Nie nadążam z marzeniami

Z JULIĄ SOBCZYŃSKĄ, finalistką niedawno zakończonej 10. edycji programu „Top Model”, rozmawia Michał Pawłowski

 

Foto: Łukasz Dziewic

 

Pochodzisz z małej miejscowości. Dostajesz się do programu „Top Model”, który oglądają prawie 3 miliony widzów_ek i od razu na samym początku, w materiale filmowym o tobie, dowiadujemy się, że masz dziewczynę. W Polsce na publiczny coming out gotowych jest wciąż niewielu z nas, ludzi LGBT+. Ty się odważyłaś.

W żaden sposób nie bałam się o tym powiedzieć, bo związek z Judytą jest bardzo ważną częścią mnie – nie mówiąc o tym, zataiłabym coś o sobie. Rodziców pytałam przed programem, co oni na to, że wszyscy się dowiedzą. Odpowiedzieli prosto – chcą, abym była szczęśliwa, i skoro ja jestem szczęśliwa z Judytą, to to, co inni mówią, nie jest istotne. Sama też staram się skupiać na pozytywach, mam super znajomych i rodzinę, która mnie akceptuje.

Ta edycja „Top Model” była wyjątkowa pod względem liczby wyoutowanych osób LGBT+. Pisaliśmy w naszych mediach społecznościowych o Bartku Klochu (geju) czy Sophii Mokhar (trans kobiecie), którzy rywalizowali z tobą. W jednej z konkurencji, gdy zadaniem było zwrócenie uwagi na nierówności społeczne i hejt, mocno podkreśliłaś swoją dumę z przynależności do społeczności LGBT+. Czy ten temat była ważny dla innych uczestników? Rozmawialiście o tym w domu modeli_ek?

Rozmawialiśmy często na przeróżne tematy i na ten również, ciekawiło nas nawzajem, jaką drogę przeszło każde z nas, jakie trudności nas spotkały i jak sobie z nimi poradziliśmy. Każdy był naprawdę dobrym i wyrozumiałym słuchaczem. Wszyscy staraliśmy się akceptować w 100% i dla mnie właśnie akceptacja, nie tylko tolerancja, jest kluczowa w komunikacji. Bo tolerancja wyznacza podział, a akceptacja pozwala włączać wszystkich do grupy. Słyszeliśmy też dużo komentarzy od gości i jury programu, że jesteśmy bardzo świadomymi ludźmi. Według nich właśnie to wyróżniało uczestników 10. edycji.

Kiedy odkryłaś, że jesteś biseksualna? Łatwo poszło ci zaakceptowanie swojej orientacji?

Odkąd pamiętam, zwracałam uwagę na dziewczyny i chłopaków. To jest tak, że widzisz kogoś i czujesz chemię albo nie – nie rozdzielam tego na płeć, nie jest to dla mnie zbyt istotne. Tak miałam w przypadku chłopców i dziewczynek, jak byłam dzieckiem. Zawsze tak samo interesowały mnie obie płci. Nawet miałam w życiu tyle samo chłopaków, co dziewczyn. (śmiech)

W jednym z odcinków „TM” powiedziałaś: „Jestem dumna z tego, że mam dziewczynę – każdy ma prawo do tego, aby żyć tak, jak chce”. Jesteś młoda, ale bardzo świadoma siebie. Zawsze tak było?

Kiedyś temat mojej biseksualności sprawiał mi wiele przykrości. Czułam się niezrozumiana. Bałam powiedzieć się rodzicom. Nie akceptowałam siebie, a gdy widziałam parę hetero wśród znajomych, czułam dziwny niepokój, że odstaję od wymaganej normy. Nikt nie powiedział mi nic złego, ja sama siebie linczowałam, bo miałam z tyłu głowy to, że moi rodzice na pewno by chcieli, żebym była w hetero związku. Mieszkając na wsi, nie znałam żadnej osoby LGBT+. W szkole temat nigdy nie został poruszony. A gdyby się o nim mówiło, uchroniłoby to wiele młodych ludzi przed zrobieniem sobie krzywdy. Ja sama miałam stany lękowe, budziłam się i płakałam, nie wiedziałam, co się dzieje, i po prostu chciałam, żeby już się to skończyło i żebym nagle po prostu stała się tylko hetero. Kiedy dojrzałam i poznałam kilka osób takich jak ja przez internet, a one podzieliły się ze mną swoimi doświadczeniami – poczułam, że nie jestem sama, i to bardzo mi pomogło.

Te wszystkie problemy, o których mówisz – stany lękowe itd. – były w okresie, kiedy jeszcze nikomu nie powiedziałaś o sobie, czy może już jakieś coming outy zaczęłaś robić?

To było już po kilku rozmowach z tatą, a mama dowiedziała się wcześniej. Powiedziała od razu, że mnie akceptuje, będzie kochać taką, jaka jestem, a tata – nie do końca, nie był zadowolony i ja dalej z tym walczyłam. W pewnym momencie już nie mogłam – w ogóle przestałam o tym rozmawiać, robiłam swoje. Jak rodzice zauważyli, że nie mają już wpływu, że jak będę miała pojechać do dziewczyny, to i tak do niej pojadę, to wtedy tata odpuścił i uświadomił sobie, że musi mnie zaakceptować, innego wyjścia po prostu nie ma w naszej relacji.

Jak rodzice poznali Judytę?

Rodzice na początku znali Judytę jako moją koleżankę. Potem pojechałyśmy razem do Holandii do pracy na wakacje. Pod koniec wyjazdu mama w rozmowie przez telefon zapytała mnie, czy Judyta to ktoś więcej. Odparłam, że tak. Po powrocie pojechałyśmy z Myszą już razem do rodziców. Gdy pojawiłyśmy się w domu jako para, tata na początku wyszedł, powiedział, że go tu nie ma – było to dla niego za trudne. Mama starała się z nim rozmawiać. Po kilku spotkaniach jednak przekonał się i zaakceptował nasz związek. Teraz relacje moich rodziców i Judyty są bardzo dobre. Pomogła w tym również moja babcia, która wytłumaczyła mojemu tacie, że powinien przestać taki być, zanim będzie za późno, zanim mnie straci.

Super babcia.

Gdy babci powiedziałam, to odparła: „Dziecko, no jak ty tak wolisz te dziewczyny, to dobrze”. Co prawda nie jest akurat tak, że „wolę” dziewczyny, ale mniejsza z tym – babcia wytłumaczyła wszystkim ciotkom, dziadkowi, połowie rodziny, że ja taka jestem i to jest OK, i ona mnie taką kocha. Gdy siostra babci powiedziała, że „to” nie jest normalne, babcia odpowiedziała, że woli mieć dwie wnuczki niż nie mieć żadnej.

Julia, czy spotykasz się z jakimiś stereotypami dotyczącymi samej biseksualności? Jeśli tak, to jakimi?

Teraz, gdy jestem w związku z kobietą, najczęściej spotykam się z takim stereotypowym pytaniem: „Kto jest facetem, a kto kobietą w waszym związku?”. U nas oczywiście takiego podziału nie ma, dzielimy się obowiązkami, jesteśmy partnerkami i obie mamy tak samo ważny głos.

A czy po „TM” spotkałaś się z hejtem np. w swojej lokalnej społeczności albo w internecie?

W sieci pojawiał się hejt na mój temat, ale więcej było tego pod zdjęciami na fanpage’u „Top Model” niż na moim własnym profilu. Dostałam też ileś niemiłych wiadomości na Instagramie, na które na początku odpisywałam, ale potem przestałam to robić, bo ci ludzie nie chcieli rozmawiać, chcieli tylko skrytykować mnie i koniec. Jeśli chodzi o moją wieś i okolice, to dużo osób do mnie podchodzi, prosi o zdjęcia ze mną. W sieci wiele osób do mnie napisało, że ma trudną sytuację z rodzicami. Pisały też dziewczyny, które też są bi lub les, a nie wiedzą, jak powiedzieć o tym bliskim. Zawsze staram się im pomóc, dzieląc się moimi doświadczeniami. Myślałam, szczerze mówiąc, że spłynie na mnie większy hejt – teraz uważam, że przez to, że tak otwarcie o tym mówię i się nie boję, ludzie czują, że nie będę przejmowała się ich opinią.

