CHODŹCIE ZE MNĄ

Rekordowa liczba piętnastu Marszów/Parad Równości przeszła w tym roku przez Polskę. PAWEŁ SZAMBURSKI wziął udział we wszystkich

Tekst: Mariusz Kurc

 

Paweł Szamburski na Marszu Równości w Zielonej Górze (20.10.2018). Foto: Monika Tichy – Pacyfka

 

28 czerwca 1969 r. nowojorska policja zrobiła nalot na gejowski klub Stonewall. To miała być rutynowa sprawa, ale tamtej nocy „degeneraci”, „przegięte cioty”, „grube lesby”, „przebierańcy” i inne „dziwolągi” stawili opór – udało im się zabarykadować policjantów wewnątrz. Ci osłupiali dzwonili po posiłki. Ale „zboczeńcy” też dostali posiłki. Zamieszki trwały 2 dni, wzięło w nich udział około 2 tysiące osób – i potem nic już nie było takie samo. Rozpoczęła się nowa era emancypacji LGBT. Rok później, na pamiątkę wydarzeń ze Stonewall, zorganizowano demonstrację. Chyba nikomu nie przyszło wtedy do głowy, że będzie to pierwsza z tysięcy parad, jakie w następnych latach rozleją się na pół świata. Chodzimy w nich, bo chcemy równych praw, równego traktowania zamiast wpychania nas do szaf. I dlatego, że chcemy się cieszyć z tego, kim jesteśmy.

Pierwsza polska Parada Równości przeszła ulicami stolicy 1 maja 2001 r. Potem dołączały kolejne miasta. W 2017 r. Marszów/Parad Równości było w Polsce siedem. W tym roku – aż piętnaście. Przełom? 2018 – rokiem przebudzenia polskiej społeczności LGBT?

Czułem, że „pióra w tyłku” to ściema

Paweł Szamburski ma 28 lat. Pochodzi z Żyrardowa pod Warszawą. Pracuje w kawiarni jednej z sieciówek. W marcu obiecał sobie, że weźmie udział we wszystkich tegorocznych Marszach/Paradach. Napisałem to na moich social mediach, więc było „oficjalnie”. Skąd pomysł? Na mojej pierwszej Paradzie byłem w 2012 r. Kolega mnie zachęcił. Pozytywny szok. Mnóstwo uśmiechniętych ludzi, platformy, muzyka – ogromne wrażenie. Poczułem się częścią wspólnoty. Zobaczyłem, że społeczność LGBT istnieje realnie i to jest masa ludzi. Działacze, o których czytałem w sieci, okazali się ludźmi z krwi i kości, można ich było poznać, porozmawiać z nimi. Wiele osób, również LGBT, wierzy w fantazje o „obscenicznych ekscesach”, o „piórach w tyłku”, nagich ludziach na Paradach. Jakoś czułem, że to ściema. Jeśli miałem obawy, to o bezpieczeństwo – i nie było z tym problemu. Na następną Paradę już nie potrzebowałem zachęty, sam wyciągnąłem znajomych. W tym roku pomyślałem, że samej Warszawy będzie mi mało. Kolejne miasta ogłaszały daty Marszów i stwierdziłem: dobra, jadę! Dotrzymał słowa.

Od kwietnia do października

Pierwsza była Łódź (21.04). Przyszło ok. 1000 osób – jak na tak duże miasto, niezbyt wiele. Było w porządku, ale wydaje mi się, że mogło być mocniej, dynamiczniej. Niecały miesiąc później odbył się zorganizowany ad hoc Marsz Tolerancji w Koninie (18.05). W tamtejszym liceum ogłoszono konkurs na wypracowanie o tolerancji. Spotkał się on z protestem lokalnej Młodzieży Wszechpolskiej. Gdy szkoła uległa naciskom i odwołała konkurs, uczniowie odpowiedzieli, organizując Marsz. Paweł: Podziwiam ich. Mnie w czasach liceum coś takiego nawet nie przyszłoby do głowy. W konińskim Marszu wzięło udział ok. 400 osób (dużo, zważywszy na wielkość miasta). Zaraz po Marszu dotarłem busem z ludźmi z Grupy Stonewall do Poznania, gdzie wieczorem złapałem pociąg do Krakowa. W Krakowie wylądowałem nad ranem. Do hotelu trochę odpocząć, prysznic – i na Marsz (19.05), już piętnasty w tym mieście. 7 tysięcy uczestników (rekord), obeszliśmy m.in. rynek ku radości turystów i mieszkańców, którzy tańczyli z nami, robili sobie zdjęcia. Była też kontrmanifestacja, ale niewielka. Lubię, gdy marsz idzie przez centrum, wtedy to ma sens – ludzie nas widzą. Lubię obserwować reakcje przechodniów. W większości są przyjazne.

