Homofobię trzeba zwalczać śmiechem

Z Krystianem i Adrianem Babilińskimi o modelingu, o własnej firmie, o szkolnej homofobii, coming outach i planach małżeńskich rozmawia Mariusz Kurc

 

Krystian (na górze) i Adrian Babilińscy – sesja dla Unique & United; foto: Maria Lankina

 

Pamiętacie nasz tekst o trzech braciach gejach? Opublikowaliśmy go w listopadzie 2013 r. („Replika” nr 46). 22-letni Alan i 18-letni bliźniacy Krystian i Adrian wyemigrowali z rodzicami do USA kilkanaście lat temu. Mieszkają w stanie Karolina Południowa. Jesienią 2013 r. ich tata, Adam wyoutował się w polskich mediach jako tata trzech gejów – wziął udział w akcji Kampanii Przeciw Homofobii „Rodzice, odważcie się mówić, wsparł również nowo powstałe Stowarzyszenie Akceptacja, skupiające rodziców i przyjaciół osób LGBT.

W naszym tekście o tej niecodziennej rodzinie wypowiadali się sami zainteresowani, tata oraz mama Kasia. Powiedziałem jej wtedy, że Krystian i Adrian są tak ładni, że mogliby zrobić karierę jako modele. Minął niecały rok, Kasia odezwała się do mnie: „Spełniło się. Krystian i Adrian są po pierwszej sesji foto. A poza tym, mając niecałe 19 lat, założyli własną firmę. Mam supersynów!”

Spotykam się z Krystianem i Adrianem na Skype i już po dwóch minutach rozmowy widzę, jak wiele się w ich życiu zmieniło przez te dwanaście miesięcy.

Opowiecie najpierw o tym, jak zadebiutowaliście jako modele?

Adrian: To było latem. Spędziliśmy tydzień w Nowym Jorku. Pierwsza nasza samodzielna wycieczka bez rodziców. Super.

Krystian: Tylko raz się trochę zgubiliśmy na parkingu na lotnisku (śmiech). Wszystko zaczęło się od tego, że jedna z menadżerek firmy Unique & United śledziła mój profil na Instagramie, podobały jej się fotki. Potem okazało się, że inna osoba pracująca w tej firmie to znajoma mojej mamy. Zgadały się i zapytały mamę, czy nie chcielibyśmy spróbować sesji foto do kampanii reklamowej. To brzmiało zbyt pięknie… ale okazało się prawdziwe! Na początku nikomu nie mówiliśmy, bo baliśmy się, że to ściema. Nawet sprawdzaliśmy, czy bilety do Nowego Jorku, które nam kupili, nie są fałszywe, bo wierzyć nam się nie chciało.

Unique & United – co to za firma?

A: Produkują biżuterię dla gejów, również ślubną. Zapewnili nam high life w Nowym Jorku. Pozowanie trwało godzinami, wcześniej fryzjer, wizażyści, wybieranie ciuchów – ale w sumie fajna zabawa. Znaleźliśmy też czas, by pozwiedzać miasto.

Wiążecie przyszłość z modelingiem?

K: Jak coś się trafi, to czemu nie, ale tylko dorywczo. Na poważnie zaczęliśmy właśnie działać na innym polu – projektujemy strony internetowe. Wycieczka zresztą się do tego przyczyniła. Przy okazji modelowania doradzaliśmy Unique & United w kwestii ich własnej strony internetowej, na którą zapraszamy (uniqueandunitedjewelry.com – przyp. red.). Projektowaniem stron interesujemy się od dawna. Mamy sporą wiedzę i pomysły. BabilinApps (babilinapps.com – przyp. red.) założyliśmy we wrześniu.

Nie mając nawet 19 lat i chodząc do szkoły.

K: A dlaczego nie? Nie narzekamy na brak klientów. Zatrudniliśmy już dwie dodatkowe osoby na niepełny etat.

BabilinApps ma tęczowy motyw w logo – to jakaś wskazówka czy moja nadinterpretacja?

A: Każdy odbiera to, jak chce, trochę tak jak to jabłko w firmie Apple (śmiech). Mamy w naszym portfolio kilka designów zrobionych dla „branżowych” firm. Gdy nowym klientom je pokazujemy, od razu wiadomo, o co chodzi.

K: Gdy robiliśmy nasze własne coming outy przed rodzicami, to była akurat kampania „It Gets Better” skierowana do nastolatków LGBT. Słyszałeś o niej?

Jasne. Znane osoby LGBT i sojusznicy dodawali otuchy nastolatkom LGBT, by przetrwali trudne czasy szkolne, bo „potem będzie lepiej”.

K: Bardzo się ucieszyliśmy na wieść, że kampania „It Gets Better” jest wspierana przez Google. Już wiedzieliśmy, gdzie moglibyśmy się zatrudnić! To bardzo ważne, by informować: tak, jesteśmy gay-friendly.

A: Parę razy zdarzyli nam się klienci, którzy chyba byli trochę homofobami i aż przyjemnie było patrzeć, jak walczą ze sobą: z jednej strony nasze projekty im się podobały, a z drugiej – mieliby dać zarobić „pedałom”? Racjonalne myślenie jednak zwyciężyło.

K: Sam fakt, że jesteśmy otwarci, daje ludziom do myślenia. Już nie będą patrzyli na geja tak, jakby zobaczyli UFO. A poza tym, bycie otwartym w tych kwestiach jest „zaraźliwe” – okazuje się, że ludzi tolerancyjnych jest więcej, niż myśleliśmy. Nie można też pokazywać, że jesteś słabszy, prosić o supportowanie… tolerancję. Ludziom bardziej podoba się postawa: „Nie obchodzi mnie, czy mnie akceptujesz. Jestem gejem – radź sobie z tym sam, jeśli masz problem”. Jak coś takiego widzą u nas, to łatwiej im stanąć po naszej stronie, bo po prostu czują siłę (śmiech).

A: Zresztą mi nie zależy, by ludzie mnie kochali. Nie muszą rzucać kwiatów, wystarczy, by nie rzucali kamieniami. Jeden z naszych klientów zapytał nas, czy jesteśmy chrześcijanami, a gdy dostał odpowiedź twierdzącą, to zaczął prawić o tym, że powinniśmy mieć dużo dzieci. Na taki speech od razu mu powiedzieliśmy, że jesteśmy gejami. Chwila wahania i… zmienił temat. Wiesz, dlaczego? Bo to on bardziej potrzebował naszych usług, niż my jego. To było super cool! (śmiech). Może mu się coś teraz ruszyło w głowie, że ma stronę zrobioną przez dwóch gejów.

K: Jeszcze jedno: nie chcę wyjść na zarozumiałego, ale w naszej okolicy jesteśmy naprawdę innowacyjni i nie mamy wielkiej konkurencji. Wielu naszych klientów ma „przedwojenne” strony, a my nie jesteśmy obciążeni tym, co było. Np. chyba jako jedyni w naszym mieście umiemy robić produkt 3D. Mamy konkurencyjne ceny. Możemy więc klientom śpiewać „it’s OK to be gay” i nawet, gdyby nas nie wybrali, to nie ma problemu. Choć jeszcze nam się nie zdarzyło, by ktoś zrezygnował z naszych usług ze względu na homoseksualizm.

Macie swoje ulubione dziedziny w informatyce?

K: Adriana najbardziej interesuje sztuczna inteligencja, a ja kocham tworzyć aplikacje.

Łatwo jest w Stanach założyć własną firmę?

A: Bardzo łatwo. Mieliśmy 110 dolarów na rejestrację przez sąd, praktycznie jeden dokument do wypełnienia i już. Na wydrukowanie wizytówek mama nam dała (śmiech). Prostej księgowości uczyliśmy się sami z filmików na youtube.

Spotykacie się z poglądem, że geje raczej nie nadają się do technicznych spraw?

K: Tak! To też jest śmieszne. Niektórzy nasi klienci myślą, że my jesteśmy tylko od „części artystycznej”. Geje – więc pewnie ładnie rysujemy i mamy zmysł estetyczny. Rzucamy wtedy parę parametrów technicznych na początek i obserwujemy, jak próbują ukryć zdziwienie (śmiech).

A: Tim Cook z Apple’a zrobił fantastyczną robotę swym coming outem. Pokazał tym wszystkim młodym gejom, którzy może nie marzą, by być stylistami, tylko np. inżynierami, że można.

Wyczuwam u was pewność siebie i luz, jeśli chodzi o bycie gejem. Ostatnim razem, jak rozmawialiśmy, to nie było aż takie jasne. Np. mówiliście, że w szkole jesteście wyoutowani, ale tylko przed kilkoma osobami.

A: Przez te ostatnie dwanaście miesięcy wiele się zmieniło. Teraz jesteśmy totally out. Jak to się mówi po polsku?

Zupełnie wyoutowani.

K: Zupełnie wyoutowani. Jeszcze na początku zeszłego roku byliśmy tak niezupełnie. A w gimnazjum marzyłem, by być straight… prosty?

Hetero.

A: Outujesz się wtedy, gdy dostrzegasz akceptację w swoim otoczeniu. My tę akceptację mieliśmy, ale na początku byliśmy bardzo ostrożni. Teraz czuję, że mógłbym podbić świat! Żaden homofob nie jest mnie w stanie zdołować. Mi to wisi. Tak się mówi?

Tak.

K: Mi też wisi (śmiech).

Jesteście jedynymi wyoutowanymi gejami w szkole?

A: Nie! Ale najpopularniejszymi gejami chyba tak. (śmiech) Nie tylko dlatego, że jesteśmy bliźniakami gejami, tylko dlatego, że robimy sobie z homofobów jaja.

Właśnie chciałem zapytać, jak to jest z homofobią w waszym liceum.

K: Jak na mnie taki jeden patrzył spode łba, to powiedziałem mu „ślicznie wyglądasz”. Pewność siebie i poczucie humoru – to jest moja recepta na homofobię. Np. robię sexy minę i pytam takiego homofoba: „Dałbyś mi swój numer telefonu?” On jest wściekły, a wszyscy wybuchają śmiechem. To działa. Raz jeden koleś w szkole powiedział, że nie lubi golfów, bo wygląda w nich „jak gej”. „Koleś, bądź mężczyzną, dołącz do klanu” – odpowiedziałem. W Ameryce to ma dodatkowe znaczenie – to stare hasło Ku Klux Klanu. W gimnazjum nie miałem jeszcze takiej pewności. Byłem przerażony na myśl, że moje gejostwo mogłoby wyjść na jaw. Strasznego nękania nie doświadczyłem, ale wiem, co to znaczy, jak ludzie są dla ciebie podli. Na samo słowo „gay” drżałem. Zacząłem się otwierać w drugiej klasie liceum. Na lekcjach angielskiego nasz nauczyciel mówił, że miłość nie zna rozróżnienia na płeć. Widziałem, że większość klasy się z nim zgadza i to dodało mi siły. Wszystko zaczęło mi się w głowie układać. W Polsce jest chyba większy problem z odmiennością, bo społeczeństwo jest…

Jednorodne.

K: Tak. Wiele osób nie potrafi sobie wyobrazić, jak to jest być nękanym z powodu jakiejś cechy, na którą się nie ma wpływu. Ameryka ma za sobą ruch praw obywatelskich czarnych. Polska jest chyba tym uczniem, któremu dobry nauczyciel powinien wyjaśnić, że np. „nie wolno palić tęczy”, „nie wolno wyrzucać ludzi z pracy tylko dlatego, że są inni”. Ale wiemy też, że Polska się zmienia. W Słupsku prezydentem został Robert Biedroń. Przesyłamy panu Biedroniowi gratulacje.

A: Jest w naszej szkole jeden chłopak, który otwarcie nienawidzi gejów – i jest za to nielubiany. Wiesz, dziewczyny z reguły wspierają gejów bardziej niż chłopaki hetero – a ponieważ chłopaki hetero chcą się podobać dziewczynom, to muszą tolerować gejów (śmiech). Bo żadna dziewczyna nie chciałaby chodzić z homofobem. Ale i bez tych kalkulacji jest po prostu coraz więcej chłopaków hetero, którym geje nie przeszkadzają. Ja ciągle się śmieję i żartuję z siebie i z homoseksualizmu. Są goście, którzy wkurzają się, gdy ktoś powie np. „Ale z ciebie fiut!”. A ja na to mówię: „No, cóż, jestem tym, co lubię”. Słowa mogą cię zranić tylko, jeśli na to pozwolisz. Obelgi „pedał”, „ciota”, mogą być puste – jeśli tylko nie będziesz ich brał do siebie. Na jednej z przykościelnych ulotek przeczytałem: „Jedyni naziści dziś to pedały. Chcą cię zmusić prawem, byś wspierał ich rozpustę, ich perwersje. I chcą zakazać wolności słowa, byś nie mógł nawet powiedzieć, co o nich myślisz. Byliby szczęśliwi, gdyby zakazano mówić, że ≪Bóg nienawidzi pedałów≫ pod pretekstem, że to jest ≪mowa nienawiści≫”. Coś takiego najlepiej obśmiać. Dyskutować – bez sensu. Nie mogę powiedzieć, że w naszej szkole nie ma homofobów. Są – a my i nasi koledzy mamy z nich polewkę. Nauczyciele albo nie zwracają uwagi, albo są po naszej stronie. Gdyby doszło do czegoś poważniejszego, pewnie wyrzuciliby homofoba z klasy.

W przyszłym roku idziecie na studia?

K: Tak.

Informatyka?

K: Computer science. Czyli informatyka po polsku, tak?

A: Ja też computer science, oczywiście.

A co słychać u waszego brata, Alana?

W porządku. Kończy studia w maju i już dostał pracę. W Atlancie, tak jak chciał. Stamtąd tylko 2 godziny do Cancun w Meksyku… Właśnie szuka mieszkania. Męża jeszcze nie znalazł, więc na razie wprowadzi się tylko z kotem.

W waszym stanie, Karolinie Południowej, dwa miesiące temu zalegalizowano małżeństwa jednopłciowe.

K: Super, nie? Miałem pomysł, żeby na Halloween przebrać się za takiego bardzo przegiętego geja i zabierać parom hetero ich świadectwa ślubu. Bo jest ten głupi argument, że małżeństwa homoseksualne zniszczą tradycyjną rodzinę – to chciałem trochę poniszczyć (śmiech). Ale już tego nie zrobię, bo zalegalizowali! Chyba że w przyszłym roku pojadę do jakiejś Dakoty Północnej, jeśli tam nie zdążą…

O jednym z was wasza mama mówiła, że jest bardzo, ale to bardzo romantyczny.

A: To ja.

K: Adrian jest heartbreaker.

Adrian, łamiesz serca i dziewczynom, i chłopakom?

K: Nie, łamie tylko chłopakom. Przy nim zawsze się jakiś chłopak kręci, wszystkie dziewczyny już wiedzą, że nie mają szans. A on jest bardzo wybredny. Zapamiętałem pewnego Ryana, jakiś czas potem Adrian o Ryanie coś mówił, więc pomyślałem: „O, coś może z tego będzie”. I co? Okazało się, że po tamtym Ryanie, którego zapamiętałem, był jeszcze drugi Ryan, a teraz to już jest Ryan numer trzy! A w międzyczasie ilu innych?

A: Przestań! To brzmi, jak ja bym z nimi wszystkimi spał!

K: Nie, nie śpi z nimi. Nie daje im nawet szansy (śmiech). Jest naprawdę strasznie romantyczny i szuka ideału.

A: Jeden chłopak mi niedawno powiedział, że mógłby ze mną wziąć ślub. Kolego, jaki ślub, przecież ja mam dopiero 19 lat!

Krystian, a ty?

K: Moj najdłuższy związek trwał 3 tygodnie. Ja też jestem romantyczny!

Ale w przyszłości planujecie śluby, dzieci?

K: Ja o dzieciach na razie nie myślę. O mężu też nie. Na początek po prostu chłopaka chciałbym mieć.

A: A ja dzieci będę miał. I to dużo. Siedmioro. Siedmiu synów – i z wszystkich „zrobię” gejów! (śmiech) A niech no tylko któryś przyjdzie i powie: „Tata, chciałem Ci coś powiedzieć… Tak naprawdę podobają mi się dziewczyny…” Już ja mu to wybiję z głowy! Będę lał pasem! (śmiech)

 

Tekst z nr 53/1-2 2015.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Nie nadążam z marzeniami

Z JULIĄ SOBCZYŃSKĄ, finalistką niedawno zakończonej 10. edycji programu „Top Model”, rozmawia Michał Pawłowski

 

Foto: Łukasz Dziewic

 

Pochodzisz z małej miejscowości. Dostajesz się do programu „Top Model”, który oglądają prawie 3 miliony widzów_ek i od razu na samym początku, w materiale filmowym o tobie, dowiadujemy się, że masz dziewczynę. W Polsce na publiczny coming out gotowych jest wciąż niewielu z nas, ludzi LGBT+. Ty się odważyłaś.

W żaden sposób nie bałam się o tym powiedzieć, bo związek z Judytą jest bardzo ważną częścią mnie – nie mówiąc o tym, zataiłabym coś o sobie. Rodziców pytałam przed programem, co oni na to, że wszyscy się dowiedzą. Odpowiedzieli prosto – chcą, abym była szczęśliwa, i skoro ja jestem szczęśliwa z Judytą, to to, co inni mówią, nie jest istotne. Sama też staram się skupiać na pozytywach, mam super znajomych i rodzinę, która mnie akceptuje.

