Hiacynt

(Polska, 2021), reż. Piotr Domalewski, dystr. Netflix, premiera: 13 października 2021

mat. pras.

Filmów o latach 80. w Polsce powstało sporo, ale to pierwszy, który przypomina, że także osoby LGBT były, ze względu na swoją orientację, ofiarami PRL-owskiego systemu. Tytuł odnosi się do niesławnej akcji „Hiacynt”, w czasie której w latach 1985-1987, przesłuchano tysiące homoseksualnych mężczyzn i założono im kartoteki. W filmie Domalewskiego sama akcja jest jednak tylko tłem opowieści o Robercie, młodym milicjancie (Tomasz Ziętek), który zostaje wyznaczony do prowadzenia śledztwa w sprawie zabójstwa pewnego prominenta. Bohater wnika w świat gejowski, który coraz bardziej zaczyna go wciągać i fascynować. Domalewski oszczędnie pokazuje gejowską rzeczywistość lat 80., ale mamy w filmie i toaletową pikietę, i udaną sekwencję gejowskiej domówki. Warszawa tamtych czasów to zresztą miejsce ponure i opresyjne; chciałoby się z niego czym prędzej uciec, ale nie ma dokąd. Twórcy nazbyt jednak chętnie i stereotypowo wiążą homoseksualizm z rozmaitymi patologiami społecznymi (morderstwami, sutenerstwem, szantażem itp.). Rzuca się w to w oczy tym bardziej, że niezbyt przekonuje pobieżnie potraktowany wątek przyjacielsko-miłosnej relacji Roberta z młodym chłopakiem Arkiem (Hubert Miłkowski). Dylematami Roberta trudno się zresztą przejąć, bo bohater ewidentnie do końca nie wie, kim jest i czego naprawdę chce. Rozczarowuje też łatwe do przewidzenia rozwiązanie kryminalnej zagadki. Słabości „Hiacynta” nie umniejszają jednak doniosłości faktu, że to prekursorska w polskim kinie produkcja dotycząca tęczowej historii. Myślę jednak, że następny film na ten temat powinien zostać opowiedziany właśnie z punktu widzenia osób LGBT+, a nie ich, było nie było, prześladowcy. (Bartosz Żurawiecki)

Tekst z nr 93 / 9-10 2021.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.