Dziewczynka tatusia

Z SYLVIĄ BAUDELAIRE, transpłciową raperką i sexworkerką, rozmawia Jakub Wojtaszczyk

 

Foto: Emilia Oksentowicz/.kolektyw

 

Kim chciałaś zostać, jak dorośniesz?

Piosenkarką! Nie pamiętam, kiedy dokładnie pojawiło się to marzenie, ale odkąd pamiętam, wiedziałam, że w przyszłości będę robić muzykę. Jest to świetne narzędzie, dzięki któremu mogę wyrazić siebie na wiele sposobów – przez teksty, brzmienie, a także wizualnie: przez strój i oprawę graficzną. Na początku fascynowały mnie całujące się dziewczyny z zespołu t.A.T.u. Nawet przebierałam się za jedną z wokalistek, Lenę, i tańczyłam przed rodzicami. Następnie zakochałam się w pop-punkowej muzyce Avril Lavigne. Wokalistka do dziś jest moją największą inspiracją, a plakaty z nią zdobią ściany mojego pokoju.

Kiedy pomyślałaś o pracy seksualnej?

Zanim zrozumiałam, że chcę pracować jako pracownica seksualna, obejrzałam film „Galerianki” Katarzyny Rosłaniec. W nim bohaterki poznawały mężczyzn, którzy za seks kupowali im upominki. Zaczęłam zastanawiać się, dlaczego ludzie widzą problem w tego typu pracy. Przecież pracownice seksualne nikogo nie krzywdzą. Jeśli jest to ich świadomy wybór i nie stoi za tym handel ludźmi oraz są pełnoletnie, wykonując ten zawód, nikomu nic do tego! Chociaż przez wiele lat moje myśli krążyły wokół pracy seksualnej, zmusiła mnie do niej sytuacja finansowa. Miałam 22 lata.

Jak zaczęłaś?

Było to jeszcze w Białymstoku, skąd pochodzę. Nie miałam kasy na zapłacenie raty, a zbliżał się koniec miesiąca. Już wcześniej wiedziałam o istnieniu portali erotycznych, na których mogłabym się ogłaszać. Weszłam na jeden i umówiłam się z totalnym randomem, starszym ode mnie o jakieś 20 lat. Po cichaczu podjechał po mnie na dworzec i wywiózł do lasu. Tam zrobiłam z nim, co miałam zrobić. Zarobiłam bardzo małe pieniądze, bo wtedy też nie byłam stanowczą osobą. Nie ogarniałam też, jak powinnam zachowywać się przy kliencie. Na początku większość osób pracujących seksualnie idzie na żywioł. Uczysz się na własnych błędach i od innych osób pracujących seksualnie.

Czego dowiedziałaś się od społeczności?

Najpierw przeglądałam facebookową grupę dla osób pracujących seksualnie. Później poznawałam osoby ze społeczności, która okazała się bardzo wspierająca. To takie prawdziwe sisterhood, siostrzeństwo. To od dziewczyn dowiedziałam się np., by zawsze brać od klienta pieniądze z góry. Czasami, jak zaczynasz, głupio jest ci już na początku poprosić o zapłatę. Zwłaszcza jeśli jesteś w jego lokum.

Jakie błędy nowicjuszki popełniałaś?

Na szczęście nigdy nie natrafiłam na problemy z zapłatą. Miałam jednak taką sytuację, kiedy typ przez telefon wydawał mi się w normalnym stanie, a gdy przyszedł, był pijany. Zaczął dziwnie się zachowywać, był dynamiczny, przekraczał moje granice. Z tego wszystkiego nie wzięłam pieniędzy z góry. Gdy kończył nam się czas, facet nalegał na dłuższą zabawę. Wkurwiłam się. Powiedziałam, że ma mi zapłacić, po czym wyrzuciłam go z mieszkania. Innym razem podczas analu klient zdjął gumkę, czego nie zauważyłam. Straumatyzowało mnie to wydarzenie, dlatego nie mam już seksu analnego w swojej ofercie. Jednak nie chcę rozgadywać się na te tematy. To fetyszyzowanie naszych traum. Nikt nie pyta o takie sytuacje osób, które pracują inaczej.

