Jako ona, czyli jako ja

Zuzą Stachurą, Miss Trans 2013, rozmawia Marta Konarzewska

 

foto: Agata Kubis

 

15 czerwca br. Zuza Stachura wygrała wybory Miss Trans, zorganizowane przez klub Le Garage, Fundację Trans-Fuzja oraz drag queen Kim Lee. Na wywiad zgodziła się od razu. Zaprosiła mnie do siebie. Wyglądała zupełnie jak na scenie – piękna, tajemnicza, lekko wycofana. I zakochana w swojej Leo, która zresztą przyłącza się do rozmowy.

Jak się poznałyście?

Zuza: Przez Natana, którego znam z grupy wsparcia Lambdy. Też jest transem. Mam całą transową rodzinę osób poznanych w Lambdzie i w Trans-Fuzji, jest mi nawet bliższa niż ta „z krwi”. Wyciągnęli mnie kilka miesięcy temu nad Wisłę na spotkanie ze znajomymi. Była tam Leo.

A ty byłaś wtedy jako dziewczyna czy jako chłopak?

Z: Jeszcze jako chłopak, dopiero zaczynałam siebie akceptować. Na piątych urodzinach Trans- Fuzji, w tym roku, miałam wielki coming out. Pokazałam się w szerokim gronie jako ona, to znaczy jako ja.

Wtedy nad Wisłą, Leo, poznała chłopaka?

Leo: Nie, poznałam dziewczynę w przebraniu męskim. Przedstawiła się jako ona i to przyjęłam.

Z: Dzień później zaproponowała, żebyśmy byli razem.

L: Zuza na to: „ale wiesz, że to będzie ryzykowne”, a ja: „no cóż, podejmę ryzyko” (śmiech).

Z: Strasznie długo wtedy rozmawiałyśmy.

Jak to dziewczyny?

Z: Wiesz, Leo powoli zaczyna odkrywać w sobie Leona. Facecieje mi.

L: Patrzę w lustro: nie jestem zadowolona. Widzę chłopaka, który ma podobne do mnie rysy: „Boże, ale bym chciała tak wyglądać. Po co mi te cycki”. Nie, że nagle mi się to stało. Zawsze tak miałam, gdy sobie przypominam dzieciństwo, migają flashbacki z chłopięcych zabaw, zachowań. Nie zachowuję się jak typowa dziewczyna.

Czyli macie układ hetero.

Z: Trochę pokręcony, ale tak.

Męskość Leo podkręca twoją kobiecość?

Z: Leo podkręca mi pewność siebie. Zaczęłam myśleć odważniej, wyszłam z depresji, wcześniej było kiepsko, chodziłam na terapię.

Zamiast depresji próbowali ci leczyć zaburzenia tożsamości?

Z: Nie, nawet nie. Sama się dziwiłam, ale w całej przychodni byłam traktowana jak trzeba. Przyszłam jako ja i nie było problemu. Panie w rejestracji były na początku zmieszane, bo w dokumentach męskie imię, a tu ja w sukience. Ale szybko się przyzwyczaiły. Terapeutka też super. Dała mi namiar na psychiatrę, ale już nie potrzebowałam.

Chcesz powiedzieć: miłość ci wszystko wyleczy?

Z: Dokładnie tak!

Wymieniacie się ciuchami?

Z: Leo oddaje mi prawie wszystkie damskie, a podkrada moje koszule, o wiele lepiej w nich wygląda. L: Kosmetyki też oddaję. Ledwo coś dostanę: „Zuza, chcesz?” A ona zawsze: „O, przyda się”. No, to proszę, bo po co mi.

Zuza, a to są twoje naturalne włosy?

Z: Tak. Już trzeci raz zapuszczam. Najpierw jak miałam 14 lat i maskowałam transowanie przynależnością do subkultury metalowej. Potem poszłam do wojska i musiałam ściąć. Po wyjściu znów zapuściłam, ale zaczęłam pracować w ochronie, więc ciach. Jak tylko przestałam tam pracować, znów zaczęłam zapuszczać.

A gdzie teraz pracujesz?

Z: W domu. Maluję modele. Ale nie tylko – jestem obrotna, zawsze sobie coś znajdę. Strony www, rysunki, projekty tatuażu…

Masz tatuaż?

Z: Nie, ale planuję. Krzyż celtycki. Jestem poganką.

Praktykującą?

Z: Tak. Jest nas wiele w Polsce, coraz więcej.

Transek poganek?

Z: Transek akurat niewiele, ale zdarzają się – kobiecość nie musi być genetyczna, wiedźmy nie mają nic przeciwko, są otwarte. Mam od nich wielkie wsparcie.

Jak byłaś mała, bawiłaś się w czarownicę?

Z: Nie. Choć kulturą celtycką fascynuję się, od kiedy miałam jakieś 9 lat. Wtedy powoli zaczynałam coś rozumieć, szukać powodów, dlaczego wolę przebywać wśród dziewczyn i dlaczego tak mi łatwiej. Kiedy miałam 13 lat, pierwszy raz po kryjomu założyłam sukienkę siostry, potem zaczęłam sobie sama coś organizować.

Zazdrościłaś dziewczynkom, że nie muszą „organizować?

Z: Tak, było mi żal: ona może, a ja nie mogę, bo to jest niewłaściwe… Teraz już nie zazdroszczę dziewczynom, chyba że któraś ma naprawdę ładną sukienkę – wtedy tak (śmiech).

Chcę założyć sukienkę” – to się po prostu wie?

