Karolina Brzuszczyńska i Agnieszka Skrzeczkowska – para z „Top Model”

KAROLINĄ BRZUSZCZYŃSKĄAGNIESZKĄ SKRZECZKOWSKĄ, parą instagramerek i youtuberek, o tym, jak się poznały, jak później przebiegły oświadczyny oraz ile dzieci planują, a także o coming outach, o udziale Agnieszki w „Top Model” i o tym, jak reagują na podryw heteryków, rozmawia Tomasz Piotrowski

Obserwuję dziewczyny w mediach społecznościowych od ponad pół roku. Zdaję sobie sprawę, że wywiad z nimi może być jak wybuch wulkanu. Zaczynamy. Towarzyszy nam Dzidzia – kot rasy Sfinks.

Siemanko!

Karolina: Siemanko!

Polubiłem to przywitanie z waszych relacji na Intagramie. Słyszy je codziennie ponad 100 tysięcy waszych fanek i fanów, a teraz, po waszym udziale w „Top Model”, pewnie będzie ich dużo więcej. Przyszłyście na casting razem, dzięki czemu temat związków jednopłciowych ponownie dotarł do szerokiej opinii publicznej. Co prawda, tobie, Karolino, nie udało się przejść dalej, ale Agnieszka jest już w fi nałowej 15! Z napięciem oglądałem wszystkie odcinki i mocno trzymam kciuki.

Agnieszka: Dzięki! Program trwa, więc niemogę niestety niczego zdradzać, ale oglądajcie koniecznie kolejne odcinki!
Będziemy na pewno! Jaki był początek waszego związku?

K: Wszystko zaczęło się na Instagramie. W lipcu 2017 r. zaczęłyśmy wzajemnie komentować swoje relacje.
A: Za którymś razem Karolina do mnie napisała. Myślałam, że to fejkowy profil i bałam się odpisywać, ale ostatecznie te amerykańsko wyglądające fotki okazały się prawdziwe. (śmiech) Od słowa do słowa – umówiłyśmy się na piwo na bulwarach nad Wisłą.

[restrict]
Podryw na komentowanie relacji?

K: Ja do końca nie wiem nawet, o co mi chodziło, tym bardziej, że wcześniej nie byłam w związku z żadną kobietą. A co więcej, wtedy miałam jeszcze faceta! Ta relacja układała się tak sobie, pisałam do Agnieszki tylko po koleżeńsku, ale… miałam świadomość – sądząc po jej Instagramie – że jest lesbijką.
A: Ty byłaś w związku, a ja doszłam wtedy do wniosku, że odcinam się od wszystkich kobiet w moim życiu.
K: Zranione serce.
A: Coś w tym stylu. Więc gdy do mnie napisałaś, jedyna moja myśl była taka, że będę miała koleżankę do chodzenia wspólnie na siłownię. Bo było widać, że jesteś trenerką personalną i masz mega wysportowane ciało.

Jak ta pierwsza randka-nierandka wypadła?
K: Pierwsze 15 minut były mega sztywne.
A: Zawsze to powtarzasz ludziom, ale jak emocje opadły, zaczęłyśmy normalnie rozmawiać i było spoko.
K: Okazało się, że mamy dużo wspólnych tematów i ze spotkania na piwo zrobiło się spotkanie na 5 piw i poznanie od razu znajomych Agi.
A: Ale ty po godzinie powiedziałaś, że musisz wychodzić i koniec, pamiętasz?
K: Bo rano wyjeżdżałam! To i tak była trzecia w nocy, a miałyśmy tylko na chwilę się spotkać.

Druga randka, co wiem z waszego kanału na YouTubie (@Power Girls), skończyła się dużo gorzej, bo Karolina wyszła bez słowa, prawda?
K: Nie miałam żadnych oczekiwań co do Agi, ale jednak jak się spotkałyśmy… To spotkanie było dla mnie za mocne i stwierdziłam, że muszę urwać tę relację, bo idzie to w dziwną stronę.