Czy w czasie dojrzewania, gdy oglądałaś „Galerianki” i zastanawiałaś się, jak to jest pracować seksualnie, kwestionowałaś już płeć przypisaną ci przy urodzeniu?

Od zawsze w głowie miałam obraz kobiety, kiedy myślałam o sobie w różnych sytuacjach. Wydaje mi się, że tłumiłam te emocje. Pamiętam, że jako nastoletnia osoba nosiłam dłuższe włosy. Byłam za to jechana przez randomowych gejów na różnych portalach LGBT+. Chciano, abym wyglądała najbardziej męsko jak się da. Wkurwiało mnie to, ale jednocześnie negatywnie nastawiało do osób trans i drag. Uważałam, że psują wizerunek niehetero społeczności. Teraz bardzo się tego wstydzę. Na szczęście doedukowałam się, gdy skończyłam liceum. Zaczęłam też kwestionować, czy jestem osobą cis. Może jestem niebinarna? A może trans? Pewnego dnia mama zapytała mnie: „Czujesz się kobietą?”. Z przerażeniem odpowiedziałam: „Nie!”. Zmiana myślenia przyszła wraz z Marszem Równości w Białymstoku w 2019 r. Nienawiść ludzi do społeczności LGBT+ wstrząsnęła mną na tyle, że postanowiłam przestać się ukrywać. Zrozumiałam, że nie mogę dłużej marnować życia, udając kogoś, kim nie jestem. Zrobiłam coming out przed moją mamą. Początkowo nie wzięła tego na poważnie, ale wreszcie mnie zaakceptowała. Z ojcem nie mam tak dobrego kontaktu, więc na razie dałam spokój. Zresztą mówienie wszystkim dookoła nie jest mi do niczego potrzebne.

Czy po coming oucie praca seksualna zaczęła wyglądać inaczej?

Przed coming outem miałam tylko dwa spotkania. Moja tranzycja społeczna dobiegła końca. W planach mam terapię hormonalną. Odkładam na nią pieniądze i czekam na spokojniejszy czas, aby się nią zająć. Nie mogę narzekać na brak zainteresowania klientów, bo praca seksualna to moje główne źródło dochodu, które pozwala mi żyć na dobrym poziomie. Mam jednak mniej ofert niż cis kobiety. One dostają poważne propozycje, nie tylko spotkań sponsorowanych, ale też np. wyjazdów na wakacje. Do mnie wpadają do lokum na zabawę, mam też sporo klientów na sekstelefonie. Jako osoby trans jesteśmy traktowane przez cis mężczyzn jako fetysz, coś egzotycznego, trochę jak nieludzie. Jesteśmy nowym doświadczeniem albo fantazją, o której wstydzą się powiedzieć żonie.

Jak się z tym masz?

Mam na to wyjebane. Klient przyjdzie na 20 minut i zaraz znika z mojego życia. Liczy się dla mnie zarobienie hajsu. Często faceciki chcą pierwszy raz dotknąć penisa innego niż swój. Najczęściej są niedoedukowani. Pytają: „A ty jesteś transpłciowa czy shemale?”. Jak trans, to myślą, że jestem transwestytą. Jak shemale, to „prawdziwą” kobietą z penisem. Dlatego tak musimy się reklamować, bo inaczej trudniej byłoby znaleźć klienta. Najczęściej przychodzą do mnie dresiarze, skinheadzi, napakowani kibole z tribalami na ramionach, którzy już przy wejściu muszą powiedzieć, że głosowali na Konfederację. Nie interesuje mnie to. Chcę tylko waszego hajsu.

Twój brand to „córeczka tatusia”, prawda?

Tak, przedstawiam estetykę lalek Barbie, Bratz, dużo we mnie stylu wspomnianej Avril Lavigne. Noszę pastelowe topy, plisowane spódniczki i koronkowe skarpetki. Jestem słodka, egzaltowana. Wchodzę w tę rolę, kiedy zaczynam pracować. Chociaż nie każdy z klientów chce bawić się w tatusia i córeczkę. Niektórzy przychodzą tylko po to, by im obciągnąć i tyle.

Czy to, jak patrzą na ciebie klienci, ma odzwierciedlenie w tym, jak nasze społeczeństwo postrzega osoby trans?