Ta edycja „Top Model” była wyjątkowa pod względem liczby wyoutowanych osób LGBT+. Pisaliśmy w naszych mediach społecznościowych o Bartku Klochu (geju) czy Sophii Mokhar (trans kobiecie), którzy rywalizowali z tobą. W jednej z konkurencji, gdy zadaniem było zwrócenie uwagi na nierówności społeczne i hejt, mocno podkreśliłaś swoją dumę z przynależności do społeczności LGBT+. Czy ten temat była ważny dla innych uczestników? Rozmawialiście o tym w domu modeli_ek?

Rozmawialiśmy często na przeróżne tematy i na ten również, ciekawiło nas nawzajem, jaką drogę przeszło każde z nas, jakie trudności nas spotkały i jak sobie z nimi poradziliśmy. Każdy był naprawdę dobrym i wyrozumiałym słuchaczem. Wszyscy staraliśmy się akceptować w 100% i dla mnie właśnie akceptacja, nie tylko tolerancja, jest kluczowa w komunikacji. Bo tolerancja wyznacza podział, a akceptacja pozwala włączać wszystkich do grupy. Słyszeliśmy też dużo komentarzy od gości i jury programu, że jesteśmy bardzo świadomymi ludźmi. Według nich właśnie to wyróżniało uczestników 10. edycji.

Kiedy odkryłaś, że jesteś biseksualna? Łatwo poszło ci zaakceptowanie swojej orientacji?

Odkąd pamiętam, zwracałam uwagę na dziewczyny i chłopaków. To jest tak, że widzisz kogoś i czujesz chemię albo nie – nie rozdzielam tego na płeć, nie jest to dla mnie zbyt istotne. Tak miałam w przypadku chłopców i dziewczynek, jak byłam dzieckiem. Zawsze tak samo interesowały mnie obie płci. Nawet miałam w życiu tyle samo chłopaków, co dziewczyn. (śmiech)

W jednym z odcinków „TM” powiedziałaś: „Jestem dumna z tego, że mam dziewczynę – każdy ma prawo do tego, aby żyć tak, jak chce”. Jesteś młoda, ale bardzo świadoma siebie. Zawsze tak było?

Kiedyś temat mojej biseksualności sprawiał mi wiele przykrości. Czułam się niezrozumiana. Bałam powiedzieć się rodzicom. Nie akceptowałam siebie, a gdy widziałam parę hetero wśród znajomych, czułam dziwny niepokój, że odstaję od wymaganej normy. Nikt nie powiedział mi nic złego, ja sama siebie linczowałam, bo miałam z tyłu głowy to, że moi rodzice na pewno by chcieli, żebym była w hetero związku. Mieszkając na wsi, nie znałam żadnej osoby LGBT+. W szkole temat nigdy nie został poruszony. A gdyby się o nim mówiło, uchroniłoby to wiele młodych ludzi przed zrobieniem sobie krzywdy. Ja sama miałam stany lękowe, budziłam się i płakałam, nie wiedziałam, co się dzieje, i po prostu chciałam, żeby już się to skończyło i żebym nagle po prostu stała się tylko hetero. Kiedy dojrzałam i poznałam kilka osób takich jak ja przez internet, a one podzieliły się ze mną swoimi doświadczeniami – poczułam, że nie jestem sama, i to bardzo mi pomogło.

Te wszystkie problemy, o których mówisz – stany lękowe itd. – były w okresie, kiedy jeszcze nikomu nie powiedziałaś o sobie, czy może już jakieś coming outy zaczęłaś robić?

To było już po kilku rozmowach z tatą, a mama dowiedziała się wcześniej. Powiedziała od razu, że mnie akceptuje, będzie kochać taką, jaka jestem, a tata – nie do końca, nie był zadowolony i ja dalej z tym walczyłam. W pewnym momencie już nie mogłam – w ogóle przestałam o tym rozmawiać, robiłam swoje. Jak rodzice zauważyli, że nie mają już wpływu, że jak będę miała pojechać do dziewczyny, to i tak do niej pojadę, to wtedy tata odpuścił i uświadomił sobie, że musi mnie zaakceptować, innego wyjścia po prostu nie ma w naszej relacji.

Jak rodzice poznali Judytę?

Rodzice na początku znali Judytę jako moją koleżankę. Potem pojechałyśmy razem do Holandii do pracy na wakacje. Pod koniec wyjazdu mama w rozmowie przez telefon zapytała mnie, czy Judyta to ktoś więcej. Odparłam, że tak. Po powrocie pojechałyśmy z Myszą już razem do rodziców. Gdy pojawiłyśmy się w domu jako para, tata na początku wyszedł, powiedział, że go tu nie ma – było to dla niego za trudne. Mama starała się z nim rozmawiać. Po kilku spotkaniach jednak przekonał się i zaakceptował nasz związek. Teraz relacje moich rodziców i Judyty są bardzo dobre. Pomogła w tym również moja babcia, która wytłumaczyła mojemu tacie, że powinien przestać taki być, zanim będzie za późno, zanim mnie straci.

Super babcia.

Gdy babci powiedziałam, to odparła: „Dziecko, no jak ty tak wolisz te dziewczyny, to dobrze”. Co prawda nie jest akurat tak, że „wolę” dziewczyny, ale mniejsza z tym – babcia wytłumaczyła wszystkim ciotkom, dziadkowi, połowie rodziny, że ja taka jestem i to jest OK, i ona mnie taką kocha. Gdy siostra babci powiedziała, że „to” nie jest normalne, babcia odpowiedziała, że woli mieć dwie wnuczki niż nie mieć żadnej.

Julia, czy spotykasz się z jakimiś stereotypami dotyczącymi samej biseksualności? Jeśli tak, to jakimi?

Teraz, gdy jestem w związku z kobietą, najczęściej spotykam się z takim stereotypowym pytaniem: „Kto jest facetem, a kto kobietą w waszym związku?”. U nas oczywiście takiego podziału nie ma, dzielimy się obowiązkami, jesteśmy partnerkami i obie mamy tak samo ważny głos.

A czy po „TM” spotkałaś się z hejtem np. w swojej lokalnej społeczności albo w internecie?

W sieci pojawiał się hejt na mój temat, ale więcej było tego pod zdjęciami na fanpage’u „Top Model” niż na moim własnym profilu. Dostałam też ileś niemiłych wiadomości na Instagramie, na które na początku odpisywałam, ale potem przestałam to robić, bo ci ludzie nie chcieli rozmawiać, chcieli tylko skrytykować mnie i koniec. Jeśli chodzi o moją wieś i okolice, to dużo osób do mnie podchodzi, prosi o zdjęcia ze mną. W sieci wiele osób do mnie napisało, że ma trudną sytuację z rodzicami. Pisały też dziewczyny, które też są bi lub les, a nie wiedzą, jak powiedzieć o tym bliskim. Zawsze staram się im pomóc, dzieląc się moimi doświadczeniami. Myślałam, szczerze mówiąc, że spłynie na mnie większy hejt – teraz uważam, że przez to, że tak otwarcie o tym mówię i się nie boję, ludzie czują, że nie będę przejmowała się ich opinią.

Wiele znanych osób jest LGBT+, ale boi się, że coming out wpłynie niekorzystnie na ich kariery. Miałaś takie obawy?

Wszyscy chyba wiemy, w jakim kraju żyjemy. Klienci mają różne poglądy, a osoby ze świata show-biznesu dzięki współpracy z różnymi markami zarabiają na reklamach. Rozumiem, że wiele osób boi się, że to, czego dokonali, to, na co zapracowali, nagle przestanie się liczyć, a ludzie będą mówić tylko o ich seksualności. To trudne, a przy tym niedorzeczne, bo to, kogo kochamy, nie powinno mieć wpływu na naszą karierę. Ten świat musi się zmienić. Wierzę jednak, że gdy do „Top Model” przychodzi dziewczyna i trzyma za rękę drugą dziewczynę, to w głowach wielu ludzi zapala się lampka, widzą we mnie swoje dziecko – i przekonują się, że bycie LGBT+ to całkiem normalna sprawa. Oczywiście, każdy ma swój czas i powinien dokonać coming outu w zgodzie ze sobą. Ja po prostu tak czułam, było to dla mnie naturalne. Jak chce się coś zmienić, to warto zacząć od siebie, a ja uważam, że widzialność osób LGBT+ w mainstreamie jest bardzo potrzeba do zmiany w Polsce.

Możemy porozmawiać o twojej narzeczonej? Jak zostałyście parą?

Poznałyśmy się przez pewną grupę na Facebooku. Na początku były to przyjacielskie rozmowy. Spotkałyśmy się kilka razy na zlotach tej grupy i tak utrzymywałyśmy kontakt przez 3 lata. Gdy ona rozstała się ze swoją dziewczyną, a ja w tym samym czasie – ze swoją, to zaczęłyśmy spędzać więcej czasu same i poznawać się bliżej. Podczas jednego ze spotkań pocałowałyśmy się i było super. Od tamtego czasu nie mogłyśmy przestać o sobie myśleć. 10 miesięcy później Judyta oświadczyła mi się w Mediolanie, a ja powiedziałam „tak”. Właśnie teraz minęły dokładnie 3 lata, od kiedy jesteśmy parą.

No właśnie, na koniec finału „Top Model” to ty oświadczyłaś się Judycie – mimo że byłyście już narzeczeństwem. Dlaczego zdecydowałaś się na drugie zaręczyny?

W relacjach hetero regułą jest, że to mężczyzna daje kobiecie pierścionek, i chciałam ten stereotyp obalić. Bo często pojawiają się głupie pytania do par tej samej płci – np. to, które już wcześniej wymieniłam. Chciałam też, aby Judyta poczuła się tak wyjątkowo jak ja, gdy ona mi się oświadczała. Uznałam, że finał „TM” to będzie dobra okazja. Gdy byliśmy na finałowej sesji na Malediwach, Dominika Wysocka, która ostatecznie wygrała „TM”, razem z Nicole, trzecią finalistką, pomagały mi wybrać pierścionek dla mojej Myszy. Podczas przygotowań cały czas rozmawiałyśmy, w którym momencie mogłabym to zrobić.

Czyli twoje programowe rywalki cię wspierały.

Tak. Ale to nie było tak, że ja chciałam skraść show Dominice, bo dużo pojawiło się też takich opinii. Ona po tym, jak odebrała swoją nagrodę, nagrała instastories z Judytą i powiedziała, że jej wygrana nie jest tak ważna, bo wydarzyło się coś jeszcze piękniejszego. To było superwspierające.

To Judyta zachęciła cię do udziału w „Top Model”, prawda? A jak zareagowała na to, że chcesz powiedzieć o waszej miłości publicznie?

My nie myślimy już o tym, czy mamy o tym mówić, czy nie, to nie jest temat tabu i tyle. Prawda, Judyta zachęciła mnie do modelingu i to ona pierwsza zauważyła mój potencjał. Ja akceptowałam swoje ciało, ale nie akceptowałam swojej twarzy. Przez ten czas, kiedy spotykałyśmy się z Judytą jako koleżanki i potem, kiedy byłyśmy już razem, ona podnosiła mi samoocenę, mówiąc: „Jesteś piękna”, „Ale dzisiaj pięknie wyglądasz” itd. Ja nie pozwalałam sobie robić zdjęć, a jak je robiłam, to zakrywałam twarz. Czułam, że jestem zbyt mało delikatna w porównaniu do innych dziewczyn. Judyta robiła mi zdjęcia z ukrycia i mówiła: „Patrz, ładne to zdjęcie”. Za każdym razem prosiłam, by usunęła. Aż za którymś razem po prostu tak spojrzałam i nagle… zaczęło mi się podobać. Potem Judyta mnie namówiła, żebym założyła profil na jednym z portali, gdzie modelki mogą hobbistycznie rozpocząć współpracę z fotografami, i zrobiłam tak kilka sesji. Oczywiście na wszystkie jeździła ze mną Mysza. Ważnym momentem była sesja w Chorwacji – marzyłyśmy, by pojechać tam na wakacje, a nagle trafiłyśmy na fotografa, który zaproponował mi tam sesję. Siedziałyśmy sobie, był zachód słońca – nagle Judyta zaczęła mówić, że według niej miałabym szanse wygrać „Top Model”, i zaczęła nakłaniać mnie, abym się zgłosiła. Wysłałam zgłoszenie, a potem już się działo. Co prawda nie wygrałam programu, ale wygrałam miłość. Może gdyby nie ten związek, ta kariera w ogóle się nie wydarzyła.

Jakie są wasze plany po tych podwójnych zaręczynach? Planujecie już ślub?

Dopiero niedawno zamieszkałyśmy w Warszawie razem. Nie wiem jak, będzie wyglądać moje życie, ile czasu będę w domu, a ile na wyjazdach zawodowych. Choć tego się nie boimy, mieszkałyśmy już kilka miesięcy na odległość i nasz związek to przetrwał. Na ślub jeszcze przyjdzie czas, ale marzymy, by zrobić to w Las Vegas. Na razie nie chcę mówić nic więcej, rozmawiamy o tym, ale nie chcemy się spieszyć – już jesteśmy bardzo szczęśliwe.

A o czym marzysz zawodowo jako modelka, finalistka 10. edycji „Top Model”?

Właśnie wybrałam agencję modelingową i jestem bardzo zadowolona, bo są tam też takie modelki jak Anja Rubik, Zuzanna Bijoch czy Monika Jagaciak, które mają dość nietypową urodę, i wydaje mi się, że to jest idealne miejsce dla mnie. Mam ambicję, determinację i nie boję się ciężko pracować. A cała reszta nie zależy już ode mnie. Na ten moment chcę skupić się bardziej na modelingu niż influencerstwie. Mam takie duże marzenia, jak robienie pokazów dla Diora, YSL czy Gucciego. Ale na razie cieszę się z tego, co się zadziało – „Top Model” spełnił wiele moich marzeń: spotkanie z „moją” Zuzą Kołodziejczyk, sesja z Pająkiem, wyjazd na Fashion Week. No i w ogóle doszłam do finału! Pomijam już fakt, że polecieliśmy na Malediwy, gdzie widziałam rafę koralową, więc w krótkim czasie spełniło się tyle marzeń, że chwilowo nie nadążam już sobie marzyć. (śmiech)

Tekst z nr 95 / 1-2 2022.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Lubię pozować

Z fotomodelem ADAMEM JAKUBOWSKIM o treningach, o nagości i o OnlyFans, o jego ulubionym fotografie, o coming outach i o 250 tysiącach fanów na Instagramie, rozmawia Tomasz Piotrowski

 

Foto: Marcin Rychły

 

Myślałem, że przywitasz mnie z jakiejś plaży w Sydney.

Miałem być teraz w Hiszpanii na sesji dla Addicted i ES Collection, ale jak wiemy, koronawirus zmienił plany całego świata. Więc dalej siedzę w Raciborzu. Wszyscy myślą, że stale jestem gdzieś za granicą, wiele osób z zaskoczeniem pyta, czy naprawdę jestem Polakiem, mimo że mam to wpisane w profilu na Instagramie. Tak, urodziłem się w Warszawie, a mój dom i studio fotograficzne od pięciu lat są w Raciborzu.

Dotarłem do twojego pierwszego zdjęcia na FB z 10 kwietnia 2010 r., miałeś wtedy 21 lat… i, sorry, nie wyglądałeś na modela męskiej bielizny.

(śmiech) No tak, masz rację. Obecne ciało mam właściwie od czterech lat. Wtedy byłem po rocznej przerwie w modelingu, w trakcie której bardzo przytyłem. Wykonałem mnóstwo pracy, by mieć wymarzoną sylwetkę. Wielu osobom wydaje się, że modele „po prostu” mają takie ciała, że to dar od losu. Moje ciało CHCE BYĆ GRUBE. Dla mnie oznacza to masę pracy tuż przed każdą sesją, a ona musi odbyć się od razu pierwszego dnia po przyjeździe, bo bez ćwiczeń od razu puchnę. Po tygodniu kaloryfer znika. To jest nieustanna walka. Codziennie rano pływam na długość 100 basenów, do tego dwa razy siłownia i dwa treningi EMS tygodniowo plus cały czas zdrowa dieta.

Jesteś modelem już od dawna, prawda? Na długo przed zleceniami dla Addicted, ES Coletions czy PUMP! Underwear.

Gdy miałem 13 lat, rodzice kupili mi cyfrowy aparat – wtedy to był szpan! Z siostrą zaczęliśmy bawić się w robienie zdjęć. Tak to się zaczęło, potem założyłem konto na maxmodels.pl i zauważyło mnie kilku fotografów. Następnie budowa portfolio i próba swoich sił w agencjach dla modeli. Największym problemem był wzrost – mam 175 cm, więc o karierze wybiegowej mogłem jedynie pomarzyć. Pierwsze duże zlecenie miałem w 2012 r. To była okładka książki „Summoned” dla amerykańskiej pisarki Rainy Kaye.

Na które twoje zdjęcia nie spojrzeć, zazwyczaj autorem jest Marcin Rychły.

Pracuję też z innymi fotografami, ale muszą być naprawdę dobrzy, z kolei w przeszłości pozowałem przed obiektywem kilkudziesięciu różnych fotografów. Z Marcinem współpracuję już 9 lat, od niego zaczęła się moja kariera w modelingu. Wiedziałem, że to doskonały fotograf, zaproponował mi zdjęcia (ja bym chyba nie odważył się do niego napisać) i do dziś pozuję głównie jemu. Studio fotograficzne prowadzimy właściwie razem.

To teraz pytanie chyba retoryczne: czy bycie modelem, i to modelem bokserek i jock-strapów, przyciąga do ciebie facetów?