Dziwną stronę?
K: To było tuż przed moim wyjazdem z facetem na 3-tygodniowe wakacje. Aga mieszkała wtedy tuż obok mojej pracy. Wpadłam do niej na chwilę, miałam niecałe pół godziny. I wtedy… pocałowałam ją w usta i uciekłam.
A: Położyłam się na łóżku i myślę: „Oh my God! No fajnie było, ale już się nigdy więcej do mnie nie odezwie”. Tak to wyglądało, po prostu uciekła. Ale dobra, napisałam do niej dwuznaczną wiadomość. Odpisała mi na szczęście po 5 minutach, więc zapaliła mi się zielona lampka, że może jednak nie wszystko stracone.

A ty, Karolino…
K: A ja na tych wakacjach. To miał być wyjazd naprawczy. W naszym związku psuło się już od roku. Aga na tym spotkaniu, jeszczezanim ją pocałowałam, pocieszała mnie: „Zobaczysz, wszystko się poukłada między wami, będzie super, spotkamy się po twoim powrocie na treningu”.
A: Ja już zabrnęłam wtedy myślami o nas nieco dalej, a tu nagle Karolina mówi mi o jakimś chłopaku. No to mówię – trudno! Skoro jadą na wakacje, to każdy związek wtedy iskrzy i jest chemia. Musiałam pogodzić się z tym, że jednak będziesz zwykłą koleżanką.
K: Ale prawda była taka, że na tym wyjeździe nie mogłam przestać myśleć o Adze i w sumie już chyba klamka dla mnie zapadła. Non stop do siebie pisałyśmy, Aga pisała, że czuje się samotna, zaczęła pisać romantyczne rzeczy. A: Karolina wróciła, spotykamy się. Pytam jak było, a ona: „Rozstałam się z chłopakiem!” To ja mówię: „Łooo, no to teraz chyba… coś się zaczyna!”.

I pewnie zostałaś wtedy już na noc…? (śmiech)
K: (śmiech) To była nasza pierwsza wspólna noc.
A: Już sobie ją przypieczętowałam wtedy (Agnieszka zerka ukradkiem na Karolinę).

Minęło półtora roku i Agnieszka oświadcza się Karolinie.
A: Szok dla wszystkich znajomych, bo to totalnie nie w moim stylu i sama jestem zaskoczona, że to zrobiłam. Ale jeśli wiesz, że to jest ta, to trzeba brać, póki nie ucieknie. (śmiech)

Pierścionek to była niespodzianka?
A: Nie wiedziałam, jaki rozmiar pierścionka ma Karolina. Obudziłam się 5 dni przed naszym wyjazdem do Toskanii i pomyślałam: „Chcę się oświadczyć. To jest ten wyjazd, muszę to zrobić”. Wzięłam metrówkę i sznureczek, położyłam się i jak ona zasnęła, to przez pół nocy próbowałam tym sznureczkiem opleść jej palec, a następnie przykładałam do metrówki, by sprawdzić, ile to milimetrów. Nazajutrz upewniam się u koleżanki Karoliny z pracy, a ona łapie się za głowę: „Jaka 16-tka! Przecież to nawet na kciuku będzie miała luźno! No i nic, trzeba było wymyślić coś innego”. Jestem grafi czką komputerową, spreparowałam rozmowę z mamą na Messengerze, że niby ona chce kupić Karolinie na urodziny pierścionek z bransoletką i pyta: „A jaki ta twoja Karolina ma rozmiar?”.
K: W ten sposób spryciara załatwiła, że sobie sama zmierzyłam ten palec i jej powiedziałam. Nawet przez myśl mi nie przeszło, co kombinowała. A potem jeszcze zagadnęła mnie koleżanka: „Mój kumpel chce się oświadczyć dziewczynie – jaki pierścionek byś wybrała?”. Oczywiście też podesłana przez Agę.

