O tym, jak się nie zakazić wirusem HIV i jak z nim żyć, gdy do zakażenia dojdzie z dr Jadwigą Gizińską, z warszawskiej Poradni Profilaktyczno-Leczniczej dla osób żyjących z HIV/AIDS, rozmawia Wojciech Kowalik
Śledzi pani statystyki dotyczące zakażeń HIV?
Tak. W ciągu ostatnich czterech, pięciu lat liczba wykrytych zakażeń, przynajmniej z perspektywy naszej poradni, jest mniej więcej stała – zwykle około 300 rocznie. W ponad 80 procentach do zakażenia dochodzi na drodze kontaktów seksualnych. A spośród tej grupy większość to MSM – mężczyźni utrzymujący kontakty seksualne z mężczyznami. Miałam nadzieję, że ta liczba będzie się zmniejszała – niestety, nie zmniejsza się.
Z czego to wynika?
Grupa MSM jest niewątpliwie najbardziej świadomą grupą; taką, która najczęściej poddaje się badaniom, czy to po ryzykownym kontakcie, czy po spotkaniu z kolegą, u którego stwierdzono zakażenie. Są i tacy w tej grupie, którzy po prostu dla zasady badają się regularnie, na przykład co pół roku. To dlatego wykrywalność w tej grupie jest największa. Przychodzą do nas osoby, które nie ukrywają, że mają liczne kontakty seksualne z często nieznajomymi partnerami. Ale przeraża mnie raczej to, że trafiają do nas coraz młodsi pacjenci, już tacy od 18 roku życia. Przeraża mnie też to, że w tej chwili u sporej ilości pacjentów zakażenie przestało budzić jakikolwiek lęk. Ja nie mówię, że trzeba się bardzo bać, bo istnieje wiele cięższych chorób, niemniej jest to stan mocno obciążający organizm.
Trafiają do pani pacjenci, którzy kilka dni wcześniej dowiedzieli się, że są zakażeni. W jakim oni są stanie psychicznym?
No, właśnie to zależy od wieku. Bardzo młodzi, do 22-23. roku życia, często zakażenie bagatelizują. Nie w każdym pacjencie umiem wyczuć ten wewnętrzny lęk, bo czasem jest to po prostu kozaczenie. Są oczytani w temacie, mają znajomych na Zachodzie, którzy też są zakażeni i normalnie z tym żyją. Inaczej z trzydziestoparolatkami. Ten lęk chyba wiąże się z perspektywą zmiany stylu życia. Ja to tak odbieram, że pewna furtka się zamyka – jest się w miarę odpowiedzialnym, nie chciałoby się nikogo skrzywdzić, ale chciałoby się poznać partnera i nie wiadomo, jak i kiedy mu o tym powiedzieć.
Na forach internetowych dla osób żyjących z HIV lęk przed samotnością jest bardzo wyraźny.
Mam dużo pacjentów, którzy już po dowiedzeniu się o zakażeniu znaleźli sobie partnerów, niekoniecznie też zakażonych. I te związki trwają – znam pary, które od kilku czy nawet kilkunastu lat są razem. Drugi rodzaj lęku to ten przed ujawnieniem: w pracy, w rodzinie, czy choćby w środowisku kolegów gejów. HIV nadal, niestety, stygmatyzuje. Przynajmniej w pokoleniu osób w średnim wieku. Nie wiem, jak to wygląda w towarzystwie gejów, czy kolega może powiedzieć koledze, że jest zakażony. Ale jak pacjenci świeżo zakażeni czekają w poradni, to często mają jakiś duży kaptur na głowę naciągnięty albo chcą się spotkać ze mną po godzinach pracy.
Nie ma możliwości, żeby jakiekolwiek dane pacjentów wydostały się poza przychodnię.
Widoczne zakażenie HIV często zaczyna się od ostrej choroby retrowirusowej. Ma ona objawy podobne do grypy – wysoka gorączka, bóle głowy i mięśni, powiększenie węzłów chłonnych. Zawsze to tak wygląda?
Nie. Ostra choroba retrowirusowa występuje u mniej więcej 60 procent pacjentów, reszta nie przypomina sobie wystąpienia jej objawów. Ostra retrowiroza, poza klasycznym obrazem znanym z literatury, może objawiać się w różny sposób: zapaleniem wątroby, opon mózgowych, biegunkami, objawami przeziębienia bez powiększenia węzłów chłonnych. Później ten stan przechodzi w stan bezobjawowego zakażenia. Ale w tym czasie wirus cały czas działa i krzywdzi organizm.