Wiele znanych osób jest LGBT+, ale boi się, że coming out wpłynie niekorzystnie na ich kariery. Miałaś takie obawy?

Wszyscy chyba wiemy, w jakim kraju żyjemy. Klienci mają różne poglądy, a osoby ze świata show-biznesu dzięki współpracy z różnymi markami zarabiają na reklamach. Rozumiem, że wiele osób boi się, że to, czego dokonali, to, na co zapracowali, nagle przestanie się liczyć, a ludzie będą mówić tylko o ich seksualności. To trudne, a przy tym niedorzeczne, bo to, kogo kochamy, nie powinno mieć wpływu na naszą karierę. Ten świat musi się zmienić. Wierzę jednak, że gdy do „Top Model” przychodzi dziewczyna i trzyma za rękę drugą dziewczynę, to w głowach wielu ludzi zapala się lampka, widzą we mnie swoje dziecko – i przekonują się, że bycie LGBT+ to całkiem normalna sprawa. Oczywiście, każdy ma swój czas i powinien dokonać coming outu w zgodzie ze sobą. Ja po prostu tak czułam, było to dla mnie naturalne. Jak chce się coś zmienić, to warto zacząć od siebie, a ja uważam, że widzialność osób LGBT+ w mainstreamie jest bardzo potrzeba do zmiany w Polsce.

Możemy porozmawiać o twojej narzeczonej? Jak zostałyście parą?

Poznałyśmy się przez pewną grupę na Facebooku. Na początku były to przyjacielskie rozmowy. Spotkałyśmy się kilka razy na zlotach tej grupy i tak utrzymywałyśmy kontakt przez 3 lata. Gdy ona rozstała się ze swoją dziewczyną, a ja w tym samym czasie – ze swoją, to zaczęłyśmy spędzać więcej czasu same i poznawać się bliżej. Podczas jednego ze spotkań pocałowałyśmy się i było super. Od tamtego czasu nie mogłyśmy przestać o sobie myśleć. 10 miesięcy później Judyta oświadczyła mi się w Mediolanie, a ja powiedziałam „tak”. Właśnie teraz minęły dokładnie 3 lata, od kiedy jesteśmy parą.

No właśnie, na koniec finału „Top Model” to ty oświadczyłaś się Judycie – mimo że byłyście już narzeczeństwem. Dlaczego zdecydowałaś się na drugie zaręczyny?

W relacjach hetero regułą jest, że to mężczyzna daje kobiecie pierścionek, i chciałam ten stereotyp obalić. Bo często pojawiają się głupie pytania do par tej samej płci – np. to, które już wcześniej wymieniłam. Chciałam też, aby Judyta poczuła się tak wyjątkowo jak ja, gdy ona mi się oświadczała. Uznałam, że finał „TM” to będzie dobra okazja. Gdy byliśmy na finałowej sesji na Malediwach, Dominika Wysocka, która ostatecznie wygrała „TM”, razem z Nicole, trzecią finalistką, pomagały mi wybrać pierścionek dla mojej Myszy. Podczas przygotowań cały czas rozmawiałyśmy, w którym momencie mogłabym to zrobić.

Czyli twoje programowe rywalki cię wspierały.

Tak. Ale to nie było tak, że ja chciałam skraść show Dominice, bo dużo pojawiło się też takich opinii. Ona po tym, jak odebrała swoją nagrodę, nagrała instastories z Judytą i powiedziała, że jej wygrana nie jest tak ważna, bo wydarzyło się coś jeszcze piękniejszego. To było superwspierające.

To Judyta zachęciła cię do udziału w „Top Model”, prawda? A jak zareagowała na to, że chcesz powiedzieć o waszej miłości publicznie?

My nie myślimy już o tym, czy mamy o tym mówić, czy nie, to nie jest temat tabu i tyle. Prawda, Judyta zachęciła mnie do modelingu i to ona pierwsza zauważyła mój potencjał. Ja akceptowałam swoje ciało, ale nie akceptowałam swojej twarzy. Przez ten czas, kiedy spotykałyśmy się z Judytą jako koleżanki i potem, kiedy byłyśmy już razem, ona podnosiła mi samoocenę, mówiąc: „Jesteś piękna”, „Ale dzisiaj pięknie wyglądasz” itd. Ja nie pozwalałam sobie robić zdjęć, a jak je robiłam, to zakrywałam twarz. Czułam, że jestem zbyt mało delikatna w porównaniu do innych dziewczyn. Judyta robiła mi zdjęcia z ukrycia i mówiła: „Patrz, ładne to zdjęcie”. Za każdym razem prosiłam, by usunęła. Aż za którymś razem po prostu tak spojrzałam i nagle… zaczęło mi się podobać. Potem Judyta mnie namówiła, żebym założyła profil na jednym z portali, gdzie modelki mogą hobbistycznie rozpocząć współpracę z fotografami, i zrobiłam tak kilka sesji. Oczywiście na wszystkie jeździła ze mną Mysza. Ważnym momentem była sesja w Chorwacji – marzyłyśmy, by pojechać tam na wakacje, a nagle trafiłyśmy na fotografa, który zaproponował mi tam sesję. Siedziałyśmy sobie, był zachód słońca – nagle Judyta zaczęła mówić, że według niej miałabym szanse wygrać „Top Model”, i zaczęła nakłaniać mnie, abym się zgłosiła. Wysłałam zgłoszenie, a potem już się działo. Co prawda nie wygrałam programu, ale wygrałam miłość. Może gdyby nie ten związek, ta kariera w ogóle się nie wydarzyła.

Jakie są wasze plany po tych podwójnych zaręczynach? Planujecie już ślub?

Dopiero niedawno zamieszkałyśmy w Warszawie razem. Nie wiem jak, będzie wyglądać moje życie, ile czasu będę w domu, a ile na wyjazdach zawodowych. Choć tego się nie boimy, mieszkałyśmy już kilka miesięcy na odległość i nasz związek to przetrwał. Na ślub jeszcze przyjdzie czas, ale marzymy, by zrobić to w Las Vegas. Na razie nie chcę mówić nic więcej, rozmawiamy o tym, ale nie chcemy się spieszyć – już jesteśmy bardzo szczęśliwe.

A o czym marzysz zawodowo jako modelka, finalistka 10. edycji „Top Model”?

Właśnie wybrałam agencję modelingową i jestem bardzo zadowolona, bo są tam też takie modelki jak Anja Rubik, Zuzanna Bijoch czy Monika Jagaciak, które mają dość nietypową urodę, i wydaje mi się, że to jest idealne miejsce dla mnie. Mam ambicję, determinację i nie boję się ciężko pracować. A cała reszta nie zależy już ode mnie. Na ten moment chcę skupić się bardziej na modelingu niż influencerstwie. Mam takie duże marzenia, jak robienie pokazów dla Diora, YSL czy Gucciego. Ale na razie cieszę się z tego, co się zadziało – „Top Model” spełnił wiele moich marzeń: spotkanie z „moją” Zuzą Kołodziejczyk, sesja z Pająkiem, wyjazd na Fashion Week. No i w ogóle doszłam do finału! Pomijam już fakt, że polecieliśmy na Malediwy, gdzie widziałam rafę koralową, więc w krótkim czasie spełniło się tyle marzeń, że chwilowo nie nadążam już sobie marzyć. (śmiech)

Tekst z nr 95 / 1-2 2022.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

MIŁOŚĆ SILNIEJSZA NIŻ HEJT

Z modelami RADKIEM PESTKĄ i ROMKIEM GELLO, o tym, jak się poznali i jak im się razem żyje w Polsce, o tym, jak sobie radzili ze szkolną homofobią, o coming outach wobec najbliższych, a także o RuPaulu, o programie „Top Model”, który wygrał Radek, o chodzeniu z mamą do klubu gejowskiego i o „heteryckich, maskujących nawykach” Romka, rozmawia MARIUSZ KURC

 

Foto: Krystian Lipiec

 

Jak się poznaliście?

