Nie można milczeć

Z JOLĄ OGAR-HILL, mistrzynią świata i Europy w żeglarstwie, uczestniczką igrzysk w Londynie (2012) i Rio de Janeiro (2016), o jej udziale w akcji KPH „Sport przeciw homofobii”, o coming oucie, o mamie, o żonie Chuchie i o teściach oraz o życiu na wodzie i na Majorce, rozmawia JULIA FATIMA ZAGÓRSKA

 

Z lewej Jola Ogar-Hill. Foto: Pedro Martinez/Sailing Energy/
Trofeo Princesa Sofia IBEROSTAR

 

Przeczytałam, że około 280 dni w roku spędzasz poza Polską.

Teraz, im bliżej igrzysk (w Tokio 2020 – przyp. JFZ), tym więcej wyjazdów, więc pewnie ze 300. Gdy ktoś pyta, gdzie jest mój dom, na chwilę się zawieszam, muszę pomyśleć. Chyba „pomiędzy”: pomiędzy Hiszpanią, Polską a moją walizką gdziekolwiek na świecie. Gdy zaczynałam, to było super: zwiedzało się różne państwa, bywało w super miejscach. Nie mogę narzekać, aczkolwiek im człowiek starszy i chce się trochę ustabilizować, tym bardziej doskwiera pewna tęsknota za rodziną i miejscem, które można nazwać swoim azylem.

Udział w Rio 2016 był twoim marzeniem. Japonię też tak traktujesz czy może bardziej jako zwieńczenie kariery?

Jeśli uda nam się do Tokio 2020 zakwalifikować, to będą moje trzecie igrzyska. Ale mam lat, ile mam, czyli 37, więc myślę, że to będą moje ostatnie… Aczkolwiek o Rio też tak myślałam, a potem znalazłem jednak siłę i motywację na Tokio, więc nie będę się zarzekać (śmiech).

Najważniejsze osoby, które wywarły na ciebie wpływ? Najważniejszy coming out?

Niezmiennie i przede wszystkim mama. Wpływa na moje życie nie tym, że pokazuje mi jakąś drogę, ale tym, że pozwalała mi realizować pomysły. To rodzic, który pozwala popełniać błędy i wspiera niezależnie od sytuacji. Chciałam ją przygotować do mojego coming outu, ale gdy miałam te 20 lat, dostęp do internetu nie był taki, jak dziś, trudniej było mamę „urobić” (śmiech) Ale gdy tylko coś znajdowałam – cokolwiek! – na temat homoseksualizmu, lesbijek, to otwierałam na tej stronie i zostawiałam. Były to jednak dość nieudolne podchody, więc zdecydowałam się po prostu jej powiedzieć. Szczera rozmowa – strzał w dziesiątkę. Później brat, tata. To były kluczowe coming outy, które utwierdziły mnie w przekonaniu, że najważniejsze osoby mnie kochają i akceptują. Widząc akceptację rodziny, poczułam: „Teraz mogę góry przenosić!”. I stało mi się wszystko jedno, kto coś sobie o mnie pomyśli. To było bardzo ważne – wyzbycie się strachu, poczucia, że nie żyje się ze sobą w zgodzie. Polecam! Kluczowym było też poznanie innych ludzi LGBT. Pamiętam jeden klub branżowy, w Krakowie, owiany tajemnicą; nie można było tam wejść ot tak z ulicy, trzeba było pukać do drzwi.

Jak tam trafiłaś?

Gdy zdałam sobie sprawę, że nie jestem hetero, zaczęłam się zastanawiać. Chyba każdy myśli wtedy, że jest jedyną taką osobą w szkole, klasie, że jest się dziwnym człowiekiem, że jest coś nie tak. Czy to jest normalne, czy nienormalne? Czy moje koleżanki też tak mają? Przez to, że żyjemy w społeczeństwie, w którym nie ma rozmowy na temat orientacji, bałam się ją z kimkolwiek zacząć. Adres tego klubu, nazywał się Seven, znalazłam gdzieś i poszłam tam sama. To było jakieś objawienie (uśmiech). Wchodzę do pełnego klubu, a ci wszyscy ludzie są tacy jak ja! Ogarnęła mnie euforia, że nie jestem sama na tym świecie. Pamiętam, że byłam zachwycona i wtedy zaczęłam się bardziej otwierać: przed sobą, ale też przed znajomymi.