Oczywiście! Bardzo (śmiech). Niektórzy chyba wiele by dali, by chociaż mnie dotknąć czy zobaczyć na żywo. Wielu zresztą miało okazję, bo co jakiś czas organizowane są spotkania z fanami w klubach za granicą. Ale bez przesady – Justin Bieber pewnie nie wyskoczy spokojnie na imprezę do klubu, a ja do HaH-u mogę (śmiech). Jeśli ludzie mnie rozpoznają, to głównie w gejowskich lokalach w Niemczech czy USA, z kolei w Hiszpanii mam już instagramowych psychofanów, czy raczej psychofanki, bo to… 13-letnie dziewczynki.

Czyli od samego początku tylko modeling?

Nie, coś ty! Generalnie zawsze pasjonowałem się wizażem i charakteryzacją i to cały czas robię przy różnych sesjach. W związku z tym, że na samym wynajmie studia nie da się zarobić, jestem też fotografem. Miałem też inne prace, a wiesz od czego zaczynałem? Pracowałem przez kilka lat na magazynie w Carrefourze. No i kolonie.

Właśnie. Przeprowadziłeś się z tętniącej życiem stolicy do małego Raciborza tylko po to, by organizować kolonie?

Dostałem taką propozycję pracy. Chciałem zmienić swoje życie. Poza tym bywałem wcześniej w Raciborzu na zdjęciach u Marcina i pokochałem to miasteczko od pierwszego wejrzenia. Kiedyś nie wyobrażałem sobie życia poza wielkim miastem, myślałem jedynie o Londynie, a przyjechałem tutaj na dwa tygodnie i powiedziałem: „Boże, tu jest pięknie, wszędzie dojdziesz piechotą, nikt się nie śpieszy, nigdzie nie ma tłumów, kolejek”.

Twoje konto na Instagramie to jakby osobny rozdział – masz prawie 250 tys. osób śledzących twoją aktywność. Jak się zdobywa takie grono fanów?

Mówiąc szczerze, to nie była usilna walka. W styczniu 2016 r. zacząłem pracować nad ciałem, na wiosnę zrobiłem pierwsze zdjęcie – pierwsze bez koszulki na moim insta. Tego dnia poszedłem spać, mając około 400 followersów, a obudziłem się z 1700. Potem, gdy wrzucałem kolejne fotki, ta maszyna działała już sama. Średnio 2 tys. nowych followersów tygodniowo. Patrząc na tę szybko rosnącą liczbę, zdawałem sobie sprawę, że to dzięki nagości. Wiesz, są instagramerzy, którzy mają po 500 tys. followersów i dzięki temu dostają czasem samochód na własność tylko za to, że zrobią sobie z nim fotkę. Stwierdziłem, że warto, zwłaszcza, że lubię przecież pozować!

Na wielu z tych zdjęć jesteś z drugim przystojnym modelem, to Enrico Lavigne. Macie na nich bardzo zmysłowe pozy.

On napisał do mnie pierwszy… początkowo jako fan (śmiech). Dość długo trwało, zanim spotkaliśmy się po raz pierwszy, bo on mieszka we – wspomnianym przez ciebie zresztą – Sydney. Ale udało się. Mieliśmy wiele sesji, a raz imprezowaliśmy nawet razem w HaH-u Katowice. Mieliśmy tam spotkanie z fanami. Zdradzę ci, że Enrico jest akurat z tego szczęśliwego typu modeli, którzy wyglądają zajebiście nawet jak nie ćwiczą, a idąc do Burger Kinga, biorą jeszcze pizzę na drogę.

Potem na świecie pojawiło się OnlyFans (płatny portal, na którym wrzuca się nagie fotki i fi lmy erotyczne – przyp. „Replika”).

Ja OF mam od 2,5 roku, a usłyszałem o nim rok wcześniej. Na początku myślałem, że to płatny Twitter i nie wierzyliśmy z Marcinem, że są ludzie skłonni zapłacić za oglądanie czyichś nagich fotek czy filmików. Potem zobaczyłem, że zakłada to coraz więcej osób. Obserwowało mnie wtedy około 150 tys. osób i byłem pewien, że wielu z nich chciałoby zobaczyć mnie jeszcze bardziej rozebranego. W Polsce wtedy OF nie był jeszcze dostępny, więc wiązało się to z koniecznością wyjazdu do Niemiec i założenia tam konta bankowego.

To, że na zdjęciach będziesz zupełnie nagi, nie było problemem?

Szczerze mówiąc nie, bo ja nagie sesje miałem za sobą już wcześniej. Nigdy nie lubiłem takich aktów, gdzie facet stoi prawie przodem, ale i tak nic nie widać. Myślałem wtedy: „Kurde, gdzie jest ten penis?!”.

Na twoich zdjęciach jest tam, gdzie trzeba.

(śmiech) Tak! I ta pierwsza sesja nago była trochę inna, to było dla mnie przeżycie. I wtedy kilka tych bardziej grzecznych fotek wrzuciłem nawet na Insta. Nie byłem przekonany, ale Marcin mówi: „Przecież jesteś modelem, to twoje ciało, wrzucaj!”. Przełamałem się. Po nich już nie bałem się następnych.

No właśnie – czemu boimy się nagości?

To wpojony nam od dzieciństwa wstyd. Niepotrzebnie. A do tego dochodzi brak pewności siebie…

Ty już nie masz kompleksów?

Oj, nie, to nie tak. Ale powiem ci, że fani potrafią te kompleksy wyleczyć. Jeśli 1000 osób pisze ci, że masz super tyłek, to potem patrzysz w lustro i myślisz: „Hmmm, może serio on jest zajebisty” (śmiech).

W tej chwili na OnlyFans da się zarobić?

Nie będę ukrywał, że to jedno ze źródeł mojego stałego dochodu, ale robię też inne rzeczy. Są tacy, którzy zarabiają na OF kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie – ale to zwykle ci, którzy czerpią też kasę z kamerek. Kamerki przyciągają na OF. Ja w porno nie idę, to po prostu nie dla mnie, chcę zostawić tę sferę dla siebie i mojego faceta.

Czyli trzeba ze smutkiem przyznać, że nie jesteś singlem.

Nie jestem – i to już od 8 lat, ale więcej nie powiem, niech mój związek pozostanie moją prywatną sprawą.

Arek Kluk, działacz LGBTIA, który od niedawna ma konto na OF, powiedział, że zdaje sobie sprawę, że teraz już nie może liczyć na wysokie stanowisko w korporacji, czy też w polityce. Też czujesz to ograniczenie?

Mam świadomość, że zamknąłem sobie tym wiele dróg, ale to i tak nie są drogi, którymi chciałbym w życiu podążać. W żaden sposób nie jest mi źle, że nie będę dyrektorem w korporacji, czy posłem – a przynajmniej robię to, co naprawdę chcę i daje mi to radość.

Jak sądzisz, dlaczego w Polsce OF nie było jeszcze niedawno tak popularne?

Pewnie ludzie boją się reakcji otoczenia, rodziców. Moi rodzice na przykład wiedzą, że zarabiam m.in. pozując nago. Co roku nie mogą się doczekać, kiedy dostaną mój nagi kalendarz i oglądają go potem z dumą. Z drugiej strony OF chyba też nie jest dla każdego. Trzeba mieć zaplecze ludzi. Twoi potencjalni fani muszą skądś się dowiedzieć, że masz konto i zapłacić za dostęp. Dla Niemca te 8 euro miesięcznie to 2 piwa, ale w Polsce – nie ma co się oszukiwać – 40 zł to już sporo więcej.

Twoje zdjęcia widziałem tylko na OnlyFans Marcina Rychłego (@karrdepl), twój profil nie jest dostępny w Polsce.

Tak, póki co tak i niestety z różnych względów na razie nie mogę tego zmienić. Nie mówię, że nigdy się to nie zmieni, ale na razie nie. Jednak, jak wspomniałeś, profil @karrdepl na OF jest pełen moich zdjęć, więc zapraszam na niego.

Po twoich nagich fotkach spotkało cię w sieci więcej pozytywnych reakcji czy hejtu?

Szczerze? Chyba nie spotkałem się z żadnym hejtem. Pojawiło się kilka komentarzy w stylu: Powinieneś iść do kościoła, ale za te fotki to i tak pójdziesz do piekła! Dużo więcej osób pisało, że fotki są piękne.

Przyznam się bez bicia, że szukałem w Internecie porno z tobą. Już powiedziałeś, że to nie twoja bajka. Nigdy cię nie kusiło?

(śmiech) Oczywiście, miałem propozycje i to od dużych wytwórni, ale jednak nie. Choć mam pełny szacunek dla aktorów z branży porno. Miałem styczność z tą branżą jako fotograf – i utwierdziłem się w przekonaniu, że nie chciałbym. To był początek istnienia naszego studia, dostaliśmy propozycję współpracy jako fotografowie. Potrzebowaliśmy kasy, pomyśleliśmy, że to może być fajna praca. Jednak już pierwszego dnia okazało się, że czar prysł. Przez pierwsze kilka minut może i się nieco podnieciłem, ale potem… równie dobrze mógłbym fotografować gruszki i potem wieczorem miałbym ochotę na dziki seks, a po tym – wcale! Przestało mnie cokolwiek podniecać. Seks może być super przyjemny, jeśli uprawiasz go obojętnie w jakim gronie i obojętnie w jakim miejscu, ale kiedy masz z nim do czynienia w pracy przez cały dzień, z przymusu i nawet tylko jako widz… Nie.

Twoje coming outy?

Rodzicom powiedziałem, kiedy zacząłem związek z moim pierwszym chłopakiem i nie było super miło, ale nie ze względu na orientację. Po prostu nie byli przekonani co do samego chłopaka i chyba mieli pod tym względem rację. Była między nami spora różnica wieku.

To znaczy?

Ja miałem 20 lat, a on 15. Rozstaliśmy się, miałem innych facetów, ale to były krótkie znajomości, a kiedy później zaczął się mój poważny związek, to przyszedł też czas na poważną rozmowę z rodzicami. Zapytali, czy to tylko mój kolega. Ja na to: „A jeśli nie tylko kolega?”. Mama: „To nic się nie dzieje! Po prostu jesteśmy ciekawi!”. To była luźna rozmowa wieczorem przy piwku. Potem nigdy nie było problemu – razem z chłopakiem chodziliśmy na imprezy rodzinne, wesela itd.

A kiedy sam to w sobie odkryłeś?

Ludzie często pytają mnie na Instagramie: „Kiedy stałeś się gejem?”. Odpisuję, że dokładnie 2 grudnia 1989 r. To dzień moich urodzin. Oczywiście przychodzi taki moment w życiu każdego, a raczej nie każdego, tylko większości – że zaczyna się myśleć o tej drugiej płci. Nie rozumiałem siebie, nie każdy miał wtedy Internet i nie znałem innych gejów. Ukradkiem patrzyłem na przebierających się w szatni kolegów i wbijałem sobie do głowy: „Chcę mieć dziewczynę, chcę mieć żonę i dzieci, chcę być normalny, czemu coś ze mną jest nie tak, czemu akurat na mnie trafiło. Ja MUSZĘ MIEĆ ŻONĘ I DZIECI!”. Nie akceptowałem tego, co czułem, myślałem, że przez całe życie będę samotny i nawet mi przez myśl nie przechodziło, że jeśli nie żona i dzieci, to może facet. A może facet i kot, a może mąż i dzieci! Dziś nic nie stoi już na przeszkodzie. To znaczy, nie mówię oczywiście o naszym kraju.

Co ci pomogło to zrozumieć?

Jeździłem po różnych festiwalach rockowych w Polsce i za granicą i poznawałem mnóstwo otwartych ludzi. Edukacja seksualna w Holandii i Niemczech już 15 lat temu wyglądała lepiej niż dziś w Polsce. Nawet jak po pijaku gdzieś tam się wygadałem, to okazywało się nagle, że to wszystko jest normalne, że nic nie jest „nie tak”.

Pierwszy pocałunek z facetem?

Nie przywiązuję do tego aż tak wielkiej wagi. Pierwszy pocałunek, pierwszy raz… Mój pierwszy raz był najgorszym seksem w moim życiu, ale co z tego? Każdy pierwszy raz jest chyba beznadziejny. Facet, którego pierwszego pocałowałem, ma dziś żonę i dzieci. Wtedy jeszcze udawałem hetero i jakoś sobie żartowaliśmy z gejów (dziś to żałosne, ale wiadomo, że tak najłatwiej było się ukryć nastolatkowi, który sam jest homo). Miałem 18 lat, pojechaliśmy na koncert Within Temptation do Holandii z nim i z dwiema koleżankami. Z tych żartów jakoś doszło do tego, że zacząłem do niego mówić „misiu”, a on do mnie „kotku”. Spałem z nim w jednym pokoju. I tak zastanawialiśmy się, jak to jest całować się z facetem, że pewnie to obrzydliwe, ale właściwie… Może nie? No i spróbowaliśmy.

I fajnie było?

Nie. (Adam jest zmieszany). Serio nie. Nie wracajmy do tego. Źle się z tym czułem, bo jak gdyby sam się przed sobą obnażyłem wtedy i jeszcze trudniej było mi się z tym pogodzić.

Na swoim profilu na Facebooku z dużym zaangażowaniem komentujesz obecną w Polsce sytuację polityczną. Po wyborach parlamentarnych napisałeś wprost, że to koniec, że się wyprowadzasz.

Od dawna miałem plan na wyprowadzkę i dawałem sobie czas do wyborów. Przy niekorzystnym wyniku miałem od razu wyjechać do Londynu. Mam już to dokładnie zaplanowane i wyliczone, ile będzie kosztować przeniesienie studia. Ale po przedyskutowaniu wszystkich za i przeciw jednak na razie nie dalibyśmy rady. Poza tym ja przez 6 miesięcy w roku i tak jestem gdzieś za granicą. Chciałbym tu zostać, chciałbym, żebyśmy mogli zawierać małżeństwa jednopłciowe i wychowywać dzieci. Chciałbym, żeby Kościół nie miał takiego wpływu na nasze życie i żeby zmieniła się władza. Wtedy na pewno zostanę w Polsce.

Tekst z nr 85 / 5-6 2020.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Seks jest piękny

O PrEPie, o strachu przed HIV, o seksie, o ciele i o nagości, o życiu w Krakowie i w Kopenhadze, o aktywizmie na rzecz polskiej społeczności LGBT i o jego facecie Kendricku z ŁUKASZEM SABATEM, Misterem Gay Poland 2018, rozmawia MARIUSZ KURC

 

Foto: Pete Lamberto

 

Dla mnie ważne byłoby, żeby opowiedzieć o PrEPie, ok? (Profilaktyka Przedekspozycyjna – przyp. „Replika”) Jestem na PrEPie od ponad 2 lat.

Chętnie. Tylko myślałem, że zaczniemy od wyborów. Zdobyłeś tytuł Mister Gay Poland 2018 – gratulacje!

Dzięki, dzięki.

Od 9 lat mieszkasz w Kopenhadze. Co cię skłoniło, by wziąć udział?

PrEP.

To znaczy?

Wiesz, ja mam naturę aktywisty. Jeszcze gdy mieszkałem w Krakowie, to byłem radnym dzielnicy Prądnik Biały…

…to musiałeś być bardzo młodym radnym.

21 lat – byłem chyba najmłodszym radnym w Krakowie. Nadal chcę działać – teraz na rzecz rozpowszechniania PrEPu wśród polskich gejów. Mnie tu w Danii jest bardzo dobrze, od ośmiu lat żyję sobie szczęśliwie z moim facetem Kendrickiem, mam świetną pracę. Uważam, że moim obowiązkiem jest robić coś na rzecz LGBT w Polsce.

Myślałem, że powiesz o wyborach jako przygodzie i zabawie, a tu proszę.

Rozrywka też była, oczywiście. Ale ja mam świadomość, że takie imprezy pełnią również funkcję emancypacyjną. To jest świetne narzędzie pracy u podstaw w społeczności gejowskiej, która generalnie jest dość zahukana – jeden przed drugim często trzyma fason, ale w środku jest dużo niepewności. Takie wybory oswajają nas: tak, można być facetem i zachwycać się urodą innych facetów nie tylko „w domu, po kryjomu”, nie tylko w łóżku. Możemy mieć swojego Mistera geja.

Jak ci się podobała gala?

Super, że ta impreza w ogóle istnieje. Najpierw były wybory regionalne; w Krakowie, z którego startowałem – pierwszy raz. Na ogólnopolski finał przyleciałem do Poznania z Kendrickiem i dwoma przyjaciółmi. Widziałem wcześniej wybory w Hiszpanii – wyglądały lepiej, ale nie zamierzam narzekać. Zdaję sobie sprawę, że u nas osób angażujących się w cokolwiek na rzecz LGBT jest bardzo mało. Tym bardziej trzeba chwalić tych, którzy coś robią.

Gdzie w tym jest twoja misja z PrEPem?

Organizowałem już debaty o PrEPie online oraz podczas krakowskiego Queerowego Maja i… byłem trochę sfrustrowany. Sporo niewiedzy, stereotypów, czasem nawet hejt, a także nieumiejętność spokojnej wymiany argumentów. Dostawałem szybko etykietkę „truvada whore” – że niby nie agituję na rzecz zdrowia, tylko na rzecz większego „puszczania się” i seksu bez zabezpieczeń. W postawie oponentów wyczuwałem moralną ocenę samego seksu jako czegoś złego – to może później rozwinę. Doszedłem do wniosku, że potrzebuję jakiejś platformy, z której mój głos byłby lepiej słyszalny. Wybory na Mistera okazały się taką platformą. Najlepszy dowód – siedzę z tobą i robimy wywiad.