Romek: Gdy zobaczyłem Radka w „Top Model” jesienią 2015 r., pomyślałem: „Fajny, ciekawy chłopak”. Okazja, by go poznać, nadarzyła się dużo później. Zorientowałem się, że mamy wspólnych znajomych. Na moim blogu zapraszam różnych blogerów do zdjęć, więc pomyślałem, że zaproponuję Radkowi wspólną sesję. Napisałem do niego na Facebooku.

Radek: Dostaję sporo wiadomości od nieznajomych, wskakują do spamu i nie wszystkie przeglądam. Los chciał, że po jakimś czasie odczytałem wiadomość Romka.

Romek: Poznaliśmy się na sesji 14 stycznia 2017 r., padał śnieg i było baaardzo zimno (Romek patrzy romantycznie na Radka) i byłeś zestresowany (uśmiech).

Radek: 26 lutego stwierdziliśmy, że jesteśmy razem.

Czyli kliknęło od razu.

Romek: Zaczęliśmy się widywać praktycznie codziennie.

Radek: Kilka miesięcy później nasz znajomy fotograf Łukasz wrzucił na Instagram zdjęcie, na którym dajemy sobie buziaka. Portale plotkarskie zaczęły finalizować artykuły o mnie pytaniem: „Czy Radek Pestka jest gejem i czy Romek to jego chłopak?” Wtedy usiedliśmy, by porozmawiać poważnie na ten temat, również z rodzicami Romka, u których często się radzimy.

Skąd fotograf miał wasze zdjęcie z buziakiem?

Romek: Byliśmy razem z nim na imprezie, tam cyknął. Kilka dni później wręczył je nam oprawione w ramkę z okazji moich urodzin.

Radek: Nasz publiczny coming out był tylko kwestią czasu. Już wcześniej pojawiły się spekulacje na temat mojej orientacji, a ja sam źle czułem się z ukrywaniem. Podczas emisji „Top Model” nie zdecydowałem się ujawnić, nie wiedziałem, co się stanie i szczerze powiedziawszy wydawało mi się, że mogłoby to źle wpłynąć na moją karierę, nie znałem tego całego światka show biznesu. W tamtym momencie nie byłem na to gotowy.

Radek, miałeś 19 lat. Wyoutowałeś się publicznie, jak miałeś 21. To i tak bardzo wcześnie.

Radek: Romek jest moim rówieśnikiem. Nie znamy takiej drugiej, młodej i już wyoutowanej pary gejowskiej w polskim show biznesie, chyba że Ty znasz?

Nie.

Radek: Ha! (śmiech) No widzisz, jesteśmy jedyni!

Wygrałeś „Top Model” jako pierwszy mężczyzna. Miałeś wcześniej do czynienia z modelingiem?

Radek: Niewiele, ale tak. Przed programem pracowałem jako sprzedawca w Zarze, potem otrzymałem kilka zleceń jako model e-commerce dla Reserved, House. Interesuję się modą. Po programie skupiłem się na blogu, teraz chciałbym odnowić działalność jako model.

Romek, a ty?

Romek: Od 7 lat prowadzę bloga w tematyce głównie streetwear.

 

Foto: Krystian Lipiec

 

Zacząłeś, gdy miałeś 15 lat?

Romek: Tak, od końca gimnazjum. Moda to moja pasja odkąd pamiętam. Lubię pozować, być fotografowanym, ale przede wszystkim rozwijać się w modowym kierunku. Żeby być profesjonalnym modelem, trzeba mieć dobry wzrost i budowę ciała. Ja jestem niestety trochę za niski (182 cm) – Radek ma 184 – w sumie tylko dwa centymetry różnicy, ale często jest to problem. Mimo tego realizuję się podczas sesji zdjęciowych na moje social media. Razem z Radkiem mamy parę projektów na 2019 r. – trzymaj kciuki, aby wypaliły. W dobie Instagrama, Snapchata, blogi trochę poszły w odstawkę, aktualnie YouTube rządzi, co nie zmienia faktu, że warto pracować nad swoim blogiem – jeśli się go ma.

Radek: Chcielibyśmy zrobić kanał o modzie, ale nie tylko. Pisze do nas mnóstwo młodych ludzi LGBT, a jak wiadomo edukacji seksualnej w szkołach praktycznie nie ma. Dostajemy pytania, jak odkryliśmy, że jesteśmy gejami, jak najlepiej się wyoutować. Pytania o coming out są najczęstsze i nie dziwię się – gdy już rodzina i znajomi wiedzą, z dnia na dzień jest lżej i zapomina się o stresie.

Romek: Osoby LGBT są często wyalienowane, samotne. Jeśli czują, że nie mogą się ujawnić w rodzinie, a w szkole nie mają wsparcia, to jest problem. Chcemy pokazywać, że można być gejem, robić coming outy i żyć normalnie. Nasze życie wygląda naprawdę zwyczajnie, chodzimy na spacery, na zakupy, widujemy się z przyjaciółmi, czasem idziemy do klubu. Całujemy się, śpimy ze sobą… ale w Polsce jest stereotyp, że geje uprawiają seks gdzie popadnie i non stop całują się w miejscach publicznych.

Powiedziałbym nawet, że w Polsce, przynajmniej na ulicach, pary gejowskie nie okazują sobie uczuć w ogóle.

Romek: Otóż to.

Jak przeszliście przez okres dorastania? Spotkaliście się z hejtem?