Tydzień później odbył się czwarty Marsz w Gdańsku (26.05). Po raz pierwszy nie tylko w Gdańsku, ale w całej Polsce, prezydent miasta udzielił patronatu Marszowi Równości. Uznanie dla prezydenta Adamowicza. W Gdańsku było 7 tys. ludzi – 2 razy więcej niż rok temu. Była kontrmanifestacja, podobnie zresztą jak we wszystkich miastach, oprócz Warszawy i Torunia, ale po prostu spokojnie przeszliśmy koło niej. Radna Kołakowska tym razem nas nie blokowała (w październiku przegrała w wyborach, startując z list Ruchu Narodowego – przyp. „Replika”). W Gdańsku po raz pierwszy w tym roku był piknik – prezentowały się organizacje LGBT, były foodtrucki, grała muzyka.

9 czerwca miała miejsce osiemnasta Parada Równości w Warszawie. Przyszło 45 tys. osób. Zawsze staram się „zwiedzić” całą demonstrację – biegam od samego czoła do końca. W tym roku te „oględziny” zabrały mi wyjątkowo dużo czasu, Parada ciągnęła się i ciągnęła.

W Warszawie nie ma już kontrmanifestacji. Są co najwyżej pojedynczy przeciwnicy, którzy toną w naszym tłumie. Co roku na trasie Parady stoi spokojnie jedna pani, która trzyma baner z napisem o tym, że mężczyzna, który współżyje z mężczyzną, nie pójdzie do Królestwa Bożego. Cóż, ja się do tego królestwa i tak nie wybieram… (śmiech). Ta pani stała się już jakby elementem Parady. Niektórzy do niej podchodzą, przytulają ją. Przez niemal całą paradową sobotę pod Pałacem Kultury i Nauki działało Miasteczko Równości. To był ogromny sukces, przewinęły się tysiące ludzi. Oprócz organizacji LGBT, widać było też wielki biznes – w Miasteczku powodzeniem cieszyło się m.in. stoisko Netfliksa, a dzięki Ben & Jerry’s mieliśmy w przedparadowy piątek hologram tęczy na pl. Zbawiciela.

Na Marsz w Rzeszowie (30.06) patrzyło się z „pewną nieśmiałością” – pierwsza demonstracja LGBT na tzw. ścianie wschodniej, na Podkarparciu, które jest bastionem PiS-u. Rzeszów jednak zdał egzamin (frekwencja: ok. 1000 osób), choć nie obyło się bez incydentów. Przyszło sporo przeciwników w małych grupkach. Zauważyłem sojusz między agresywnymi facetami w narodowej odzieży a modlącymi się paniami. Tuż przed Marszem pewna dziewczyna podeszła do mnie i… próbowała wyrwać mi tęczową flagę z ręki. Ale nie mówmy tylko o przeciwnikach – i w Rzeszowie, i wszędzie indziej było ich dużo, dużo mniej niż nas. Skandowania „Chłopak, dziewczyna, normalna rodzina” albo „Zakaz pedałowania” były zagłuszane naszymi: „Chodźcie z nami”, „Miłość – równość – tolerancja”, „Homofobia – to się leczy”.

