Do czterech razy sztuka

Z ADAMEM KOZIEŁEM, fotomodelem, fryzjerem, tancerzem, jednym z bohaterów naszego nagiego kalendarza „Strefa wolna od wstydu”, rozmawia Mariusz Kurc

 

Foto: Paweł Spychalski

 

Było tak: pozować w naszym nagim kalendarzu miałeś ty sam, ale na sesję przyjechałeś ze swoim chłopakiem Pawłem Markowiczem, który też miał tego dnia coś do załatwienia w Warszawie. Fotograf Paweł Spychalski zrobił ci piękne zdjęcie, po czym, już do archiwum prywatnego, poprosiłeś o dodatkowe zdjęcie ze swoim Pawłem. Nie trzeba było go długo przekonywać – rozebrał się w try miga, a zdjęcie okazało się tak fajne, że finalnie to ono wylądowało w kalendarzu.

Ja już nieraz pozowałem nago. Dla moich rodziców nagość też nie była problemem – jak jeździliśmy nad morze na wakacje, to z reguły chodziliśmy na plażę naturystów. Pozowałem też do aktów na ASP. Bardzo się cieszę, że Paweł się odważył.

Do notki o was w kalendarzu podaliście, że mieszkacie w Babicach pod Łodzią – w domu, który sami wybudowaliście. To mnie zaciekawiło.

Pochodzę ze wsi Chociw niecałe 60 km od Łodzi, wychowałem się w domu z podwórkiem, na gospodarstwie. Do Łodzi przeniosłem się 11 lat temu, ale tylko ze względu na pracę – do dużego miasta nigdy mnie nie ciągnęło i właściwie cały czas marzyłem o własnym domu, zwierzętach, przestrzeni i ciszy. Do trzydziestki jeszcze jeszcze jako tako, bo człowiek często wychodził, imprezował, ale po trzydziestce mieszkanie w bloku zaczęło mnie coraz bardziej męczyć. Na szczęście Paweł miał takie samo marzenie. W lockdownie zaczęliśmy je realizować – najpierw kupiliśmy działkę, potem zamówiliśmy tzw. kanadyjczyka, czyli dom z konstrukcji drewnianej. Wszystko notarialnie jest nasze wspólne, włącznie z kredytem (śmiech). Ten dom uratował nam zdrowie psychiczne w pandemii. Fundamenty robiliśmy osobiście, z pomocą szwagra Pawła, bo firma budowlana nas wystawiła. Następnie sam dom postawiono nam w 5 dni, a potem znów sami – z pomocą tym razem taty Pawła – zrobiliśmy ogrzewanie. Działkę kupiliśmy w marcu 2020 r., a pod koniec października 2020 r. się wprowadziliśmy i zaczęło się urządzanie wnętrza.

Hodujecie też kury i kaczki, tak?

Łącznie zwierząt mamy ponad sto – kury, kaczki, pawie, gołębie, gęsi z kręconymi piórami na skrzydłach, takie, jak hodowała moja babcia, do tego cztery psy, kota, gadającą papugę, świnki morskie, no i rybki.

Nieźle. I prowadzicie salon fryzjerski w Łodzi. To razem sporo obowiązków.

Dzień zaczynamy koło 6 rano. Ja jeszcze lubię skoczyć na siłkę, zanim o 10 otworzymy salon.

Oprócz tego jesteś fotomodelem.

Wiesz, jak to się zaczęło? Miałem 20 lat i przyjechałem do Łodzi na zakupy. Szedłem ulicą w stronę Manufaktury i zaczepiła mnie dziewczyna. To była jedna z organizatorek pewnej sesji – mieli modelkę wytatuowaną i potrzebowali modela też wytatuowanego, bo ten, którego wynajęli, nie dojechał. A ja, szczególnie jak na tamte czasy, miałem już sporo tatuaży, wyróżniałem się. Poszedłem z tą dziewczyną. Ostatecznie agencja podpisała ze mną kontrakt na więcej sesji. Później pojawiła się kolejna agencja. Niedługo zleceń modelingowych miałem już po dwa-trzy w tygodniu. Mieszkanie u siebie na wsi, dojazdy stały się uciążliwe.

A fryzjerstwo kiedy się pojawiło?