Radek: Ja już w drugiej klasie gimnazjum zaakceptowałem się jako geja. U mnie było dość specyficznie, bo ciągle zmieniałem szkoły w miarę jak mój ojczym zmieniał pracę. Pochodzę z Kołobrzegu. W czasach szkolnych mieszkałem też w Koszalinie, pod Bytowem, w Inowrocławiu i w Trójmieście. Do ostatniej klasy gimnazjum trafiłem jako „nowy” i to było trudne. Wiesz, jak to jest z nowymi, zawsze mają troszkę trudniej z zaklimatyzowaniem się. Miałem okres, gdy moje włosy sięgały ramion i mój styl ubierania się był naprawdę przeciętny. Za namową siostry ściąłem włosy na krótko i nagle zrobiłem furorę w szkole, głównie wśród dziewcząt. Jak zapewne wielu gejów, trzymałem się głównie z nimi. Zacząłem przykładać wagę do wyglądu, ubierać się schludniej, ładniej – to wystarczyło, by nakręcić chłopaków do obelg czy szturchania na korytarzach szkoły. Niektórym wydaje się, że dziewczynom imponuje tępa siła i przemoc, dlatego chłopcy głupio się popisują. Wyzwiska „pedał”, „ciota” czy „pizda” były nagminne. Nigdy nie zostałem pobity, ale popychanie, podstawianie nogi miało miejsce praktycznie codziennie. Trudno coś z tym robić – zwłaszcza gdy w klasie jest dwunastu chłopaków i wszyscy zachowują się tak samo. Z jednym wyjątkiem – jeden kolega nic do mnie nie miał i normalnie ze mną rozmawiał, ale bał się otwarcie powiedzieć, że jestem „spoko” – głównie ze względu na swoich ziomków i prawdopodobne odstawienie od grupy, gdyby trzymał moją stronę. W-F był moim koszmarem. Zdarzyło się nawet, że miałem poprawkę. Nie chodziłem na lekcje i przez nieobecności musiałem podejść do egzaminu. Unikanie zajęć było sposobem na ominięcie wyzwisk i wyśmiewania ewentualnych potknięć czy niepowodzeń na zajęciach. Notoryczne wybieranie mnie na ostatniego do drużyny, każde złe zagranie usprawiedliwiane obelgami, cytuję: „Pedał, więc wiadomo, że źle gra” etc. Umówiłem się z nauczycielem na bieganie na boisku podczas gier zespołowych. Nie chciałem w nich uczestniczyć. Odpowiadanie na obelgi czy szturchanie nie dałoby rezultatu. Skarga u pedagoga, nauczyciela, wychowawcy też by nie pomogła – gdy gnębiciele zauważą, że ich „żarty” cię dotykają, podwoją swe działania. Nawet gdy dostaną reprymendę, przestaną tylko na chwilę i poczekają na dobry moment, by ponowić ataki. Nie ma dobrej recepty na walkę z takimi osobami. Trzeba zacisnąć zęby, być sobą i poszukać takich osób, które dadzą ci wsparcie. Chodziłem do pedagożki szkolnej, jednak głównie po to, by się wygadać. Ale to narażało mnie na dodatkową plakietkę: oprócz pedała to jeszcze kabel. W całym toku mojego nauczania znalazłem wsparcie u trzech osób. Trzech = na tyle szkół, do których uczęszczałem; panią pedagożkę z gimnazjum z Kołobrzegu, psycholożkę z technikum oraz moją polonistkę z gimnazjum z Koszalina. Tę ostatnią wspominam najlepiej. Była pierwszą osobą w całej szkole, przed którą się wyoutowałem. Nie spodziewałem się tak pozytywnej reakcji. Zwierzyłem się jej, bo akurat spodobał mi się pewien chłopak, notabene kuzyn mojej koleżanki – long story, jak to mówią – młodzieńcze zauroczenie, jednak na tamten moment traktowałem to bardzo poważnie. Potrafiła mnie wysłuchać, doradzić bez uprzedzeń. Mimo tych szczerych rozmów traktowała mnie na równi z innymi uczniami, wymagając ode mnie tyle samo wiedzy i zaangażowania w nauce. A gdy na lekcjach pojawiał się temat LGBT+, nie mówiła tylko: „Nie wolno wyzywać, bo jest to złe i rani”, ale rozpoczynała dyskusję, podsuwała lektury, artykuły, które wpływały na myślenie moich rówieśników.

Radek, ty byłeś wyoutowany jako gej przed klasą, przed tymi hejterami?

Radek: Nie trzeba się ujawniać, żeby przykleili ci łatkę „pedała”. Zaprzeczysz – nie uwierzą. Potwierdzisz – zaczną ci jeszcze bardziej dokuczać. Najlepiej przemilczeć. W podstawówce nie wiedziałem jeszcze o swojej orientacji, mało kto w tym okresie wie. W gimnazjum już zaakceptowałem siebie jako geja, powiedziałem siostrze i jednej koleżance, ale nie wchodziłem w żadne rozmowy z hejterami. Starałem się ich unikać. Trzeba olewać to wszystko, ale nie jest łatwo, gdy czujesz taki zmasowany, codzienny atak. Czujesz, że jesteś nielubiany. To jak z moją wpadką, wiesz.

 

Foto: Krystian Lipiec

 

Jaką wpadką?

 Radek: Wpadką z penisem.

Dla mnie to nie była „wpadka”. Pomyłka i tyle. Chciałeś wysłać zdjęcie swojego penisa jakiejś osobie, a przez pomyłkę wrzuciłeś na Snapchata, tak?

Radek: Tak.

Plotkarskie media to wychwyciły natychmiast i obśmiały. Czytelnicy w komentarzach – podobnie. Rozumiem, że można chcieć zobaczyć twój penis, bo jesteś atrakcyjnym facetem, celebrytą, zwycięzcą popularnego programu. Tylko za nic nie rozumiem wyśmiewania czy hejtu z tego powodu.

Romek: Na pierwszym naszym spotkaniu Radek sam zaczął mówić o tamtej sprawie, mimo że ja już właściwie o niej zapomniałem. To właśnie tak działa: publiczność może obśmiać i porzucić temat, ale temu, kto jest przedmiotem nagonki, nie jest łatwo zapomnieć. Cały czas z tyłu głowy tkwi myśl, że krzywe spojrzenia, chichoty są spowodowane właśnie przez to zdarzenie.

Radek: Burza wybuchła dosłownie 5 minut po tym, jak wrzuciłem to nieszczęsne zdjęcie. Zaraz je usunąłem, ale już poszło… Niektóre portale plotkarskie potrafi ą ciągnąć temat do dziś.

Czytałeś hejterskie komentarze?

Radek: Nie wszystkie, ale wiele. To było ponad 2 lata temu, kilka miesięcy po „Top Model”, myślałem, że to koniec, jednym kliknięciem wszystko zmarnowałem. Powstała, że tak powiem, „wielka beka”, w której uczestniczyły tysiące ludzi. Nie traktują cię jak człowieka, który może coś odczuwać, tylko jak internetowy mem. Nie myślą, jak ciężko być pod takim obstrzałem. Plotkarskie portale też tego nie biorą pod uwagę. Znajomi wydzwaniali, pytali, czy wszystko w porządku. Nie było. Nikomu o słabych nerwach i psychice nie życzę takiej sytuacji. (cisza) Nigdy nie mówiłem tego portalom i mało osób z mojego otoczenia o tym wie. Miałem próbę samobójczą po tym.

Kiedy?

Radek: Następnego dnia.

Jak?

Radek: Połknąłem mnóstwo tabletek. Mój ówczesny chłopak mnie odratował.

Trafiłeś do szpitala?

Radek: Nie. Wydawało mi się, że nie będę już mógł znaleźć pracy, bo jestem pośmiewiskiem. Czułem się skończony. Nie wyobrażałem sobie pokazania się gdziekolwiek. Usunąłem się z życia na wiele dni. Nic nie publikowałem w social mediach, a w moim zawodzie, jeśli nie istniejesz w sieci, to nie istniejesz.

Hejt był tylko w sieci?

Radek: Przede wszystkim. Na ulicy zdarzyło się parę razy, że na mój widok były śmiechy i krzyki. „Pokaż chuja!” i tym podobne, bolało. Zastanawiam się, czy gdyby doszło do tragedii, to te portale czy anonimowi komentatorzy poczuliby się odpowiedzialni. Taka sytuacja mogła zdarzyć się nie tylko celebrycie – mogła tak samo zdarzyć się nastolatkowi w liceum. Drwiny, ciągłe ocenianie, wyśmiewanie… Mam wrażenie, że w dobie internetu niektórzy zmieniają się w bezmyślne, raniące potwory czekające tylko na czyjeś potknięcie. Czasem trzeba zrozumieć, że zdarzają się sytuacje losowe i po jakimś czasie trzeba nabrać do nich dystansu. Ja do tego dojrzałem i już nie patrzę na to wydarzenie w taki sam sposób jak kiedyś. Traktuję to po prostu jako wypadek i tyle. Ale pamiętajmy, że słowa mogą ranić. Jestem pewny, że przez tę aferę straciłem wiele zleceń. Obawiałem się, że po coming oucie pojawi się taki sam problem – zupełnie tego nie odczułem. Wydaje mi się, że ponieważ to temat tabu, to również dobra wymówka dla innych gejów w show-biznesie, którzy boją się być autentyczni. Oczywiście tych, którzy chcą zachować prywatność dla siebie jak najbardziej szanuję. Jednak my zdecydowaliśmy się pokazać innym, że bycie gejem jest normalne i nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Także nasz apel do wszystkich gejów siedzących w szafie w mojej branży brzmi: „Jeśli myślicie, że stracicie kontrakty, gdy się wyoutujecie, my mówimy: „Ściema!”. Nie jest tak. Dla wielu marek to, że ktoś zrobił coming out, jest bez znaczenia.