Gdy zaczęłaś podróżować jako żeglarka, spotykałaś się też ze społecznością LGBT?

Gdy zaczęłam podróżować i żeglować, to już w pełni zaakceptowałam siebie. Byłam otwarta na znajomości w różnych krajach w środowiskach LGBT. Czasem szukałam klubu, by zobaczyć, jak to jest gdzie indziej. Poznałam też sporo dziewczyn, które żeglują razem ze mną lub przeciwko mnie w mojej klasie a które też są niehetero, więc czasami się spotykałyśmy.

Doświadczyłaś nieprzychylnych reakcji, komentarzy?

Komentarze głównie w Polsce, za granicą raczej spojrzenia, zaciekawienie. Jestem prywatnie osobą spokojną; w sporcie mam tyle adrenaliny i czasem agresji, że w zupełności mi wystarczy, więc takie sytuacje nie wyprowadzają mnie z równowagi. Aczkolwiek jestem zła i jest mi smutno, kiedy widzę narastającą nienawiść i to, z jakim jadem ludzie potrafi ą o kimś mówić, jak się odgrażać. Jestem zaskoczona, później jest mi przykro a na końcu pojawia się ogromne wkurzenie.

Czy to wkurzenie było powodem udziału w tegorocznej akcji „#Sport przeciw homofobii” Kampanii Przeciw Homofobii?

Tak, na pewno. Bycie biernym to danie przyzwolenia na to, co się dzieje dookoła. Nie ma już przestrzeni na milczenie. Trzeba mówić głośno, kim się jest i że mamy takie samo prawo do istnienia i szczęśliwego życia, jak inni. Mam przeświadczenie, że trzeba było pokazać, że można się wyoutować i że bycie lesbijką czy gejem jest OK. Jeśli w jakiś sposób pomoże to nawet paru osobom, to dla mnie chwila dyskomfortu podczas opowiadania o sobie jest tego warta. Chciałabym, by młodsi ode mnie ludzie, nastolatki, którzy odkrywają swą seksualność, nie uważali tak jak ja kiedyś, że są jedyni w szkole i nie wiedzieli, co się z nimi dzieje. By mieli poczucie, że nie są sami i że w kimkolwiek się zakochują – to jest OK.

Czy przed „#Sport przeciw homofobii” działałaś na rzecz LGBT?

Na rok przed tą akcją KPH zaprosiła mnie na galę – niestety, jako żeglarka musiałam być wtedy w Japonii na regatach, ale nagrałam filmik, który puścili. Z takiego samego powodu nigdy nie byłam na warszawskiej Paradzie Równości! Za to udało mi się w Los Angeles. Ale to wyjątek. Jak ciągle trenujesz, masz naprawdę mało czasu na akcje społeczne, choć muszę przyznać, że zawsze towarzyszyła mi myśl, by się zaangażować.

Dojrzewała przez lata?

