Pan HaH

JAKUB WILCZYŃSKI – szef jedynej w Polsce sieci klubów LGBT opowiada o interesach, o homofobii, o tym, jak sam pierwszy raz poszedł do klubu gejowskiego w wieku… 14 lat, a także o tym, jak łączy biznes z działalnością na rzecz naszej społeczności. Rozmowa Tomasza Piotrowskiego

 

Foto: Anna Kamińska

 

Jesteś właścicielem jedynej sieci klubów LGBT+ w Polsce, HaH – w Poznaniu, Wrocławiu, Sopocie i Katowicach. Masz także 7 innych biznesów, a pewnie i tak nie wszystkimi się pochwaliłeś. Urodziłeś się od razu za biurkiem dyrektora własnej firmy?

(śmiech) To prawda, że do własnego biznesu kręciło mnie od zawsze, ale byłem kiedyś pracownikiem! Przez chwilę byłem nawet sprzedawcą butów, pracowałem też w ubezpieczeniach. Ale w wieku 18 lat wraz ze swoim ekschłopakiem otworzyliśmy w Poznaniu sex shop, to było w 2003 r.

Sex shop w wieku 18 lat? Rozumiem, że nie branżowy?

Był dla wszystkich. Było to dość odważne w tamtych czasach i w tym wieku, ale była na to duża nisza w Poznaniu. Potem miałem też sklepy wysyłkowe, jednak wtedy wszedł mocniej Internet, my się na to nie załapaliśmy, więc już nie dogoniliśmy rynku. Potem, w 2005 r., otworzyłem swój pierwszy klub, powiedzmy, że LGBT+, chociaż wtedy mówiło się Klub Ludzi Tolerancyjnych – Hallo! Cafe. Kojarzysz, jak to działało?

Nie bardzo, w 2005 r. miałem 9 lat.

(śmiech) W lokalu na każdym stoliku stał telefon. Goście siadali przy stolikach pojedynczo i każdy mógł zadzwonić do baru zamówić piwo, ale i zadzwonić do kogoś siedzącego przy innym stoliku i tak kogoś zaczepić. Takie randki przed czasami Grindra.

Wow! Dlaczego już tego nie ma?

(śmiech) No, czasy się już zmieniły! Ten klub naprawdę dobrze sobie radził. A największą popularność zyskał dzięki mojemu festiwalowi z 2009 r. Ninio Knows How dedykowanego słoniowi-gejowi w Poznaniu. Nie wiem, czy pamiętasz – to była głośna akcja w Polsce, ale i na świecie, gdy poznańskie zoo wybudowało nową słoniarnię i sprowadziło tam 10-letniego słonia – Ninio. Okazało się, że jest on homoseksualny, a jeden z PiS-owskich radnych skomentował: „Nie po to wydawaliśmy 37 mln zł na największą w Europie słoniarnię, aby mieszkał w niej słoń-gej”. Generalnie chcieli Ninio oddać. Dla mnie to był jakiś absurd. Stanęliśmy w jego obronie, dostaliśmy zaproszenie do kilku telewizji i powstał potem 2-tygodniowy festiwal, który odbywał się w Hallo! Cafe. Były występy drag queens, była muzyka, wystawa fotografii, wieczór poetycki. Zebrane fundusze zostały przekazane na utrzymanie słonia.

Dlaczego zdecydowałeś się na biznes skierowany do osób LGBT+? Patrząc z punktu widzenia przedsiębiorcy, więcej klientów jest heteroseksualnych, tak?

To prawda, ale sam jestem przecież gejem, więc chciałem robić coś dla własnego środowiska. Poznań zasługiwał na fajne miejsce dla naszej społeczności. Była tutaj świetna dyskoteka Voliera, ale uważałem, że Poznań jest na tyle otwartym miastem, że tych klubów może i powinno być dużo więcej. Dlatego nigdy nie bałem się otwierać lokali skierowanych do osób LGBT+. Prowadząc już Hallo! Cafe usłyszałem, że zwolnił się w Poznaniu duży lokal, więc pomyślałem – zaryzykujmy! To była duża inwestycja, wymagała totalnego remontu właściwie od zera. Przywracanie miejsca do stanu użyteczności trwało niemal rok. I tak, razem z Piotrem Halickim, 2 lipca 2011 r. otworzyliśmy HAH Art & Music Club, który na początku miał się nazywać Heaven and Hell, ale zostaliśmy przy skrócie HaH.

