Mniejszości wszelkich spraw, łączcie się!

Kościół polski afirmuje nacjonalizm, hierarchię płci i restrykcyjną etykę seksualną; wszystko, tylko nie idee chrześcijaństwa – pisze specjalnie dla „Repliki” BOŻENA KEFF

 

„Tegoż dnia (…) słuchano poselstwa Kozaków, które przedłożyło następujące punkty. Czytali instrukcję, w której zapewniali, że są członkami tej samej Rzeczypospolitej, i dlatego mają prawo wziąć udział w elekcji; przeto głos oddają na Najjaśniejszego Władysława i jego pragną mieć królem Polski. Następnie aby religia grecka schizmatycka cieszyła się pokojem i nie była naruszana przez unitów. Przedstawiali obszerne swoje służby i zasługi dla Rzeczypospolitej. Prosili, aby powiększyć ich liczbę i podnieść żołd. Aby zaopatrzyć ich w sukna i proch oraz w inny sprzęt wojenny w miejscu, które zwą Zaporoże, aby mogli być dopuszczani do godności żołnierskich. (…) Kozacy dobrze zostali złajani, że ważyli się mienić członkami Rzeczypospolitej, żądać głosu na elekcji; surowo ich senat napomniał, aby więcej tego nie próbowali.” [Pamiętnik Stanisława Albrychta Radziwiłła, połowa XVIII w., za Janem Sową Fantomowe ciało króla, Kraków 2011, s. 450]

Kozacy, którzy nie byli polskimi chłopami pańszczyźnianymi, a więc niewolnikami, uważali, że należą do tej samej wspólnoty, do której należy polska szlachta. Oczekiwali też zaspokojenia swoich potrzeb. Senat odpowiada: nie śmiejcie nawet myśleć o sobie jako o równych polskiej szlachcie! Jan Sowa mówi, że Kozacy byli w oczach szlachty podporządkowani/ subalterni. To pojęcie Antonia Gramsciego; oznacza grupę, która nie ma świadomości swojej siły, ani tego, jak można ją politycznie wykorzystać. Kozacy szybko się tego nauczyli, a następnie wszczęli rewoltę przeciwko kolonizacji ich ziem i zmienianiu ich z wolnych ludzi w polskich chłopów pańszczyźnianych. Ta wojna o mały włos nie rozniosła Rzeczypospolitej w strzępy.

Polityka dotycząca kresów – to za Janem Sową – była kolonialna i polegała na tworzeniu polaryzacji opartych na różnicy języka, religii, organizacji, etc. Te różnice nie były stopniowalne, dotyczyły istoty różnicy. Istotową różnicę rozumiemy jako różnicę fundamentalną, nie do przekroczenia; powoduje ona, że jedna grupa ludzi jest uprawniona do czegoś więcej niż inna. W dzisiejszym świecie takie myślenie reprezentuje: antysemityzm dla różnic Żydzi – nie-Żydzi; rasizm dla różnic koloru skóry; seksizm dla różnicy płci; homofobia/transfobia – dla różnic orientacji seksualnej/tożsamości płciowej.

Te uprzedzenia są odporne na oświeceniową ideę równości ludzi, ponieważ są przesądem (przed-sądem), założeniem a priori, nieodpowiadającym na doświadczenie. Doświadczenie mówi, że ludzie jako istoty mają to samo wyposażenie gatunkowe.

Żyd w nowym kapeluszu

Mniejszości w Polsce nie mają ani odruchu, ani zwyczaju zdecydowanie i gniewnie żądać tego, co im się należy – praw i szacunku. Od lat biorę udział w Manifach i Paradach, z muzyką i balonikami, bez zaciśniętych pieści, co wydaje mi się już od dawna nieadekwatnie pogodne w stosunku do okoliczności. Od lat idę w Marszu Pamięci 22 lipca, dzień, kiedy zaczęto wywozić 250 000 ludzi z getta warszawskiego na śmierć w komorach gazowych. Marsz liczy jakieś tysiąc osób góra. Demonstracja antyfaszystowska 11 listopada do Marszu Niepodległości nie ma startu.

Akcja kolektywu anarcho-feministycznego „Stop bzdurom”, w czasie której Margot zdarła z pogromobusa (określenie Jacka Dehnela) plandeki z hasłami szczującymi przeciwko osobom LGBTQI, była odpowiednia do okoliczności i do treści, które są odpowiednikami antysemickich haseł mówiących, że Żydzi dokonują destrukcji aryjskich wartości, niszczą moralny i biologiczny rdzeń narodu (niemieckiego lub polskiego, to już bez znaczenia). Tęczowe fl agi na pomnikach, blokada przy aresztowaniu Margot to sensowne odpowiedzi, a ich przesłanie nikogo nie krzywdzi i nie obraża.

