Nadal działam

Z Tomaszem Szypułą, byłym prezesem Kampanii Przeciw Homofobii, rozmawia Wojciech Kowalik

 

foto: Anna Konieczna-Purchała

 

Jesteś zadowolony z blisko dwóch lat swojej prezesury w KPH?

Tak. Chociaż niestety nie celebruję sukcesów. Koncentruję się na tym, co jest do zrobienia i jestem krytyczny. Mam wrażenie, że jako organizacja i środowisko w ogóle nie umiemy się cieszyć z tego, co się udało.

To co celebrowałbyś w trakcie swojej kadencji prezesa?

Pride House czyli centrum festiwalowe zorganizowane przez KPH w ramach EuroPride 2010. Byłem wtedy wiceprezesem, ale już pełniłem obowiązki prezesa. Dalej, dwa projekty zmian legislacyjnych, w przygotowaniu których KPH brała czynny udział: ustawa o związkach partnerskich i nowelizacja kodeksu karnego dotycząca przeciwdziałania mowie i przestępstw z nienawiści. Oba trafiły do Sejmu poprzedniej kadencji (obecnie również już są w Sejmie – przyp. WK). Mam nadzieję, że w tej kadencji zostaną uchwalone. I nasze nowe biuro, które mamy od stycznia. Fajne miejsce w Śródmieściu.

Twoja kadencja to też początek zmiany strukturalnej w samej organizacji.

Słyszałem żarty, że KPH to jest taki PZPR gejów i lesbijek, organizacja, która zajmuje się wszystkim. Homofobia w sporcie? KPH. HIV i AIDS? KPH. Związki partnerskie? KPH. Tymczasem Polska roku 2001, gdy KPH powstawała i Polska roku 2012 – z Robertem Biedroniem i Anną Grodzką w parlamencie, to niemal dwa rożne kraje, jeśli chodzi o sytuację osób LGBT. Dlatego chcemy skupić się tylko na wybranych kwestiach. A jednocześnie na bazie KPH już powstają odrębne stowarzyszenia LGBT, którym kibicujemy – w Katowicach, Szczecinie, Łodzi, wkrótce w Trójmieście. A w Warszawie Fundacja Replika, czy bez!miar.

Jesteś w KPH prawie od początku. Jak się pokonuje drogę od szeregowego członka do prezesa?

Na początku po prostu rozdawałem ulotki w Krakowie na temat homofobii, którą zresztą złośliwy komputer przerobił na homofonię. Później przyszła organizacja debat, manify, w 2003 r. akcja „Niech nas zobaczą”, w 2004 r. pierwszy Marsz Tolerancji w Krakowie. Wtedy Robert Biedroń zachęcił mnie do kandydowania do zarządu. Przeprowadziłem się do Warszawy. I tak to się potoczyło. I trwało siedem i poł roku.

Teraz się wycofasz?

Oczywiście, że nie! W KPH koordynuję projekt dotyczący przeciwdziałania homofobii i transfobii w edukacji, a także Queer Studies. Chcę nadal zajmować się związkami partnerskimi. A poza tym z grupą przyjaciół chcielibyśmy założyć fundację do spraw LGBT w zatrudnieniu, biznesie i promowaniu talentów. Widzę się nadal w życiu publicznym, docelowo jako polityk. Startowałem w ubiegłorocznych wyborach (z 3. miejsca w Warszawie na liście Ruchu Palikota – przyp. WK), zamierzam to powtórzyć. I zacząłem prowadzić blog (tomekszypula.natemat. pl – przyp. WK).

Jako prezes KPH walczyłeś o związki partnerskie, ale była to też twoja prywatna walka.

Z moim byłym partnerem, Hiszpanem, chcieliśmy zawrzeć małżeństwo w Hiszpanii. Polscy urzędnicy w Urzędzie Stanu Cywilnego odmówili wydania zaświadczenia, że jestem stanu wolnego. Pierwszą bitwę przed polskim sądem niestety po roku przegraliśmy, ale zamierzamy walczyć dalej, choćby przed Trybunałem w Strasburgu. Mimo że nie jesteśmy już razem, pozostaliśmy przyjaciółmi i postanowiliśmy zrobić to dla innych par w tej samej sytuacji.

Chciałbyś zawrzeć związek rejestrowany?

Oczywiście! Tylko obecnie nie mam z kim…

Szukasz chłopaka?

Księcia z bajki!

A może są takie panie, których nie wyrzuciłbyśłózka?

Na pewno nie wyrzuciłbym Madonny. Ani Tori Amos i Julianne Moore – uwielbiam je za to, że są rude i piękne. A ostatnio też Adele. Ale żeby było jasne – szukam faceta (śmiech).

A za którym facetem poszedłbyś na koniec świata?

Jeszcze go nie znam. Koniec świata jest bardzo daleko. Musiałby mieć metr osiemdziesiąt wzwyż wzrostu, brodę, nie za krótkie włosy. Rudzi mile widziani.

 

Tekst z nr 36/3-4 2012.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.