Myślę teraz, że chociaż sami geje powinni byli cię wesprzeć. Można by zakładać, że geje myślą bardziej liberalnie i dla nich zdjęcie penisa nie powinno być powodem do hejtu? Raczej chyba nawet powinni się cieszyć, że taki przystojny facet pokazał penisa i opowiedzieć się przeciwko hejtowi…?

Radek: Ani wsparcia, ani choćby luzu u wielu gejów nie było widać. Za to sporo zawiści. Wpadłem w depresję. Dopiero po wielu miesiącach, w wyniku terapii oraz po poznaniu Romka, zacząłem się znów uśmiechać. Romek: Uśmiecha się przy mnie, uśmiecha.

Romek, a jak okres dorastania wyglądał u ciebie?

Romek: Ja jestem chłopak z Pragi. Bardziej z Pragi niż z Warszawy. Lubię o sobie mówić „prażanin”. Byłem pewny, że jestem gejem wcześniej niż Radek, już w podstawówce. Pamiętam takiego jednego pięknego, czarnoskórego mężczyznę w telewizji. Miałem ze 12 lat i nie mogłem o nim zapomnieć… Oj, może przy Radku to teraz niezręcznie brzmi. Wyzwiska „pedał” w moją stronę leciały też bardzo często, ale było jeszcze coś. Tego dziś nie widać, ale byłem otyłym nastolatkiem do pewnego momentu. W liceum szybko urosłem i wyszczuplałem, ale w gimnazjum słyszałem „tłuścioszku” wiele razy. Ludziom się wydaje, że nie bierzesz tych „żarcików” do siebie, udajesz, że cię to nie rusza, by ich nie urazić. A tak naprawdę, gdy słyszysz to setny raz, na zewnątrz uśmiechasz się, a w środku płaczesz. Pokrzykiwali, że wyglądam jak beczka, rechotali. Do tego zwykłe słowo „gej” też było stosowane jako obelga.

Radek: Romek, opowiedz o coming oucie przed rodzicami, co?… O, czemu się wzruszyłeś? (Romek ma łzy w oczach)

Romek: Smutno mi się zrobiło, jak sobie przypomniałem o szkolnym hejcie. Do tej pory, jak przejeżdżam autobusem koło budynku mojego gimnazjum, stają mi przed oczami tamte sytuacje. Zero wsparcia ze strony nauczycieli. Wręcz czułem, że oni też mnie nie lubili. To była szkoła integracyjna, byli uczniowie i uczennice z niepełnosprawnościami, na wózkach. Wydawać by się mogło, że będzie większa wrażliwość na inność, ale jakoś orientacji to nie obejmowało. W liceum wychowawca raz do mnie podszedł i zapytał, czy ja naprawdę jestem gejem. Już wtedy przed nikim się nie ukrywałem. „No, jestem. Czy to jest jakiś problem?”. On, że nie, żaden problem. I tyle. Jakby tylko pytał z ciekawości.

Powinien był zapytać, czy spotykasz się z homofobią i jeśli tak, to powinien zareagować.

Romek: Zapomnij.

O coming oucie przed rodzicami opowiesz?

Romek: Walentynki, mam 16 lat i szlaban – muszę być w domu przed godziną 22, bo kiedyś wróciłem za późno. Jestem umówiony na pierwszą w życiu randkę z chłopakiem. Wcześniej coś próbowałem z dwoma dziewczynami. Miałem nadzieję, że odgonię myśli o facetach, ale to nic nie dało. Jednej z nich w końcu powiedziałem, że jestem bi.

Radek: Gdy młody chłopak mówi, że jest bi, to często oznacza, że jednak jest gejem. Taka wymówka jest częściej akceptowalna wśród rówieśników.

Romek: Powiedziałem jeszcze jednemu koledze i mnie zaakceptował. Zdarzało się, że mi dogryzał, ale stanął na wysokości zadania. Generalnie jednak żyłem w stresie. Jestem dość uczuciowy – to jest kolejna rzecz, którą „prawdziwi mężczyźni” lubią wyśmiewać. Wzruszasz się łatwo? Mięczak. W efekcie przyjąłem wiele zachowań „heteryckich”, maskujących.

Radek: Niektóre masz do tej pory.

Romek: Jakie niby?

Radek: Boże, Roman!…

Romek: Radek często się do mnie zwraca: „Roman!”

Radek: Gdy ktoś przy mnie dzwoni do Romka – zawsze słyszę: (Radek dramatycznie obniża głos i tubalnie mówi): „Roman Gello, słucham!” (Romek wybucha śmiechem)

Romek: To mi już weszło w nawyk, nie umiem się tego pozbyć. Zresztą z ziomkami na imprezach też potrafi ę normalnie porozmawiać, zero problemu. Nawet o dziewczynach.

Radek: To są drobne rzeczy. Zobacz, jak on siedzi. Macho totalnie. (śmiech)

Romek: Normalnie siedzę.

Radek: Albo uścisk ręki. Niektórzy heterycy jakby chcieli cię zmiażdżyć. To nie jest przywitanie, tylko taki mały pokaz siły. By było wiadomo, kto jest samcem alfa. Lubię analizować takie zachowania. Często nawet nieświadomie je kopiujemy.

Romek: Albo chód. Ja nie chodzę prosto jak model, tylko tak się gibię trochę na boki.

Radek: Ziomuś po prostu, no.

Romek: Mnie się to trochę podoba.

Radek: No właśnie, jemu się to trochę podoba. Jesteśmy zupełnie inni, a jednak bardzo dobrze się dogadujemy.

Ziomuś, wracamy do twojej pierwszej randki z chłopakiem?

Romek: W tamte Walentynki poszedłem na pierwszą full randkę z chłopakiem. Pierwszy raz w życiu kupowałem piwo i mu je nawet zafundowałem, choć obaj nie byliśmy pełnoletni. Randka była spoko, ale się nie rozwinęła w coś więcej, niemniej, wiele z tej randki wynikło, bo wróciłem do domu po 22. Rodzice źli. Aby się usprawiedliwić, mówię, że byłem na randce. „O! Łał! No to mów, co to za dziewczyna?”. Mówię, że Magda. To była moja dobra koleżanka. Rodzice, że super będzie mieć Magdę w rodzinie, cieszą się. Nie wytrzymałem tego. Poprosiłem mamę do mojego pokoju. Gdy weszła i zobaczyła moją minę, to od razu wiedziała, że coś jest nie tak. Spoważniała w sekundę: „Tylko mi nie mów, że Magda jest z tobą w ciąży…?!” Zrobiłem wielkie oczy, ale jeszcze długo nie mogłem wydusić z siebie, że jestem gejem. W końcu się udało. Przytuliła mnie, powiedziała, że jestem jej jedynym synem i będzie kochała mnie do końca życia.

A tata?

Radek: Z tatą dłuższa historia, słuchaj.

Romek: Czułem, że brak coming outu oddala nas od siebie. Nie mieliśmy wspólnego języka. Wiedziałem, że tata dopytuje siostrę i mamę, czy jestem gejem. Podejrzewa. Obie odpowiadały: „Sam go zapytaj!”. Nie miał odwagi. Ja też jej nie miałem i tak schodziły miesiące. W końcu mama powiedziała, że nam pomoże. Obiecała mi, że zacznie rozmowę. Tata wieczorami rozsiadał się w fotelu przed telewizorem, umówiliśmy się jednego dnia z mamą, że podczas przerwy na reklamy mama zaprosi go na rozmowę do kuchni. Tak się stało. Gdy usłyszałem z mojego pokoju, że zaczynają się reklamy, to serce zaczęło mi tak walić, że myślałem, że wyskoczy. Po paru minutach mama otwiera drzwi kuchni i woła mnie. Prawie mdleję, ale idę. Wchodzę… i wystarczyło, że spojrzałem na taty twarz – rozpłakaliśmy się obaj.