Tymczasem krzyże na ulicach miast, święte obrazki w urzędach i sklepach nie są atakiem. Są podobno neutralne. Podobnie jak przed wojną w miasteczku Żyd w nowym kapeluszu bywał natychmiast zauważony, ale nowe kapelusze katolickie nikogo nie obchodziły. Jednak, jak mówi historia, to nie kapelusz symbolizujący niecne wzbogacanie się „naszym kosztem” czy zabicie Jezusa było tym, co atakowało – atakowało samo istnienie Żyda, fakt, że ten człowiek żył. Analogia Żydzi – LGBTQI+ jest już klasyczna w Polsce i coraz bardziej prawdziwa. To nie tęcza jest agresywnym atakiem moralnym, w istocie chodzi o ludzi, których symbolizuje. I gdyby udało się nawet zmusić wszystkich, by „robili to w domu po kryjomu”, to po pewnym czasie ta kryjomość też stanie się agresywnym atakiem moralnym. I tylko uśmiercenie lub wygonienie tych ludzi przyniesie ulgę tym, którzy ich nienawidzą. Tylko wtedy dobrzy obywatele nie będą się czuli osaczeni i obrażeni. Od III Rzeszy przez wiele innych krajów tak postrzegano i tak działano w tej sprawie. Może stawiam rzecz na ostrzu noża? Ale nie można mi zarzucić, że nie jest i nie było tak, jak mówię.

Wszystko to jest kontruderzeniem, odpowiedzią na udowodnioną pedofilię w Kościele i na jej tuszowanie. Te urągające rozumowi i przyzwoitości brednie, które usprawiedliwiają nienawistne uczucia i działania, to dar od Kościoła i jego polityków dla wszystkich, którzy potrzebują legalnie dozwolonego obiektu agresji. Samorządowcy ustalają „strefy wolne od LGBT”, nawiązując do idei apartheidu czy też miejsc Nur für Deutsche w czasie okupacji. Jest to łamanie praw człowieka pod patronatem państwa i Kościoła.

Patriotyczny oddech Mordoru

Pewna moja miła znajoma, porywcza aktywistka LGBTQI, powiedziała ostatnio: „Żydzi mogą teraz spać spokojnie, teraz my jesteśmy Żydami!”. To jednak tak nie działa: antysemityzm nie zniknie dlatego, że szaleje homofobia. Trzeba mieć wiarę w utrwalane przez wieki ścieżki, drogi, autostrady nienawiści zawsze wobec tych „innych”, których w Polsce niemal się nie znajdzie. W porównaniu z krajami Zachodu jesteśmy po prostu biali, hetero i męscy. Pilnuje tego armia Chrystusa, prosto z siłowni i strzelnic, z różańcami, którymi można poharatać i rozpłatać ciało (piszę o realnych wytworach), i ognisty patriotyczny oddech Mordoru, który zionie przez Warszawę 11 listopada. Ale przyznajmy: ma on energię, gniew, agresję, ogień i liczebność po swojej stronie.

Tomasz Kozak u siebie na Facebooku napisał, że dziś w państwie mamy do czynienia z przepływem afektów pomiędzy „dołem”, czyli bazą społeczną, a „górą”, czyli „jej strukturalną emanacją w postaci partii lub rządu”. Natura tych afektów, powiada Kozak, jest sadystyczna. Nie chodzi o lepsze warunki życia, nie chodzi o położenie kresu korupcji etc., „ale o współodczuwanie tej samej wściekłości w masie swojaków wspólnie celebrujących ludożerstwo”. Żadna satysfakcja nie jest większa od satysfakcji upadlania przeciwników, grożenia im („Zrobimy z wami, co Hitler z Żydami”), przypisywania im najpodlejszych motywacji w działaniach, od których ucierpimy. Uwaga o sadystycznej naturze afektów krążących góra-dół, góra-dół jest celna, bardzo. A jednak te afekty nie spływają z gwiazdozbioru Aldebarana i nie żywią się naszym brudnym powietrzem. W dużej części biorą się z transmitowania między pokoleniami braku wzajemnego szacunku, z bicia i pomiatania dziećmi, które zazwyczaj robią to potem swoim dzieciom, w tej lub w podobnych formach (oprócz tych, którzy idą na terapię, ale tych jest mało, a terapia potrzebna jest milionom). I w dużej mierze z tego, że państwo zostawiało ludzi samym sobie, pouczając ich o niedojdowatym homo sovieticusie i o tym, że jest wędka w postaci wolnego rynku, trzeba mieć inicjatywę – i proszę sobie złowić.

