Kot zszedł z drzewa

O szkolnych prześladowaniach, o pierwszej miłości, o filmie , który nakręcił na temat rosyjskiej młodzieży LGBT, o pracy w najstarszej organizacji LGBT na świecie a także o tym, dlaczego Holandia jeszcze nie jest tęczowym rajem opowiada Kris van der Veen, holenderski działacz LGBT w rozmowie Mariusza Kurca  

 

 

W kwietniu mija piętnasta rocznica wprowadzenia małżeństw jednopłciowych w Holandii. Miałeś wtedy 20 lat.

Pamiętam to jak przez mgłę. Byłem już wyoutowany, ale jeszcze nie czułem się członkiem społeczności LGBT. Jakiś czas później dotarło do mnie, jak ważna rzecz się stała. Na dodatek byliśmy pierwszym krajem na świecie z małżeństwami jednopłciowymi.

Myślisz o małżeństwie?

Nie bardzo. Jestem raczej nietradycyjny i wśród takich osób się obracam. W ciągu tych 15 lat tylko raz byłem na jednopłciowym weselu – moich dwóch przyjaciółek. Dopiero niedawno, gdy byłem z moim ostatnim chłopakiem, pomyślałem, że to jest facet, któremu mógłbym się oświadczyć. Ale nie wyszło, rozstaliśmy się. Jednak już nie mówię małżeństwu „nigdy w życiu”. Może nadejdzie taki dzień, że wyjdę za mąż.

Pewnie walki o wprowadzenie związków partnerskich w Holandii w latach 90. nie pamiętasz.

Nie pamiętam, byłem za mały. Ona zaczęła się w latach 80., miałem kilka lat. Nie znam takiej sytuacji, jak u was, że nie ma ani związków partnerskich, ani małżeństw.

Gdy mówiłem kolegom gejom, że umawiam się na wywiad z holenderskim działaczem LGBT, to prosili: zapytaj, co oni tam jeszcze robią, przecież mają już wszystko.

W systemie prawnym praktycznie wszystko jest w porządku. Jeśli chodzi o orientację seksualną, państwo jest na nią ślepe – jesteś homo czy hetero, masz identyczne prawa.

Są jakieś partie, które wciąż, mimo tych 15 lat, opowiadają się przeciwko małżeństwom jednopłciowym?

Tak. Dwie małe chrześcijańskie partie SGP i CU, które mają razem 8 miejsc w parlamencie na 150. Ale jest i inna partia, też chrześcijańska – CDA, która nie jest przeciw.

Mamy w Holandii kilka fundamentalnie chrześcijańskich enklaw, w których nie do pomyślenia jest np. posiadanie telewizora a kobiety nie mogą nosić spodni i mają zwyczajowy zakaz angażowania się w politykę. Być kobietą czy być LGBT i dorastać w takich społecznościach to nie jest kaszka z mleczkiem.

Na poziomie społecznej mentalności, edukacji, wciąż jest praca do zrobienia – w szkołach, w miejscach pracy. Szczególnie w miasteczkach i wsiach. Wiem coś o tym.

Sam pochodzisz z?

Z Harkemy – to jest pięciotysięczna osada.

Już w wieku 5 czy 6 lat zdałem sobie sprawę, że odstaję od innych chłopców. Samochody mnie nie fascynowały. Piłka nożna również nie. Chciałem bawić się lalkami. Gdy miałem 5 lat, urodziła się moja siostra. Moja babcia podarowała mi wtedy lalkę – wyszła z założenia, że mogę być zazdrosny o tego malucha, którym opiekują się rodzice, więc sprawiła mi „dzidziusia”, którym mógłbym się zająć. Mówię ci, jak ja byłem szczęśliwy z powodu tej lalki! Wstydziłem się wyjść z nią z domu, ale przynajmniej wiedziałem, że moja babcia nie ma nic przeciwko temu, by chłopiec bawił się lalką.