Nic nie trzeba było mówić.

Romek: Powiedział mi, że mnie kocha i mocno przytulił.

Jak jest dzisiaj?

Radek: Romek ma najlepszych rodziców na świecie. Po dwóch tygodniach znajomości powiedzieli, że mogę się do nich zwracać „mamo” i „tato”. Tata Romka jest kibicem Legii, legionistą, a z drugiej strony – ma różową zapalniczkę i specjalnie od nas różowe sznurówki w martensach. Jak już wspomnieliśmy – gdy mamy jakiś problem lub się kłócimy, to idziemy do taty – on jest najlepszy w rozsądzaniu sporów.

Romek: A mama, zdarza się, że idzie z nami do Metropolis (klub gejowski w Warszawie – przyp. „Replika”). Czasem nawet sama nas wyciąga.

Radek: Ma koło 50-tki, a wygląda na 30 lat.

Romek: Liczę, że mi to w genach przekazała. (śmiech) Radek potrafi rozmawiać z mamą przez telefon częściej niż ja.

Radek: Mama Romka jest księgową, a ja, może trudno w to uwierzyć, ale lubię te wszystkie faktury, PITy. Mama mnie uczy i trochę jej pomagam. Zestawienia, rozliczenia VAT, pliki JPK, a przy tym kawka i ploteczki.

 

Foto: Krystian Lipiec

 

Wiele młodych osób LGBT ma duże problemy z rodzicami, a u was sielanka.

Romek: Właśnie dlatego chcemy nagłaśniać temat. Koleżanka z pracy mówiła mi, że jej brat się wyoutował i ich mama tego nie akceptuje. Chłopaka wpędza w myślenie, że on jest jakimś chorym freakiem. Takich przypadków jest mnóstwo. Mój tata chodzi i na mecze, i z nami na Paradę Równości. Można? Można.

Radek: W tym roku na Paradzie podeszły do nas dwie dziewczyny – para, miały po 16 lat max. Zapytały, czy mogą się przytulić, powiedziały, że super, że żyjemy jawnie. Dzięki temu im łatwiej było powiedzieć rodzicom. To nam pokazuje, że możemy odegrać jakąś rolę.

Radek, a twoi rodzice?

Radek: Ojczym i macocha… Mój tata odszedł od mojej mamy, gdy miałem rok. Nie ma go w moim życiu. Mama wyszła za mąż i wychowywał mnie ojczym. Gdy miałem 13 lat, rozwiedli się, mama miała problem z alkoholem. Zostałem z ojczymem, który ożenił się po raz drugi. Ujawniłem się ojczymowi i macosze. Było OK, ale bez głębszych rozmów. Wyprowadziłem się od nich tuż po 18-tce, do dziś nie mam i nie chcę mieć z nimi kontaktu. Samodzielne życie, szkoła, praca, chłopak i program „Top Model”, zaraz potem przeprowadzka do Warszawy.

Czy teraz spotykacie się z hejtem?

Radek: W sieci mamy dwa typy hejterskich komentarzy. Jeden typ pod tytułem: „Powinieneś umrzeć”. A drugi – sprośne, seksualne teksty, które mają nas zawstydzić. „Dajesz dupy?” – to najłagodniejszy, z reguły są bardziej wulgarne. Na ulicy zdarza się, że ktoś krzyknie „pedały”.

Romek: Bywa, że nawet nie krzyknie, tylko powie głośno, przechodząc obok nas. Radek już tego nie słyszy, a ja cały czas.

Radek: Tego było już tyle… Z czasem osiągasz, jak ja to mówię, taki „level” olewania, że nawet nie wiem, kiedy nauczyłem się puszczać takie komentarze mimo uszu. A są też miłe momenty. Ludzie podchodzą, proszą o selfie.

Romek: Pojedynczo jest inaczej, ale jak gdzieś idziemy razem, to się wyróżniamy. Dwóch chłopaków – totalnie różnych – jesteśmy jakoś bardziej zadbani niż przeciętni faceci… A przy okazji: wiesz, że niejedna grupa dresiarska ma „swojego geja”? On z nimi trzyma od dzieciństwa i to jest „ich” gej, jego nie tępią. Ale wszystkich innych gejów już tak.

Jak walczyć z hejtem? Mielibyście rady dla, powiedzmy, 14-latków, których hejt spotyka? Na pewno słyszeliście o Dominiku z Bieżunia, o Kacprze z Gorczyna, którzy popełnili samobójstwa.

Radek: Nie mam recepty. Gdy masz 14 lat, nie masz pojęcia, jak twoje życie będzie wyglądało za rok czy dwa. Żyjesz tu i teraz, większość czasu spędzasz w szkole, gdzie na każdym kroku jesteś poddawany ocenie. Wydaje ci się, że ten hejt będzie zawsze i go nie wytrzymasz. Nie jesteś w stanie wyobrazić sobie, kim będziesz w wieku 20 lat. Czas się dłuży, wszystko widzisz wyolbrzymione. Możemy jedynie opowiedzieć nasze historie i jeśli komuś pomogą, to będziemy się cieszyli.

Kilka miesięcy temu pojawiła się w mediach informacja, że zostaliście pobici. Motywem pobicia była homofobia?

Radek: Nie. Byliśmy na imprezie urodzinowej koleżanki przy bulwarach nad Wisłą i znaleźliśmy się po prostu w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. To był niefortunny przypadek, a tam jest sporo zakapiorów.

Romek: Powiedz też, że nie tylko ciągle imprezujemy.

Radek: Nasz idealny wieczór? Leżymy razem w łóżku i oglądamy Netflixa jedząc pizzę. Ulubiony show to RuPaul!

Uwielbiam. Właśnie kończę 10. sezon.

Romek: Wszystkie sezony mamy zaliczone. Podziwiam drag queens. Żeby być dobrą drag queen, trzeba mieć nie jeden talent, ale całe mnóstwo. Wyczucie stylu, śpiew, taniec, gra aktorska, do tego szycie strojów. Multitalent.

Radek: Violet Chachki – uwielbiam! I drag queens też są hejtowane. Czasem nawet przez niektórych gejów. Nie pojmuję tego.

Chłopaki, właśnie minęła rocznica 100-lecia odzyskania niepodległości przez Polskę. Czujecie się patriotami?

Radek: Szczerze powiedziawszy czuję się bardziej obywatelem świata, a nie obywatelem terytorium, na którym się urodziłem. Nie zmienia to faktu, że kocham Polskę, choć chyba bez wzajemności. Swoje miejsce tu musimy wywalczyć, wyszarpać. Chcielibyśmy mieć prawo do ślubu, a tymczasem o naszej orientacji mówi się jak o chorobie. Są też stereotypy, np. geje to pedofile, non stop chodzą na imprezy czy non stop uprawiają seks i nic więcej. Zaskakujące jest, że gdy rodzic w heteroseksualnej rodzinie bije dzieci, to jest złym rodzicem i tyle, ale jeśli przemoc zdarzyłaby się w homoseksualnej rodzinie, to zaraz sugestia: „Geje nie mogą być rodzicami, bo biją dzieci”.

Czego Polsce byście życzyli na tę rocznicę?

Romek: Żeby drugie 100 lat było lepsze niż to pierwsze. I żebyśmy nie musieli czekać na zmiany 100 lat.   