Chciałem być fryzjerem od czasów nastoletnich, chciałem iść do technikum fryzjerskiego, ale że moi rodzice prowadzili sklep RTV i AGD, to najpierw po prostu pomagałem im. Wysłali mnie do liceum o profilu handlowym. Potem podczas jednej sesji foto zgadałem się z człowiekiem, który mnie czesał i narzekał, że brakuje rąk do pracy. Od słowa do słowa i stawiłem się na naukę. Zaczynałem od zera, od nauki, jak zamiatać włosy spod fotela. Pensja asystenta fryzjera nie jest fantastyczna, dawałem radę tylko dlatego, że dorabiałem cały czas jako fotomodel. Po 6 miesiącach szefowa rzuciła: „Adam, ostrzyżesz pana” – zrobiło mi się gorąco, ale cóż. Ponad godzinę tego faceta trzymałem na fotelu, to było moje najdłuższe męskie strzyżenie w życiu. Wystawił mi na stronie salonu rekomendację z takimi superlatywami, że następnego dnia szefowa do mnie mówi, że zaczynam normalną pracę. Uczyłem się rzeczywiście błyskawicznie, zresztą sporo też inwestowałem w szkolenia. Szybko przeszedłem do strzyżeń damskich, bardziej skomplikowanych, koloryzacji i tak dalej. Po 2 latach miałem praktycznie bazę własnych klientów. W sumie pracowałem w trzech różnych salonach, zanim otworzyłem mój własny – 2,5 roku temu.

Fajnie jest być swoim własnym szefem.

Oj tak, wygodne to jest. Sam sobie ustawiam grafik, sam się urywam, kiedy muszę. A Paweł bardzo mi pomaga, zajmuje się recepcją, zamówieniami, ale też przygotowuje klientów do strzyżenia albo wykonuje czynności związane z pielęgnacją włosów. Jesteśmy ze sobą praktycznie 24 godziny na dobę, ale często gęsto ledwo zdążymy zamienić słowo, tyle jest roboty. O, widzisz – to jest właśnie minus posiadania własnego biznesu: jesteś w pracy właściwie cały czas. Nie możesz o godzinie 18 sobie wyjść, zamknąć drzwi i powiedzieć, że nic cię nie obchodzi, bo zawsze jest coś do zrobienia. Nieraz kończymy koło 22. A zależy nam obu tak samo.

Ten nowy dom jest takim azylem, jak sobie wymarzyliście?

Dokładnie. Cisza i spokój, które tu mamy, rekompensują cały ten zgiełk. Latem rano w niedzielę mogę sobie wyjść na taras z kawą w piżamie albo w samych gaciach, albo w ogóle bez niczego i to jest fantastyczne, tego mi trzeba.

Ale z moich pasji – to jeszcze jest taniec. Tańczę od 9. roku życia, odkąd mama zawlekła mnie na kurs do Bełchatowa – bardzo nie chciałem, ale potem połknąłem bakcyla. Tańczyłem nawet w turniejach, moja specjalność to salsa i samba. Może dlatego, że dziadek był Hiszpanem? Gdy naderwałem ścięgno w kostce, forsowne tańczenie musiało się skończyć, ale wciąż okazjonalnie jestem tancerzem go-go w warszawskim Metropolis, łódzkim Narraganset czy innych gejowskich klubach. Gdybyś mnie nastoletniemu powiedział: „Adaś, będziesz kiedyś tańczył na wpół rozebrany w gejowskich klubach”, tobym powiedział: „Człowieku, zwariowałeś chyba”.

No właśnie – przejdźmy do gejowskich spraw.

U mnie to było trochę inaczej, bo ja odkryłem, że jestem gejem, dopiero po dwudziestce.

Późno. Wcześniej żadnych sygnałów?

Nawet sam próbowałem sobie nieraz przypomnieć. Albo nic nie było, albo wyparłem ze świadomości. Przypominam sobie tylko jednego chłopaka z mojej wsi, który mi się podobał, gdy byłem nastolatkiem. Gdy miałem 17 lat, poznałem dziewczynę, która była moją przyszłą, a teraz byłą – żoną. Ożeniłem się z nią w wieku 21 lat. Jej rodzice, katolicy, nie mogli znieść, że mieszkamy ze sobą bez ślubu. Którejś niedzieli moi i jej rodzice przyjechali do nas i oświadczyli, że organizują nam wesele – i podali datę za pół roku.

Jak długo to małżeństwo przetrwało?