W szkole byłem samotnym, nielubianym dzieckiem. Według kolegów zachowywałem się jak dziewczyna. Wołali za mną „Kristina” – to w najlepszym wypadku. Gorsze wyzwiska i szyderstwa były na porządku dziennym. Jak dziś myślę o sobie w tamtym czasie, to widzę smutnego chłopaka na szkolnym korytarzu – nie patrzy nikomu w oczy, by nie przyciągnąć uwagi, stara się iść „jak chłopak”, a nie „jak ciota”, choć nie ma pojęcia, jak miałoby to wyglądać. Bo przecież jestem chłopakiem! Jak należy chodzić? Miałem też wysoki głos – dodatkowy powód do obśmiania. Popychali mnie niby przypadkiem, wpadali na mnie, zrzucali z roweru, kopali.

Namiętnie oglądałem „Beverly Hills” i marzyłem, by mieć kiedyś takie fajne grono przyjaciół, jak w tym serialu. Rodzicom ani nikomu nie byłem w stanie nic powiedzieć, bo musiałbym wyjawić przyczynę, której najpierw się domyślałem, a potem już byłem jej pewny: jestem gejem.

Jak długo to trwało?

Latami. W liceum jeszcze przybrało na sile. Dopiero, jak wyjechałem na studia do Groningen (350-tysięczne miasto na północy Holandii – przyp. red.), to wszedłem w nowe środowisko, zaczęło być lepiej. Moi znajomi, którzy nadal mieszkają w Harkemie, mówią, że tam niewiele się zmieniło. Jeśli jesteś LGBT, to albo siedzisz w szafie, albo wyjeżdżasz do dużego miasta.

Gdy miałem 14 lat, to przemogłem się i powiedziałem mamie, że myślę, że jestem gejem. Odpowiedziała, że gdy była w moim wieku, to też myślała, że jest lesbijką, więc nie ma się czym „martwić”. Zamilkłem więc. Gdy miałem 18 lat, zrobiłem drugi coming out i tym razem potraktowała go poważnie. Tata też. Zaraz potem znalazłem wielką miłość.

Opowiesz?

To nie jest szczęśliwa historia. Jakiś miesiąc po przyjeździe do Groningen zacząłem z koleżanką chodzić do jednego gejowskiego klubu. Wpadł mi tam w oko jeden chłopak. Zaczęliśmy gadać, postawił mi piwo. Ja miałem 18 lat, on 19. Byliśmy razem prawie rok, a potem Thijs zmarł.

Gdy go poznałem, był bardzo radosny – zaraz pochwalił się, że właśnie zwalczył raka mózgu. Zakochaliśmy się najpiękniejszą, szczenięcą miłością. Sześć miesięcy później strasznie rozbolała go głowa. W szpitalu powiedzieli, że są przerzuty, trzeba operować. Potem jeszcze raz i jeszcze raz. Po niemal trzech miesiącach stwierdzili, że już więcej nic nie mogą zrobić. Odesłali go do domu. Zmarł 10 dni później, byłem przy nim.

Kris, takie doświadczenie chyba zmienia człowieka na zawsze.

Do dziś jestem w bliskim kontakcie z jego mamą, ona jest dla mnie jak druga mama.

Teraz lepiej widzę, dlaczego nie pamiętasz dobrze legalizacji małżeństw jednopłciowych w Holandii. Thijs zmarł właśnie wtedy.

Jakiś czas przed. Nie miałem już kandydata na męża, moje życie się skończyło. O Thijsie myślałem jak o świętym. Byłem w dołku psychicznym kilka lat. Jednak to doświadczenie miłości i śmierci otworzyło mnie na ludzi.