Ok. To jaka jest twoja historia z PrEPem?

Od zawsze panicznie bałem się HIV. To zagrożenie było dla mnie jakby częścią pakietu bycia gejem. Taki ciąg myślowy: jestem gejem, złapię HIV, zachoruję na AIDS, umrę. W skrócie: gej = śmierć. Pierwsze słowa mamy po moim coming oucie? „Tylko uważaj, żebyś nie zakaził się HIV”. Jeden z pierwszych chłopaków, z którymi spotykałem się w Danii, wyznał mi, że ma HIV – i zalał się łzami. Leczył się, wiremię miał niewykrywalną, więc seks z nim był naprawdę bezpieczny – ale gdzieś z tyłu głowy i tak ten irracjonalny strach był. Za każdym razem, gdy szedłem z chłopakiem do łóżka, czułem się, jakbym robił coś zakazanego. Praktycznie nie byłem w stanie cieszyć się seksem, mimo że odczuwałem pożądanie. To miało ujemny wpływ na psychikę. Doszedłem do takiej paranoi, że praktycznie po każdym seksie leciałem się zbadać i zawsze potworny stres. Ręce miałem tak pokłute, jakbym regularnie brał narkotyki w żyłę. Ciągle wstyd, że się uprawiało seks i to „na dodatek” z facetem. A przecież wiedziałem, że z HIV można żyć całe dekady, że ten wirus, jeśli się leczysz, nie zabija. Mało tego, jeśli masz ilość wirusa na poziomie niewykrywalnym, to nawet nie można się od ciebie zakazić! Stygma i tak jest. Zrobiliśmy z HIV demona. HPV, kiła i inne choroby przenoszone drogą płciową jakby nie istnieją. A ludzie, którzy żyją z HIV? Nawet nie potrafi ę sobie wyobrazić takiego wykluczenia. Milczą, nie są w stanie wyjść na ulice, walczyć o swoje. Nieważne, że leczony plus praktycznie nie zakaża – i tak jest skreślony. A ten, który mówi, że jest minusem, ale nie badał się od roku, może być plusem i to groźnym, bo nieleczonym. Szukałem sposobu na pozbycie się strachu. O PrEP, czyli zestawie leków (obecnie truvada i jej tańsze zamienniki, np. rocovir), który brany przed seksem, zapobiega zakażeniu, pierwszy raz usłyszałem w 2012 r., gdy byłem na wakacjach w USA. Pomyślałem, że w tym jest moja nadzieja i czekałem z niecierpliwością, aż dotrze do Danii. Przełomowy moment był 3 lata temu. Z moim Kendrickiem żyjemy w związku otwartym, z racji pracy dużo podróżuję i zdarza się, że umawiam się z facetami na seks. Byłem na konferencji w Budapeszcie, wieczorem na Grindrze poderwałem trzech gości, fantastycznych byków, bardzo atrakcyjnych. Z jednym z nich byłem pasywny. Miał założoną prezerwatywę. W pewnym momencie wyszedł ze mnie i po coś sięgnął. Pomyślałem, że po lubrykant. Kontynuowaliśmy. Gdy po chwili znów ze mnie wyszedł, zobaczyłem, że nie ma prezerwatywy. Czyli wtedy, gdy myślałem, że brał lubrykant, to on ją ściągnął! Przerwałem wszystko od razu. „Hej, co jest grane?”. „Daj spokój, no risk, no fun”. To podejście mnie rozwaliło. Następnego dnia miałem wystąpienie dla 50 osób, musiałem zachowywać skupienie – tymczasem w głowie mętlik i przerażenie, że już mam HIV. Czy PEP jest dostępny na Węgrzech? (PEP – Profilaktyka Poekspozycyjna – kuracja, którą należy rozpocząć najpóźniej 72 godziny po ryzykowanym kontakcie seksualnym – przyp. „Replika”) Ile kosztuje i czy moje ubezpieczenie pokryje koszty? Tuż po konferencji zadzwoniłem na duńską linię pomocy dla MSM, czyli mężczyzn mających seks z mężczyznami. Logicznie przeanalizowaliśmy, co się stało. Uspokoiłem się trochę – ustaliliśmy, że ryzyko zakażenia jednak nie jest duże i żebym się zgłosił po przylocie do Kopenhagi. Późniejsze badania wykazały, że jestem negatywny. Wypełniłem też ankietę, która miała mnie zakwalifikować do grupy badawczej PrEP, bo normalnie PrEP nie był jeszcze wtedy w Danii dostępny. I co się okazało? Że… nie kwalifikuję się. Bo generalnie mam świadomość i uprawiam seks w prezerwatywie. Gdybym więcej ryzykował, dostałbym PrEP. Byłem załamany! Postanowiłem działać na własną rękę. Przez Internet dotarłem do Grega Olsena, Anglika, który walczy o dostępność PrEPu dla wszystkich. Zebrałem wiedzę. Rozmawiałem też z moim lekarzem, który przestrzegał, bym nie ufał lekom kupionym w sieci. Chłopaki z Anglii spisywali numery seryjne leków dostępnych w Internecie i sprawdzali, czy były one zweryfikowane przez odpowiednią klinikę. Następnie mieli mierzony poziom leku (dokładnie: substancji czynnej, ale może już za bardzo wchodzę w szczegóły) we krwi – w ten sposób, porównując od czasu zażycia ostatniej tabletki, było wiadomo, czy to prawdziwy lek i czy jego ilość jest wystarczająca, by chronić przed infekcją HIV. W końcu zacząłem brać PrEP. Skutków ubocznych, o których czytałem – że przez pierwsze tygodnie człowiek może mieć ból brzucha, rozwolnienie lub może odczuwać zmęczenie, że PrEP może mieć niekorzystny wpływ na nerki – nie miałem i nie mam. Stopniowo zaczął schodzić mi stres związany z seksem. Odeszła paraliżująca obawa, że mogę zakazić Kendricka. Dziś mogę powiedzieć, że PrEP odmienił moje życie. Nie samo życie seksualne. Całe życie. Jestem po prostu w lepszej kondycji.

A sam seks? Też lepszy?

(Łukasz przewraca oczami) I to jak! (śmiech)

PrEP działa w specyficzny sposób, prawda?

To jest jakby prezerwatywa na poziomie komórkowym. Wirus wnika do organizmu, ale nie jest w stanie zainfekować, ma zablokowany dostęp do komórek – i obumiera.

W Polsce na PrEPie jest tylko ok. 170 osób. Modele statystyczne mówią ponoć, że aby na poważnie mówić o wyrugowaniu HIV, trzeba ok. 13 tys.

Właśnie! O tym trzeba mówić! HIV nie jest już wyrokiem śmierci, ale skoro jest możliwość pozbycia się tej cholery – zróbmy to. Taki właśnie jest kontekst debaty wokół PrEP – koniec HIV. Trzeba tylko edukować. W Polsce PrEP to jest obecnie koszt 130 zł na miesiąc. Bierze się zamienniki truvady, ale niebawem PrEPem może być nowy lek Descovy, a potem może jeszcze inny, wstrzykiwany raz na 3 miesiące. A może i PrEP będzie obecny w lubrykantach, może będzie szczepionka, może będą krążki dopochwowe z PrEPem dla kobiet. Zobaczymy. Super, że jest taki rozwój, ale chcę podkreślić, że nie można czekać – już teraz mamy narzędzie, by pozbyć się HIV i by się nie bać. Przede wszystkim jednak trzeba się regularnie badać. (Następne kilka linijek Łukasz dopisuje podczas autoryzacji z zaznaczeniem, że muszą się znaleźć w tekście). Drogi czytelniku tego wywiadu, kiedy ostatnio zrobiłeś test na HIV? A na inne choroby przenoszone droga płciową? Poprosiłeś o wymaz z gardła i odbytu? Bo standardowo dostaniesz tylko heteryckie badanie penisa. Powinniśmy się badać raz na 3 miesiące, nawet jeśli stosujesz prezerwatywę. WHO podkreśla, że tylko szeroki wachlarz działań – również prewencyjnych – może przyczynić się do końca HIV. W Polsce mam wrażenie, że za mało uwagi poświęcamy profilaktyce.

Co stoi na przeszkodzie szerszemu wykorzystaniu PrEPu?

Uprzedzenia i brak edukacji. Tak, jak w latach 80. i 90. nie sama choroba AIDS zabiła tysiące ludzi, ale również homofobia, która powodowała, że lekceważono zagrożenie, mówiono: „A niech sobie zdychają pedały czy narkomani” i w efekcie wirus rósł w siłę, tak teraz uprzedzenia stoją na drodze likwidacji HIV. Konserwatywny stosunek do seksu. Pokutujące przekonanie, że, jak wspominałem, seks sam w sobie jest zły. Miałeś wielu partnerów i złapałeś HIV? Bardzo dobrze – chciało ci się pieprzyć na prawo i lewo, to masz za swoje! A przecież wiadomo, że apele o wstrzemięźliwość nigdy nie działały, ludzie uprawiali i będą uprawiać seks. Katolicka moralność oparta na wstrzemięźliwości służy kontroli ludzi – bo jak masz władzę nad czyjąś seksualnością, to i nad całym człowiekiem, ale taka moralność prowadzi co najwyżej do poczucia winy, traum i wyparcia seksualności ze świadomości, co zresztą obserwujemy u wielu gejów. Taki rygoryzm nie uchroni nas przed chorobami. Sytuacje są różne, ludzie robią błędy, „puszczalscy” też mają prawo do zdrowia. Nie bądźmy wobec siebie tacy surowi. A seks jest piękny! Nawet z gościem, którego poznałeś 5 minut wcześniej i nigdy więcej nie zobaczysz, może być pięknie. Nawet jeśli to jest czysto cielesna przyjemność i nie ma „wyższych” uczuć – nadal nie jest to nic złego. Tylko róbmy to bezpieczniej. Kochajmy się porządnie – ale zdrowo. Ja bym właśnie chciał przyczynić się do zmiany myślenia o seksie w gejowskim środowisku. Na moim koncie na Instagramie mam napisane, że jestem „unapologetically sex positive”. Uwielbiam seks i nie zamierzam ani się tego wstydzić, ani za to przepraszać. Słyszę, że przez „truvada whores” wzrosła w Polsce liczba zakażeń innymi chorobami przenoszonymi drogą płciową. Przepraszam, przez te 170 osób? Ludzie myślą też, że próbuję zareklamować lek, by zarobić. PrEP to nie jest jeden konkretny lek, to jest Profilaktyka Przedekspozycyjna – terapia, w ramach której dziś jest taki lek, jutro może być inny, lepszy.

Jeden chłopak niedawno mi powiedział, że jest plusem. Zapytałem: „Leczysz się? Wiremia niewykrywalna?”. A on na to: „O, wreszcie jakiś wyedukowany gej”.

Dostaję sporo wiadomości z podziękowaniami od chłopaków, którzy są plusami, bo przy okazji PrEPu siłą rzeczy dużo mówi się o HIV. Jeśli jesteś na PrEPie, to należy chodzić do lekarza raz na 3 miesiące. Ja chodzę. I w ramach wizyty masz test na HIV. Mnóstwo ludzi ze strachu nie robi sobie nawet tego testu, dla mnie też to był stres – a teraz już nawet zapominam, że test też będzie.

Jak bycie na PrEPie wygląda w Danii od strony finansowej?

Ja jestem w wyjątkowej sytuacji, bo należę do grupy 5 000 ludzi na świecie, którzy biorą leki nowej generacji, jestem królikiem doświadczalnym – mam PrEP za darmo. Biorę tabletki codziennie. Ilość leku jest niższa, a powoduje to samo nasycenie w komórkach. Będą już więc dwie opcje. Ta nowa dla osób, które mając na przykład problemy z nerkami lub z powodu efektów ubocznych nie mogły zażywać obecnie dostępnego leku. W Danii też nie jest z PrEP tak różowo. Tu szpitale należą do województw, a te nie są skłonne płacić za PrEP – czai się ten „argument”, że nie jest to prewencja, tylko płacenie za to, by geje mogli się bzykać bez ograniczeń – tak jakby takie przypadki nie miały miejsca bez PrEPu. Kilka lat temu w klubach były darmowe prezerwatywy z logo Kopenhagi, dziś nie ma przez „oszczędności”.

Pomówmy o twoim modellingu. Wspomniałeś o swym koncie na Insta. Masz tam ponad 100 fotek, ubrany jesteś na kilku.

To jest hobby. Rodzaj mojej ekspresji. Choć ostatnio dostałem honorarium za jedną sesję, więc kto wie, czy się nie sprofesjonalizuję! (śmiech) Kolega zajmuje się fotografią, też hobbystycznie, i zrobił mi pierwsze fotki. Potem skontaktowałem się z fotografami gejowskiego magazynu „Kink” z Barcelony, zrobiliśmy trzy fajne, nagie sesje (w numerach 26 i 28, trzecia czeka na publikację), potem jeszcze dla „Kaltblut”, „Pornceptual” i dla brazylijskiego „Flsh Mag”. Lubię swoje ciało. Lubię pozować nago. To jest wyraz mojego seksualnego wyzwolenia. Na tych zdjęciach nie jest tylko Łukasz pokazujący gołą dupę. To jest Łukasz pokazujący, że można cieszyć się ze swego ciała, ze swej seksualności, z bycia gejem.

A pupę masz bardzo ładną (śmiech).

Dzięki, pracuję nad nią (śmiech). Dziś właśnie mnie mięśnie bolą, bo dałem czadu na CrossFicie.

I nie tylko pupę pokazujesz na fotkach.

Bardzo lubię nieskrępowaną nagość. Penis nie jest dla mnie tabu. To znaczy, na Instagramie jest, niestety – dlatego na fotkach na Insta w miejscu penisa zdjęcia są wykropkowane. W „Kink” nie są.

Tak teraz myślę, ile negatywnych znaczeń niesie określenie „ekshibicjonista” – kojarzy się ze smutnym facetem wymachującym penisem gdzieś w bramie. Twoje nagie fotki emanują radością.

Dokładnie. Zobacz, ile w nas siedzi złych emocji odnoszących się do seksu i do ciała. Tak jak PrEP wyzwolił mnie do stuprocentowej radości z seksu, tak kultura duńska przyczyniła się do zmiany mojego stosunku do nagości. Gdy byłem na siłce w pracy i potem w szatni po raz pierwszy widziałem przebierającego się nagiego… szefa, to szok! A przecież to normalna rzecz.

Ja wciąż na basenie widzę facetów, którzy pod prysznicem nie zdejmują kąpielówek.

Tak! Namydlają rękę i ładują ją w majty – najpierw z przodu, potem z tyłu. Człowieku! Umyj tego penisa porządnie, również pod napletkiem, umyj tyłek dobrze. Wiesz, 10 lat temu nie odważyłbym się na publikowanie w sieci moich nagich fotek. Wiem też, że są ludzie, którzy na widok ładnego nagiego ciała automatycznie zakładają, że ta osoba nie ma nic powiedzenia. Ich problem. Mam dogadanych kilka kolejnych sesji z fajnymi fotografami w Berlinie.

Też nagich?

Nagich, nagich. W ubraniu to mniejsza przyjemność (śmiech). Mam kolegę, który robi happeningi naturystyczne w Kopenhadze, jakiś czas temu rozebrał się do naga w muzeum. Mówił, że chciał sprawdzić, jak będzie odbierał sztukę, oglądając ją nago. Ochrona go potem goniła z ciuchami, a on uciekał (śmiech). Ta fascynacja swobodną nagością we mnie siedzi. Przed pierwszą publikacją uprzedziłem rodzeństwo i rodziców. Nie mają z tym problemu, ale zdarzył się hejt w sieci i było mi przykro, że ich na to naraziłem. Mój brat heteryk zdał sobie sprawę, z czym geje się stykają. Nie był przygotowany na homofobiczne wyzwiska.

Bo my jako społeczeństwo nie jesteśmy przyzwyczajeni do obrazów nagości, a już szczególnie męskiej.

Męska nagość, jeśli pojawia się w kontekście erotycznym, ma od razu wymiar gejowski, co z kolei uruchamia homofobię. Cóż, trzeba ludzi oswajać i ja będę to robił. Ludzie mnie obgadają, napatrzą się – i następny gej z zamiłowaniem do pozowania nago będzie już miał mniejszy hejt.

A gdyby nagie fotki prezentowała dziewczyna z tytułem Miss?

Kurczę, tak, masz rację. Byłby mega hejt.

Ciebie środowisko gejowskie nie shejtowało.

Widzisz? Środowisko gejowskie mogłoby nauczyć czegoś środowisko hetero! Poza tym, jeśli ktokolwiek przy okazji patrzenia na moje fotki zainteresuje się PrEPem, to tym lepiej.

Ale nawet bez szczytnego celu to jest OK, nie sądzisz? Ja lubię patrzeć na twoje nagie ciało, ty lubisz je pokazywać. Obaj mamy przyjemność, nikomu krzywda się nie dzieje. Sytuacja win-win.

Widzę, że się rozumiemy. (śmiech)

Mówisz bez ogródek, że jesteś w otwartym związku, lubisz seks i rozbierane sesje foto. Spotkałeś się z argumentami, że taką szczerością psujesz „wizerunek geja w społeczeństwie” i że „strzelasz samobója środowisku”?