Powiem ci, że ja moją żonę bardzo kochałem i nie miałem żadnych bodźców, które by wskazywały, że wolę facetów. W tym czasie nagle zmarła moja mama – niewykrywalny tętniak mózgu. A rozwiodłem się z żoną po 2 latach, ponieważ ona zaszła w ciążę – nie ze mną. Potem miałem jedną dziewczynę i dopiero po niej, w wieku 24 lat, obudziła się moja homoseksualna strona. Na jednej imprezie wypiłem za dużo, jakieś hamulce puściły i do czegoś tam doszło z drugim chłopakiem. Rano byłem całą sytuacją tak wystraszony, że potem przez jakieś 2 miesiące niemal nie wychodziłem z domu, byłem wręcz zszokowany. Czułem się tak, jakbym miał na czole wymalowane „pedał”, i że wszyscy natychmiast to odkryją. Byłem przerażony, a jednocześnie zacząłem zwracać uwagę na urodę chłopaków. Podobało mi się to, co jeszcze bardziej potęgowało strach, zwłaszcza że mój tata… cóż, miał wtedy poglądy takie, jakie miał. Jak tylko była jakaś wzmianka o gejach w telewizji, to rzucał „ciętą ripostę”.

W końcu zdecydowałem, że muszę sprawdzić, czy te moje myśli o chłopakach to jakaś paranoja, czy może po prostu natura woła. Znalazłem portal Fellow.pl i umówiłem się z chłopakiem. Miał na imię Krystian – zabrał mnie do klubu Narraganset, mój pierwszy raz w klubie gejowskim. Były pocałunki, ale nic więcej. Dziś – bo przyjaźnimy się do tej pory – jestem mu bardzo wdzięczny, że on mnie tak spokojnie w ten gejowski świat wprowadził, bo ja naprawdę nie wiedziałem, co i jak, i potrzebowałem przewodnika. Przekonałem się też, że tak, faceci mnie podniecają, jestem gejem.

Nawet nie bi, tylko gejem?

Tak. Od tamtej pory byli już tylko faceci. Wiem, że może dziwnie ta moja droga wygląda, ale nic na to nie poradzę, tak mam. Zacząłem wybywać z domu do Łodzi co weekend – do Krystiana, na imprezy, do klubów – a jednocześnie panicznie się bałem, że dowiedzą się moi bliscy, że ktokolwiek z mojej miejscowości się dowie. Ludzie nie byli tolerancyjni, nie mieli też żadnej wiedzy, to było tylko 10 lat temu, ale jednak dziś, mam wrażenie, jest inaczej – o LGBT słyszymy cały czas. Bałem się, że tata zwyczajnie wyrzuci mnie z domu. Po pewnym czasie poznałem Łukasza, chłopaka, który mi się bardzo podobał. Nosił glany, skóry, był wytatuowany, miał ileś kolczyków w nosie i w uszach. To, że wyglądam dziś, jak wyglądam, to niewątpliwie wpływ Łukasza. Był z Łukaszem namiętny romans, zakochałem się strasznie, ale on się mną znudził. Rozczarowanie. Potem zaprzyjaźniłem się z Grześkiem, który wyciągnął do mnie pomocną dłoń – zamieszkałem u niego. Ale bałem się wciąż tak, że jak wychodziliśmy razem, to pilnowałem, byśmy szli nie obok siebie – żeby nikt sobie nie pomyślał, że jesteśmy parą – absurd, jak dziś o tym myślę. (śmiech)

W końcu poznałem Bartka, o którym mogę powiedzieć, że był moim pierwszym chłopakiem. Nie wiedzieliśmy jeden o drugim; niby jest coś takiego jak gejdar, ale mój działa bardzo kiepsko. Bartek zaprosił mnie jednak na piwo – i wtedy pomyślałem, że coś jest na rzeczy, bo jaki koleś drugiego ot, tak zaprasza na piwo? Zaczęliśmy się regularnie spotykać. On mieszkał niedaleko mojej wsi, a ja bardzo często bywałem u taty. Któregoś razu pojechaliśmy raniutko na grzyby, wróciliśmy, zjedliśmy obiad i zmęczeni położyliśmy się u mnie w pokoju. Szybko usnęliśmy przytuleni do siebie. Tata wrócił z pracy, wszedł – zawsze miał taką tendencję, że wchodził bez pukania – spojrzał na nas, powiedział „przepraszam”, zamknął drzwi i wyszedł. Obudziłem się od razu. Nie odzywał się do mnie przez 3 dni, po czym przyszedł rano: „Synuś, czy my nie musimy porozmawiać?”. Powiedziałem mu wszystko, a on wszystko zaakceptował. Byłem w szoku. Wtedy skończyły się u mnie problemy z tym, że jestem gejem.