Jak latami słyszysz, że jesteś beznadziejny, nic nie wart, bezużyteczny, żałosny, to zaczynasz mimochodem w to wierzyć. Przecież ci wszyscy ludzie nie mogą się mylić. Wielokrotnie rozważałem samobójstwo, a Thijs mnie odmienił. Po jego odejściu stwierdziłem, że muszę się na coś przydać. Nastolatki LGBT, uchodźcy, kobiety samotnie wychowujące dzieci – pomaganie innym stało się moją własną terapią. Pewnego dnia przechodziłem obok siedziby Amnesty International i nagle myśl: „Ależ oczywiście, że to jest miejsce dla mnie!” Wszedłem i zostałem.

Na początku na studiach byłem jeszcze nieufny. Mamy takie powiedzenie, przyglądałem się światu „jak kot siedzący na drzewie” – ostrożnie, niewidoczny dla innych, trzymający się z boku, zawsze gotowy do ucieczki lub ukrycia się. Powolutku z tego drzewa schodziłem między ludzi. Skończyłem socjologię, zostałem pracownikiem socjalnym.

I pracowałeś m.in. w telefonie zaufania dla dzieci. Nie ma czegoś takiego w Polsce.

Dzieciaki dzwonią i zadają pytania. Mniej więcej połowa dotyczy seksu. Coś usłyszały, nie wiedzą dokładnie, o co chodzi, a wyczuwają, że to ważne, tymczasem dorośli udzielają wymijających odpowiedzi. Dzwonią więc i bezceremonialnie rzucają: „Co to jest ruchanie?”, albo „Co to znaczy robić loda”?”. Wiele dzieci dzwoni z problemami. Czują się samotne, rodzice się kłócą, albo rozwodzą. Albo biją. Dzwonią też dzieci prześladowane przez rówieśników.

Wyobrażam sobie, że do takich rozmów trzeba być dobrze przygotowanym.

Tak. Po jakimś czasie nabrałem doświadczenia i zacząłem szkolić nowych pracowników. Głowna umiejętność polega na naprowadzeniu dziecka na to, by samo znalazło rozwiązanie sprawy. Skoro zadzwoniło, to znaczy, że już go szuka, nie jest bezradne – ważne, by z tej drogi nie zeszło.

A aktywistą LGBT kiedy zostałeś?

To wyniknęło jakby samo z siebie. Problemy LGBT to nie jest odrębna wyspa. Należą do pakietu antydyskryminacyjnego. Od 2010 r. działałem jako przewodniczący COC w okręgu Groningen/Drenthe.

Holenderska COC to najstarsza organizacja LGBT na świecie. Powstała w 1946 r.

Mamy 21 oddziałów. W Groningen obecnie około 70 działaczy/ek. Mamy m.in. grupę młodzieżową, grupę seniorów, grupę trans, grupę uchodźców. Stworzyliśmy m.in. książkę „iGender” o tym, jak postrzegamy naszą płeć. Na okładce było lusterko – każdy widział siebie. Wysłałem „iGender” do Paula de Leeuw, gospodarza znanego talk show w Holandii i wyoutowanego geja. Ku naszemu zaskoczeniu, nie tylko odpowiedział, ale zaprosił nas do programu.

Byłeś też radnym Groningen, prawda?

Przez 5 lat, od 2010 r.

U nas w 2010 r. mieliśmy pierwszego wyoutowanego geja na stanowisku radnego (Krystian Legierski – przyp. red.).

Nawet nie wiem, kto i kiedy był u nas pierwszy. W każdym razie było jeszcze w Radzie Groningen dwóch innych gejów za mojej kadencji. No i burmistrz był wyoutowanym gejem.

Trzy lata temu nakręciłeś dokument „5000 rubli” o młodzieży LGBT w Murmańsku, w Rosji.

Moje Groningen i Murmańsk to miasta partnerskie, po podpisaniu przez prezydenta Putina prawa zakazującego tzw. propagandy homoseksualnej, chciałem zobaczyć, jak radzą sobie młode osoby LGBT. Tytuł „5000 rubli” to mandat, jaki można otrzymać za całowanie kogoś tej samej płci w miejscu publicznym.