Nie raz. To jest fałszywe przekonanie, że jak zepniemy pośladki i będziemy „grzeczni” jak „oni” (tak jakby „oni” byli grzeczni!), to uda nam się ich do siebie przekonać. Moim zdaniem, nie tędy droga. Są ludzie, którzy nas nie cierpią i nie ma sensu starać się im przypodobać. Trzeba żyć własnym życiem.

Co robisz, by utrzymać ciało w formie?

Siłownia mnie nudziła, natomiast zakochałem się w CrossFicie – 4 razy w tygodniu to mój standard. A sport na dobre zacząłem uprawiać dopiero w Danii. Byłem sam jak palec, trzeba było nawiązać nowe znajomości. Zapisałem się do gejowskiego klubu sportowego Copenhagen Wolves.

Kopenhaskie Wilki? Twardziele!

Ponoć była też rozważana nazwa Copenhagen Swallows – kopenhaskie jaskółki.

Po angielsku jest tu pikantna dwuznaczność.

Owszem. Może szkoda, że jaskółki nie przeszły (śmiech). Grałem tu w rugby, pływałem. To jest ponoć najstarszy sportowy klub LGBT na świecie.

Tyle już rozmawiamy, mówiłeś o służbowych podróżach, a czym się w ogóle zajmujesz?

Skończyłem szkołę protetyki słuchu, studiowałem zdrowie publiczne i marketing międzynarodowy na UJ. Zaraz po studiach zacząłem pracę w duńskiej firmie, która produkuje aparaty słuchowe. Przywracamy ludziom słuch. Po 2 latach zaproponowali mi awans i przeniesienie do Kopenhagi. Teraz, po 10 latach jestem product managerem, od 3 lat zajmuję się wdrażaniem nowych generacji aparatów – od Brazylii po Japonię. Szkolę lekarzy i innych pracowników służby zdrowia.

Chciałbyś wrócić do Polski?

To nie jest łatwe. W Polsce nie ma ani związków partnerskich, ani równości małżeńskiej. Według prawa duńskiego Kendrick i ja jesteśmy parą i mamy wszelkie prawa, a według polskiego – jesteśmy obcymi osobami. On uwielbia przyjeżdżać do Polski, uczy się polskiego, nasze rodziny spędzają razem wakacje… Ale nie mogę wrzucić go w tak niekorzystną sytuację prawną. Musimy jeszcze poczekać. A raczej nie tyle czekać, co działać i nie oglądać się na innych. Ja jakiś czas temu wsparłem finansowo wydanie w Polsce książki „Mężczyźni z różowym trójkątem” Heinza Hegera. Jestem niesamowicie dumny, że moje nazwisko widnieje na końcu książki na liście sponsorów. To jest kolejna moja cegiełka na rzecz LGBT. Sama książka zrobiła na mnie piorunujące wrażenie, do tej pory wiele scen z niej mam w głowie. Jeśli nie poznamy historii naszej społeczności, będziemy zagubieni w teraźniejszości. Ja dziś mogę wrzucać nagie fotki na Insta, mówić publicznie, jak lubię kochać się z mężczyznami, uczestniczyć w gejowskim konkursie piękności, ale mam świadomość, że zawdzięczam to działaczom LGBT, którzy byli przede mną. Oni stworzyli mi te warunki. Jestem też prenumeratorem „Repliki” – tym przyjemniej mi teraz, że udzielam wam wywiadu.

Dania nauczyła cię otwartości?

Życie w innej kulturze zawsze uczy otwartości. Ale jeśli pytasz o homoseksualność, to ogarnąłem sprawę jeszcze w Polsce. Coming out przed mamą wyszedł po tym, jak mnie rzucił chłopak. Rihanna śpiewała hit „Umbrella” – a ja siedziałem i płakałem przy tej piosence. Mama była przerażona, bo nie wiedziała, co mi jest. Przed rodzeństwem i przyjaciółmi wyoutowałem się wcześniej i oni namawiali mnie, bym powiedział mamie, bo ona ich wypytywała. A ja przeżywałem rozstanie mocno – wstawałem rano i w płacz. W końcu powiedziałem mamie w beznadziejny sposób. Wszedłem do pokoju: „Muszę ci coś powiedzieć”. Mama trzęsącymi się rękami zapaliła papierosa, a ja: „Mamo, masz syna pedała”. Dalszego przebiegu rozmowy nie pamiętam, byłem zbyt oszołomiony, tylko mam ten przebłysk, że spoko i żebym tylko nie złapał HIV.

Jak sobie dawałeś radę w tym najtrudniejszym okresie dojrzewania, w czasach liceum?

Wiedziałem, że chłopaki mi się podobają, ale nie byłem w stanie tego zintegrować z resztą osobowości, że tak powiem. Jakby to nie docierało. Inni chłopcy zaczęli mieć dziewczyny, więc… ja też. Kilka, jedną po drugiej. Pocałunki to jeszcze jak cię mogę, ale jak tylko coś więcej miało być, wycofywałem się, ochładzałem relację. Co te dziewczyny musiały czuć? Skąd miały wiedzieć, co się dzieje w mojej głowie? Nie widziały mojej wewnętrznej walki, widziały tylko gościa, który ma laski na prawo i lewo i się nimi bawi. Po którymś takim zerwaniu jedna kumpela na mnie nakrzyczała: „Czy ty z tego jakąś przyjemność masz, że takim chujem jesteś dla tych dziewczyn?” Wtedy do mnie dotarło: „Fuck… Przecież ja jestem gejem. Tak naprawdę nie chcę przecież być z żadną z tych dziewczyn.” Jeśli któraś z moich licealnych dziewczyn czyta ten wywiad, to chciałbym publicznie powiedzieć, że bardzo, bardzo przepraszam. Zaraz po liceum były pierwsze pocałunki z mężczyznami – i tak, to było to. Podkochiwałem się w jednym kumplu, oczywiście hetero. Zakochać się w heteryku i cierpieć – klasyka. W takim stanie poszedłem po raz pierwszy do klubu gejowskiego – to był Seven na Filipa w Krakowie. Odkryłem, że istnieje jakiś gejowski świat. Tamtego wieczoru poznałem właśnie tego chłopaka, po którym później tak płakałem.

A Kendricka jak poznałeś?

Zostaliśmy zeswatani, ale inteligentnie – podstępem (śmiech). Są tacy heterycy, co jak tylko przyjaźnią się z dwoma gejami-singlami, to natychmiast próbują ich zeswatać. „Łukasz, poznaj Diego, Diego, poznaj Łukasza, obaj jesteście gejami”. W tym momencie praktycznie powinniśmy od razu się zakochać, bo przecież obaj jesteśmy gejami! No, więc jedna moja koleżanka zeswatała mnie z Kendrickiem, ale subtelniej. Pomyślała, że możemy do siebie pasować i nic nam obu nie mówiąc, zaaranżowała spotkanie w większym gronie. Na koniec imprezy Kendrick zapytał: „Łukasz, miło cię było poznać. Może zobaczymy się jeszcze?” Byłem wniebowzięty, bo właśnie miałem zadać mu to samo pytanie.

Tekst z nr 75 / 9-10 2018.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

MIŁOŚĆ SILNIEJSZA NIŻ HEJT

Z modelami RADKIEM PESTKĄ i ROMKIEM GELLO, o tym, jak się poznali i jak im się razem żyje w Polsce, o tym, jak sobie radzili ze szkolną homofobią, o coming outach wobec najbliższych, a także o RuPaulu, o programie „Top Model”, który wygrał Radek, o chodzeniu z mamą do klubu gejowskiego i o „heteryckich, maskujących nawykach” Romka, rozmawia MARIUSZ KURC

 

Foto: Krystian Lipiec

 

Jak się poznaliście?

Romek: Gdy zobaczyłem Radka w „Top Model” jesienią 2015 r., pomyślałem: „Fajny, ciekawy chłopak”. Okazja, by go poznać, nadarzyła się dużo później. Zorientowałem się, że mamy wspólnych znajomych. Na moim blogu zapraszam różnych blogerów do zdjęć, więc pomyślałem, że zaproponuję Radkowi wspólną sesję. Napisałem do niego na Facebooku.

Radek: Dostaję sporo wiadomości od nieznajomych, wskakują do spamu i nie wszystkie przeglądam. Los chciał, że po jakimś czasie odczytałem wiadomość Romka.

Romek: Poznaliśmy się na sesji 14 stycznia 2017 r., padał śnieg i było baaardzo zimno (Romek patrzy romantycznie na Radka) i byłeś zestresowany (uśmiech).

Radek: 26 lutego stwierdziliśmy, że jesteśmy razem.

Czyli kliknęło od razu.

Romek: Zaczęliśmy się widywać praktycznie codziennie.

Radek: Kilka miesięcy później nasz znajomy fotograf Łukasz wrzucił na Instagram zdjęcie, na którym dajemy sobie buziaka. Portale plotkarskie zaczęły finalizować artykuły o mnie pytaniem: „Czy Radek Pestka jest gejem i czy Romek to jego chłopak?” Wtedy usiedliśmy, by porozmawiać poważnie na ten temat, również z rodzicami Romka, u których często się radzimy.

Skąd fotograf miał wasze zdjęcie z buziakiem?

Romek: Byliśmy razem z nim na imprezie, tam cyknął. Kilka dni później wręczył je nam oprawione w ramkę z okazji moich urodzin.

Radek: Nasz publiczny coming out był tylko kwestią czasu. Już wcześniej pojawiły się spekulacje na temat mojej orientacji, a ja sam źle czułem się z ukrywaniem. Podczas emisji „Top Model” nie zdecydowałem się ujawnić, nie wiedziałem, co się stanie i szczerze powiedziawszy wydawało mi się, że mogłoby to źle wpłynąć na moją karierę, nie znałem tego całego światka show biznesu. W tamtym momencie nie byłem na to gotowy.

Radek, miałeś 19 lat. Wyoutowałeś się publicznie, jak miałeś 21. To i tak bardzo wcześnie.

Radek: Romek jest moim rówieśnikiem. Nie znamy takiej drugiej, młodej i już wyoutowanej pary gejowskiej w polskim show biznesie, chyba że Ty znasz?

Nie.

Radek: Ha! (śmiech) No widzisz, jesteśmy jedyni!

Wygrałeś „Top Model” jako pierwszy mężczyzna. Miałeś wcześniej do czynienia z modelingiem?

Radek: Niewiele, ale tak. Przed programem pracowałem jako sprzedawca w Zarze, potem otrzymałem kilka zleceń jako model e-commerce dla Reserved, House. Interesuję się modą. Po programie skupiłem się na blogu, teraz chciałbym odnowić działalność jako model.

Romek, a ty?

Romek: Od 7 lat prowadzę bloga w tematyce głównie streetwear.

 

Foto: Krystian Lipiec

 

Zacząłeś, gdy miałeś 15 lat?

Romek: Tak, od końca gimnazjum. Moda to moja pasja odkąd pamiętam. Lubię pozować, być fotografowanym, ale przede wszystkim rozwijać się w modowym kierunku. Żeby być profesjonalnym modelem, trzeba mieć dobry wzrost i budowę ciała. Ja jestem niestety trochę za niski (182 cm) – Radek ma 184 – w sumie tylko dwa centymetry różnicy, ale często jest to problem. Mimo tego realizuję się podczas sesji zdjęciowych na moje social media. Razem z Radkiem mamy parę projektów na 2019 r. – trzymaj kciuki, aby wypaliły. W dobie Instagrama, Snapchata, blogi trochę poszły w odstawkę, aktualnie YouTube rządzi, co nie zmienia faktu, że warto pracować nad swoim blogiem – jeśli się go ma.

Radek: Chcielibyśmy zrobić kanał o modzie, ale nie tylko. Pisze do nas mnóstwo młodych ludzi LGBT, a jak wiadomo edukacji seksualnej w szkołach praktycznie nie ma. Dostajemy pytania, jak odkryliśmy, że jesteśmy gejami, jak najlepiej się wyoutować. Pytania o coming out są najczęstsze i nie dziwię się – gdy już rodzina i znajomi wiedzą, z dnia na dzień jest lżej i zapomina się o stresie.

Romek: Osoby LGBT są często wyalienowane, samotne. Jeśli czują, że nie mogą się ujawnić w rodzinie, a w szkole nie mają wsparcia, to jest problem. Chcemy pokazywać, że można być gejem, robić coming outy i żyć normalnie. Nasze życie wygląda naprawdę zwyczajnie, chodzimy na spacery, na zakupy, widujemy się z przyjaciółmi, czasem idziemy do klubu. Całujemy się, śpimy ze sobą… ale w Polsce jest stereotyp, że geje uprawiają seks gdzie popadnie i non stop całują się w miejscach publicznych.

Powiedziałbym nawet, że w Polsce, przynajmniej na ulicach, pary gejowskie nie okazują sobie uczuć w ogóle.

Romek: Otóż to.

Jak przeszliście przez okres dorastania? Spotkaliście się z hejtem?

Radek: Ja już w drugiej klasie gimnazjum zaakceptowałem się jako geja. U mnie było dość specyficznie, bo ciągle zmieniałem szkoły w miarę jak mój ojczym zmieniał pracę. Pochodzę z Kołobrzegu. W czasach szkolnych mieszkałem też w Koszalinie, pod Bytowem, w Inowrocławiu i w Trójmieście. Do ostatniej klasy gimnazjum trafiłem jako „nowy” i to było trudne. Wiesz, jak to jest z nowymi, zawsze mają troszkę trudniej z zaklimatyzowaniem się. Miałem okres, gdy moje włosy sięgały ramion i mój styl ubierania się był naprawdę przeciętny. Za namową siostry ściąłem włosy na krótko i nagle zrobiłem furorę w szkole, głównie wśród dziewcząt. Jak zapewne wielu gejów, trzymałem się głównie z nimi. Zacząłem przykładać wagę do wyglądu, ubierać się schludniej, ładniej – to wystarczyło, by nakręcić chłopaków do obelg czy szturchania na korytarzach szkoły. Niektórym wydaje się, że dziewczynom imponuje tępa siła i przemoc, dlatego chłopcy głupio się popisują. Wyzwiska „pedał”, „ciota” czy „pizda” były nagminne. Nigdy nie zostałem pobity, ale popychanie, podstawianie nogi miało miejsce praktycznie codziennie. Trudno coś z tym robić – zwłaszcza gdy w klasie jest dwunastu chłopaków i wszyscy zachowują się tak samo. Z jednym wyjątkiem – jeden kolega nic do mnie nie miał i normalnie ze mną rozmawiał, ale bał się otwarcie powiedzieć, że jestem „spoko” – głównie ze względu na swoich ziomków i prawdopodobne odstawienie od grupy, gdyby trzymał moją stronę. W-F był moim koszmarem. Zdarzyło się nawet, że miałem poprawkę. Nie chodziłem na lekcje i przez nieobecności musiałem podejść do egzaminu. Unikanie zajęć było sposobem na ominięcie wyzwisk i wyśmiewania ewentualnych potknięć czy niepowodzeń na zajęciach. Notoryczne wybieranie mnie na ostatniego do drużyny, każde złe zagranie usprawiedliwiane obelgami, cytuję: „Pedał, więc wiadomo, że źle gra” etc. Umówiłem się z nauczycielem na bieganie na boisku podczas gier zespołowych. Nie chciałem w nich uczestniczyć. Odpowiadanie na obelgi czy szturchanie nie dałoby rezultatu. Skarga u pedagoga, nauczyciela, wychowawcy też by nie pomogła – gdy gnębiciele zauważą, że ich „żarty” cię dotykają, podwoją swe działania. Nawet gdy dostaną reprymendę, przestaną tylko na chwilę i poczekają na dobry moment, by ponowić ataki. Nie ma dobrej recepty na walkę z takimi osobami. Trzeba zacisnąć zęby, być sobą i poszukać takich osób, które dadzą ci wsparcie. Chodziłem do pedagożki szkolnej, jednak głównie po to, by się wygadać. Ale to narażało mnie na dodatkową plakietkę: oprócz pedała to jeszcze kabel. W całym toku mojego nauczania znalazłem wsparcie u trzech osób. Trzech = na tyle szkół, do których uczęszczałem; panią pedagożkę z gimnazjum z Kołobrzegu, psycholożkę z technikum oraz moją polonistkę z gimnazjum z Koszalina. Tę ostatnią wspominam najlepiej. Była pierwszą osobą w całej szkole, przed którą się wyoutowałem. Nie spodziewałem się tak pozytywnej reakcji. Zwierzyłem się jej, bo akurat spodobał mi się pewien chłopak, notabene kuzyn mojej koleżanki – long story, jak to mówią – młodzieńcze zauroczenie, jednak na tamten moment traktowałem to bardzo poważnie. Potrafiła mnie wysłuchać, doradzić bez uprzedzeń. Mimo tych szczerych rozmów traktowała mnie na równi z innymi uczniami, wymagając ode mnie tyle samo wiedzy i zaangażowania w nauce. A gdy na lekcjach pojawiał się temat LGBT+, nie mówiła tylko: „Nie wolno wyzywać, bo jest to złe i rani”, ale rozpoczynała dyskusję, podsuwała lektury, artykuły, które wpływały na myślenie moich rówieśników.

Radek, ty byłeś wyoutowany jako gej przed klasą, przed tymi hejterami?

