Nadal się wściekam

O trans coming oucie, o ustawie HB2 wymierzonej w osoby trans i o szukaniu siebie podczas i po tranzycji, z Laurą Jane Grace, wokalistką zespołu Against Me!, znaną wcześniej jako Tom Gabel, rozmawia Malwina Grochowska

 

fot. mat. pras.

 

Minęły cztery lata odkąd, znana wtedy jeszcze jako Tom Gabel z punkowego zespołu Against Me!, publicznie wyznałaś, że od zawsze czułaś się kobietą. Jak twoja droga przebiegała od tamtej pory?

Dorastając, miałam w głowie wyraźny obraz tego, jaką kobietą chciałabym zostać, gdy dorosnę. Ale to nie znaczy, że zrealizowanie tej wizji nagle stało się możliwe. Że od danego momentu będę wyglądać i czuć się tak, jak to sobie wyobraziłam. Na to się trzeba się przygotować – to pierwsza nauka z przemiany. Czułam się trochę tak, jakbym ponownie przechodziła proces dojrzewania. Musiałam poukładać sobie wszystko od nowa, bo zmiana płci nie jest sprawą zero-jedynkową, tylko kontinuum, na którym musisz się krok po kroku odnajdywać. Łatwo też wtedy o złe, radykalne decyzje. Szczególnie, jeśli jest się pod presją.

Byłaś pod presją?

O, tak. Szczególnie, że wszyscy wiedzieli o moim coming oucie. Zaczęłam odnosić wrażenie, że jestem nieustannie obserwowana. I poczułam: „Cholera, teraz muszę mieć kompletną wizję tego, kim jestem”. A jej nie miałam. Tylko dlatego, że jestem osobą transpłciową nie znaczy, że wiem wszystko o byciu osobą transpłciową. Jak u kogoś zostaje zdiagnozowany rak, nie staje się nagle specjalistą od raka.

To dlaczego zdecydowałaś się ujawnić swój plan przejścia tranzycji na łamach „Rolling Stone”? Nie byłoby ci łatwiej, gdybyś zrobiła to bez nagłośnienia?

I tak zaczęłabym wyrażać swoją kobiecość, bo już nie mogłam dłużej znieść ukrywania się. Wcześniej próbowałam parę razy. I nie, dziękuję. A gdybym zaczęła pojawiać się na scenie w makijażu, bez wyłożenia kawy na ławę, ludzie byliby dużo bardziej okrutni. „Patrz, teraz lider Against Me! maluje oko gaylinerem”. Mówiąc o tym wprost, ucięłam spekulacje, dałam sobie przestrzeń do odkrywania nowej siebie.

Wokalista krzyczący ze sceny o anarchizmie i rewolucji pokazuje nagle swoją kobiecą stronę – to kłóci się z powszechnie wyobrażonym podziałem na to, co męskie, a co żeńskie.

Musisz być tym, albo tym. Byłeś w jednej szufl adce, z plakietką „wściekły punk”, teraz musisz wpasować się do tej drugiej. Nie ma dla ciebie miejsca pomiędzy.

Czy jakieś konkretne sytuacje ci to uświadomiły?

Pierwszy raz zetknęłam się z transfobią przy toalecie publicznej, zaraz po tym, jak ukazał się tekst w „Rolling Stone”. Mieszkałam wtedy z rodziną w St. Augustine na Florydzie. To bardzo mało miasteczko. Wszyscy wokół wiedzieli, że byłam w „Rolling Stone”. Moja córka miała trzy lata. Jak zwykle w weekend zabrałam ją na trening piłki nożnej. Nagle ona: „Muszę iść siku!” i nie czekając na mnie biegnie w stronę toalety. Biegnę za nią, ale zanim mogę jakkolwiek zareagować, ona wbiega do męskiej. Więc ja za nią. A nagle jakiś duży koleś wyskakuje prosto przede mną i poważnym tonem mówi: „Nie ta toaleta”. I co ja niby mam zrobić w takiej sytuacji? Mój akt urodzenia potwierdza, że jestem mężczyzną. Ale ten koleś już tak nie uważa.

A w Karolinie Północnej od kilku miesięcy jest tzw. HB2, czyli ustawa m.in. zakazująca osobom transpłciowym korzystania z toalety publicznej zgodnej z płcią, z jaką się te osoby identyfikują.

Jako osoba trans i tak nie czujesz się bezpiecznie ani w męskiej, ani w żeńskiej toalecie! Zawsze działasz w sytuacji potencjalnego zagrożenia. Ta okropna ustawa jakby dodatkowo wprowadza przyzwolenie na to, aby nas atakować.

Z drugiej strony, rozgorzała wokół niej dyskusja, a bojkot Karoliny Północnej zatacza coraz szersze kręgi: duże koncerny wycofały inwestycje, muzycy tacy jak Bruce Springsteen czy Bryan Adams odwołali koncerty. Jak postrzegasz całą sprawę?