Z jednej strony społeczeństwo nas nienawidzi i jedzie po nas od góry do dołu. Z drugiej ma konkretne oczekiwania co do naszego wyglądu. Musimy nosić się „superkobieco” – kuse sukienki, mocny makijaż, najlepiej blond włosy. Na początku myślałam, że jaka jestem w pracy, taka muszę być w życiu prywatnym. Chciałam wszystkim udowodnić, że jestem kobietą. Bałam się, że ktoś pomyśli inaczej. Wszystko zmieniło się, kiedy rok temu przeniosłam się do Warszawy. Poznałam tutaj wiele osób trans i zrozumiałam, że nie ma reguł. Zaczęłam eksplorować swoją kobiecość.

W jaki sposób?

Zamiast ubierać się i zachowywać w sposób, jaki najbardziej podobałby się klientom i społeczeństwu, zaczynam nosić bardziej komfortowe ciuchy, jak bluzy i spodnie. Jeżeli nie chcę, nie jestem milutka, nie jestem lolitką. Wszystko zależy od mojego samopoczucia. W taki sposób stałam się sobą.

Za co lubisz swoją pracę?

Wychodzę z założenia, że nie trzeba lubić swojej pracy, by ją wykonywać. Praca seksualna może być po prostu dla mnie najlepszą opcją. Tak samo jak dla niektórych osób praca w McDonald’s. Sama lubię moją pracę, bo po prostu lubię seks. Uwielbiam wstać rano, włączyć muzyczkę i się odpierdolić. Później czekam na klienta jak burdelmama. Kocham czuć tę fantazję. Tym bardziej teraz, gdy mam własne, komfortowe lokum. Praca seksualna pozwala mi się utrzymać, choć muzyka pozostaje moim planem A.

Jesteś też raperką. Spełniasz swoje marzenia z dzieciństwa?

Tak! (śmiech) Piszę teksty i rapuję o własnych przeżyciach, o tym, co mnie triggeruje, wnerwia. O tym, że ludzie niesłusznie widzą w nas ofiary gwałtów. O tym, że osoby pracujące seksualnie są atakowane przez SWERF-y (ang. sex worker excluding radical feminists – przyp. red.), czyli pseudofeministki, które wykluczają pracę seksualną z feminizmu. A kobiety trans dodatkowo przez TERF-y, czyli pseudofeministki wykluczające kobiety transpłciowe. To nie jest feminizm! W mojej muzyce rozprawiam się z krytykami i krytyczkami sexworkingu. Mówię wprost o whorefobii, czyli nienawiści do pracownic seksualnych, o transfeminizmie, ale też o miłości.

Właśnie ukazuje się twoja nowa płyta zatytułowana „Dziewczynka tatusia”.

To dosłownie moja nazwa z jednego z portali erotycznych. Nie dość, że jest to mój brand, to także kink, który mnie najbardziej kręci. Dzięki tej płycie każdy będzie mógł mnie lepiej poznać. Dowiedzieć się, że niczego się nie boję. Przecież jestem trans kobietą. Na płycie właściwie głównie mówię o miłości. Czerpałam inspiracje z oldschoolowego rapu, indie, lo-fi i trapu. Chciałam stworzyć opowieść, pewien klimat. Ten album to romantyczny thriller.

Sylvia Baudelaire zaczęła pisać swoje kawałki w 2014 r. Jej debiutancki singiel „Amazing” miał premierę 17 września 2020 r. i został zauważony przez edytorów Apple Music oraz dodany do oficjalnej playlisty „GLITCH”. Na swoim koncie ma album kompilacyjny „Collection”, polityczny singiel „Patriarchat”. 17 czerwca ukazuje się jej album „Dziewczynka tatusia”. Już teraz można streamować single go promujące – „Ostatni raz”, „Cały świat” oraz „Suka jak ja”. W kwietniu 2021 r. Sylvia pojawiła się na albumie charytatywnym „Poland Has a Task” (wspierającym Strajk Kobiet, Aborcyjny Dream Team oraz Stop Bzdurom). Pojawiła się także w „K MAG”, „Vogue” oraz na cyfrowej okładce Poptown, a także zagrała cztery pierwsze koncerty – w Warszawie, Poznaniu oraz Lublinie. W tym roku ukaże się też film „Wabik”, w którym zagrała jedną z głównych ról.

Tekst z nr 97 / 5-6 2022.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.