Radek: Nie trzeba się ujawniać, żeby przykleili ci łatkę „pedała”. Zaprzeczysz – nie uwierzą. Potwierdzisz – zaczną ci jeszcze bardziej dokuczać. Najlepiej przemilczeć. W podstawówce nie wiedziałem jeszcze o swojej orientacji, mało kto w tym okresie wie. W gimnazjum już zaakceptowałem siebie jako geja, powiedziałem siostrze i jednej koleżance, ale nie wchodziłem w żadne rozmowy z hejterami. Starałem się ich unikać. Trzeba olewać to wszystko, ale nie jest łatwo, gdy czujesz taki zmasowany, codzienny atak. Czujesz, że jesteś nielubiany. To jak z moją wpadką, wiesz.

 

Foto: Krystian Lipiec

 

Jaką wpadką?

 Radek: Wpadką z penisem.

Dla mnie to nie była „wpadka”. Pomyłka i tyle. Chciałeś wysłać zdjęcie swojego penisa jakiejś osobie, a przez pomyłkę wrzuciłeś na Snapchata, tak?

Radek: Tak.

Plotkarskie media to wychwyciły natychmiast i obśmiały. Czytelnicy w komentarzach – podobnie. Rozumiem, że można chcieć zobaczyć twój penis, bo jesteś atrakcyjnym facetem, celebrytą, zwycięzcą popularnego programu. Tylko za nic nie rozumiem wyśmiewania czy hejtu z tego powodu.

Romek: Na pierwszym naszym spotkaniu Radek sam zaczął mówić o tamtej sprawie, mimo że ja już właściwie o niej zapomniałem. To właśnie tak działa: publiczność może obśmiać i porzucić temat, ale temu, kto jest przedmiotem nagonki, nie jest łatwo zapomnieć. Cały czas z tyłu głowy tkwi myśl, że krzywe spojrzenia, chichoty są spowodowane właśnie przez to zdarzenie.

Radek: Burza wybuchła dosłownie 5 minut po tym, jak wrzuciłem to nieszczęsne zdjęcie. Zaraz je usunąłem, ale już poszło… Niektóre portale plotkarskie potrafi ą ciągnąć temat do dziś.

Czytałeś hejterskie komentarze?

Radek: Nie wszystkie, ale wiele. To było ponad 2 lata temu, kilka miesięcy po „Top Model”, myślałem, że to koniec, jednym kliknięciem wszystko zmarnowałem. Powstała, że tak powiem, „wielka beka”, w której uczestniczyły tysiące ludzi. Nie traktują cię jak człowieka, który może coś odczuwać, tylko jak internetowy mem. Nie myślą, jak ciężko być pod takim obstrzałem. Plotkarskie portale też tego nie biorą pod uwagę. Znajomi wydzwaniali, pytali, czy wszystko w porządku. Nie było. Nikomu o słabych nerwach i psychice nie życzę takiej sytuacji. (cisza) Nigdy nie mówiłem tego portalom i mało osób z mojego otoczenia o tym wie. Miałem próbę samobójczą po tym.

Kiedy?

Radek: Następnego dnia.

Jak?

Radek: Połknąłem mnóstwo tabletek. Mój ówczesny chłopak mnie odratował.

Trafiłeś do szpitala?

Radek: Nie. Wydawało mi się, że nie będę już mógł znaleźć pracy, bo jestem pośmiewiskiem. Czułem się skończony. Nie wyobrażałem sobie pokazania się gdziekolwiek. Usunąłem się z życia na wiele dni. Nic nie publikowałem w social mediach, a w moim zawodzie, jeśli nie istniejesz w sieci, to nie istniejesz.

Hejt był tylko w sieci?

Radek: Przede wszystkim. Na ulicy zdarzyło się parę razy, że na mój widok były śmiechy i krzyki. „Pokaż chuja!” i tym podobne, bolało. Zastanawiam się, czy gdyby doszło do tragedii, to te portale czy anonimowi komentatorzy poczuliby się odpowiedzialni. Taka sytuacja mogła zdarzyć się nie tylko celebrycie – mogła tak samo zdarzyć się nastolatkowi w liceum. Drwiny, ciągłe ocenianie, wyśmiewanie… Mam wrażenie, że w dobie internetu niektórzy zmieniają się w bezmyślne, raniące potwory czekające tylko na czyjeś potknięcie. Czasem trzeba zrozumieć, że zdarzają się sytuacje losowe i po jakimś czasie trzeba nabrać do nich dystansu. Ja do tego dojrzałem i już nie patrzę na to wydarzenie w taki sam sposób jak kiedyś. Traktuję to po prostu jako wypadek i tyle. Ale pamiętajmy, że słowa mogą ranić. Jestem pewny, że przez tę aferę straciłem wiele zleceń. Obawiałem się, że po coming oucie pojawi się taki sam problem – zupełnie tego nie odczułem. Wydaje mi się, że ponieważ to temat tabu, to również dobra wymówka dla innych gejów w show-biznesie, którzy boją się być autentyczni. Oczywiście tych, którzy chcą zachować prywatność dla siebie jak najbardziej szanuję. Jednak my zdecydowaliśmy się pokazać innym, że bycie gejem jest normalne i nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Także nasz apel do wszystkich gejów siedzących w szafie w mojej branży brzmi: „Jeśli myślicie, że stracicie kontrakty, gdy się wyoutujecie, my mówimy: „Ściema!”. Nie jest tak. Dla wielu marek to, że ktoś zrobił coming out, jest bez znaczenia.

Myślę teraz, że chociaż sami geje powinni byli cię wesprzeć. Można by zakładać, że geje myślą bardziej liberalnie i dla nich zdjęcie penisa nie powinno być powodem do hejtu? Raczej chyba nawet powinni się cieszyć, że taki przystojny facet pokazał penisa i opowiedzieć się przeciwko hejtowi…?

Radek: Ani wsparcia, ani choćby luzu u wielu gejów nie było widać. Za to sporo zawiści. Wpadłem w depresję. Dopiero po wielu miesiącach, w wyniku terapii oraz po poznaniu Romka, zacząłem się znów uśmiechać. Romek: Uśmiecha się przy mnie, uśmiecha.

Romek, a jak okres dorastania wyglądał u ciebie?

Romek: Ja jestem chłopak z Pragi. Bardziej z Pragi niż z Warszawy. Lubię o sobie mówić „prażanin”. Byłem pewny, że jestem gejem wcześniej niż Radek, już w podstawówce. Pamiętam takiego jednego pięknego, czarnoskórego mężczyznę w telewizji. Miałem ze 12 lat i nie mogłem o nim zapomnieć… Oj, może przy Radku to teraz niezręcznie brzmi. Wyzwiska „pedał” w moją stronę leciały też bardzo często, ale było jeszcze coś. Tego dziś nie widać, ale byłem otyłym nastolatkiem do pewnego momentu. W liceum szybko urosłem i wyszczuplałem, ale w gimnazjum słyszałem „tłuścioszku” wiele razy. Ludziom się wydaje, że nie bierzesz tych „żarcików” do siebie, udajesz, że cię to nie rusza, by ich nie urazić. A tak naprawdę, gdy słyszysz to setny raz, na zewnątrz uśmiechasz się, a w środku płaczesz. Pokrzykiwali, że wyglądam jak beczka, rechotali. Do tego zwykłe słowo „gej” też było stosowane jako obelga.

Radek: Romek, opowiedz o coming oucie przed rodzicami, co?… O, czemu się wzruszyłeś? (Romek ma łzy w oczach)

Romek: Smutno mi się zrobiło, jak sobie przypomniałem o szkolnym hejcie. Do tej pory, jak przejeżdżam autobusem koło budynku mojego gimnazjum, stają mi przed oczami tamte sytuacje. Zero wsparcia ze strony nauczycieli. Wręcz czułem, że oni też mnie nie lubili. To była szkoła integracyjna, byli uczniowie i uczennice z niepełnosprawnościami, na wózkach. Wydawać by się mogło, że będzie większa wrażliwość na inność, ale jakoś orientacji to nie obejmowało. W liceum wychowawca raz do mnie podszedł i zapytał, czy ja naprawdę jestem gejem. Już wtedy przed nikim się nie ukrywałem. „No, jestem. Czy to jest jakiś problem?”. On, że nie, żaden problem. I tyle. Jakby tylko pytał z ciekawości.

Powinien był zapytać, czy spotykasz się z homofobią i jeśli tak, to powinien zareagować.

Romek: Zapomnij.

O coming oucie przed rodzicami opowiesz?

Romek: Walentynki, mam 16 lat i szlaban – muszę być w domu przed godziną 22, bo kiedyś wróciłem za późno. Jestem umówiony na pierwszą w życiu randkę z chłopakiem. Wcześniej coś próbowałem z dwoma dziewczynami. Miałem nadzieję, że odgonię myśli o facetach, ale to nic nie dało. Jednej z nich w końcu powiedziałem, że jestem bi.

Radek: Gdy młody chłopak mówi, że jest bi, to często oznacza, że jednak jest gejem. Taka wymówka jest częściej akceptowalna wśród rówieśników.

Romek: Powiedziałem jeszcze jednemu koledze i mnie zaakceptował. Zdarzało się, że mi dogryzał, ale stanął na wysokości zadania. Generalnie jednak żyłem w stresie. Jestem dość uczuciowy – to jest kolejna rzecz, którą „prawdziwi mężczyźni” lubią wyśmiewać. Wzruszasz się łatwo? Mięczak. W efekcie przyjąłem wiele zachowań „heteryckich”, maskujących.

Radek: Niektóre masz do tej pory.

Romek: Jakie niby?

Radek: Boże, Roman!…

Romek: Radek często się do mnie zwraca: „Roman!”

Radek: Gdy ktoś przy mnie dzwoni do Romka – zawsze słyszę: (Radek dramatycznie obniża głos i tubalnie mówi): „Roman Gello, słucham!” (Romek wybucha śmiechem)

Romek: To mi już weszło w nawyk, nie umiem się tego pozbyć. Zresztą z ziomkami na imprezach też potrafi ę normalnie porozmawiać, zero problemu. Nawet o dziewczynach.

Radek: To są drobne rzeczy. Zobacz, jak on siedzi. Macho totalnie. (śmiech)

Romek: Normalnie siedzę.

Radek: Albo uścisk ręki. Niektórzy heterycy jakby chcieli cię zmiażdżyć. To nie jest przywitanie, tylko taki mały pokaz siły. By było wiadomo, kto jest samcem alfa. Lubię analizować takie zachowania. Często nawet nieświadomie je kopiujemy.

Romek: Albo chód. Ja nie chodzę prosto jak model, tylko tak się gibię trochę na boki.

Radek: Ziomuś po prostu, no.

Romek: Mnie się to trochę podoba.

Radek: No właśnie, jemu się to trochę podoba. Jesteśmy zupełnie inni, a jednak bardzo dobrze się dogadujemy.

Ziomuś, wracamy do twojej pierwszej randki z chłopakiem?

Romek: W tamte Walentynki poszedłem na pierwszą full randkę z chłopakiem. Pierwszy raz w życiu kupowałem piwo i mu je nawet zafundowałem, choć obaj nie byliśmy pełnoletni. Randka była spoko, ale się nie rozwinęła w coś więcej, niemniej, wiele z tej randki wynikło, bo wróciłem do domu po 22. Rodzice źli. Aby się usprawiedliwić, mówię, że byłem na randce. „O! Łał! No to mów, co to za dziewczyna?”. Mówię, że Magda. To była moja dobra koleżanka. Rodzice, że super będzie mieć Magdę w rodzinie, cieszą się. Nie wytrzymałem tego. Poprosiłem mamę do mojego pokoju. Gdy weszła i zobaczyła moją minę, to od razu wiedziała, że coś jest nie tak. Spoważniała w sekundę: „Tylko mi nie mów, że Magda jest z tobą w ciąży…?!” Zrobiłem wielkie oczy, ale jeszcze długo nie mogłem wydusić z siebie, że jestem gejem. W końcu się udało. Przytuliła mnie, powiedziała, że jestem jej jedynym synem i będzie kochała mnie do końca życia.

A tata?

Radek: Z tatą dłuższa historia, słuchaj.

Romek: Czułem, że brak coming outu oddala nas od siebie. Nie mieliśmy wspólnego języka. Wiedziałem, że tata dopytuje siostrę i mamę, czy jestem gejem. Podejrzewa. Obie odpowiadały: „Sam go zapytaj!”. Nie miał odwagi. Ja też jej nie miałem i tak schodziły miesiące. W końcu mama powiedziała, że nam pomoże. Obiecała mi, że zacznie rozmowę. Tata wieczorami rozsiadał się w fotelu przed telewizorem, umówiliśmy się jednego dnia z mamą, że podczas przerwy na reklamy mama zaprosi go na rozmowę do kuchni. Tak się stało. Gdy usłyszałem z mojego pokoju, że zaczynają się reklamy, to serce zaczęło mi tak walić, że myślałem, że wyskoczy. Po paru minutach mama otwiera drzwi kuchni i woła mnie. Prawie mdleję, ale idę. Wchodzę… i wystarczyło, że spojrzałem na taty twarz – rozpłakaliśmy się obaj.

Nic nie trzeba było mówić.

Romek: Powiedział mi, że mnie kocha i mocno przytulił.

Jak jest dzisiaj?

Radek: Romek ma najlepszych rodziców na świecie. Po dwóch tygodniach znajomości powiedzieli, że mogę się do nich zwracać „mamo” i „tato”. Tata Romka jest kibicem Legii, legionistą, a z drugiej strony – ma różową zapalniczkę i specjalnie od nas różowe sznurówki w martensach. Jak już wspomnieliśmy – gdy mamy jakiś problem lub się kłócimy, to idziemy do taty – on jest najlepszy w rozsądzaniu sporów.

Romek: A mama, zdarza się, że idzie z nami do Metropolis (klub gejowski w Warszawie – przyp. „Replika”). Czasem nawet sama nas wyciąga.

Radek: Ma koło 50-tki, a wygląda na 30 lat.

Romek: Liczę, że mi to w genach przekazała. (śmiech) Radek potrafi rozmawiać z mamą przez telefon częściej niż ja.

Radek: Mama Romka jest księgową, a ja, może trudno w to uwierzyć, ale lubię te wszystkie faktury, PITy. Mama mnie uczy i trochę jej pomagam. Zestawienia, rozliczenia VAT, pliki JPK, a przy tym kawka i ploteczki.

 

Foto: Krystian Lipiec

 

Wiele młodych osób LGBT ma duże problemy z rodzicami, a u was sielanka.

Romek: Właśnie dlatego chcemy nagłaśniać temat. Koleżanka z pracy mówiła mi, że jej brat się wyoutował i ich mama tego nie akceptuje. Chłopaka wpędza w myślenie, że on jest jakimś chorym freakiem. Takich przypadków jest mnóstwo. Mój tata chodzi i na mecze, i z nami na Paradę Równości. Można? Można.

Radek: W tym roku na Paradzie podeszły do nas dwie dziewczyny – para, miały po 16 lat max. Zapytały, czy mogą się przytulić, powiedziały, że super, że żyjemy jawnie. Dzięki temu im łatwiej było powiedzieć rodzicom. To nam pokazuje, że możemy odegrać jakąś rolę.

Radek, a twoi rodzice?

Radek: Ojczym i macocha… Mój tata odszedł od mojej mamy, gdy miałem rok. Nie ma go w moim życiu. Mama wyszła za mąż i wychowywał mnie ojczym. Gdy miałem 13 lat, rozwiedli się, mama miała problem z alkoholem. Zostałem z ojczymem, który ożenił się po raz drugi. Ujawniłem się ojczymowi i macosze. Było OK, ale bez głębszych rozmów. Wyprowadziłem się od nich tuż po 18-tce, do dziś nie mam i nie chcę mieć z nimi kontaktu. Samodzielne życie, szkoła, praca, chłopak i program „Top Model”, zaraz potem przeprowadzka do Warszawy.

Czy teraz spotykacie się z hejtem?

Radek: W sieci mamy dwa typy hejterskich komentarzy. Jeden typ pod tytułem: „Powinieneś umrzeć”. A drugi – sprośne, seksualne teksty, które mają nas zawstydzić. „Dajesz dupy?” – to najłagodniejszy, z reguły są bardziej wulgarne. Na ulicy zdarza się, że ktoś krzyknie „pedały”.

Romek: Bywa, że nawet nie krzyknie, tylko powie głośno, przechodząc obok nas. Radek już tego nie słyszy, a ja cały czas.

Radek: Tego było już tyle… Z czasem osiągasz, jak ja to mówię, taki „level” olewania, że nawet nie wiem, kiedy nauczyłem się puszczać takie komentarze mimo uszu. A są też miłe momenty. Ludzie podchodzą, proszą o selfie.

Romek: Pojedynczo jest inaczej, ale jak gdzieś idziemy razem, to się wyróżniamy. Dwóch chłopaków – totalnie różnych – jesteśmy jakoś bardziej zadbani niż przeciętni faceci… A przy okazji: wiesz, że niejedna grupa dresiarska ma „swojego geja”? On z nimi trzyma od dzieciństwa i to jest „ich” gej, jego nie tępią. Ale wszystkich innych gejów już tak.

Jak walczyć z hejtem? Mielibyście rady dla, powiedzmy, 14-latków, których hejt spotyka? Na pewno słyszeliście o Dominiku z Bieżunia, o Kacprze z Gorczyna, którzy popełnili samobójstwa.