Pamiętasz dzień otwarcia?

Pewnie że tak. Nie był wcale za dobry. W pierwszy weekend przyszło trochę ludzi, w następny już trochę więcej i dopiero pełno zrobiło się w czwartym tygodniu. Wtedy do wejścia ustawiła się kolejka. Zaczynaliśmy od 1200 metrów kwadratowych, w tej chwili HaH w Poznaniu ma już 4 tysiące. Wtedy to były dwie sale – sala górna Heaven, sala dolna Hell i bar po środku – Purgatory (Czyściec). Każda z sal miała inną muzykę, inny klimat. To było ważne, ludzie poznawali inne gatunki, do Polski docierało techno z Berlina, deep house czy muzyka ambientowa. I zaskoczyło!

Jak rozumiem, wtedy to był twój jedyny biznes. Stałeś na barze?

Nie na barze, ale na zmywaku. Przez pierwsze tygodnie brakowało nam rąk do pracy – zakłada się jakąś liczbę ludzi, ale jak nagle do klubu przyjdzie dwa razy więcej osób, liczy się każda para rąk, a na początku jednak trzeba oszczędzać. Przez pierwszy rok funkcjonowania HaH Poznań pracowaliśmy non stop. Mówię my, bo mam na myśli siebie i Piotra Halickiego – współzałożyciela, ale i mojego partnera, z którym jesteśmy od 12 lat razem. Piotr stał na barze, ja chodziłem po sali i zbierałem szkło.

Na czym polega sukces HaH-u? To jedyna sieć tego typu klubów w Polsce.

Cały czas inwestujemy, ściągamy najlepszych DJ-ów, organizujemy koncerty, robimy remonty, kupujemy nowy sprzęt. Nie stoimy w miejscu. Ja jestem bardzo kreatywną osobą, mam cały czas nowe wizje. Robimy kolejne szkolenia dla pracowników, podpisujemy nowe kontrakty, zapraszamy gwiazdy. Chcemy nie tylko utrzymać poziom, ale i dać coś więcej niż sam klub. Do tego też trzeba włożyć serce. Ja praktycznie te wszystkie miejsca stworzyłem sam. Na pewno umiem zaplanować przestrzeń i dekoracyjnie super mi się to udaje. Bardzo to zresztą lubię, urządziłem też w życiu kilka mieszkań. Jak było trzeba, to i złapałem szpachlę, tynkowałem. W każdym z HaH-ów w Polsce gdzieś tam swoją rękę przyłożyłem.

Za tobą na ścianie widzę jakieś gigantyczne grafiki. (Jakub i Tomek rozmawiają na Zoomie – przyp. „Replika”). Czyżby to harmonogram pracy wszystkich klubów?

A tak, bo jesteśmy teraz w tymczasowym biurze, sorry za bałagan. To akurat wielka praca moich menadżerów. Mam w sumie siedem klubów, więc ciężko jest to wszystko zgrać. Ostatnio co poniedziałek ściągałem do Poznania wszystkich menadżerów, żebyśmy to zrobili. I tak przez 2 miesiące powstał już cały kalendarz na kolejny rok.

Jak ty nad tym wszystkim panujesz?

Mam menadżerów, część z nich to bardzo młodzi ludzie, bo u mnie nie ma problemu – zatrudniam wszystkich: starszych, młodszych, czarnoskórych, transpłciowych. Jeśli ktoś ma chęci i jest ambitny – proszę bardzo. Mój najmłodszy menadżer ma 23 lata i sobie całkiem dobrze radzi. Uczestniczę dalej w życiu lokali, żeby jednak porozmawiać, nauczyć ich czegoś. Wydaje mi się, że trochę już o tym wiem, więc mam nadzieję, że to im się przyda na przyszłość i kiedyś ktoś to dalej za mnie pociągnie.

I jeszcze mama ci pomaga, tak?

Tak, moja mama to ta ruda pani, która wszystkich w Poznaniu przepuszcza przez główne wejście. Mama pracuje ze mną od początku, gdy była pierwsza przerwa w związku z wirusem, codziennie mi się skarżyła, że chciałaby już wrócić. Ma już tam pełno kolegów, pełno koleżanek, ma super relacje z klientami, dostaje nawet jakieś prezenty od nich.

Przekupują ją!