Święta rodzina ple, ple

Przemoc i pogarda wobec dzieci w rodzinie bywa przypieczętowanymi w Kościele twierdzeniami o świętości rodziny, o świętym instynkcie macierzyńskim i wzniosłości roli ojca i temu podobne ple ple. Kościół polski, szczególny Kościół w Europie, który afirmuje nacjonalizm, hierarchię płci, restrykcyjną etykę seksualną; wszystko, tylko nie idee chrześcijaństwa, działa jak kolektor. Jak urządzenie, które nieodmiennie wychwytuje i znów wprowadza do obiegu te treści, które bez Kościoła zostałyby prędzej czy później z obiegu usunięte, bo są anachroniczne, toksyczne, antyludzkie. Konserwują z jednej strony postawy sarmatów, a z drugiej chłopów owych sarmatów. Pychę i uniżoność, egoizm i spryt, który w polszczyźnie jest częstym zamiennikiem „inteligencji”.

Konsekwencją układu szlachta – chłopi jest tradycyjny polski brak realnej wspólnoty. W obu przypadkach – i środowiska sarmackiego, i chłopskiego – liczyło się tylko to, co było indywidualną własnością, a ponieważ miasta były małe i słabe, nie wykształciła się wspólna przestrzeń miejska, przestrzeń kultury, oczekiwań estetycznych, wspólnot politycznych i wszystko to nadal ma swoje konsekwencje. Polski Kościół ciągnie za sobą kontrreformacyjną dewocyjność, podporządkowanie autorytetom i okrucieństwo związane z trwaniem przy istotowych różnicach między ludźmi.

***

Jedyne logiczne rozwiązanie, jakie można zaproponować jako leżące – być może – w zasięgu możliwości, polegałoby na tym, by nieliczne i niezbyt silne polskie mniejszości – i ci, którzy się z nimi identyfikują – działały w miarę możliwości razem.

Dlaczego, jak wspomniałam, w marszu dla uczczenia 250 tysięcy ludzi wywiezionych z getta idzie jakieś tysiąc osób? Czy nie mogłaby dołączyć Parada Równości? A nauczyciele do Parady? Przynajmniej ci, którym zależy, by ich nieheteronormatywni uczniowie nie zabijali się i nie wpadali w depresję? A czemu antyfaszystów 11 listopada jest kilka tysięcy, a nie kilkanaście co najmniej? A feministki, strajk kobiet, choćby po części? Ludzie, rzec by się chciało, stańcie po swojej stronie! Stwórzmy komitet koordynacyjny mniejszości, róbmy razem choć jedną demonstrację raz w roku, o prawa dla nas wszystkich. LGBTQI+, Ukraińców, Wietnamczyków, Żydów (którzy mają festiwal treści roku 1968 od lat), niepełnosprawnych, ludzi od praw zwierząt, ekologów, hetero, którzy potrzebują praw dotyczących związków nieformalnych i kto jeszcze może i zechce. Po długiej epoce działań partykularnych, każdy dla siebie, i w swojej sprawie, można spróbować ująć się za sobą i za innymi jednocześnie.

Bożena Keff – poetka i pisarka, publicystka i feministka, z wykształcenia filozofka, wykładowczyni Gender Studies. Jej pracą doktorską była książka Postać z cieniem. Postacie Żydówek w polskiej literaturze od końca XIX wieku do 1939 roku (wydana przez Sic! i w 2002 r. nominowana do Nike). Pracowała w Żydowskim Instytucie Historycznym jako badaczka literatury. Wykłada na UW, PAN, SWPS. Opublikowała również m.in. Nie jest gotowy (wiersze, 2000), Utwór o Matce i Ojczyźnie (poezja, Ha-art! 2008, nominacja do Nike), Antysemityzm. Niezamknięta historia (kulturoznawcza, popularyzatorska; Czarna Owca 2013) oraz Strażnicy Fatum (eseje o literaturze, Krytyka Polityczna 2020)

Tekst z nr 87 / 9-10 2020.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.