Jak wyglądały same zaręczyny? Restauracja, róże na stole, mariachi dookoła?
K: Toskania. Siedzimy na balkonie ze znajomymi, pijemy winko, słońce zachodzi, więc bardzo romantic. Aga nagle wyszła, więc poszłam za nią zapytać, co się stało. Byłam jakoś ogólnie strasznie podjarana i mówię, że jestem najszczęśliwsza na świecie. A Agnieszka pretensjonalnym głosem: „Serio jesteś szczęśliwa?”.
A: Od 3 dni nosiłam pierścionek przy sobie i czekałam na odpowiedni moment i poczułam, że to teraz. Więc pytam dalej: „Ale jak to?! Serio jesteś sczęśliwa?!”. Ona mówi, że tak. Na to ja: „No dobrze, to skoro jesteś ze mną szczęśliwa…”. Uklęknęłam przed nią i pach! Stało się. Filmik z naszych zaręczyn też można zobaczyć już na naszym kanale na YouTubie!

W tym roku miał być ślub. Nawet ślubne fotki już macie, bo wzięłyście udział w projekcie fotografki Pamelli Porwen „Homosexual Weddings” razem z kilkoma innymi znanymi parami jednopłciowymi (m.in. Jakubem i Dawidem oraz wiceprezydentem Warszawy, Pawłem Rabiejem, z partnerem Michałem Cessanisem).
K: Miał być, ale trochę rzeczy stanęło nam na drodze. Ja miałam walkę FFF MMA (Free Fight Federation Mixed Martial Arts – organizowana w Polsce liga walk w klatce dla ludzi znanych z prasy i mediów społecznościowych – przyp. red.), zrezygnowałam z pracy, przeszłam na własną działalność, starałyśmy się o kredyt… A poza tym Agnieszka powiedziała, że też czeka na pierścionek. (śmiech)
A: Bo ty już zaczęłaś myśleć, że ślub, zaraz dzieci… A ja mówię: „No chyba i jedno i drugie to dopiero po pierścionku?! Czy ty się w Polsce wychowałaś?!”.
K: Dobrze, dobrze. Więc ja niedawno też się Adze oświadczyłam. Ślub pewnie w przyszłym roku. W Londynie albo Barcelonie. A projekt Pameli rzeczywiście był świetny – właściwie prosty pomysł, a chyba w Polsce jeszcze czegoś takiego nie było. Od razu się zgodziłyśmy!

Najpierw ślub, a potem dzieci?
A: Ona planuje trójkę plus czwarte z adopcji. Więc ja nie wiem, chyba najpierw musimy się wynieść z Polski.
K: W Polsce – nie wiem, kiedy doczekamy się takiej możliwości. Ale chcemy mieć dzieci.

Myślałyście, która z was będzie rodzić?
K: Oczywiście. Obie!
A: Teraz tak mówisz. A ostatnio co było? Ja bym chciała trójkę, ale wiesz.. może byś ty urodziła? Ta, na pewno, i może jeszcze 3 lata z rzędu.
K: (śmiech) Mnie poród trochę przeraża jeszcze.


Karolina, gdy 1 października 2018 r. na YouTubie pojawiła się Agnieszka, mówiła o tobie „koleżanka”. Byłyście wtedy od roku w związku. Nie bolało cię to?

K: Strasznie bolało. Bardzo chciałyśmy wtedy już pokazać się światu, bo mamy super energię razem.
A: Problem był w tym, że ja pracuję w korporacji i tam jeszcze nie zrobiłam wtedy coming outu. Niby wszyscy wiedzieli, bo tego jednak nie da się nie zauważyć, ale oficjalnie jeszcze nie powiedziałam. Siedziba firmy jest w Warszawie, ale salony są właściwie w całej Polsce, pracuje tu łącznie z 500 osób. Ale okazało się, że nie było się czego bać! Gdy była walka Karoliny na FFF MMA, to składali nam gratulacje, życzyli powodzenia i cała firma jej kibicowała!


Jak ujawniłaś się w pracy?