Tydzień później był znów weekend dwóch Marszów: w sobotę Opole (7.07), w niedzielę – Częstochowa (8.07). Oba pierwsze. W Opolu prężnie od kilku miesięcy działa organizacja Tęczowe Opole. Na Marszu panowała wspaniała atmosfera podgrzewana przez dobre wodzirejki: drag queens Charlotte i Lelitę Petit. Jednocześnie przeciwnicy nie spali: na jednym z opolskich bloków zawisł baner ze zdjęciem chłopca, który siedzi na barkach mężczyzny, a drugiemu mężczyźnie stojącemu obok daje buziaka. Do tego hasło: „Tacy chcą edukować twoje dzieci. Powstrzymaj ich. Stop pedofilii”. Małe „śledztwo” w sieci szybko wykazało, że na zdjęciu widnieje nowojorskie małżeństwo Court T. King, Rafael Gondim i ich syn. Court i Rafael skontaktowali się z polskimi prawnikami – jeśli sprawa będzie miała ciąg dalszy, „Replika” będzie informować.

W Częstochowie Marsz był najkrótszy, jeśli chodzi o długość trasy. Pojawiła się flaga z orłem na tęczowym tle. Fotki trafiły na social media. Zareagował sam minister spraw wewnętrznych Joachim Brudziński. Skierował sprawę do prokuratury z podejrzeniem przestępstwa polegającego na… bezczeszczeniu polskiego godła. Efektem była lawinowa popularność tęczowego orła. Na kolejnych Marszach pojawiło się mnóstwo ludzi w T-shirtach z orłem (Paweł: Moją kupiłem na Marszu w Szczecinie), w kilku miastach byli oni spisywani przez policję. Przez media społecznościowe LGBT przetoczyło się hasło „Tęcza nie obraża”. Kilka tygodni temu prokuratura umorzyła śledztwo.

W sobotę 11 sierpnia przeszedł Marsz w Poznaniu, po raz kolejny z udziałem prezydenta Jacka Jaśkowiaka, który po raz pierwszy udzielił Marszowi patronatu. Obudziłem się w piątek koło 5 rano, zerkam na Instagram: Arek Kluk, szef Grupy Stonewall, organizator Marszu, prowadzi transmisję na żywo. Myślę: on jest niezmordowany, jutro ma Marsz, a dziś tak wcześnie coś transmituje? I wtedy widzę na relacji, jak przez jakieś wielkie poznańskie skrzyżowanie przejeżdżają tramwaje z tęczowymi chorągiewkami. Wzruszyłem się tak, że już nie usnąłem. Tym bardziej, że jestem fanem transportu szynowego – chciałem pędzić do Poznania natychmiast! (śmiech) Wieczorem tego dnia była przedmarszowa impreza uliczna, podczas której dotarła wiadomość, że w sobotę nie będzie już chorągiewek na tramwajach. MPK wycofała się z podpisanej z Grupą Stonewall umowy. To dlatego potem na Marszu przemawiał motorniczy Aleksander Gapiński, który w proteście przeciw decyzji pracodawcy po prostu się wyoutował.

Katowicach pierwszy Marsz przeszedł w 2008 r., potem była przerwa – aż do 8 września br. Dopisali i uczestnicy (3 tys.), i policja, która idealnie pilnowała bezpieczeństwa, może nawet za bardzo – w życiu nie widziałem takiego korowodu radiowozów. Ale zabawa była przednia. W Szczecinie (15.09) również, choć nie cały czas – w pewnym momencie w naszą stronę poleciały szklanki, butelki, nawet parówki czy jajka. Ale nie daliśmy się, a organizatorka Monika Tichy (Lambda Szczecin) wygłosiła porywające przemówienie, widziałem ludzi, którzy płakali. Było nas aż 3 tysiące. Przed Marszem był też piknik, na którym m.in. „Replika” miała stoisko. W żadnym mieście podczas pierwszego Marszu nie było pikniku – chapeau bas dla Lambdy Szczecin.

Toruniu (29.09) było nadzwyczaj spokojnie i jak już wspomniałem – bez przeciwników. Tylko my – 1500 osób.

We Wrocławiu (6.10) frekwencja się podwoiła w porównaniu z zeszłym rokiem – przyszło ok. 7 tys. osób. Zapewnienie bezpieczeństwa przez policję oceniam najlepiej właśnie we Wrocławiu. A z innych spraw, dziwiłem się, że wśród uczestników zabrakło Marty Lempart, działaczki Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, wyoutowanej lesbijki, która kandydowała na prezydentkę Wrocławia.