(śmiech) Nie no, do mamy mam pełne zaufanie. Sam jej to zaproponowałem, zawsze była pozytywną osobą, więc sądziłem, że to wejście jest dla niej. Od razu się zgodziła. Parę lat temu też pracował ze mną mój brat. Teraz niestety wyprowadził się do Stanów, ale mam nadzieję, że kiedyś wróci.

To zdradź, co jest na tych grafikach – co planujesz na przyszły rok?

Przede wszystkim w przyszłym roku mamy urodziny – 10 lat istnienia HaH-ów. Główne obchody znaczną się w połowie czerwca, połączymy to pewnie z poznańskim Pride Week. Nie mogę jeszcze wszystkiego zdradzić… I obyśmy się już wirusa pozbyli do tego czasu!

No dawaj, uchyl rąbka tajemnicy.

Po pierwsze chcę, żeby w Polsce było sześć HaH-ów, tyle, ile kolorów tęczy, a każdy z nich będzie odpowiadał za jeden kolor, czyli jedną z grup mniejszościowych LGBT+. Jak? Przy każdym z HaH-ów powstanie stowarzyszenie, takimi osobami.

Wielkie plany! Serio?

Co więcej w Poznaniu planujemy założyć hostel interwencyjny dla ludzi, których wyrzucono z domu przez homofobię. Te sześć HaH- -ów połączy się w jedną dużą fundację. Pracujemy nad tą koncepcją tak, by w przyszłym roku wszystko zaczęło działać. Planujemy też szereg koncertów, dużych wydarzeń, bieg równościowy. Skrót HaH dziś nie oznacza już tylko tego „piekła i nieba”, ale też „Human and Human”, „Homo and Homo”, „Homo and Hetero”… W przyszłym roku z okazji 10-lecia klubu planuję dużą kampanię reklamową w tym zakresie. Powstanie w związku z tym też cała kolekcja odzieżowa z tymi hasłami zaprojektowana przez kilka znanych osób.

Sześć HaH-ów? To w jakich miastach mają pojawić się kolejne?

Poznań ma się całkiem dobrze. Wrocław jest w nowej lokalizacji, Katowice będą zmieniały lokalizację już niebawem. Jesteśmy też w trakcie szukania nowej lokalizacji dla Sopotu. Nowe kluby mają powstać w Krakowie i Warszawie. W Krakowie byliśmy już w trakcie podpisywania umów, ale wszystko przez COVID zostało przerwane. W Warszawie z kolei mamy sprawę w sądzie. Trudna sytuacja – firma, od której wynajęliśmy pomieszczenie, chyba na samym końcu dopiero zrozumiała, do jakiej klienteli będzie skierowany nasz lokal. Zarząd firmy zmienił się na mocno upolityczniony i… walczymy. Sprawa jest w sądzie. Homofobia, jak widzisz, dotyczy też biznesu.

To jedyna taka sytuacja?

Wiesz co, często się to zdarza. Ludzie bywają zaskoczeni w trakcie rozmowy, bo ja w kategorii wyglądu nie mieszczę się raczej w stereotypie geja.

Wyglądasz bardziej jak jakiś mafioso.

(śmiech) No, bez przesady! W każdym razie to czasem pomaga w rozmowach, ale na samym początku ludzie na mieście mówili, że ja specjalnie mówię, że jestem gejem, żeby zwabić ludzi do HaH-u. Że to taki chwyt marketingowy, a tak naprawdę jestem heteroseksualny. A homofobia się zdarza, oczywiście. My zawsze w trakcie rozmów mówimy otwarcie, że chodzi o klub LGBT, pokazujemy wizualizacje z innych klubów. Zabezpieczamy się, by nikt nam nagle potem nie powiedział, że jednak nie. Ale częściej spotykamy się z ludźmi, którzy nie mają nic przeciwko.

Jak reagujesz na te negatywne przypadki?

Wkurzam się, oczywiście. Ale nauczyłem się jednej rzeczy – lepiej nie dusić tego, tylko odpuścić. Często dzięki temu los jakoś prowadzi do jeszcze fajniejszych lokalizacji i propozycji.

HaH przez lata naturalnie kojarzył się jako klub LGBT+, ale gdy byłem w Poznaniu kilka miesięcy temu, widziałem w HaH- -u sporo par heteroseksualnych w przeróżnym wieku.