I może dać o sobie znać?
Może, zwłaszcza, gdy jest jeszcze obniżona liczba limfocytów CD4 – stan po ostrej retrowirozie, a układ immunologiczny jest jeszcze mocno zdruzgotany. Wtedy może być łatwiejsze uleganie infekcjom, częściej dochodzi do reaktywacji opryszczek, występowania półpaśca – to są takie przypadłości, które u pacjentów niezakażonych mogą również występować, ale u zakażonych – znacznie częściej. Ale układ odpornościowy później się odbudowuje i stara się walczyć z wirusem.
I co się dzieje później?
Jeśli nie wiemy o zakażeniu i nie leczymy się, nasze mechanizmy obronne, mówiąc kolokwialnie, wymiękają. Nie dają rady, nie są w stanie sprostać wirusowi. Wtedy zaczyna spadać liczba limfocytów CD4 i namnaża się wirus. Jeśli ta liczba spadnie poniżej granicy 200, możemy spodziewać się wystąpienia wielu chorób związanych z niedoborem odporności. I jeśli jedna z tych ściśle określonych chorób, jest ich około 30, wystąpi, rozpoznajemy zespół niedoboru odporności, czyli pełnoobjawowy AIDS.
Można temu zapobiec.
Tak jest. Większość odpowiednio wcześniej zdiagnozowanych pacjentów, którzy są pod naszą opieką, nigdy do takiego stanu nie dojdzie. Jeśli będą się poddawać zaproponowanej terapii.
Jak wygląda terapia? Czego może spodziewać się człowiek, który przyjdzie do pani z pozytywnym wynikiem testu?
Przede wszystkim, będzie przyjęty w miły sposób. Najpierw trafia do internisty o specjalności chorób zakaźnych, który ustali, co pacjent wie na temat HIV. Przeprowadzi typowy wywiad: dlaczego pacjent wykonywał badania, czy znał osobę, z którą miał ryzykowne zachowanie itp. Dla nas niezwykle ważna jest wiedza o źródle zakażenia, czy był nim człowiek leczony, a jeśli tak, to jakimi lekami. Ma to wpływ na terapię pacjenta. Musimy też wiedzieć, czy pacjent był leczony na inne choroby przenoszone drogą płciową, czy w rodzinie występowały nowotwory, cukrzyca, kłopoty z układem sercowo- naczyniowym. To wszystko ma znaczenie w dalszej terapii. Równie ważne dla nas są przyjmowane używki, alkohol, papierosy. Oczywiście najlepiej, żeby pacjent nie palił. Pierwsze badania pokazują, na jakim etapie zakażenia pacjenta odnaleźliśmy. Poza oznaczeniem parametrów immunologicznych – liczby limfocytów CD4, wiremii HIV, wykonujemy też badanie określające typ wirusa HIV i jego lekowrażliwość, żebyśmy mogli w odpowiednim momencie zastosować odpowiednią terapię. Robimy też wszystkie badania podstawowe krwi, badamy w kierunku kiły, wirusowego zapalenia wątroby typu B. Jeśli pacjent nie był szczepiony, zostanie zaszczepiony u nas.
Jak często trzeba się potem zjawiać w przychodni?
Jeśli pacjent ma dobre wyniki, czyli nie planujemy jeszcze terapii, to przychodzi co 4-5 miesięcy, czasami co pół roku. Oczywiście, jeśli coś mu dolega, może przyjść w każdej chwili. Poza stałą opieką, zapewniamy również opiekę psychiatry, jeśli pacjent nie może poradzić sobie psychicznie z zakażeniem. Mamy chirurga wykonującego drobne zabiegi chirurgiczne, dermatologa, neurologa, reumatologa. A jeśli pacjent wymaga terapii, to rozpoczynamy ją według zaleceń Polskiego Towarzystwa Naukowego AIDS, wzorujemy się na rozwiązaniach europejskich. Możemy zaproponować taką samą terapię, jak w krajach Unii Europejskiej – i wtedy zgłasza się po leki co miesiąc.
Te leki są skuteczne?
Są bardzo skuteczne, o ile są regularnie przyjmowane. Terapia daje bardzo dobre efekty i pozwala utrzymać pacjenta w dobrym zdrowiu i dobrej jakości życia. Są to leki, które nie uniemożliwiają ani podróżowania, ani rozwijania zainteresowań, ciekawej pracy, hobby. Niektórzy pacjenci pytają, czy mogą brać kredyt na mieszkanie, czy dożyją spłaty. Ależ oczywiście tak! Byle tylko mieli pracę.