Tydzień później (13.10) odbył się najgłośniejszy tegoroczny Marsz – w Lublinie. Zakazem wydanym przez prezydenta Żuka (Platforma Obywatelska) byłem po prostu zszokowany. Nie sądziłem, że – po zakazach prezydenta stolicy Lecha Kaczyńskiego z 2004 r. i 2005 r. – będę jeszcze świadkiem zakazywania Marszu. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Przyszło ok. 2 tysiące osób. Wprawdzie Sąd Okręgowy podtrzymał zakaz, ale Apelacyjny uchylił. Chwała Bartoszowi Staszewskiemu, który jako organizator te prawne przeszkody pokonał.

Sezon Marszów zamknęła Zielona Góra (20.10), w której tęczowe flagi zawisły na ulicznych słupach, a frekwencja wyniosła ok. 1000 osób. Czy to nie fantastyczne? Pierwszy Marsz i od razu tęczowe flagi na ulicach! W ciągu tygodnia zobaczyłem drastyczny kontrast pomiędzy Polską wschodnią i zachodnią. W Zielonej było super i kolorowo, tylko troszkę już doskwierało zimno.

Płochliwe są gejuchy

Polska społeczność LGBT jest ogromna (ok. 1,5 mln ludzi), ale osób autentycznie zaangażowanych – wciąż, mimo tych 15 Marszów, brakuje. Paweł od kilku miesięcy jest wolontariuszem Miłość Nie Wyklucza i „Repliki”. W jaki sposób doszedł do tego, że trzeba „coś robić”? Ja się raczej zastanawiam, jak to jest, że tak wielu ludzi LGBT nie dochodzi do tej konkluzji. W Miłość Nie Wyklucza zacząłem od pomocy przy remoncie nowej siedziby, w „Replice” – od udziału w wysyłce do prenumeratorów/ek. Aktywizm to także takie prozaiczne czynności.

Mój Facebook i Instagram spływają dziś tęczą. Komuś się nie podoba? Luz, przełącz kanał. Gdy ktoś w mojej obecności mówi o LGBT w sposób dyskryminujący, już nie spuszczam głowy, potrafi ę wejść w dyskusję. Na moim plecaku przybywa tęczowych przypinek. Bywa, że siadam w autobusie czy pociągu z plecakiem na kolanach i łapię zdziwione spojrzenia siedzących naprzeciw. Patrzę im w oczy i nie ja pierwszy odwracam wzrok. To działa.

Rozumiem obawy przed wyoutowaniem się, ale jednak w wielu przypadkach one są nadmierne. Niedawno na moim profilu na Grindrze wstawiłem fotkę, na której trzymam tęczową flagę. Efekt był natychmiastowy: dużo mniej chłopaków zagadywało, a zdarzały się zaczepki: „Po co się afiszujesz? Co to da?” Płochliwe są te nasze gejuchy. Fotkę penisa prześlą bez problemu, ale tych, co „afi szują się”, będą hejtować. Heteronorma rządzi nawet na Grindrze. Zamieniłem zdjęcie na bez flagi – zaczęli pisać częściej.

W naszym środowisku jest hejt na tak zwanych przegiętych gejów, na osoby trans, bi, na drag queens. W poprzedniej „Replice” Łukasz Sabat powiedział, że jest w otwartym związku – i jaki hejt?! Związek otwarty to nie jest moja bajka, ale uważam, że jeśli dwóch facetów tak sobie układa życie, to luz. Najgorsi zaś są tacy, co of cjalnie żyją w monogamii, realnie – w otwartych związkach i… publicznie hejtowali Łukasza. Cóż za hipokryzja!

Plany na 2019

Myślę o dwóch wypadach za granicę. Chciałbym zobaczyć Paradę w Amsterdamie, gdzie tęczowy tłum płynie barkami po kanałach. I największe marzenie: w przyszłym roku będzie 50-lecie Stonewall. Parada w Nowym Jorku będzie nieziemska…

Na pewno będę w Warszawie i Poznaniu, ale z niecierpliwością czekam też na cztery, już zapowiedziane przez organizatorów, Marsze w nowych miastach u nas: Białystok, Bydgoszcz (11.05.2019), Kielce (13.07.2019) i Olsztyn. Wygląda na to, że 2019 r. też będzie rekordowy  

 

Tekst z nr 76/11-12 2018.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.