Mój przywilej

Ma zaledwie 19 lat, a już zdążyła zjednać sobie tysiące fanów, zaistnieć na Time Square w Nowym Jorku i… zdenerwować Jacka Kurskiego. KARIN ANN w rozmowie z „Repliką” wyznaje: „Nie jestem hetero, ale unikam metek. Moja orientacja seksualna nie będzie mnie definiować”. Tekst: Piotr Grabarczyk

 

Foto: Sara Irvin (IG: @sara_shoots_)

 

Słowacka wokalistka dała się poznać nie tylko jako utalentowana młoda artystka za sprawą takich utworów, jak m.in. „babyboy” czy „i’m a loser”, ale również zaangażowana aktywistka. Nie bez powodu niektórzy nazywają ją głosem pokolenia – Karin reprezentuje młodych, którzy nie chcą milczeć i biernie przyglądać się katastrofie klimatycznej czy nierównościom społecznym. Polska publiczność miała okazję podziwiać jej umiejętności wokalne w roli supportu popularnej Sanah, choć za jej przełomowy moment w kraju nad Wisłą należy uznać występ w „Pytaniu na śniadanie” w telewizyjnej Dwójce z 14 lipca tego roku. Młodziutka piosenkarka w jego trakcie wyjęła bowiem tęczową flagę i skierowała kilka słów wsparcia do społeczności LGBT+, co oczywiście wywołało mnóstwo kontrowersji, a wydawca tego odcinka, nomen omen gej, stracił pracę.

„Wiedziałam, że polski rząd jest homofobiczny, że to ich telewizja, że są ataki na osoby LGBT+ i legalnie nie można zawierać związków, adoptować dzieci. Podobnie jest w Słowacji. Oczywiście, nie spodziewałam się, że ktoś przez to straci pracę! Chciałam dodać trochę otuchy i nadziei tęczowej społeczności, szczególnie w mainstreamowych mediach, dzięki którym może się to stać przyczynkiem do dyskusji. Skala echa, jakim się to odbiło, zaskoczyła mnie. Na szczęście dostałam mnóstwo wiadomości od polskich osób LGBT+, bo przez moment wydawało mi się, że to ze mnie próbuje się zrobić tę złą” – wspomina w rozmowie z nami.

Karin Ann zdaje sobie jednak sprawę z tego, że takie gesty nie powinny być rozpatrywane w kategoriach odwagi czy bohaterstwa. „Wiele osób chciałoby zrobić coś takiego, ale z wielu powodów nie mogą, bo np. groziłoby im niebezpieczeństwo. Moim przywilejem jest to, że ja mogę i miałam ku temu okazję, dlatego postanowiłam z tego skorzystać”.

Wsparcie społeczności LGBT+ podczas pamiętnego występu w „Pytaniu na śniadanie” oraz w wywiadach naturalnie obudziły pytania fanów i obserwatorów, z jakiej pozycji to wsparcie wychodzi – sojuszniczki czy członkini społeczności? To zresztą znamienna sytuacja w przypadku pokolenia Z, które żyje w świecie, gdzie gesty pro- -LGBT+ nie są aktem heroizmu, a wręcz przeciwnie – czymś oczekiwanym i oczywistym. Aluzji do homoseksualności nie nagradza się już brawami, a słynny pocałunek Madonny i Britney zostałby dziś uznany za queerbaiting i nikt nie dopatrywałby się w nim hołdu dla lesbijek czy pomocy w budowaniu widoczności, jak to miało miejsce 18 lat temu. To pokolenie, które chce wiedzieć i metkować wszystko, choć jednocześnie mocno wierzy w instytucję „no labels”. Czy to w ogóle da się pogodzić i czy artystki pokroju Karin Ann są w stanie sprostać tym momentami wykluczającym się oczekiwaniom? „Każdy powinien robić to, co uważa dla siebie za najlepsze. Mnie szufladkowanie niesamowicie stresuje, bo jednego dnia czuję się w taki sposób, kolejnego już trochę inaczej. Ta presja, żeby się określić i zdecydować, by mnie wykończyła, bo jak niby mam to zrobić, przecież to nie zależy ode mnie. Dla wielu osób seksualność jest płynna, dla innych pozostaje taka sama przez całe życie i jeśli czują potrzebę nazwania tego, powiedzenia swoim bliskim – więcej mocy dla nich!” – tłumaczy. „Na pewno nie jestem hetero. Jeżeli komuś to nie wystarcza i wraca z kolejnymi pytaniami, to już działa mi na nerwy” – dodaje.

Trudno też pominąć aspekt sprowadzania queerowych artystów do jednowymiarowych nagłówków, w których orientacja seksualna czy tożsamość płciowa staje się dominantą i w zasadzie odbiera im jakiekolwiek inne cechy. Owszem, to buduje widoczność, ale dla „spłaszczonych” w ten sposób osób może być frustrujące i taka perspektywa również warta jest rozwagi. Tym bardziej, jeśli ich życie zawodowe kwitnie i tematów do rozmów nie brakuje. Karin Ann jest dopiero na początku swojej drogi, gdyż już niebawem światło dzienne mają ujrzeć nowy singiel i teledysk do utworu „XXX”, a także EP-ka. Jedno jest pewne – nie interesują jej tylko zwykłe, wpadające w ucho piosenki.

„Mam wrażenie, że kiedyś od wokalistek wymagało się tego, żeby wypuszczały hit za hitem, ładnie wyglądały i były bardziej fabryką przebojów niż żywym człowiekiem z opiniami i emocjami. Moje pokolenie oczekuje czegoś więcej, ja sama tego oczekuję, zarówno od siebie, jak i artystów, których słucham, więc w trakcie pracy nad swoimi utworami staram się, żeby były przystępne, ale niosły też jakąś wartość. Jeśli ktoś utożsamia się z moimi tekstami, podziela moje patrzenie na świat i chęć zmieniania go, to nie ma lepszego uczucia” – zapewnia. Jeśli zgodzić się z tym, że Karin Ann jest głosem nowego pokolenia, to chyba o przyszłość nie musimy się specjalnie martwić.  

 

Tekst z nr 94/11-12 2021.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.