Stosowane kilka lat temu leki miały wiele skutków ubocznych. Te nowszej generacji mają ich mniej?
Niestety, nie można powiedzieć, że pozbawione są działań niepożądanych. Nie są to już jednak tak drastyczne działania, które miałyby wpływ na wygląd pacjenta – co też ma przecież znaczenie. Te leki natomiast zaburzają metabolizm organizmu i zwiększają ryzyko chorób: mogą powodować nadciśnienie tętnicze, zawały, udary, cukrzycę, osteoporozę. Za nimi idą więc leki obniżające cholesterol, leki nasercowe – nasz pacjent jest szybciej narażony na choroby cywilizacyjne niż człowiek niezakażony. I choć leki antyretrowirusowe to nasilają, to sam nieleczony wirus robi to dużo szybciej i, niestety, skuteczniej. Dlatego podkreślam, że owszem, zakażenie nie jest wielkim dramatem, ale nie można tego bagatelizować i nie można w życiu seksualnym nie zabezpieczać się odpowiednio – to jest tego niewarte. HIV to wirus, który bardzo łatwo ginie poza organizmem człowieka. Kontakt seksualny, a zwłaszcza wśród gejów – kontakt analny bez zabezpieczenia – jest najbardziej ryzykowny. A wystarczy użyć prezerwatywy, żeby to ryzyko znacznie zmniejszyć. Kontakty oralne również nie są do końca bezpieczne – można przecież mieć ranki czy uszkodzenia w jamie ustnej. Uwaga na kontakty oralne po wypiciu alkoholu! Dochodzi wówczas do przekrwienia błony śluzowej jamy ustnej i wirus może łatwiej wniknąć do organizmu. Mamy kilku mężczyzn, którzy zakazili się w ten sposób.
Ale niezabezpieczony seks to przecież nie tylko ryzyko HIV.
Zdecydowanie. Od kilku lat w całej Europie odnotowuje się olbrzymi wzrost zachorowań na kiłę. Wynika to chyba z braku lęku przed tą chorobą – jest ona wyleczalna, ale leczenie trwa długo, jest trudne. Kiłą można zarazić się dużo łatwiej niż HIV.
Mówimy o gejach, ale czy problem HIV dotyczy też lesbijek?
Sporadycznie. Pod naszą opieką są zakażone lesbijki, ale u nich do zakażenia doszło drogą dożylnego przyjmowania narkotyków. Owszem, istnieje ryzyko zakażenia w czasie kontaktu seksualnego kobiety z kobietą, ale jest ono zdecydowanie mniejsze.
Co powiedziałaby pani komuś, kto boi się wykonać test na HIV?
Lepiej się zbadać i poznać swój status serologiczny. Jeśli wynik byłby pozytywny, jesteśmy w stanie uchronić życie i zdrowie takiego człowieka przed niedoborem odporności. O ile wiele lat temu, na początku lat 90., rozumiałam lęk przed wykonaniem badania – wynik pozytywny był wyrokiem śmierci – o tyle przy obecnym stanie wiedzy, nie bardzo rozumiem, dlaczego ktoś może się bać testu na HIV.
Czego życzyłaby pani doktor wszystkim zakażonym przy okazji 1 grudnia – Światowego Dnia Walki z AIDS?
Przede wszystkim cierpliwości w oczekiwaniu na lek na HIV – doczekają się na pewno. Życzyłabym systematyczności w przyjmowaniu leków, pogody ducha i dużo, dużo zdrowia. Sobie natomiast życzyłabym więcej pieniędzy na leki i profilaktykę.
Więcej zakażeń w tym roku
Według danych Państwowego Zakładu Higieny z początku listopada br., od 1 stycznia do 31 lipca br. stwierdzono 817 nowych zakażeń (w analogicznym okresie 2010 r. było ich 378, w całym 2010 r. – 649), w tym – 147 w grupie MSM (mężczyźni utrzymujący kontakty seksualne z mężczyznami). W grupie MSM w tym czasie stwierdzono 34 zachorowania na AIDS, 7 osób zmarło. Od początku istnienia epidemii, czyli od 30 lat, stwierdzono w Polsce 14725 przypadków HIV, 2623 osoby zachorowały na AIDS, 1103 zmarły. Według różnych szacunków, zakażonych osób może być nawet trzy razy więcej.
Tekst z nr 34/11-12 2011.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.