A: Wystarczyło, że powiedziałam trzem osobom w firmie i udostępniłam parę filmików na YouTubie, gdzie mówimy, że jesteśmy razem i już się rozniosło! (śmiech) Potem, gdy ktokolwiek mnie pytał, co robię w weekend, już się nie kryłam i mówiłam, że np. jadę gdzieś z Karoliną. Jak mówisz coś wprost, to przestaje być tematem plotek, staje się normą.
K: Im dłużej to ukrywałyśmy, tym więcej osób się domyślało i dookoła robiła się otoczka… A kiedy powiedziałyśmy, to nie było problemu. Życie osób w homoseksualnym związku staje się chyba dużo prostsze, gdy ludzie przestają ci gadać za plecami, a przestają wtedy, kiedy powiesz im wprost.

Karolina, twój coming out na YouTubie to był filmik z jedną z najwyższych oglądalności na waszym kanale – 209 tys. wyświetleń. Widziałem wiele pozytywnych komentarzy, ale było też trochę hejtu.
K: Regularnie mamy jakieś hejty i, o dziwo, częściej hejtują nas mężczyźni. Ale dostajemy dużo więcej wsparcia i to nie tylko od „naszych”, ale często też od matek z dziećmi czy osób hetero w różnym wieku.

To był coming out dla widzów, ale wspominałyście w jednym z filmików też o tym przed rodzicami.
K: Mam fajnych rodziców, dużo starszych, bo mam rodzeństwo starsze od siebie o 20 lat. Mama pierwsza zapytała: „Karolina, a ty jesteś z dziewczyną?”. Ja wtedy zachwycona zaczęłam opowiadać, że tak, że Aga to i tamto… A mama stanęła jak wryta i nie wiedziała, co powiedzieć. Do końca dnia już się chyba do mnie nie odezwała. Na początku twierdziła, że to jakieś widzimisię, że do tej pory przecież spotykałam się z facetami, że prawie byłam zaręczona. Nie chciała powiedzieć tacie przez następne pół roku. Ale widziała, że jestem szczęśliwa, więc zaczęła to akceptować, powiedziała w końcu ojcu, a on przyjął to bardzo fajnie, chociaż wcześniej był mało tolerancyjny. Jak to rodzice, bardziej martwili się, że będę miała gorzej w życiu przez to, że jestem z kobietą. A jak zobaczyli, że u nas jest wszystko super, że sobie radzimy, że inni to dobrze przyjęli, to nie było problemu.

A u ciebie, Agnieszko?
A: Mama zobaczyła u mnie serduszka w oczach, gdy miałam 16 lat. Spytała ostrożnie: „Czy ty coś z tą koleżanką… czy coś was łączy?”. Ja wtedy, zakochana, śmiało powiedziałam, że tak, że wiele nas łączy! Nawet nie pomyślałam, że to może być coś złego, coś dziwnego… Mama nie była zadowolona, gadała oczywiście, że mi przejdzie, że trzeba by może iść do seksuologa, jakieś takie gadki. Ale potem sama sobie poczytała, przemyślała i powiedziała, że najważniejsze, żebym była szczęśliwa.
K: Ach, rzeczywiście, moja mama też miała pomysł z seksuologiem. Odpowiedziałam, że możemy, ale pod warunkiem, że pójdzie ze mną – i zmieniła wtedy zdanie.

Z tego co widziałem na Instagramie – dziś odwiedzacie rodziców razem. Kto lepszy – teściowa czy teść? (cisza)
K: Kto pierwszy ma odpowiedzieć? (śmiech)

Skoro zaczęłaś, to mów. (śmiech)
K: Ja bardzo lubię latać do rodziców Agi– mieszkają obecnie w Anglii. Są trochę przeciwieństwem moich, bo są spokojni. A moja rodzina to po pierwsze cholerycy, a po drugie – bardzo duża. Jak się zjadą, jest strasznie głośno, wszyscy się przekrzykują… I może dlatego wolę tatę Agi, bo on też jest nieco głośniejszy, więc mogę swoje rodzinne umiejętności wykorzystać. (śmiech)
A: Ja wolę twojego tatę.
K: Serio?
A: Co prawda jest groźny, ale o wszystkim można z nim pogadać i jest zdystansowany do świata. A twoja mama przeciwnie – wariatka totalna, bardzo ją lubię, ale po 15 minutach już nie wiem, w którą stronę mam patrzeć i szukam twojego taty! (śmiech) Jak go pozno trochę było tak, jakbym była narzeczonym Karoliny, a nie narzeczoną.
K: Podszedł do niej i zrobił takie (Karolina robi zamach ręką i klepie Agnieszkę w plecy): „No to musimy sobie pogadać!”. Wypytał ją o rodzinę, o plany na życie… A co pytanie, to wódeczka!
A: Straszne to było! (śmiech) Ale zdałam test! Na koniec dostałam kilka kolejnych poklepywań w plecy, więc chyba wszystko dobrze.
K: I upiłaś mi tatę!