Tak. Do tego moja żona jest taką Joanną d’Arc, która sama nie walczy, bo nie lubi publicznych wystąpień, ale zachęca mnie do angażowania się i wspiera we wszelkich działaniach. Mieszkała 15 lat w L.A., gdzie jest zupełnie inna otwartość: jest dzielnica LGBT, są małżeństwa jednopłciowe, adopcja. Dla niej polska rzeczywistość jest kilkadziesiąt lat za innymi. Jeszcze zanim zaczęłam podróżować, miałam tego świadomość, a dzięki podróżom nie tyle uzmysłowiłam sobie jak jest źle, ale zobaczyłam, jak normalnie może być. Mam poczucie, że nie rozwijamy się jako kraj i społeczeństwo; a przecież można! Uważam, że brak dobrej edukacji powoduje, że zamykamy się na drugiego człowieka, boimy się czegoś nowego. A nawet nie nowego – po prostu dotąd ukrytego, więc nieznanego. Często zamiast zapytać, porozmawiać, homoseksualizm traktuje się jak tematu tabu. A ja chciałabym, żeby ludzie, jeśli nie wiedzą, by pytali: by pojawiło się zwyczajne, ludzkie zaciekawienie i otwartość na drugą osobę. A najgorzej, gdy na szczątkowych informacjach tworzy się własną teorię, która powtarzana ewoluuje i odbiega od prawdy tak, że można się czasem aż za głowę chwycić! Dlatego tak ważne jest rozmawianie. Moja mama pyta mnie, jeśli czegoś nie rozumie, i widzę, że gdy później z kimś rozmawia, mówi coraz bardziej merytorycznie.

Tak działa ruch sojuszników. Ty jesteś otwarta, opowiadasz o sobie, ktoś może dopytać i podzielić się wiedzą dalej.

O to chodzi. A wsparcie takich ludzi daje też mnóstwo pewności siebie; przykre sytuacje, odrzucenie, stają się mniej bolesne albo jak w moim przypadku – najczęściej takich momentów nawet nie zauważam lub szybko zapominam. Oczywiście, każdy powinien być pewny siebie, ale jesteśmy różni: mnie ukształtowały i sukcesy, i trudne chwile. W wieku 21 lat straciłam brata, a pięć lat później tatę, co spowodowało, że szybko musiałam ukształtować swój charakter i dzięki wsparciu mamy jednym z jego elementów jest dzisiaj pewność i wiara w siebie. Ona zaś pomaga w reagowaniu na to, co mnie spotyka. Ale jedne osoby są słabsze, inne silniejsze, jedne bardziej wrażliwe a inne mniej. Dlatego kierunkiem powinno być przede wszystkim przeciwdziałanie hejtowi, nienawiści, a nie tylko uczenie, jak sobie z nienawiścią radzić, jak na nią reagować.

Oprócz akcji KPH wystąpiłaś też w programie „Skandaliści” na Polsacie i świetnie się zaprezentowałaś.

Chociaż nie jestem osobą, która łatwo się otwiera i mówi o uczuciach, a tutaj opowiada się osobistą historię: wprowadza obcych ludzi do życia, pokazuje intymne momenty. Gdy po ogłoszeniu akcji rozdzwoniły się telefony, pomyślałam: „O kurde!”. Bo nie chodziło już tylko o mnie, ale też o moją partnerkę i cały team, z którym pływam. Ale jak się powiedziało A, trzeba powiedzieć B, niemniej chciałam wiedzieć, jak oni się z tym czują. Na szczęście mam cudowny zespół, który mnie wspiera. Cieszę się, że kolejne osoby zaangażowane w sport dołączają do akcji i mam nadzieję, że ona będzie kontynuowana.

Miałaś jakąś wyoutowaną osobę, która na ciebie wpłynęła?

Bardzo mi zaimponował młody chłopak Tom Daley, skoczek, który wyoutował się zaraz po igrzyskach w Rio. Dziś ma męża, małe dziecko. Pokazuje, że można mieć fajne życie, będąc gejem i dalej osiągać sukcesy.

Skoro mowa o szczęśliwej rodzinie. Żonę Chuchie poznałaś, gdy zaproponowała ci wywiad, tak?