Akceptacja taty była tak ważna.

Bardzo ważna. Bartek zaczął zostawać na noc, spał ze mną, tata nie widział w tym żadnego problemu ani też nie ukrywał tego przed innymi.

Masz rodzeństwo?

Brata starszego o 10 lat, który dowiedział się trochę wcześniej niż tata. Marcin coś podejrzewał, a ponieważ nasza ciocia ma przyjaciela geja, to zapytał mnie: „Adaś, a ty nie masz tak, jak cioci Sylwii kolega?”. Zamurowało mnie i nic nie odpowiedziałem, a Marcin uśmiechnął się tylko i powiedział, że spoko, zawsze będzie mnie kochał.

A jak poznałeś Pawła?

On mnie kojarzył z klubu – ja nikogo z klubu nie kojarzę, bo tańczę jak wariat i zapominam wtedy o całym świecie. Napisał do mnie na FB. Właśnie wyszedłem wtedy z jednego związku i nie chciałem następnego – trzy razy go zwodziłem, niby umawiałem się, ale potem odwoływałem. Napisał do mnie czwarty raz – dziś wiem, że powiedział wtedy swojemu kumplowi: „Napiszę do tego chuja czwarty raz, ale jak znów mnie zleje, to już nie próbuję” (śmiech). Więc już dobrze, niech przyjedzie na herbatę. Nie wiem, dlaczego, ale ja myślałem, że on jest wysoki – a ja wysokich za bardzo nie lubię, bo i sam jestem z metra cięty. Zapytałem go, czy jest wysoki – on się speszył, bo pomyślał, że lubię wysokich. Ale przyszedł. Otworzyłem drzwi. „Jasny gwint, jaki słodziak” – pomyślałem od razu. Te oczka śliczne! I mojego wzrostu jest. Herbata? Oczywiście, po 15 minutach herbatę zaniosłem mu od razu do sypialni (śmiech).

Opłaciło się Pawłowi spróbować czwarty raz.

Jeszcze chciałbym coś powiedzieć, bo wiem, że mogą to czytać jakieś młode dzieciaki LGBT z małych miejscowości – oni mają trudniej niż ci z dużych miast, bo w miastach ludzie jednak częściej mogą mieć styczność z jakimś gejem czy lesbijką i już coś wiedzą. A w małych miejscowościach, gdzie wszyscy wszystkich znają, to często jest gehenna. Jeśli ukrywasz się przed rodzicami, to jest źle, bo to cię od nich oddala, ale jeśli mogę cokolwiek poradzić, to jednak żeby robić te coming outy, jak już człowiek jest samodzielny i niezależny. Jak byłem w podstawówce, to obserwowałem trzech takich kolesi, z którymi, myślałem, „coś jest nie tak”. Wszyscy mi się potem odliczyli w naszym gejowskim klubie, a jeden mi opowiedział, że jak miał mamie wyznać, że jest gejem, to ze stresu i od niejedzenia nabawił się anemii, wylądował w szpitalu. Mój Paweł nie miał łatwo, ojciec powiedział mu, że nie chce go znać. Trwało to dobrych kilka lat. Na uroczystości rodzinne zawoziłem Pawła i potem po niego przyjeżdżałem. Za którymś razem siostra Pawła zaprosiła mnie do środka, bym wszedł na kawę. Zacząłem normalnie rozmawiać z Pawła mamą – jego tata tak bardzo nie mógł tego znieść, że wyszedł z domu. Święta Bożego Narodzenia spędzaliśmy tylko we dwóch, po tym jak mój tata zmarł 2 lata temu. I w końcu jakoś rok temu tata Pawła powiedział, że on już nie może spać po nocach, tak dalej być nie może – i zaprosił nas obu. I jak jest teraz? Do jego rodziców mówię „mamo” i „tato”. Kiedyś bałem się, co sobie ludzie pomyślą, a dziś to mnie zwyczajnie nie interesuje. Niech myślą, co chcą, w ogóle sobie tym głowy nie zaprzątam. Oni moich rachunków nie płacą ani życia za mnie nie przeżyją. Zresztą tu w Babicach złego słowa od nikogo nie usłyszeliśmy.  

 

Tekst z nr 94/11-12 2021.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.