Pamiętacie swoje pierwsze pocałunki czy pierwszy seks z kobietą? Poczułyście wtedy, że to jest to?
K: Ja całowałam się z dziewczynami już w gimnazjum i liceum, ale to robiła chyba każda dziewczyna. Dopiero z Agą nagle pojawiły się motylki, w które nigdy nie wierzyłam, a naprawdę zaczęły we mnie latać.
A: Ja muszę powiedzieć, że nie miałam nigdy seksu z facetem, więc trudno mi porównać. Ale wiesz, gdyby mi było źle z dziewczynami, to pewnie bym szukała dalej – a jestem bardzo usatysfakcjonowana, więc… (z uśmiechem patrzy na Karolinę)

Agnieszko, a nie myślałaś, że twoje wcześniejsze związki z facetami nie wychodziły dlatego, że to byli faceci właśnie? Z perspektywy geja mogę powiedzieć, że heteronorma sprawia, że wielu z nas najpierw próbuje być z dziewczynami – ale to nie to.
A: Dla mnie oczywistym pierwszym wyborem był mężczyzna. Tak przecież należało, to był ten „naturalny” wybór. Potem miałam dziewczynę, z którą byłam dość długo, ale poznałam też chłopaka i znowu pomyślałam: „Cholera no… w sumie to nie wiem, jak będzie wyglądało moje całe życie, gdy będę z dziewczyną. Może jednak lepiej będzie spróbować, »uratować« to moje »człowieczeństwo«”. (śmiech) Bardzo się starałam, ale nie wyszło. Potem znowu byłam z dziewczyną przez 6 lat i potem znowu poznałam faceta. Byłam trochę starsza, ale dalej miałam podobną myśl jak wcześniej – że może tak będzie lepiej. Też się nie udało.

Dziś nie macie problemów z określeniem swojej orientacji?
A: Byłam zarówno z facetami i kobietami, więc chyba trzeba powiedzieć, że jestem biseksualna? Myślę, że mogłabym być w związku z facetem, ale jakoś… no nigdy się nie udało.
K: Taaa, ona stale twierdzi, że jest biseksualna, tylko woli kobiety! (śmiech)
A: Ja nie lubię stereotypów i nie lubię robić tego, co kobiety w społecznej opinii robić powinny. Nie widzę powodu, dlaczego kobieta nie miałaby np. prowadzić w tańcu, jeśli tańczę z facetem. Nie uznaję tego za powód do kłótni czy jakiejś rywalizacji męsko-damskiej, więc jeżeli trafi łby się facet bardziej tolerancyjny, to może byłoby inaczej. Ale zawsze trafiłam na jakichś maczo, którzy chcieli mieć w miarę ładną dziewczynę, która ma karierę, jest zaradna, ale jak przychodzi potem co do czego, to chcieliby tylko taką w miarę ładną lalę na szpilkach, która przy kolegach nie będzie się odzywała, tylko ładnie uśmiechała. Oczywiście nie mówię, że tacy są wszyscy faceci, może po prostu miałam pecha.