Gdy usłyszałam o HB2, nie byłam zaskoczona. Jako osoba trans przyzwyczajasz się do takich rzeczy i jedynie obserwujesz, czy takie głupie pomysły przejdą. „Wow, politycy w Karolinie Północnej mówią wprost, że dyskryminują całą grupę ludzi!” Ale to nie tak, że nagle czyjaś decyzja zmienia twój sposób myślenia czy działania. Dlatego razem z Against Me! postanowiliśmy nie odwoływać koncertu. Szczególnie że jest on okazją do wyrażenia naszego protestu i wsparcia lokalnej społeczności LGBTQ.

Czy dyskusja wokół korzystania z publicznych toalet może przynieść coś pozytywnego?

Sama kwestia, że się odbywa, jest pozytywna. Nawet administracja Obamy mówi o niej wprost! Pięć lat temu nie mogłabym nawet marzyć o tym, że prezydent wypowiada słowo „transgender”. To już samo w sobie jest postępem.

Parę dni temu byłam na lotnisku. Na olbrzymim telewizorze transmitowano przemówienie Loretty Lynch (prokuratorki generalnej USA – przyp. MG). Wprost potępiła tę stanową ustawę, mówiła, że HB2 łamie prawa obywatelskie, że pozbawia ludzi godności. Rozglądam się i widzę, że wokół mnie masa podróżnych to ogląda. To był cholernie piękny moment. Potem słyszę, że grupka ludzi obok mnie rozmawia o osobach trans. I wypowiadają opinie wynikające z…nazwijmy to – niewiedzy. Więc podchodzę do nich i mówię: „Tak się składa, że jestem transpłciowa i to, co mówicie, to nieprawda.” Ktoś z nich pyta: „Czy to prawda, że Caitlyn Jenner żałuje swojej decyzji i z powrotem zamieni się w Bruce’a Jennera?” O żesz k…a! Ręce mi opadły. Ale OK, przynajmniej prowadzimy rozmowę.

Wcześniej nie było nawet kogoś takiego jak Caitlyn Jenner, czyli osoby, o tranzycji której wiedziałby cały kraj z głównych mediów.

Zgadza się. Jak miałam 13 lat, po raz pierwszy przeczytałam o kimś, kto zmienia płeć. Była to Renée Richards, tenisistka. Znalazłam tekst o niej w roczniku sportowym. To był jeden krótki akapit. Ale jak go zobaczyłam, poczułam się, jakby wszechświat podsuwał mi rozwiązanie moich problemów. Minęło kolejnych kilka lat zanim usłyszałam o kolejnej osobie trans. Natomiast zanim sama się ujawniłam, jak miałam 31 lat, pojawiło się już więcej osób. I nawet wtedy, gdy o nich czytałam, brałam to za znak, który daje mi wszechświat. Choć nie byłam już nastolatkiem!

Wydaje mi się, że czym więcej osób się ujawnia, tym więcej będzie miało odwagę, aby zrobić to samo. Często ludzie mi mówią: „Przeczytałem/ am twoją historię i pomogło mi to poczuć się lepiej we własnym ciele czy ujawnić swą transpłciowość”.

HB2 jest tak niebezpieczne, bo promuje coś odwrotnego: zamiast szczerości – kamuflaż. Nie możesz ujawnić się jako trans i odnaleźć gdzieś pomiędzy na linii męskość-kobiecość. Musisz się zadeklarować po jednej stronie: przejść drastyczne operacje, zmienić płeć w akcie urodzenia. To porąbane, szczególnie jeśli pomyślimy o dzieciakach, którym teraz zakazuje się korzystania z dowolnych toalet w szkołach. Jak one się czują? Jedyna moja szansa na przetrwanie to totalna zmiana. A z tego mogą wyniknąć poważne konsekwencje. Nikt jeszcze nie stał się szczęśliwszy wyłącznie przez same operacje.

Czy udało ci się odnaleźć to miejsce „gdzieś pomiędzy”?

Powiem tak: nie mam złudzeń co do tego, jak wyglądam. Aby mój kamuflaż był skuteczny, musiałabym dać sobie pociąć twarz: spiłować kości żuchwy, czoła, wyciąć jabłko Adama. Zmienić głos. Nie mam tego w planach.

Natomiast poddałaś się terapii hormonalnej.

Tak, co też jest biegiem z przeszkodami. Uświadomiło mi, jakie potworne braki w edukacji na temat trans ma środowisko medyczne. Chodzę do lekarza, który zajmuje się terapią hormonalną, przyjmuje wiele innych osób trans – i nawet tam odnoszą się do mnie lekceważąco. Na przykład mówią do mnie per „sir”. Żesz do cholery, przychodzę do was, specjalistów od terapii hormonalnej zmieniającej płeć i powinniście przynajmniej wiedzieć, że w tym przypadku nie potrzebujecie ani męskiej, ani żeńskiej formy!

Ale przynajmniej teraz mieszkam w Chicago, gdzie panuje prawo, że aby otrzymywać hormony, muszę po prostu o nie wystąpić. Na Florydzie było inaczej. Nie dość, że musiałam dojeżdżać dwie godziny do najbliższej kliniki, to zanim wydano mi zgodę na hormony, musiałam przez siedem miesięcy chodzić na psychoterapię. Podobne zasady panują zresztą w Karolinie Północnej i kilku innych stanach.