Z: Tak, to się wie. Najpierw to było z ciekawości, ale kiedy założyłam, pochodziłam chwilę, stwierdziłam, kurczę, to jest właśnie to. Teraz się czuję lepiej. Teraz się czuję sobą.

Ale to jeszcze nie był happy end.

Z: Nie, to początek. W liceum pedagog mnie wysłał do psychologa, a ten do psychiatry na testy, bo miałam problemy w kontaktach z rówieśnikami. Stałam z boku, cicha, wolałam czytać książki, niż obgadywać z chłopakami „laski”. A z drugiej strony byłam już też walczącą anarchistką i potrafi łam powiedzieć, na przykład pani dyrektor, co myślę.

Co na to psychiatra i jego testy?

Z: Że wstydzę się swojej płci. Zaczęłam czytać o tym więcej w internecie i wystraszyłam się. To był 2006 rok, w Polsce sprawy trans dopiero ruszały, wiedza była marna. Miałam okres odrzucenia, dosyć długi. Dopiero po wojsku zaczęłam znów sobie pozwalać. Od swojej ówczesnej partnerki dostawałam nawet od czasu do czasu akceptację. Na godzinę, dwie mogłam założyć coś damskiego, umalować się…

L: Niewyobrażalne! Jakby trzymać kogoś na łańcuchu, puszczać na godzinę, a potem znów wiązać. Dla mnie Zuza może się ubierać, malować jak chce. Akceptuję ją taką, jaka jest, nie wyobrażam sobie żadnego ograniczania.

A teraz?

Z:Teraz jestem mężczyzną tylko w urzędach, raz spróbowałam inaczej i się nie opłaca – to zaskoczenie urzędników, gdy wyjmuję dowód osobisty… Nieprzyjemne, krępujące. Ale na co dzień śmigam po mieście jako ona i nawet lubię, jak mi faceci zaglądają w cycki.

A ty się oglądasz za facetami?

Z: Pewnie! Jak idzie takie przystojne ciacho po mieście, to trudno się nie oglądać. Kiedyś byłam w związku z facetem, mieszkaliśmy razem. Ale to przeszłość.

Mylą ci się czasami zaimki?

Z: Tak. Miewam problemy z formą męską.

L: To jest zabawne. Opowiada coś: „byłem”, „zrobiłem” i nagle chlap: „poszłam”. Z: Ale to na szczęście zdarza się raczej wśród osób, które o mnie wiedzą i akceptują.

A ci, którzy nie akceptują?

Z: Odcięli się. I dobrze. Przekonałam się, kto jest prawdziwym przyjacielem, a kto mnie lubił tylko dlatego, że na przykład stawiałem drinki.

Dużo było takich „przyjaciół?

Z: Nie. To są rożne historie, czasem zabawne. Jeden znajomy się odciął z zazdrości o dziewczynę. Myślał, że z nią kręcę, a ja z nią tylko o ciuchach gadałam i o maseczkach.

A twoi rodzice?

Z: Trudny temat. Wyszłam z szafy przed rodziną całkiem niedawno – w marcu. Niestety, nie było to zaplanowane. Miałam przyjaciółkę, której się zdawało, że łączy nas coś więcej. Szczerze wyprowadziłam ją z błędu, powiedziałam, jak ze mną jest. A ona w ramach zemsty napisała do mojej mamy i wszystko powtórzyła. Wpadłam w panikę. Rodzice przyjęli to źle. Nasze kontakty się urwały. Potem byłam u nich jeszcze raz. Leo pojechała ze mną, na szczęście, bo potem nie mogłam spać, leżałam na podłodze, trzęsąc się i płacząc. Ale już się podnoszę. Po Miss Trans powiedziałam sobie: dość tego stania w miejscu, trzeba się ruszyć. I powoli ruszam w stronę transformacji, niebawem pierwsza wizyta lekarska.

Co ci dał występ na Miss Trans i wygrana?

Z: Zaczęłam dostrzegać w sobie „to coś”. Wzięłam udział w konkursie nie po to, by wygrać, tylko żeby zaprezentować prawdziwą mnie. Na wygranej mi nie zależało, zresztą, do ostatniej chwili chciałam zrezygnować. I zaprezentowałam siebie – to był wielki energetyczny pozytywny kop.

Czego się bałaś?

Z: Oceniania mnie. Bo to byłam ja, prawdziwa ja, nie jakaś wyimaginowana postać. Założyłam to, co lubię. Pokazałam siebie i jury to doceniło, cieszę się, mam nadzieję, że to był główny powód ich decyzji.

A co lubisz nosić?

Z: Długie spódnice. Ostatnio zaczynam się przekonywać do miniówek, ale zdecydowanie wolę maxi. Najchętniej w stylu mojej pierwszej kreacji konkursowej: dżinsowa spódnica a la lata 70., do tego chętnie obcasy.

L: A potem marudzi na bolące nogi.

Z: Oj, chce się być piękną – trzeba cierpieć.

L: Phi, nie rozumiem cię (śmiech).

A ty, Leo, co nosisz na co dzień?

L: Mundur.

Z: Amerykański, typu marpat. Ode mnie. Bo ja pasjonuję się militariami. Prowadzę grupę paramilitarną ASG, trenujemy taktykę wojenną.

Taktyka wojenna, nieźle.

Z: Jestem szamanką, furry, poetką, potrafię złożyć kałasznikowa w 10 sekund. Jestem człowiekiem renesansu.

 

Tekst z nr 44/7-8 2013.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.