Nasz lęk jest przesadzony

Radomirem Szumełdą, pierwszym wyoutowanym gejem w Platformie Obywatelskiej, biznesmenem z Sopotu, rozmawia Mariusz Kurc

 

fot. arch. pryw.

 

Narobił pan sporo szumu.

Jestem szeregowym działaczem PO – ani radnym, ani posłem, a mimo to mój coming out przyciągnął uwagę mediów. Cieszę się, bo pobudziłem debatę, choć w sumie wolałbym, by orientacja seksualna była neutralną kwestią.

Ale nie jest.

No, nie jest. Choć powinna być.

Jak się więcej ludzi będzie outować, to w końcu będzie.

Tak, innej drogi nie ma.

Były negatywne reakcje na coming out?

Trzech hejterów na Facebooku zablokowałem.

To tyle, co nic.

Dostałem też setki miłych e-maili, wiele od gejów. Lęk, który odczuwamy przed coming outem, jest moim zdaniem przesadzony.

Ale sam pan też wiele lat się bał.

Dorastałem w latach 80. Gdy odkryłem homoseksualność, byłem absolutnie przerażony. O homoseksualistach wiedziałem tyle, że to są zwyrodnialcy, mordercy z programu „997”, uosobienie zła.

Nie żałuje pan, że nie zrobił coming outu wcześniej?

Prywatnie jestem wyoutowany od lat, a publicznie działam dopiero od kilku. Potrzeba publicznego coming outu narastała powoli. Namawiano mnie do tego, gdy startowałem w zeszłorocznych wyborach. Ale podczas kampanii nie chciałem kupczyć tym, że jestem gejem. Wciąż czułem jednak dyskomfort, że publicznie nie jestem sobą.

Kupczyć? W „Dzienniku Bałtyckim” pytał pan retorycznie: „znasz polityka, który chwali się swoją heteroseksualnością?”. Znam wielu. Niektórzy nawet na billboardach występujążonami. Pan by wystąpił z partnerem na billboardzie wyborczym?

…ech, tu mi pan zabił ćwieka. Nawet Biedroń tego nie zrobił.

A heterycy nie mają oporów. Może oszukiwał pan wyborców, nie outując się?

Nie. Coming out nic nie zmienił, jeśli idzie o moje poglądy. A wierzę, że głosuje się właśnie na nie. I na to, co kandydat sobą reprezentuje. Ja zasuwam od 19 lat, mam dwie firmy, zatrudniam ponad 50 osób.

Comingoutowy wpis na Facebooku umieścił pan 27 listopada o 4.50 nad ranem, sam pan potem przyznał, że „po kilku głębszych”. Na trzeźwo nie dało rady?

No, może właśnie nie dało? Widocznie potrzebowałem sobie w ten sposób dodać odwagi.

Jak zareagowała partia?

Bez problemu.

Co pan czuł, gdy 24 lipca głosami m.in. 150 posłów/posłanek PO Sejm wyrzucił z porządku obrad projekty ustaw o związkach partnerskich?

Byłem wściekły. Platformie ton nadaje konserwatywna frakcja Jarosława Gowina. Są świetni medialnie. Obok nich jest milcząca większość, której brakuje charyzmatycznego lidera.

Przyjaźni się pan z rodziną Tuskow. Premier nic nie może w sprawie związków partnerskich zrobić?

Rozmawiałem z premierem na temat związków jakieś dwa lata temu. Jest za, ale jak obejść gowinowców? Różnimy się tylko w kwestiach podatkowych. Premier uważa, że wspólne rozliczanie się powinno być ograniczone do par małżeńskich. A ja jestem za pełnią praw.

Ale bez adopcji? Tak pan mówił.

Jestem za stopniowym dochodzeniem do adopcji. Wierzę, ze adopcja będzie możliwa, gdy kilka lat po wejściu ustawy o związkach klimat społeczny zmieni się znacząco na naszą korzyść.

A dzieci, które teraz są wychowywane przez pary tej samej płci? Biologiczne dzieci jednego z partnerów/ek.

Ich sytuację należałoby uregulować już teraz.

Powiedział pan: „Próbuję wierzyć w Boga, ale z Kościołem rozstałem się wiele lat temu”.

Polski Kościół wyklucza osoby homoseksualne. Mówi o nas językiem nienawiści. Gdy tego słucham, to mam wrażenie, że albo Boga nie ma w Kościele, albo Boga nie ma w ogóle.

Albo Bóg jest zły.

(śmiech) Tej opcji w ogóle nie biorę pod uwagę.

Benedykt XVI mówił niedawno, że małżeństwa homoseksualne są zagrożeniem dla pokoju na świecie.

Absurd, nawet nie chcę komentować.

Pana kolega partyjny, Stefan Niesiołowski, mówi, że homoseksualiści są obrzydliwi.

Może zabrzmi to arogancko, ale mam poczucie, że gdybym się z nim spotkał i gdybym opowiedział mu o sobie, o moim dzieciństwie, dojrzewaniu, to on by zmienił poglądy.

Zna pan innych gejów lub lesbijki w Platformie?

Gejów – tak. Po coming oucie odezwało się też do mnie kilku, których wcześniej nie znalem.

Co mówili?

Pisali z nutą zazdrości, że mają nadzieję, że też się kiedyś odważą.

 

Tekst z nr 41/1-2 2013.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.