 

Tekst z nr 76/11-12 2018.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Bardzo czekam na polski paszport

SOPHIA MOKHAR pochodzi z Białorusi, od 7 lat mieszka w Polsce. Jest transpłciową kobietą. W zeszłym roku wzięła udział w 10. edycji programu „Top Model”. Rozmowa Michała Pawłowskiego

 

Foto: Marlena Matuszak

 

Wzięłaś udział w zeszłorocznej, 10. edycji programu „Top Model Polska” – jako wyoutowana transpłciowa kobieta. Dowiedzieliśmy się tego zaraz z początkowego materiału o tobie. Z jakimi reakcjami spotkałaś się po tym publicznym coming oucie?

Prowadziłam przed programem profil na TikToku, który był poświęcony tematyce transpłciowości, więc wiele osób już mnie znało z tej strony. Nie spotkałam się z dużą liczbą złych reakcji. Oczywiście, na profilu „Top Model” na Instagramie ludzie pisali różne niemiłe rzeczy o mnie czy Julii (Sobczyńskiej, biseksualnej uczestniczce programu, z którą wywiad opublikowaliśmy w poprzednim numerze – przyp. red.), to były najgorsze chwile, dużo komentarzy pełnych hejtu, ale wspierałyśmy się nawzajem. Jednak większość ludzi pozytywnie odbierała mój udział w „TM” – czułam wsparcie od moich fanów, kibicowali mi, wiele osób podchodziło do mnie na ulicy i mówiło miłe słowa.

Jednym z ważnych momentów w programie była sesja nago – miałaś wątpliwości, ale ostatecznie wzięłaś w niej udział. Jakie emocje ci towarzyszyły, co ostatecznie cię przekonało?

Ciężko było przełamać się do tej sesji – myślę, że to niełatwe niemal dla każdego, a dla osoby transpłciowej szczególnie. Nie byłam jeszcze gotowa. Jednak nie lubię się poddawać i to jest ważna część mojego charakteru. Powiedziałam sobie, że jak tego nie zrobię, to przegram w jakimś sensie też dla samej siebie. Dlatego się odważyłam – chciałam udowodnić sobie, że mogę pokonywać kolejne granice moich lęków. Wcześniej, gdy rozpoczynała się moja przygoda z modelingiem, nie zastanawiałam się nad tym mocno, bo w gruncie rzeczy mało jest w pełni nagich sesji w branży, szczególnie w modelingu komercyjnym.

Dlaczego zdecydowałaś się opuścić program sama w trakcie jego trwania?

Wpłynęło na to kilka czynników. Postanowiłam odejść po eliminacji Łukasza i Oli, gdy decyzja jurorów była dla mnie niezrozumiała. Nie wiedziałam, dlaczego dostałam szansę na pozostanie, a byłam wtedy zagrożona odejściem któryś już raz. Nie dostawałam żadnego pozytywnego feedbacku, więc też byłam zdemotywowana. Czułam się źle psychicznie, nie chciało mi się starać i nie widziałam sensu, by być dalej w programie. Nie żałuję.

Czy w świecie modelingu spotkałaś się z dyskryminacją, transfobią? Na ile branża jest otwarta na osoby niecispłciowe?

Wprost – nigdy nie spotkałam się z dyskryminacją. Ale wiesz, w obecnym świecie nikt raczej wprost nie powie, że nie chce z tobą współpracować, bo jesteś transpłciowa czy coś w tym rodzaju. Ale czuję, że były takie momenty, że ludzie nie chcieli ze mną pracować ze względu na moją transpłciowość. Zdaję sobie też sprawę, że nie tylko w modelingu, ale i w każdej sferze działalności będą ludzie, którzy nie będą chcieli ze mną działać, bo w ich głowie są stereotypy. Taka jest prawda, to nieuniknione. Świat mody opiera się często na tym, że liczą się konkretne rozmiary danej osoby lub poszukiwany typ urody. To się oczywiście zaczyna zmieniać, ale nadal przeszkodą dla osób transpłciowych w modelingu mogą być widoczne zmiany na ciele po tranzycji lub np. układ figury. Dlatego ważna jest widoczność osób niecispłciowych w różnych branżach – byśmy ten świat zmieniali na lepsze, na bardziej otwarty i zróżnicowany.

Od 7 lat mieszkasz w Warszawie, tu również rozpoczęłaś swoją tranzycję – dlaczego wybrałaś Polskę i właśnie tutaj się na nią zdecydowałaś? Polska nie jest, niestety, krajem, który wspiera osoby transpłciowe i społeczność LGBT+.

Zacznijmy od tego, że w Polsce nie jest gorzej niż w Białorusi. Z Mińska przeprowadziłam się do Warszawy na studia, a dodatkowym powodem, dlaczego wybrałam Polskę, było pochodzenie mojego dziadka Polaka. Tranzycję zaczęłam później. I zgadza się – proces nie jest łatwy, ale jest szybszy i lepszy niż w moim rodzinnym kraju. Dokończenie procesu prawnego w Polsce jest właśnie przede mną – czekam na swój polski paszport, na otrzymanie polskiego obywatelstwa, by następnie zmienić dane. Prawnik zapewnia mnie, że po otrzymaniu obywatelstwa zmiana dokumentów nie będzie dużym problemem. Dlatego bardzo chciałabym otrzymać polski paszport i czekam na ten moment.

Wiesz, jak proces tranzycji wygląda na Białorusi? Czytałem, że prawnie jest to możliwe, a w praktyce?

Z tego co wiem, aby dostać pozwolenie na terapię hormonalną, musisz chodzić 2 lata do psychiatry i 2 tygodnie spędzić w szpitalu psychiatrycznym na obserwacji. Następnie zbiera się komisja i decydują, czy możesz rozpocząć terapię hormonalną. Nie wiem niestety, jak wygląda dokładnie proces prawny, bo wyprowadziłam się z Białorusi, gdy miałam 17 lat, i potem interesowałam się już bardziej tym, jak wygląda to w Polsce. Korekta płci i zmiana dokumentów są możliwe na Białorusi. Jednak musimy pamiętać, że to jest kraj bardzo homo- i transfobiczny, więc cały proces jest jeszcze dłuższy i cięższy niż ten w Polsce, który, jak wiemy, do łatwych nie należy.

A życie społeczności LGBT+? Jak wygląda? Na Białorusi organizacje działające na rzecz LGBT+ są niezarejestrowane, nie mogą działać legalnie. Czy są miejsca, w których społeczność się gromadzi, bawi, może uzyskać pomoc? Na przykład w Mińsku lub innych miastach?

Nie jest to dobre życie. Nie jest bezpiecznie być osobą LGBT+, wyoutowanych osób LGBT+ jest garstka. Słyszałam często, że organizowane są łapanki, gdy np. umawiasz się na randki przez aplikacje. Okazuje się, że na miejscu nie ma osoby, z którą się umówiłeś_aś, za to możesz zostać pobity przez grupę osób działającą przeciw społeczności LGBT+ lub mogą cię wywieźć w jakieś niebezpieczne miejsce poza twoje miasto i dręczyć. Gdy mieszkałam na Białorusi, nie znałam żadnego centrum pomocowego – były tylko strony internetowe, z których można było czerpać wiedzę. Imprezy LGBT+, jeśli są organizowane, to po kryjomu i często musisz dostać o ich informacje prywatnie, by się dowiedzieć, że się odbywają. Pamiętam, że był jeden klub powszechnie znany, ale zamknął się – milicja robiła tam naloty i często aresztowała ludzi, tak po prostu, za to, że była to impreza tęczowa. Oczywiście formalne powody zawsze były inne. Więc oprócz powszechnej homo- i transfobii aparat państwa białoruskiego wymierza działania przeciw społeczności i bardzo często jest to przemoc fizyczna. Wiem, że w Polsce jest też jest ciężko, ale jednak zdecydowanie lepiej.