Przez Facebook nawiązałem kontakt z Siergiejem Aleksiejenką, młodym działaczem. Przygotowania do filmu trwały kilka miesięcy. Gdy w lipcu 2013 r. wylądowałem z trzyosobową ekipą w Murmańsku, byłem rozpromieniony: w końcu udało się, jestem tu! Na lotnisku powitała nas grupka działaczy, ich organizacja nazywa się „Dom Równości”. Ja z tej radości cały czas się uśmiechałem. Po kilku minutach powiedzieli mi: przestań się tak uśmiechać. Dlaczego? Bo w Rosji, jak się tak uśmiechasz, idąc ulicą, to albo jesteś wariatem, albo pedałem.

No to poczułeś trochę, jak to jest być gejem w Rosji.

Poczułem. Ale to mnie nie przygotowało na spotkanie z KGB.

KGB? Co ty mówisz?

Spędziliśmy w Murmańsku 10 dni. Lipiec, ładna pogoda. Zegary biologiczne nam się trochę rozregulowały, bo tam prawie nie robiło się ciemno – człowiek nie wie, kiedy jest czas na kolację. Siedzimy, gadamy, pełnia dnia – a tu okazuje się, że jest północ.

Poznaliśmy wspaniałych ludzi. Pełnych marzeń, nadziei. Pod koniec pobytu zorganizowaliśmy obóz w lesie – i tam jak spod ziemi pojawili się oficerowie i oficerki KGB. Wypytywali nas, zabrali część nakręconego materiału. Spędziliśmy noc w areszcie.

Historia przedostała się do rosyjskich mediów, a za chwilę także do holenderskich. „Radny z Groningen, działacz LGBT Kris van der Veen oskarżany o homoseksualną propagandę w Murmańsku”. Moja mama, której nie powiedziałem, dokąd jadę, żeby się nie martwiła, niemal dostała zawału serca. Udało nam się szczęśliwie wrócić, ale część materiałów straciliśmy i jeszcze na lotnisku próbowano nakłonić nas do podpisania jakichś dokumentów.

W filmie pokazujesz tych cudownych, młodych ludzi, ale są też fragmenty rosyjskich programów publicystycznych dotyczących homoseksualności. Ich poziom może przerazić.

Kilku rozmówców, z których w miarę gay-friendly jest jeden. Prowadzący jest wyraźnie po stronie homofonów. I temat – związki partnerskie? Zapomnij. Debatują np. o tym, co zdarzyło się w biblijnej Sodomie. Im bardziej poznaję świat i ludzi, tym bardziej myślę, że miałem po prostu głupie szczęście, że będąc gejem, urodziłem się akurat w Holandii. Choć nawet Holandia tęczowym rajem nie jest. Teraz przygotowuję się do filmu o LGBT w Turcji. Mam nadzieję pojechać z kamerą na Paradę Równości do Istambułu, spróbuję pokazać też problem uchodźców LGBT.

Wyczuwasz wzrost wrogości wobec uchodźców i emigrantów w Holandii?

Właśnie w tej sprawie wykorzystuje się u nas społeczność LGBT jako argument – są politycy, którzy mówią: nie wpuszczajmy do nas tak wielu muzułmanów, bo oni są homofobami, szkodzą naszej społeczności LGBT.

Co byś powiedział polskim młodym osobom LGBT?

Gdy byłem nastolatkiem, to fantazjowałem, że skończę prawo i zostanę sędzią, by wydać wyroki na moich prześladowców. W zeszłym roku miałem wystąpienie w ramach cyklu Tedx Talk na temat szkolnego nękania motywowanego homofobią. Stanąłem przed 400-osobową widownią, opowiedziałem o moich doświadczeniach. Głośno, wyraźnie. Wszyscy słuchali w kompletnej ciszy, potem dostałem brawa. Czułem się, jakbym moim prześladowcom powiedział jedno wielkie „Fuck You!”. Co prawda z dwudziestoletnim opóźnieniem, ale jednak. Wspaniałe uczucie.  

 

Tekst z nr 60/1-2 2016.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.