. Powiedziałam im, że będę pewnie mieć dziecko, ale nie z chłopakiem, tylko z dziewczyną. „Yy… okeej…”. Potem sama sobie zdałam sprawę, że niekoniecznie to takie proste. Że nie jestem lesbijką, chłopcy też mi się podobają. Tylko na trochę przestali, jak byłam zakochana w konkretnej osobie – dziewczynie. Moje relacje erotyczne z dziewczynami były zawsze z tymi bi. Wydaje mi się, że operujemy tym samym kodem podrywowym. Pamiętam, jak jedna z moich koleżanek bi próbowała poderwać lesbijkę, nie wiedziała, jak się do tego zabrać. Jakby to były zupełnie inne kody romansowe: jak tu podejść, jak zacząć?… Będąc bi, operujesz kodem heteroromantycznym.

Masz bi-dar?

Tak! To jest podobna kompetencja do tej, którą rozpoznajesz swój typ. Na przykład lubisz, nie wiem, szalonych chłopaków. Albo osoby bipolarne. Wchodzisz do pomieszczenia i wiesz, który lub która to. Z dziewczynami bi pojawia się takie delikatne potencjalne napięcie erotyczne.

Osoby z homo środowiska też to często wyczuwają. I często uważają osoby bi za…

…zdrajców. Wiem.

Pierwszy lęk: moja dziewczyna odejdzie do chłopaka, bo tak naprawdę bi to hetero.

Rozumiem ten lęk. Parom hetero jest w Polsce łatwiej.

Drugi: będzie potrzebowała faceta jednocześnie ze mną, bo bi nie potrafią się zdecydować.

Również dobrze mogłaby odejść do innej dziewczyny, która wygląda inaczej, to nie musi być facet.

Ale ten najbardziej podstawowy brzmi: ona podważa moją seksualność. Bi podważa stateczność bycia homo, jak homo podważa stateczność bycia hetero.

 Ale niby dlaczego? W ogóle nie podważa. Rzeczywistość nie jest biała albo czarna – jest ciągła. I to nie dotyczy jedynie seksualności. Też poglądów politycznych. Miałam do czynienia z radykalną lewicą, która uważała, że jak rozmawiam z urzędnikami, to jestem automatycznie po tamtej stronie, że nie ma przestrzeni pomiędzy. Bzdura. Wspieranie przestrzeni „pomiędzy” wspiera także cześć radykalną. Jest ciągłość poglądów.

I tego powinna nauczyć się lewica?

Lewica powinna mieć kompleksowy program, a nie wybierać jedne tematy kosztem innych. Powinno być miejsce i na postulaty stricte socjalne, jak specjalne strefy ekonomiczne, mieszkania komunalne, zablokowanie eksmisji na bruk, i na te uważane niesłusznie za lajfstajlowe, jak ścieżki rowerowe, miasto bez krawężników, przyjazna przestrzeń, parki. Powinny one iść ramię w ramię z poszanowaniem ludzkich życiowych wyborów. Bo o to w gruncie rzeczy chodzi w postulatach obyczajowych. Nie chciałabym też jednak, żeby lewica stawiała głownie na argumenty obyczajowe i wokół tego się budowała, bo wtedy powstaje projekt średnioklasowy.

Po ostatnich wyborach jako działaczka miejska patrzę z nadzieją na Słupsk. Tam jest zielony, lewicowy program: zielona reindustrializacja, postulaty socjalne plus prezydent, który jest jawnym gejem. Biedroń wygrał te wybory, choć pewnie dla wielu analityków był niewybieralny. Prawica jest przerażona, prowincja, a proszę, lewicowy gej na rowerze!

Osoby niehetronormatywne z założenia powinny popierać lewicę? Czemu lewica ma nam więcej do zaoferowania?

Lewica dąży do stworzenia środowiska, gdzie możemy być rożni i to nam nie zagraża. Wymiarów tego jest bardzo dużo: nie chodzi tylko o stworzenie polityki edukacyjnej, ale też o redystrybucję grantów. Prawicowy samorząd może odcinać finansowanie pewnych ważnych dla LGBT inicjatyw. Tu chodzi o lokale, kulturę (pamiętamy „Golgota Picnic”), o sposób, w jaki działają centra aktywności lokalnej. Czy można tam zrobić za darmo spotkanie z pisarzem gejowskim, czy nie. Albo parady, marsze.

Politycy, kandydatki powinni się outować?

Nie, jestem przeciwna przymusowi coming outu. Znam osoby, które są w takie sytuacji zawodowej, czy rodzinnej, że jest im to w tym momencie niepotrzebne. Przejście z poziomu towarzyskiego (bliscy wiedzą) na poziom publiczny (ludzie cię googlują i widzą, że nie jesteś hetero) bywa ryzykowne. Może się okazać za jakiś czas, że to nie będzie żadnym problemem. Ale jeszcze jest. Więc to powinien być indywidualny wybór.

 

Tekst z nr 53/1-2 2015.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.