Porozmawiajmy o tobie. Kiedy odkryłaś, że jesteś osobą transpłciową?

Myślę, że moja historia jest dosyć typowa, rozumiałam to, że jestem dziewczynką, już jako dziecko. Może nie w pełni świadomie jeszcze, ale pamiętam, jak byłam zła, że muszę bawić się z chłopcami – nie rozumiałam ich, nie czułam przynależności do grupy i bardzo chciałam mieć długie włosy jak koleżanki. W okresie dojrzewania zaczęłam rozumieć coraz więcej i czułam się strasznie źle psychicznie. Gdy miałam 11 lat, powiedziałam rodzicom, że czuję się dziewczyną – totalnie tego nie zrozumieli. Byli strasznie źli. Już wtedy wiedziałam, że muszę wyjechać z tego kraju. Gdy miałam 14 lat, bardzo chciałam przyjmować hormony. Na forach internetowych można kupić tabletki antykoncepcyjne nielegalnie (na czarnym rynku sprzedaje się kobietom transpłciowym tabletki antykoncepcyjne zawierające kobiece hormony, co ma zastąpić właściwą terapię hormonalną – przyp. red.) – zastanawiałam się, czy to zrobić. Jednak czytałam, że to jest bardzo niebezpieczne, i na szczęście nie zdecydowałam się, to duże zagrożenie dla zdrowia i życia. Nie można robić takich rzeczy bez kontroli lekarza. Musimy o tym mówić młodym osobom transpłciowym: samodzielne kroki i nielegalne hormony to najgorsza opcja.

Jak zareagowali twoi bliscy, gdy im powiedziałaś?

Rodzice, tak jak mówiłam, bardzo źle. Mieszkali jeszcze razem… Były krzyki i groźby. Potem, gdy rozwiedli się, powiedziałam mamie ponownie przed tym, jak już planowałam rozpocząć terapię hormonalną i byłam już w Polsce. Postawiłam ją przed faktem dokonanym, musiała to zaakceptować. To pewnego rodzaju wybór: chcesz mieć dziecko i kontakt z nim czy nie? Przyjęła to lepiej niż za pierwszym razem, teraz mamy dobry kontakt, rozmawiamy codziennie. Z ojcem natomiast nie mam kontaktu od 10 lat, nie wiem nawet, czy wie o tym, że jestem po tranzycji. Od rozwodu nie interesował się nami. Zresztą nawet w dzieciństwie nie miałam z nim dobrych relacji, więc nie jest dla mnie ważne, co on myśli. A z przyjaciółmi i znajomymi nie było problemu, prawie każdy moją transpłciowość zaakceptował.

Czy mogę zapytać, na jakim etapie tranzycji jesteś? Czy może już po?

Tranzycja dla mnie nie jest jeszcze w pełni zakończona, ale nie chcę zapeszać i zbyt wiele mówić.

Zapytałem, bo w „TM” wspominałaś, że zbierasz jeszcze na jedną operację.

Tak. Ale będę o tym mówiła więcej, jak już będzie po fakcie i wszystko się uda.

Sophia, jakie są twoje plany i marzenia? Pracujesz w korporacji, a dodatkowo jako modelka. Chciałabyś, by modeling stał się twoim pełnoetatowym zajęciem?

Nie mam jeszcze odpowiedzi na to pytanie, bo praca w modelingu jest trudna i przede wszystkim mało stabilna, trzeba polegać na liczbie zleceń. Bardziej jednak stawiam na rozwój osobisty, a modeling to dodatkowa droga, która daje mi wiele fajnych doświadczeń i dużo radości. Będę dbała dalej o to, by rozwijać się w biznesie, a jednocześnie realizować pasję modelingową i działać prężnie w social mediach – czas pokaże, co dalej.

Słyszałem, że masz chłopaka. Zostajesz w Polsce na stałe?

Na pewno bardzo czekam na polski paszport. A czy zupełnie na stałe – nie wiem. Nie ukrywam, że chciałabym zwiedzić trochę świata, może też pomieszkać w innych miejscach. Mam 24 lata i wiele przede mną.

Czy doświadczyłaś dyskryminacji w Polsce z powodu tego, że jesteś Białorusinką?

Podobnie jak z transfobią, wprost – nie. Ludzie wiedzą, że nawet jak są uprzedzeni, to nie powinni tego pokazywać. Musimy pamiętać, że dyskryminacja nie zawsze jest wypowiadana wprost. Często jest to pominięcie ciebie, brak rozmowy albo dwuznacznie komunikaty, które się wyczuwa.

Jak twoim zadaniem należy wspierać osoby transpłciowe w Polsce czy w Białorusi? Co każdy z nasz może robić?

Chciałabym, aby ktoś mi powiedział, gdy przechodziłam ten trudny okres poznawania siebie, dowiadywania się, kim jestem – że to jest najgorszy okres i potem już będzie tylko lepiej. Jeśli zrozumiałeś_aś, że nie jesteś w swoim ciele, to z każdym krokiem, który przybliży cię do bycia w pełni sobą, będzie ci lepiej. A ja myślałam, że to się nigdy nie skończy i zawsze będę czuła się źle. Tymczasem okazało się, że gdy już byłam w trakcie procesu, każdy krok mnie uszczęśliwiał. Gdyby ktoś mi to powiedział na samym początku, byłoby mi dużo lżej. A młodzi ludzie muszą pamiętać, że mamy XXI w., można osiągnąć bardzo wiele w kwestii wyglądu, ale trzeba to robić rozważnie i bezpiecznie.

Co masz na myśli?

Młode osoby transpłciowe często kuszą niebezpieczne sposoby działania – np. czarny rynek hormonów, o którym wspominałam, lub zarabianie własnym ciałem, aby szybciej zarobić na tranzycję. To strasznie smutne, że w trudnej sytuacji czeka na nas jeszcze tyle niebezpieczeństw. Znam kilka osób transpłciowych, które mają okropne doświadczenia za sobą. Dlatego warto czerpać wiedzę od sprawdzonych organizacji i nie bać się prosić o pomoc osób z doświadczeniem w temacie. Jeszcze jedna ważna rzecz: trzeba dbać o swoją wartość – np. nie wiązać się z kimś lub randkować z kimś, kto nas w pełni nie akceptuje. Każdy z nas zasługuje na miłość z pełną akceptacją, warto cierpliwie szukać dobrego_j partnera_ki.

Ty takiego znalazłaś, tak?

Było ciężko znaleźć, ale tak. Rejestrując się na aplikacji randkowej, chciałam tylko sprawdzić, ilu facetów będzie chciało się ze mną umówić na randkę, byłam wtedy po rozstaniu. I tak znalazłam swojego człowieka, poszliśmy na randkę, później jakoś się to rozkręciło i jesteśmy razem 2 lata.

Jesteś teraz szczęśliwa?

To ciężkie pytanie w obecnych czasach. Ale na pewno, będąc w związku, jestem bardziej spokojna i mam więcej równowagi w życiu.

Jak patrzysz na obecną sytuację – agresji Rosji z pomocą Białorusi na Ukrainę?

Nie jest mi łatwo i pewnie wielu Białorusinom też nie. Trzeba zaznaczyć, że większość z nas, Białorusinów, nie wybrała Aleksandra Łukaszenki na prezydenta. On nie jest prezydentem tego kraju. Sam zdecydował, że będzie nim rządzić – bez poparcia narodu. To straszny człowiek, który podejmuje okropne decyzje. To, co robią Łukaszenko i Putin, jest przerażające i nieludzkie. Jestem Białorusinką – ale nie utożsamiam się z tymi rządami. Staram się angażować w pomoc dla Ukrainy, jak tylko mogę i potrafię.  

 

Tekst z nr 96/3-4 2022.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.