Generalnie, musiałam udowodnić lekarzowi, że nie jestem wariatką. Zaczęłam od tego, że uprzedziłam go: ‹Tekst o moim coming oucie ukaże się w „Rolling Stone”› (śmiech). Potaknął tylko głową i powiedział tonem, jakim mówi się do osoby chorej psychicznie: „Tak, tak, oczywiście, że się ukaże”. Potem było jeszcze sporo absurdalnych sytuacji. Na przykład: siedzę przed nim, widzę, że niewiele wie o transseksualizmie, ale odpowiadam grzecznie na pytania. On nagle wyciąga zza siebie lustro i każe mi mówić do mojego odbicia. Szybko zorientowałam się, że wydałby mi papierek, gdybym po prostu przyszła do niego w peruce i na obcasach.

W końcu dostałam papierek, wydawało mi się, że sprawa będzie od tego momentu czysta. Ale okazuje się, że nie, nadal nie mogę zmienić aktu urodzenia. Więc pozostaję „podejrzana”, chociażby w sytuacjach łazienkowych.

We wrześniu Against Me! wyda nowy album. Czy zmieniasz się jako artystka?

Staję się lepsza, przynajmniej mam taką nadzieję (śmiech). Zawsze starałam się przekraczać granice i zmieniać podejście do muzyki.

Na „Transgender Dysphoria Blues”, twojej poprzedniej płycie i pierwszej po coming oucie, śpiewasz o osobie, która zmienia płeć, głównie jako „ona”.

Dużo tekstów na tym albumie było autobiograficznych. Ale nie chciałam mówić o nich wprost. Teraz trochę się to zmieniło. Jest mi już łatwiej nie projektować mojego doświadczenia na kogoś innego.

W utworach naszej grupy zawsze dużo tekstów dotyczyło wojny, polityki. Nigdy nie miałam problemu, aby wykrzyczeć prawdę na te tematy. Natomiast nie czułam się komfortowo w tekstach o miłości i w ogóle o osobistych uczuciach. Na pewno w dużym stopniu dlatego, że dusiłam w sobie tak wiele emocji, nie czułam łączności z tą stroną siebie. Teraz mam to z głowy i wiele nowych tematów się przede mną otworzyło.

W przeszłości ukrywałam fakt bycia trans w każdym związku. Z tym też już koniec. Jestem jak otwarta książka, więc mogę szczerzej mówić o własnych emocjach i o tym, w jakie związki wchodzę, co w nich przeżywam. To dla mnie zupełnie nowe doświadczenie.

Jednocześnie wciąż wykonujesz przebój „I Was a Teenage Anarchist”. Czy nadal czujesz się wściekłym punkiem?

Jakaś część mnie zawsze pozostanie 15-letnim punkowcem. Wściekłym, w taki sam sposób, w jaki byłam wściekła wtedy. W pewnym wieku nie możesz już z tego zrezygnować.

A Against Me! będzie takim zespołem, jakim zawsze było. Dającym po prostu mocne, rockowe, koncerty, na których ludzie mogą czuć się swobodnie, akceptowani za to, kim są. I wyzwalającym energię, jaką punk rock powinien wyzwalać.

Na co się teraz wściekasz?

Na wiele rzeczy! Na nowej płycie będzie piosenka „ProVision L3”. To od nazwy skanerów, których używa się na lotniskach. Przeraża mnie, że żyjemy teraz w kulturze wiecznej inwigilacji i na własne życzenie pozbywamy się prywatności. Dodatkowo, taki skaner zawsze pokaże, jeśli „coś jest nie tak” w częściach intymnych u osoby trans. Strasznie mnie to wkurza.

Wracając na moment do ustawy „toaletowej”. Kwestia toalet zawładnęła teraz dyskusją o problemach, jakich doświadczają osoby trans. A przecież to dość specyficzna sprawa.

Szczerze powiedziawszy, cała sprawa toalet w pewnym sensie jest idiotyczna. Żebyśmy musieli walczyć o prawo do korzystania z toalety publicznej? Które najczęściej i tak są obrzydliwe i chcesz z nich jak najszybciej uciec (śmiech).

Są inne, ważniejsze sprawy. Powinniśmy być chronieni przed dyskryminacją w pracy, powinien być zakaz zwalniania ze względu na orientację czy tożsamość płciową – a nie ma tego. Nie powinno być możliwości odmowy opieki zdrowotnej. Dalej – więzienia: w razie aresztowania znajdujemy się w niebezpiecznej sytuacji, możemy trafi ć do celi z ludźmi tej płci, którą mamy w dokumentach, a nie tej, z którą się identyfikujemy. I statystyki są przerażające: osoby trans są częściej niż inne oarami przemocy, częściej popełniają samobójstwa, więcej jest wśród nas bezdomnych. Nie mamy zbyt dużej ochrony. Wciąż jesteśmy na początku drogi.  

 

Tekst z nr 62/7-8 2016.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.