Dziewczyny, czujecie, że jesteście wewnątrz społeczności les? Znam kilka lokali, które są sprofilowane raczej pod gejów, ale lesbijskich… nie bardzo.
A: Mamy koleżanki lesbijki i gejów, ale naszymi najbliższymi przyjaciółmi aktualnie są osoby heteroseksualne. Szczerze mówiąc, nie robi nam to różnicy, jakiej orientacji są nasi bliscy, z niektórymi czujemy więź, z niektórymi nie. Wszystko zależy od charakteru, podejścia do życia etc. Co do klubu, to jedna z naszych znajomych organizuje co jakiś czas imprezy tylko dla kobiet. Wynajmuje różne kluby w Warszawie, bywamy tam.
K: Nie wiem, ja nigdy w tym środowisku nie byłam dopóki nie poznałam Agi. Ale z pewnością istnieje.
A: Pewnie, że istnieje. Każde miasto ma swoje „miejscówki”, w których spotykają się kobiety. Rzeczywiście jest problem z miejscami typowo dla lesbijek, dlatego kobiety zazwyczaj spotykają się na domówkach, plenerach lub w pubach.

Sporo mężczyzn hetero ma taki pogląd, że „pedały” to „fuj”, ale „na ładne laseczki w akcji to bym sobie popatrzył”.
K: Oj tak, często tego doświadczamy. Kiedy widzą, że jesteśmy razem, traktują nas jako wyzwanie – o, jest szansa na trójkącik. Strasznie ciężko im wytłumaczyć, że nie szukamy nikogo. Inna taktyka to próba skłócenia nas. Kiedy widzą, że jesteśmy blisko, to wybierają sobie którąś z nas, komplementują ją specjalnie, by drugą wkurzyć. Miałyśmy naprawdę dużo takich sytuacji. To jest mega dziwne. Nawet w Glamie to się dzieje.

Czyli w warszawskim klubie LGBT+.
K: Tak. Na przykład jeden facet na siłę próbował nam udowodnić, czego „naprawdę” nam potrzeba – chodziło oczywiście o jego przyrodzenie. Przyjaciel, który był z nami, tłumaczył mu, że sorry, jesteś w Glamie, kolego, tutaj nie ma tego całego heteroświata. Pierwszy raz zachowałam się tak agresywnie. Koleś ciągnął Agnieszkę za rękę, zaczął ją szarpać. To był taki mały koksu, a ja generalnie jak coś się Adze dzieje, to od razu robię się kogucikiem. Niewiele myśląc, przyłożyłam mu przedramię do szyi, przepchnęłam go przez pół Glamu do muru i powiedziałam: „Wypierdalaj stąd, bo będziesz miał przesrane!”.
A: To był taki typ, wiesz, mięśnie dużo większe niż głowa.
K: On wtedy zrobił wielkie, przerażone oczy (Karolina robi tę minę) i… wyszedł! A ja po chwili myślę: „Jezu, przecież, gdyby on się odwinął…”.
A: To nie była jedyna taka sytuacja w naszym życiu. One powtarzają się ciągle, są przykre. Ci faceci na początku są bardzo, bardzo mili, komplementują, daliby ci gwiazdkę z nieba, a gdy zorientują się, że naprawdę nie, że ona mi odmawia, że dostałem kosza, to zamieniają w człowieka demona – wielka agresja. Wyzywają nas, są chamscy.
K: Nauczyłyśmy się trochę to ignorować, nie dać wkręcić. Bo największa satysfakcja dla nich jest wtedy, gdy damy się wyprowadzić z równowagi. Trzeba ich olewać, odchodzić, nie wchodzić w dyskusję. Ale to czasem jest nie do uniknięcia. Odmawiamy – to mówią mi, że jestem brzydka, że marnuję jej życie. Albo wyciągają Agę gdzieś na drugi koniec sali i mówią jej: „I tak poderwę dziś twoją laskę! Chcesz się założyć?”.

To seksizm czy homofobia?
A: Seksizm 100%.
K: A potem jak koleś dostaje kosza, to mu się włącza homofobia.
A: Nigdy nie spotkało nas nic złego z tego powodu, że jesteśmy razem, czy że jesteśmy lesbijkami, że chodzimy za rękę po mieście, przytulamy. Żadna starsza, konserwatywna pani czy żaden drechol-narodowiec – nigdy. Ale jeżeli chodzi o „zwykłych” facetów hetero, którzy nas podrywają, to czasem jest masakra.