Zgadza się. Tyle, że ja nie chciałam jej go wtedy udzielić (uśmiech) Nie poddawała się jednak, więc dla świętego spokoju powiedziałam, że OK, ale wymyśliłam taką godzinę, że pomyślałam, że na pewno nie będzie jej pasować. Ale przyjechała! Praktycznie w nocy, była jakaś 22.30. Musiała jeszcze przywieźć kamerę, wszystko rozstawić, ale nie narzekała, więc co miałam zrobić? Porozmawiałyśmy i od tego się zaczęło. Więc mogę powiedzieć, że poznałyśmy się dzięki jej determinacji.

Ona jest reżyserką, ty zawodową żeglarką, siłą rzeczy spędzacie dużo czasu osobno. Jak sobie z tym radzicie?

Chuchie jako dziecko a potem nastolatka sama była żeglarką i dopiero później wybrała studia filmowe. Doskonale zna więc ten styl życia i bardzo mnie wspiera. Do tego współpracuje z Hiszpańską Federacją Żeglarską jako osoba odpowiedzialna za media i filmy dokumentalne o zawodnikach, więc gdy tylko ma okazję, przyjeżdża na regaty, na których i ja jestem (uśmiech). Ale wiadomo, że związek na odległość nie jest łatwy – trzeba dużo zaufania, szacunku i miłości, by działał.

Chuchie podobno jako pierwsza wyznała ci miłość. A jak było z zaręczynami i ślubem?

Tym razem to ja byłam pierwsza… i czekałam, żeby i ona mi się oświadczyła! Stwierdziłam, że skoro obie tego chcemy, to dlaczego tylko jedna z nas ma się oświadczać? Osiem miesięcy wywierałam na niej presję, pytając: „A gdzie jest mój pierścionek?” Więc mogę powiedzieć, że trochę te oświadczyny wymusiłam… ale ślubu już nie! (śmiech) Odbył się na Majorce, w jednej z naszych ulubionych restauracji: elegancko, ale z luzem, najbliższa rodzina i znajomi, piękna pogoda. Było idealnie. Fifty-fifty osób hetero i homo. To dla członków naszych rodzin i znajomych hetero była nowa sytuacja, coś innego i niespotykanego: na 90 metrach kwadratowych nagle spotkali sporo lesbijek i gejów! (śmiech)

Zamieszkałyście razem?

Pomieszkujemy na Majorce u moich teściów. Naszym marzeniem jest wybudowanie tam domu; świetne warunki do pływania, wspólny dom, pies.

Jaką masz relację z teściami?

Fantastyczną! Mój teściu ma 72 lata, a teściowa 65. Są bardzo otwarci, tolerancyjni i wspierający, aczkolwiek teść czasem nadal nie wie, jak ma mnie do końca traktować. Jako męża swojej córki? Jako faceta? Prowadzi to czasem do zabawnych sytuacji. Np. mówi, że musi przewieźć pralkę i „naturalnie” mnie woła do pomocy, albo chętnie pokazuje mi coś w garażu. Czasem mówię do Chuchie: „Kurczę, twój tata traktuje mnie jak zięcia!” Ale jest super uroczym facetem i nie obrażam się; rozumiem, że gdy żyje się przez 60 lat w pewnym przeświadczeniu, a tu „nagle” twoja własna córka ma żonę, to może to być lekko mylące. Jest kochany i szczerze go uwielbiam, zresztą teściową też. Są super.

Czy masz jakąś maksymę, która motywuje cię do działania?

Za każdym razem powtarzam sobie, że karma is a bitch. Wierzę, że to co robisz, potem do ciebie wraca – i jeśli nie jesteś OK, to cię kiedyś dopadnie – w najmniej oczekiwanym momencie. Dlatego staram się żyć tak, aby nie krzywdzić drugiego człowieka.

Gdybyś miała coś powiedzieć Czytelni(cz)- kom Repliki?

Cieszę się, że jest taki magazyn i mam nadzieję, że poszerzy grono odbiorców – i to nie tylko o osoby LGBT, ale też hetero. Myślę, że może to być bardzo uczące!

W takim razie pokażesz nasz wywiad mamie?

Oczywiście!

Tekst z nr 79 / 5-6 2019.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.