Radek: Nie mam recepty. Gdy masz 14 lat, nie masz pojęcia, jak twoje życie będzie wyglądało za rok czy dwa. Żyjesz tu i teraz, większość czasu spędzasz w szkole, gdzie na każdym kroku jesteś poddawany ocenie. Wydaje ci się, że ten hejt będzie zawsze i go nie wytrzymasz. Nie jesteś w stanie wyobrazić sobie, kim będziesz w wieku 20 lat. Czas się dłuży, wszystko widzisz wyolbrzymione. Możemy jedynie opowiedzieć nasze historie i jeśli komuś pomogą, to będziemy się cieszyli.

Kilka miesięcy temu pojawiła się w mediach informacja, że zostaliście pobici. Motywem pobicia była homofobia?

Radek: Nie. Byliśmy na imprezie urodzinowej koleżanki przy bulwarach nad Wisłą i znaleźliśmy się po prostu w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. To był niefortunny przypadek, a tam jest sporo zakapiorów.

Romek: Powiedz też, że nie tylko ciągle imprezujemy.

Radek: Nasz idealny wieczór? Leżymy razem w łóżku i oglądamy Netflixa jedząc pizzę. Ulubiony show to RuPaul!

Uwielbiam. Właśnie kończę 10. sezon.

Romek: Wszystkie sezony mamy zaliczone. Podziwiam drag queens. Żeby być dobrą drag queen, trzeba mieć nie jeden talent, ale całe mnóstwo. Wyczucie stylu, śpiew, taniec, gra aktorska, do tego szycie strojów. Multitalent.

Radek: Violet Chachki – uwielbiam! I drag queens też są hejtowane. Czasem nawet przez niektórych gejów. Nie pojmuję tego.

Chłopaki, właśnie minęła rocznica 100-lecia odzyskania niepodległości przez Polskę. Czujecie się patriotami?

Radek: Szczerze powiedziawszy czuję się bardziej obywatelem świata, a nie obywatelem terytorium, na którym się urodziłem. Nie zmienia to faktu, że kocham Polskę, choć chyba bez wzajemności. Swoje miejsce tu musimy wywalczyć, wyszarpać. Chcielibyśmy mieć prawo do ślubu, a tymczasem o naszej orientacji mówi się jak o chorobie. Są też stereotypy, np. geje to pedofile, non stop chodzą na imprezy czy non stop uprawiają seks i nic więcej. Zaskakujące jest, że gdy rodzic w heteroseksualnej rodzinie bije dzieci, to jest złym rodzicem i tyle, ale jeśli przemoc zdarzyłaby się w homoseksualnej rodzinie, to zaraz sugestia: „Geje nie mogą być rodzicami, bo biją dzieci”.

Czego Polsce byście życzyli na tę rocznicę?

Romek: Żeby drugie 100 lat było lepsze niż to pierwsze. I żebyśmy nie musieli czekać na zmiany 100 lat.   

 

Tekst z nr 76/11-12 2018.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Do czterech razy sztuka

Z ADAMEM KOZIEŁEM, fotomodelem, fryzjerem, tancerzem, jednym z bohaterów naszego nagiego kalendarza „Strefa wolna od wstydu”, rozmawia Mariusz Kurc

 

Foto: Paweł Spychalski

 

Było tak: pozować w naszym nagim kalendarzu miałeś ty sam, ale na sesję przyjechałeś ze swoim chłopakiem Pawłem Markowiczem, który też miał tego dnia coś do załatwienia w Warszawie. Fotograf Paweł Spychalski zrobił ci piękne zdjęcie, po czym, już do archiwum prywatnego, poprosiłeś o dodatkowe zdjęcie ze swoim Pawłem. Nie trzeba było go długo przekonywać – rozebrał się w try miga, a zdjęcie okazało się tak fajne, że finalnie to ono wylądowało w kalendarzu.

Ja już nieraz pozowałem nago. Dla moich rodziców nagość też nie była problemem – jak jeździliśmy nad morze na wakacje, to z reguły chodziliśmy na plażę naturystów. Pozowałem też do aktów na ASP. Bardzo się cieszę, że Paweł się odważył.

Do notki o was w kalendarzu podaliście, że mieszkacie w Babicach pod Łodzią – w domu, który sami wybudowaliście. To mnie zaciekawiło.

Pochodzę ze wsi Chociw niecałe 60 km od Łodzi, wychowałem się w domu z podwórkiem, na gospodarstwie. Do Łodzi przeniosłem się 11 lat temu, ale tylko ze względu na pracę – do dużego miasta nigdy mnie nie ciągnęło i właściwie cały czas marzyłem o własnym domu, zwierzętach, przestrzeni i ciszy. Do trzydziestki jeszcze jeszcze jako tako, bo człowiek często wychodził, imprezował, ale po trzydziestce mieszkanie w bloku zaczęło mnie coraz bardziej męczyć. Na szczęście Paweł miał takie samo marzenie. W lockdownie zaczęliśmy je realizować – najpierw kupiliśmy działkę, potem zamówiliśmy tzw. kanadyjczyka, czyli dom z konstrukcji drewnianej. Wszystko notarialnie jest nasze wspólne, włącznie z kredytem (śmiech). Ten dom uratował nam zdrowie psychiczne w pandemii. Fundamenty robiliśmy osobiście, z pomocą szwagra Pawła, bo firma budowlana nas wystawiła. Następnie sam dom postawiono nam w 5 dni, a potem znów sami – z pomocą tym razem taty Pawła – zrobiliśmy ogrzewanie. Działkę kupiliśmy w marcu 2020 r., a pod koniec października 2020 r. się wprowadziliśmy i zaczęło się urządzanie wnętrza.

Hodujecie też kury i kaczki, tak?

Łącznie zwierząt mamy ponad sto – kury, kaczki, pawie, gołębie, gęsi z kręconymi piórami na skrzydłach, takie, jak hodowała moja babcia, do tego cztery psy, kota, gadającą papugę, świnki morskie, no i rybki.

Nieźle. I prowadzicie salon fryzjerski w Łodzi. To razem sporo obowiązków.

Dzień zaczynamy koło 6 rano. Ja jeszcze lubię skoczyć na siłkę, zanim o 10 otworzymy salon.

Oprócz tego jesteś fotomodelem.

Wiesz, jak to się zaczęło? Miałem 20 lat i przyjechałem do Łodzi na zakupy. Szedłem ulicą w stronę Manufaktury i zaczepiła mnie dziewczyna. To była jedna z organizatorek pewnej sesji – mieli modelkę wytatuowaną i potrzebowali modela też wytatuowanego, bo ten, którego wynajęli, nie dojechał. A ja, szczególnie jak na tamte czasy, miałem już sporo tatuaży, wyróżniałem się. Poszedłem z tą dziewczyną. Ostatecznie agencja podpisała ze mną kontrakt na więcej sesji. Później pojawiła się kolejna agencja. Niedługo zleceń modelingowych miałem już po dwa-trzy w tygodniu. Mieszkanie u siebie na wsi, dojazdy stały się uciążliwe.

A fryzjerstwo kiedy się pojawiło?

Chciałem być fryzjerem od czasów nastoletnich, chciałem iść do technikum fryzjerskiego, ale że moi rodzice prowadzili sklep RTV i AGD, to najpierw po prostu pomagałem im. Wysłali mnie do liceum o profilu handlowym. Potem podczas jednej sesji foto zgadałem się z człowiekiem, który mnie czesał i narzekał, że brakuje rąk do pracy. Od słowa do słowa i stawiłem się na naukę. Zaczynałem od zera, od nauki, jak zamiatać włosy spod fotela. Pensja asystenta fryzjera nie jest fantastyczna, dawałem radę tylko dlatego, że dorabiałem cały czas jako fotomodel. Po 6 miesiącach szefowa rzuciła: „Adam, ostrzyżesz pana” – zrobiło mi się gorąco, ale cóż. Ponad godzinę tego faceta trzymałem na fotelu, to było moje najdłuższe męskie strzyżenie w życiu. Wystawił mi na stronie salonu rekomendację z takimi superlatywami, że następnego dnia szefowa do mnie mówi, że zaczynam normalną pracę. Uczyłem się rzeczywiście błyskawicznie, zresztą sporo też inwestowałem w szkolenia. Szybko przeszedłem do strzyżeń damskich, bardziej skomplikowanych, koloryzacji i tak dalej. Po 2 latach miałem praktycznie bazę własnych klientów. W sumie pracowałem w trzech różnych salonach, zanim otworzyłem mój własny – 2,5 roku temu.

Fajnie jest być swoim własnym szefem.

Oj tak, wygodne to jest. Sam sobie ustawiam grafik, sam się urywam, kiedy muszę. A Paweł bardzo mi pomaga, zajmuje się recepcją, zamówieniami, ale też przygotowuje klientów do strzyżenia albo wykonuje czynności związane z pielęgnacją włosów. Jesteśmy ze sobą praktycznie 24 godziny na dobę, ale często gęsto ledwo zdążymy zamienić słowo, tyle jest roboty. O, widzisz – to jest właśnie minus posiadania własnego biznesu: jesteś w pracy właściwie cały czas. Nie możesz o godzinie 18 sobie wyjść, zamknąć drzwi i powiedzieć, że nic cię nie obchodzi, bo zawsze jest coś do zrobienia. Nieraz kończymy koło 22. A zależy nam obu tak samo.

Ten nowy dom jest takim azylem, jak sobie wymarzyliście?

Dokładnie. Cisza i spokój, które tu mamy, rekompensują cały ten zgiełk. Latem rano w niedzielę mogę sobie wyjść na taras z kawą w piżamie albo w samych gaciach, albo w ogóle bez niczego i to jest fantastyczne, tego mi trzeba.

Ale z moich pasji – to jeszcze jest taniec. Tańczę od 9. roku życia, odkąd mama zawlekła mnie na kurs do Bełchatowa – bardzo nie chciałem, ale potem połknąłem bakcyla. Tańczyłem nawet w turniejach, moja specjalność to salsa i samba. Może dlatego, że dziadek był Hiszpanem? Gdy naderwałem ścięgno w kostce, forsowne tańczenie musiało się skończyć, ale wciąż okazjonalnie jestem tancerzem go-go w warszawskim Metropolis, łódzkim Narraganset czy innych gejowskich klubach. Gdybyś mnie nastoletniemu powiedział: „Adaś, będziesz kiedyś tańczył na wpół rozebrany w gejowskich klubach”, tobym powiedział: „Człowieku, zwariowałeś chyba”.

No właśnie – przejdźmy do gejowskich spraw.

U mnie to było trochę inaczej, bo ja odkryłem, że jestem gejem, dopiero po dwudziestce.

Późno. Wcześniej żadnych sygnałów?

Nawet sam próbowałem sobie nieraz przypomnieć. Albo nic nie było, albo wyparłem ze świadomości. Przypominam sobie tylko jednego chłopaka z mojej wsi, który mi się podobał, gdy byłem nastolatkiem. Gdy miałem 17 lat, poznałem dziewczynę, która była moją przyszłą, a teraz byłą – żoną. Ożeniłem się z nią w wieku 21 lat. Jej rodzice, katolicy, nie mogli znieść, że mieszkamy ze sobą bez ślubu. Którejś niedzieli moi i jej rodzice przyjechali do nas i oświadczyli, że organizują nam wesele – i podali datę za pół roku.

Jak długo to małżeństwo przetrwało?

Powiem ci, że ja moją żonę bardzo kochałem i nie miałem żadnych bodźców, które by wskazywały, że wolę facetów. W tym czasie nagle zmarła moja mama – niewykrywalny tętniak mózgu. A rozwiodłem się z żoną po 2 latach, ponieważ ona zaszła w ciążę – nie ze mną. Potem miałem jedną dziewczynę i dopiero po niej, w wieku 24 lat, obudziła się moja homoseksualna strona. Na jednej imprezie wypiłem za dużo, jakieś hamulce puściły i do czegoś tam doszło z drugim chłopakiem. Rano byłem całą sytuacją tak wystraszony, że potem przez jakieś 2 miesiące niemal nie wychodziłem z domu, byłem wręcz zszokowany. Czułem się tak, jakbym miał na czole wymalowane „pedał”, i że wszyscy natychmiast to odkryją. Byłem przerażony, a jednocześnie zacząłem zwracać uwagę na urodę chłopaków. Podobało mi się to, co jeszcze bardziej potęgowało strach, zwłaszcza że mój tata… cóż, miał wtedy poglądy takie, jakie miał. Jak tylko była jakaś wzmianka o gejach w telewizji, to rzucał „ciętą ripostę”.

W końcu zdecydowałem, że muszę sprawdzić, czy te moje myśli o chłopakach to jakaś paranoja, czy może po prostu natura woła. Znalazłem portal Fellow.pl i umówiłem się z chłopakiem. Miał na imię Krystian – zabrał mnie do klubu Narraganset, mój pierwszy raz w klubie gejowskim. Były pocałunki, ale nic więcej. Dziś – bo przyjaźnimy się do tej pory – jestem mu bardzo wdzięczny, że on mnie tak spokojnie w ten gejowski świat wprowadził, bo ja naprawdę nie wiedziałem, co i jak, i potrzebowałem przewodnika. Przekonałem się też, że tak, faceci mnie podniecają, jestem gejem.

Nawet nie bi, tylko gejem?

Tak. Od tamtej pory byli już tylko faceci. Wiem, że może dziwnie ta moja droga wygląda, ale nic na to nie poradzę, tak mam. Zacząłem wybywać z domu do Łodzi co weekend – do Krystiana, na imprezy, do klubów – a jednocześnie panicznie się bałem, że dowiedzą się moi bliscy, że ktokolwiek z mojej miejscowości się dowie. Ludzie nie byli tolerancyjni, nie mieli też żadnej wiedzy, to było tylko 10 lat temu, ale jednak dziś, mam wrażenie, jest inaczej – o LGBT słyszymy cały czas. Bałem się, że tata zwyczajnie wyrzuci mnie z domu. Po pewnym czasie poznałem Łukasza, chłopaka, który mi się bardzo podobał. Nosił glany, skóry, był wytatuowany, miał ileś kolczyków w nosie i w uszach. To, że wyglądam dziś, jak wyglądam, to niewątpliwie wpływ Łukasza. Był z Łukaszem namiętny romans, zakochałem się strasznie, ale on się mną znudził. Rozczarowanie. Potem zaprzyjaźniłem się z Grześkiem, który wyciągnął do mnie pomocną dłoń – zamieszkałem u niego. Ale bałem się wciąż tak, że jak wychodziliśmy razem, to pilnowałem, byśmy szli nie obok siebie – żeby nikt sobie nie pomyślał, że jesteśmy parą – absurd, jak dziś o tym myślę. (śmiech)

W końcu poznałem Bartka, o którym mogę powiedzieć, że był moim pierwszym chłopakiem. Nie wiedzieliśmy jeden o drugim; niby jest coś takiego jak gejdar, ale mój działa bardzo kiepsko. Bartek zaprosił mnie jednak na piwo – i wtedy pomyślałem, że coś jest na rzeczy, bo jaki koleś drugiego ot, tak zaprasza na piwo? Zaczęliśmy się regularnie spotykać. On mieszkał niedaleko mojej wsi, a ja bardzo często bywałem u taty. Któregoś razu pojechaliśmy raniutko na grzyby, wróciliśmy, zjedliśmy obiad i zmęczeni położyliśmy się u mnie w pokoju. Szybko usnęliśmy przytuleni do siebie. Tata wrócił z pracy, wszedł – zawsze miał taką tendencję, że wchodził bez pukania – spojrzał na nas, powiedział „przepraszam”, zamknął drzwi i wyszedł. Obudziłem się od razu. Nie odzywał się do mnie przez 3 dni, po czym przyszedł rano: „Synuś, czy my nie musimy porozmawiać?”. Powiedziałem mu wszystko, a on wszystko zaakceptował. Byłem w szoku. Wtedy skończyły się u mnie problemy z tym, że jestem gejem.

Akceptacja taty była tak ważna.

Bardzo ważna. Bartek zaczął zostawać na noc, spał ze mną, tata nie widział w tym żadnego problemu ani też nie ukrywał tego przed innymi.

Masz rodzeństwo?

Brata starszego o 10 lat, który dowiedział się trochę wcześniej niż tata. Marcin coś podejrzewał, a ponieważ nasza ciocia ma przyjaciela geja, to zapytał mnie: „Adaś, a ty nie masz tak, jak cioci Sylwii kolega?”. Zamurowało mnie i nic nie odpowiedziałem, a Marcin uśmiechnął się tylko i powiedział, że spoko, zawsze będzie mnie kochał.

A jak poznałeś Pawła?

On mnie kojarzył z klubu – ja nikogo z klubu nie kojarzę, bo tańczę jak wariat i zapominam wtedy o całym świecie. Napisał do mnie na FB. Właśnie wyszedłem wtedy z jednego związku i nie chciałem następnego – trzy razy go zwodziłem, niby umawiałem się, ale potem odwoływałem. Napisał do mnie czwarty raz – dziś wiem, że powiedział wtedy swojemu kumplowi: „Napiszę do tego chuja czwarty raz, ale jak znów mnie zleje, to już nie próbuję” (śmiech). Więc już dobrze, niech przyjedzie na herbatę. Nie wiem, dlaczego, ale ja myślałem, że on jest wysoki – a ja wysokich za bardzo nie lubię, bo i sam jestem z metra cięty. Zapytałem go, czy jest wysoki – on się speszył, bo pomyślał, że lubię wysokich. Ale przyszedł. Otworzyłem drzwi. „Jasny gwint, jaki słodziak” – pomyślałem od razu. Te oczka śliczne! I mojego wzrostu jest. Herbata? Oczywiście, po 15 minutach herbatę zaniosłem mu od razu do sypialni (śmiech).

Opłaciło się Pawłowi spróbować czwarty raz.