Mówisz, Karolino, że jesteś takim kogucikiem. To dlatego dałaś zamknąć się w klatce z przeciwniczką (Patrycją „Lady Squat” Zahorską), by w trzech 3-minutowych rundach wykorzystać wszystkie swoje umiejętności?
K: Ze sportem walki jestem związana od dziecka, tylko ostatnio trochę odpuściłam. Dalej jednak jako trenerka personalna staram się łączyć fitness ze sztukami walk. Od jakiegoś czasu marzyłam, by jeszcze stanąć na macie (bo ćwiczyłam Taekwondo). A tu nagle z racji naszej popularności w mediach społecznościowych zaproponowano mi występ na transmitowanej przez Polsat gali FFF MMA w Zielonej Górze. Co prawda nie na macie (tak jak w Taekwondo), lecz w klatce – ale i tak strasznie mnie to ucieszyło! Bardzo lubię sportową rywalizację. Ale w naszym związku to chyba jednak Aga jest większą fajterką.

Oglądałem twoją walkę z 21 grudnia 2019 r. na YouTubie i byłem przerażony – taka ciepła i miła osoba, a tam byłaś prawdziwą fajterką! MMA jest uważane za wymagający sport – połączenie wielu stylów, duże prawdopodobieństwo kontuzji… Nie bałaś się?
K: Oczywiście, że to wyzwanie i naprawdę poświęciłam wiele czasu, by się przygotować. Trzeba jednak przyznać, że to nie jest profesjonalne MMA, nie sądziłam więc, że cokolwiek mi się stanie, a tu proszę – pęknięty policzek! Ale szybko się zagoiło, nie ma już śladu.

Agnieszko, jak to było patrzeć, jak biją twoją narzeczoną?
A: Ja tylko się modliłam, żeby nie miała żadnej szramy, bo przecież ja będę musiała na to przez całe życie patrzeć! (śmiech) Żartuję oczywiście. Miałam możliwość być w jej teamie, więc w każdej przerwie między rundami ocierałam jej pot, a potem też i krew z twarzy i to nie było miłe doświadczenie, ale potem cieszyłam się ze zwycięstwa razem z nią!

W domu też wykorzystujesz swoje umiejętności Teakwondo, Karolino?
K: (śmiech) Muszę przyznać, że raz się nie opanowałam. Ale to Aga wyprowadziła mnie z równowagi! Byłyśmy w Tajlandii i ona r zem z moją siostrą chciała mnie wrzucić do wody, a ja niczego bardziej wtedy nie chciałam jak właśnie tego, by się nie zmoczyć! Jakoś nie zapanowałam nad siłą i… jedną i drugą przerzuciłam przez ramię.
A: Ona normalnie jak Fred Flinstone się zachowywała! Złapała mnie za jedną rękę i wymachiwała jak maczugą z jednej na drugą stronę! Masakra, nie wiedziałam, co się dzieje! (śmiech)

Wasze konta na Instagramie (@way. of.blonde i @maschines) obserwuje ponad 100 tys. osób, wasz wspólny kanał na YouTubie (@Power Girls) to ponad 51 tys. subskrypcji, z kolei twój wcześniejszy kanał, Karolino (@blonde&brunette), który dalej prowadzisz z przyjaciółką – to aż 276 tys. subskrypcji. Dostajecie pytania od innych dziewczyn niehetero?
K: I to dużo. Sporo osób pisze, że dzięki nam powiedziały komuś o swej orientacji albo w ogóle związały się z inną dziewczyną. Proszą też o porady, ale my nie czujemy się żadnymi guru w tych sprawach. Nie jesteśmy ani psycholożkami, ani seksuolożkami. Możemy pokazać ludziom swoje życie, ale to nie znaczy, że wiemy tyle o życiu, że możemy radzić innym.
A: Tym bardziej, ze to są trudne rozmowy. Nawet dziś pisałyśmy z dziewczyną, która po raz pierwszy pocałowała inną, pytała o wiele rzeczy, ale… to zbyt skomplikowane,zbyt wiele zależnych, żeby coś komuś powiedzieć. Nie mamy zresztą chyba kompetencji, by wymądrzać się na temat związków.
K: Odpisujemy oczywiście, że trzymamy kciuki, że jesteśmy z tobą. Staramy się każdą osobę jak najbardziej wspierać.