HaH w tej chwili już nie jest „typowym” miejscem LGBT+. Jest klubem dla ludzi z otwartymi umysłami. Przychodzą wszyscy, czują się komfortowo, bezpiecznie i nikt ich nie zaczepia. Z tego też powodu przychodzi do nas wielu obcokrajowców, studentów na wymianie o różnych orientacjach. Nie sądzę, żeby generalnie stało się tak, że pary heteroseksualne będą w większości. Masz jednak rację, że coraz więcej takich osób do nas przychodzi. Pytanie, czy poza bezpieczeństwem mają też inny powód, żeby zaglądać do HAH-u? Dużo osób szuka teraz różnych wrażeń. Gdy jakiś czas temu mieliśmy imprezę z firmą Tinder, dostaliśmy mnóstwo rodzajów opasek reprezentujących konkretne potrzeby danej osoby i ja byłem przez chwilę w szoku, że one wszystkie znalazły dla siebie w moim klubie miejsce. Ludzie są dziś otwarci, zwłaszcza młodzi. Czasem mam wrażenie, że większość młodych jest dziś biseksualna i chyba nastąpiła kolejna zmiana pokoleniowa. To chyba dobrze.

Poza HaH-ami masz też inne biznesy – restauracja Pierożek i Kompocik, klub Twoja Stara, Club Havanna, sklep Anty-virus.

Niektóre lokale to osobne byty, ale oczywiście istnieją one dzięki HaH-om i wspierają je. Anty-virus, chociażby, to sklep stacjonarny i internetowy sprzedający materiały związane z epidemią COVID: żele antybakteryjne, maseczki itd. Cały zysk z tego sklepu jest przekazywany na utrzymanie lokali i pensje pracowników, gdy kluby są zamknięte. Pie rożek i Kompocik sąsiadują z kolei z Lokum Stonewall. Gdy były protesty po aresztowaniu Margot, to Pierożek rozdawał dla uczestników lemoniady, oranżady czy nawet pierogi. No i też wywiesiliśmy tęczowe flagi. Havana Club, z kolei, jest przeciwko rasizmowi. Są to rzeczy czasem mocno propagandowe, ale trzeba pokazać ludziom, że homofobia czy rasizm nie są akceptowane, to już nie te czasy.

Słyszałem, że kultowe już Lokum też jest trochę dzięki tobie?

To jest miejscówka Grupy Stonewall, to oni tam rządzą. Prawda, że wcześniej tam był jeden z moich lokali gastronomicznych, ale słabo szło. Któregoś dnia Arek Kluk zaproponował, byśmy poprowadzili to wspólnie. Super mi się ten pomysł spodobał z tego względu, że dochód idzie też na rzecz Grupy Stonewall właśnie. Dzięki temu oni mogą organizować naprawdę fajne, duże rzeczy. No i dobra, tutaj też zdradzę – chciałbym, żeby w każdym mieście w Polsce, gdzie jest HaH, powstały puby dokładnie na tej samej zasadzie, co Lokum. Mogą w nich pracować aktywiści, osoby w trudnej sytuacji życiowo-zawodowej ze względu na orientację seksualną czy tożsamość płciową. Oczywiście dostaną swoją pensję, ale ogólny dochód powinien iść dla lokalnego stowarzyszenia LGBT+. Najpewniej Wrocław będzie pierwszym takim punktem na mapie. To też super, że dzielimy zabawę z działalnością społeczną – pijemy piwo, rozmawiamy, tańczymy – a jednak wspieramy tym finansowo aktywistów, którzy robią masę dobrych rzeczy dla naszej społeczności.

Biznesmen, który czynnie angażuje się w życie społeczności LGBT – należysz do rzadkiego gatunku w naszym kraju.

Dość mocno współpracowałem już z dziewczynami, które organizowały Marsze Równości w Poznaniu, jeszcze zanim pojawiła się Grupa Stonewall. Pamiętam szczególnie te pamiętne wydarzenia z 2005 r., gdy policja zatrzymała ponad 60 osób, wyciągając je brutalnie z Marszu Równości. Na potrzeby Marszu dziewczyny poprosiły m.in. o udostępnienie toalety w Hallo! Cafe. I wyobraź sobie, że korzystali z niej chociażby właśnie ci policjanci, którzy ciągali naszych po ulicy. Ja wtedy przygotowywałem drugą część Marszu właśnie w lokalu i nie wiedziałem, że coś się dzieje, przecież od razu bym ich wyrzucił za drzwi. Mam w sobie coś, co… no nie wiem… mówi mi, że trzeba być dobrym, że trzeba ludziom pomagać i walczyć o swoje. Nie wiem skąd to się we mnie wzięło. Tak trzeba i już.