Jeszcze chciałbym coś powiedzieć, bo wiem, że mogą to czytać jakieś młode dzieciaki LGBT z małych miejscowości – oni mają trudniej niż ci z dużych miast, bo w miastach ludzie jednak częściej mogą mieć styczność z jakimś gejem czy lesbijką i już coś wiedzą. A w małych miejscowościach, gdzie wszyscy wszystkich znają, to często jest gehenna. Jeśli ukrywasz się przed rodzicami, to jest źle, bo to cię od nich oddala, ale jeśli mogę cokolwiek poradzić, to jednak żeby robić te coming outy, jak już człowiek jest samodzielny i niezależny. Jak byłem w podstawówce, to obserwowałem trzech takich kolesi, z którymi, myślałem, „coś jest nie tak”. Wszyscy mi się potem odliczyli w naszym gejowskim klubie, a jeden mi opowiedział, że jak miał mamie wyznać, że jest gejem, to ze stresu i od niejedzenia nabawił się anemii, wylądował w szpitalu. Mój Paweł nie miał łatwo, ojciec powiedział mu, że nie chce go znać. Trwało to dobrych kilka lat. Na uroczystości rodzinne zawoziłem Pawła i potem po niego przyjeżdżałem. Za którymś razem siostra Pawła zaprosiła mnie do środka, bym wszedł na kawę. Zacząłem normalnie rozmawiać z Pawła mamą – jego tata tak bardzo nie mógł tego znieść, że wyszedł z domu. Święta Bożego Narodzenia spędzaliśmy tylko we dwóch, po tym jak mój tata zmarł 2 lata temu. I w końcu jakoś rok temu tata Pawła powiedział, że on już nie może spać po nocach, tak dalej być nie może – i zaprosił nas obu. I jak jest teraz? Do jego rodziców mówię „mamo” i „tato”. Kiedyś bałem się, co sobie ludzie pomyślą, a dziś to mnie zwyczajnie nie interesuje. Niech myślą, co chcą, w ogóle sobie tym głowy nie zaprzątam. Oni moich rachunków nie płacą ani życia za mnie nie przeżyją. Zresztą tu w Babicach złego słowa od nikogo nie usłyszeliśmy.  

 

Tekst z nr 94/11-12 2021.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Bardzo czekam na polski paszport

SOPHIA MOKHAR pochodzi z Białorusi, od 7 lat mieszka w Polsce. Jest transpłciową kobietą. W zeszłym roku wzięła udział w 10. edycji programu „Top Model”. Rozmowa Michała Pawłowskiego

 

Foto: Marlena Matuszak

 

Wzięłaś udział w zeszłorocznej, 10. edycji programu „Top Model Polska” – jako wyoutowana transpłciowa kobieta. Dowiedzieliśmy się tego zaraz z początkowego materiału o tobie. Z jakimi reakcjami spotkałaś się po tym publicznym coming oucie?

Prowadziłam przed programem profil na TikToku, który był poświęcony tematyce transpłciowości, więc wiele osób już mnie znało z tej strony. Nie spotkałam się z dużą liczbą złych reakcji. Oczywiście, na profilu „Top Model” na Instagramie ludzie pisali różne niemiłe rzeczy o mnie czy Julii (Sobczyńskiej, biseksualnej uczestniczce programu, z którą wywiad opublikowaliśmy w poprzednim numerze – przyp. red.), to były najgorsze chwile, dużo komentarzy pełnych hejtu, ale wspierałyśmy się nawzajem. Jednak większość ludzi pozytywnie odbierała mój udział w „TM” – czułam wsparcie od moich fanów, kibicowali mi, wiele osób podchodziło do mnie na ulicy i mówiło miłe słowa.

Jednym z ważnych momentów w programie była sesja nago – miałaś wątpliwości, ale ostatecznie wzięłaś w niej udział. Jakie emocje ci towarzyszyły, co ostatecznie cię przekonało?

Ciężko było przełamać się do tej sesji – myślę, że to niełatwe niemal dla każdego, a dla osoby transpłciowej szczególnie. Nie byłam jeszcze gotowa. Jednak nie lubię się poddawać i to jest ważna część mojego charakteru. Powiedziałam sobie, że jak tego nie zrobię, to przegram w jakimś sensie też dla samej siebie. Dlatego się odważyłam – chciałam udowodnić sobie, że mogę pokonywać kolejne granice moich lęków. Wcześniej, gdy rozpoczynała się moja przygoda z modelingiem, nie zastanawiałam się nad tym mocno, bo w gruncie rzeczy mało jest w pełni nagich sesji w branży, szczególnie w modelingu komercyjnym.

Dlaczego zdecydowałaś się opuścić program sama w trakcie jego trwania?

Wpłynęło na to kilka czynników. Postanowiłam odejść po eliminacji Łukasza i Oli, gdy decyzja jurorów była dla mnie niezrozumiała. Nie wiedziałam, dlaczego dostałam szansę na pozostanie, a byłam wtedy zagrożona odejściem któryś już raz. Nie dostawałam żadnego pozytywnego feedbacku, więc też byłam zdemotywowana. Czułam się źle psychicznie, nie chciało mi się starać i nie widziałam sensu, by być dalej w programie. Nie żałuję.

Czy w świecie modelingu spotkałaś się z dyskryminacją, transfobią? Na ile branża jest otwarta na osoby niecispłciowe?

Wprost – nigdy nie spotkałam się z dyskryminacją. Ale wiesz, w obecnym świecie nikt raczej wprost nie powie, że nie chce z tobą współpracować, bo jesteś transpłciowa czy coś w tym rodzaju. Ale czuję, że były takie momenty, że ludzie nie chcieli ze mną pracować ze względu na moją transpłciowość. Zdaję sobie też sprawę, że nie tylko w modelingu, ale i w każdej sferze działalności będą ludzie, którzy nie będą chcieli ze mną działać, bo w ich głowie są stereotypy. Taka jest prawda, to nieuniknione. Świat mody opiera się często na tym, że liczą się konkretne rozmiary danej osoby lub poszukiwany typ urody. To się oczywiście zaczyna zmieniać, ale nadal przeszkodą dla osób transpłciowych w modelingu mogą być widoczne zmiany na ciele po tranzycji lub np. układ figury. Dlatego ważna jest widoczność osób niecispłciowych w różnych branżach – byśmy ten świat zmieniali na lepsze, na bardziej otwarty i zróżnicowany.

Od 7 lat mieszkasz w Warszawie, tu również rozpoczęłaś swoją tranzycję – dlaczego wybrałaś Polskę i właśnie tutaj się na nią zdecydowałaś? Polska nie jest, niestety, krajem, który wspiera osoby transpłciowe i społeczność LGBT+.

Zacznijmy od tego, że w Polsce nie jest gorzej niż w Białorusi. Z Mińska przeprowadziłam się do Warszawy na studia, a dodatkowym powodem, dlaczego wybrałam Polskę, było pochodzenie mojego dziadka Polaka. Tranzycję zaczęłam później. I zgadza się – proces nie jest łatwy, ale jest szybszy i lepszy niż w moim rodzinnym kraju. Dokończenie procesu prawnego w Polsce jest właśnie przede mną – czekam na swój polski paszport, na otrzymanie polskiego obywatelstwa, by następnie zmienić dane. Prawnik zapewnia mnie, że po otrzymaniu obywatelstwa zmiana dokumentów nie będzie dużym problemem. Dlatego bardzo chciałabym otrzymać polski paszport i czekam na ten moment.

Wiesz, jak proces tranzycji wygląda na Białorusi? Czytałem, że prawnie jest to możliwe, a w praktyce?

Z tego co wiem, aby dostać pozwolenie na terapię hormonalną, musisz chodzić 2 lata do psychiatry i 2 tygodnie spędzić w szpitalu psychiatrycznym na obserwacji. Następnie zbiera się komisja i decydują, czy możesz rozpocząć terapię hormonalną. Nie wiem niestety, jak wygląda dokładnie proces prawny, bo wyprowadziłam się z Białorusi, gdy miałam 17 lat, i potem interesowałam się już bardziej tym, jak wygląda to w Polsce. Korekta płci i zmiana dokumentów są możliwe na Białorusi. Jednak musimy pamiętać, że to jest kraj bardzo homo- i transfobiczny, więc cały proces jest jeszcze dłuższy i cięższy niż ten w Polsce, który, jak wiemy, do łatwych nie należy.

A życie społeczności LGBT+? Jak wygląda? Na Białorusi organizacje działające na rzecz LGBT+ są niezarejestrowane, nie mogą działać legalnie. Czy są miejsca, w których społeczność się gromadzi, bawi, może uzyskać pomoc? Na przykład w Mińsku lub innych miastach?

Nie jest to dobre życie. Nie jest bezpiecznie być osobą LGBT+, wyoutowanych osób LGBT+ jest garstka. Słyszałam często, że organizowane są łapanki, gdy np. umawiasz się na randki przez aplikacje. Okazuje się, że na miejscu nie ma osoby, z którą się umówiłeś_aś, za to możesz zostać pobity przez grupę osób działającą przeciw społeczności LGBT+ lub mogą cię wywieźć w jakieś niebezpieczne miejsce poza twoje miasto i dręczyć. Gdy mieszkałam na Białorusi, nie znałam żadnego centrum pomocowego – były tylko strony internetowe, z których można było czerpać wiedzę. Imprezy LGBT+, jeśli są organizowane, to po kryjomu i często musisz dostać o ich informacje prywatnie, by się dowiedzieć, że się odbywają. Pamiętam, że był jeden klub powszechnie znany, ale zamknął się – milicja robiła tam naloty i często aresztowała ludzi, tak po prostu, za to, że była to impreza tęczowa. Oczywiście formalne powody zawsze były inne. Więc oprócz powszechnej homo- i transfobii aparat państwa białoruskiego wymierza działania przeciw społeczności i bardzo często jest to przemoc fizyczna. Wiem, że w Polsce jest też jest ciężko, ale jednak zdecydowanie lepiej.

Porozmawiajmy o tobie. Kiedy odkryłaś, że jesteś osobą transpłciową?

Myślę, że moja historia jest dosyć typowa, rozumiałam to, że jestem dziewczynką, już jako dziecko. Może nie w pełni świadomie jeszcze, ale pamiętam, jak byłam zła, że muszę bawić się z chłopcami – nie rozumiałam ich, nie czułam przynależności do grupy i bardzo chciałam mieć długie włosy jak koleżanki. W okresie dojrzewania zaczęłam rozumieć coraz więcej i czułam się strasznie źle psychicznie. Gdy miałam 11 lat, powiedziałam rodzicom, że czuję się dziewczyną – totalnie tego nie zrozumieli. Byli strasznie źli. Już wtedy wiedziałam, że muszę wyjechać z tego kraju. Gdy miałam 14 lat, bardzo chciałam przyjmować hormony. Na forach internetowych można kupić tabletki antykoncepcyjne nielegalnie (na czarnym rynku sprzedaje się kobietom transpłciowym tabletki antykoncepcyjne zawierające kobiece hormony, co ma zastąpić właściwą terapię hormonalną – przyp. red.) – zastanawiałam się, czy to zrobić. Jednak czytałam, że to jest bardzo niebezpieczne, i na szczęście nie zdecydowałam się, to duże zagrożenie dla zdrowia i życia. Nie można robić takich rzeczy bez kontroli lekarza. Musimy o tym mówić młodym osobom transpłciowym: samodzielne kroki i nielegalne hormony to najgorsza opcja.

Jak zareagowali twoi bliscy, gdy im powiedziałaś?

Rodzice, tak jak mówiłam, bardzo źle. Mieszkali jeszcze razem… Były krzyki i groźby. Potem, gdy rozwiedli się, powiedziałam mamie ponownie przed tym, jak już planowałam rozpocząć terapię hormonalną i byłam już w Polsce. Postawiłam ją przed faktem dokonanym, musiała to zaakceptować. To pewnego rodzaju wybór: chcesz mieć dziecko i kontakt z nim czy nie? Przyjęła to lepiej niż za pierwszym razem, teraz mamy dobry kontakt, rozmawiamy codziennie. Z ojcem natomiast nie mam kontaktu od 10 lat, nie wiem nawet, czy wie o tym, że jestem po tranzycji. Od rozwodu nie interesował się nami. Zresztą nawet w dzieciństwie nie miałam z nim dobrych relacji, więc nie jest dla mnie ważne, co on myśli. A z przyjaciółmi i znajomymi nie było problemu, prawie każdy moją transpłciowość zaakceptował.

Czy mogę zapytać, na jakim etapie tranzycji jesteś? Czy może już po?

Tranzycja dla mnie nie jest jeszcze w pełni zakończona, ale nie chcę zapeszać i zbyt wiele mówić.

Zapytałem, bo w „TM” wspominałaś, że zbierasz jeszcze na jedną operację.

Tak. Ale będę o tym mówiła więcej, jak już będzie po fakcie i wszystko się uda.

Sophia, jakie są twoje plany i marzenia? Pracujesz w korporacji, a dodatkowo jako modelka. Chciałabyś, by modeling stał się twoim pełnoetatowym zajęciem?

Nie mam jeszcze odpowiedzi na to pytanie, bo praca w modelingu jest trudna i przede wszystkim mało stabilna, trzeba polegać na liczbie zleceń. Bardziej jednak stawiam na rozwój osobisty, a modeling to dodatkowa droga, która daje mi wiele fajnych doświadczeń i dużo radości. Będę dbała dalej o to, by rozwijać się w biznesie, a jednocześnie realizować pasję modelingową i działać prężnie w social mediach – czas pokaże, co dalej.

Słyszałem, że masz chłopaka. Zostajesz w Polsce na stałe?

Na pewno bardzo czekam na polski paszport. A czy zupełnie na stałe – nie wiem. Nie ukrywam, że chciałabym zwiedzić trochę świata, może też pomieszkać w innych miejscach. Mam 24 lata i wiele przede mną.

Czy doświadczyłaś dyskryminacji w Polsce z powodu tego, że jesteś Białorusinką?

Podobnie jak z transfobią, wprost – nie. Ludzie wiedzą, że nawet jak są uprzedzeni, to nie powinni tego pokazywać. Musimy pamiętać, że dyskryminacja nie zawsze jest wypowiadana wprost. Często jest to pominięcie ciebie, brak rozmowy albo dwuznacznie komunikaty, które się wyczuwa.

Jak twoim zadaniem należy wspierać osoby transpłciowe w Polsce czy w Białorusi? Co każdy z nasz może robić?

Chciałabym, aby ktoś mi powiedział, gdy przechodziłam ten trudny okres poznawania siebie, dowiadywania się, kim jestem – że to jest najgorszy okres i potem już będzie tylko lepiej. Jeśli zrozumiałeś_aś, że nie jesteś w swoim ciele, to z każdym krokiem, który przybliży cię do bycia w pełni sobą, będzie ci lepiej. A ja myślałam, że to się nigdy nie skończy i zawsze będę czuła się źle. Tymczasem okazało się, że gdy już byłam w trakcie procesu, każdy krok mnie uszczęśliwiał. Gdyby ktoś mi to powiedział na samym początku, byłoby mi dużo lżej. A młodzi ludzie muszą pamiętać, że mamy XXI w., można osiągnąć bardzo wiele w kwestii wyglądu, ale trzeba to robić rozważnie i bezpiecznie.

Co masz na myśli?

Młode osoby transpłciowe często kuszą niebezpieczne sposoby działania – np. czarny rynek hormonów, o którym wspominałam, lub zarabianie własnym ciałem, aby szybciej zarobić na tranzycję. To strasznie smutne, że w trudnej sytuacji czeka na nas jeszcze tyle niebezpieczeństw. Znam kilka osób transpłciowych, które mają okropne doświadczenia za sobą. Dlatego warto czerpać wiedzę od sprawdzonych organizacji i nie bać się prosić o pomoc osób z doświadczeniem w temacie. Jeszcze jedna ważna rzecz: trzeba dbać o swoją wartość – np. nie wiązać się z kimś lub randkować z kimś, kto nas w pełni nie akceptuje. Każdy z nas zasługuje na miłość z pełną akceptacją, warto cierpliwie szukać dobrego_j partnera_ki.

Ty takiego znalazłaś, tak?

Było ciężko znaleźć, ale tak. Rejestrując się na aplikacji randkowej, chciałam tylko sprawdzić, ilu facetów będzie chciało się ze mną umówić na randkę, byłam wtedy po rozstaniu. I tak znalazłam swojego człowieka, poszliśmy na randkę, później jakoś się to rozkręciło i jesteśmy razem 2 lata.

Jesteś teraz szczęśliwa?

To ciężkie pytanie w obecnych czasach. Ale na pewno, będąc w związku, jestem bardziej spokojna i mam więcej równowagi w życiu.

Jak patrzysz na obecną sytuację – agresji Rosji z pomocą Białorusi na Ukrainę?

Nie jest mi łatwo i pewnie wielu Białorusinom też nie. Trzeba zaznaczyć, że większość z nas, Białorusinów, nie wybrała Aleksandra Łukaszenki na prezydenta. On nie jest prezydentem tego kraju. Sam zdecydował, że będzie nim rządzić – bez poparcia narodu. To straszny człowiek, który podejmuje okropne decyzje. To, co robią Łukaszenko i Putin, jest przerażające i nieludzkie. Jestem Białorusinką – ale nie utożsamiam się z tymi rządami. Staram się angażować w pomoc dla Ukrainy, jak tylko mogę i potrafię.  

 

Tekst z nr 96/3-4 2022.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.