Hetero też piszą?
K: Tak! I to jest właśnie super. Bo piszą, że: „Ojeju, byłam straszną homofobką, a jak was oglądam, to zmieniłam zdanie”.
A: Czasem ta sama osoba pisze – pierwszy komentarz – hejt, drugi, trzeci, czwarty – to samo. A potem piąty i szósty nagle pozytywny, i czasem nawet do tego stopnia, że pisze, że nas uwielbia.
K: Dokładnie – było widać, że ta osoba jednym ciągiem oglądała wszystkie filmiki i na początku było: „Głupie lesby! Nienawidzę was!”. A finalnie: „Boże, uwielbiam was! Jestem waszą fanką!”. A czy po coming oucie byli tacy, którzy przestali was obserwować?
A: Do tej pory tak właściwie jest. Publikujemy wiele zdjęć, ale nie każde jest wspólne. Po zdjęciach z buziaczkiem z jednej strony ubywa obserwujących – nawet i ze 150 potrafi ubyć, ale z drugiej strony przybywają nowi.

Słyszycie takie teksty, że ten coming out to mógł być specjalnie, by zdobyć popularność?
K: Zdarza się. Słyszałyśmy też podobne komentarze à propos Qczaja – no nie, to nie tak. Szacun dla niego, że to zrobił. Nam też zarzucają, że chcemy wybić się na temacie LGBT. Nie miałyśmy takiego zamysłu, ani wcale to tak nie zadziałało. Choć oczywiście absolutnie nie żałujemy, że o sobie powiedziałyśmy.

To, że jesteście kobietami, coś wam w życiu uniemożliwiło?
K: Dobre pytanie. Chyba nie? Gdybyśmy tylko mogły nie mieć okresu, to by było piękne! Z drugiej strony kobiety czasem wyglądem mogą coś ugrać…
A: No to powiedziała blondynka! A brunetka powie co innego: ja od 19. roku życia pracuję w korporacjach, w których staram się cały czas iść w górę. Zawodowo – to był dramat. Miałam 22 lata, poszłam na rozmowę kwalifikacyjną, a tam facet mnie pyta, czy jak będę miała spotkanie biznesowe na 10 facetów, a ja będę tam jedyną kobietą, to czy sobie poradzę, by cokolwiek do nich powiedzieć. Pomyślałam wtedy: „No a nie?”. Potem, jako 27-latka staję przed grupą facetów z IT, próbuję im wytłumaczyć, że mam rację i ma być tak, jak chcę. Do momentu, kiedy nie jesteś oschła i ostra, to oni po prostu cię lekceważą. I tu zarzucenie włosami nic nie da.
K: Masz rację, zawodowo jest dużo trudniej.

A czy to, że należycie do społeczności LGBT+ coś uniemożliwiło?
K: Ja nie wyobrażam sobie żyć w ukryciu. Więc coming out wiele ułatwił, możemy w pełni cieszyć się swoim szczęściem, dzielimy się z tym rodziną, ze znajomymi.
A: Polska jest dość dziwnym krajem, ostatnio jeszcze bardziej to widać, niż wcześniej – i nie jest to proste. Bycie LGBT+ nie jest, delikatnie mówiąc, traktowane jak dar, za który wszyscy będą ci dookoła klaskać i mówić: „O, super”. Jak patrzę na to, co się dzieje w Sejmie, na ulicy, to nie wiem, czuję się, jakbym przeniosła się ze 20 lat wstecz. Cieszymy się jednak, że możemy w tym niechętnym nam polskim świecie pokazywać nasze zwykłe, normalne życie. Gdy widzimy, że chociaż część osób zmienia swoje nastawienie dzięki nam – wiemy, że warto.[/restrict]