A ty kiedy pierwszy raz byłeś w klubie gejowskim?

Oj, nie wiem, czy mogę to powiedzieć.

Dlaczego nie?

Bo to był klub gejowsko-fetyszowy Scorpio w Poznaniu, a ja miałem wtedy… 14 lat! Ale już poważnie wyglądałem, miałem już nawet zarost. Jak poszedłem do szkoły średniej, wszedłem do klasy, to wszyscy wstali i powiedzieli mi: „Dzień dobry!”, bo myśleli, że to nauczyciel wchodzi! (śmiech) Nie miałem więc nigdy problemów z zakupieniem papierosów czy alkoholu, nikt mnie nigdy o dowód nie prosił. I dlatego też mogłem wtedy już do klubów chodzić.

Jakie to było uczucie? Młode osoby LGBT+ często wchodzą pierwszy raz do „swojego” klubu i czują wolność, mają przestrzeń, w której mogą być wreszcie sobą. Jak było u ciebie?

Dokładnie tak samo.

A co cię tam sprowadziło?

W wieku 14 lat sam wiedziałem, że chcę tam iść, że ciągnie mnie do facetów. Jak poszedłem raz, to potem już byłem co tydzień. Ale jeździłem też oczywiście do innych klubów, raz na jakiś czas pojechało się na wieś na dyskotekę… Od młodzieńczych lat żyłem gdzieś między klubami i tak to jakoś przeniosłem na swoje życie.

Czyli jako 14-15-latek byłeś świadomym gejem?

Tak. Zawsze wiedziałem, że podobają mi się mężczyźni i to ci „bardzo męscy” mężczyźni. Oczywiście niech nikt się nie obraża – uwielbiam wszystkich ludzi, a im ktoś bardziej jest kolorowy, to uważam, że lepiej. Jako 15-latek miałem już chłopaka, część osób o tym wiedziała, inne nie. To były takie czasy, że bycie osobą o innej orientacji nie było łatwe. Mój ojciec nigdy do końca mnie nie zaakceptował. Wiem więc, jak może wyglądać trudne życie młodej osoby LGBT+.

Kiedy powiedziałeś rodzicom?

A od razu. Jak miałem 15 lat. Matka to przeżyła bardzo mocno, ojciec, jak mówiłem, też. Przez długi czas się do mnie nie odzywali. Z mamą potem wszystko wróciło do normy, a z ojcem do dziś jest utrudniony kontakt. Rodzice są dziś po rozwodzie.

Twoja orientacja też na to wpłynęła?

Nie była główna przyczyną, ale pewnie po części też.

A brat?

No wiesz, jakby ci to powiedzieć… (śmiech) Zajrzyj na jego profil na Facebooku, to zobaczysz.

Też jest gejem?

Tak! Brat jest młodszy o cztery lata, dowiedziałem się o nim u mnie w lokalu. Był barmanem w HaH-u i gdzieś tam od osób trzecich się dowiedziałem. Trochę mnie to zatkało! Mamy świetny kontakt, do Stanów wyjechał właśnie po to, żeby zamieszkać ze swoim chłopakiem. Dla rodziców to był kolejny wielki szok, mama jednak dziś codziennie z nim rozmawia, mają świetny kontakt. Moja młodsza o 15 lat siostra też jest już wprowadzana powoli w ten biznes, poznaje moje życie. Ale jest hetero, ma chłopaka. (śmiech)

A ty na Facebooku masz w profilu ustawione: „w związku małżeńskim”.

Po 12 latach to już chyba można powiedzieć, że jesteśmy małżeństwem. Piotr ma swoją firmę, ale oczywiście pomagamy sobie, zresztą ostatnio już załatwiliśmy wszystkie formalności i stworzyliśmy spółki, więc to jest już nasza wspólna firma.

Poznałeś go… pewnie też w klubie?

Oczywiście, w jednym z moich klubów, w Herosie, na imprezie skierowanej do społeczności bears w 2008 r., prawie na cztery lata przed otwarciem HaH-u. Siedziałem ze znajomymi, on przyszedł ze swoim kolegą. Jakoś doszło do tego, że się poznaliśmy… zaczęliśmy randkować… no i tak minęło właśnie 12 lat.

Myślałeś kiedyś, żeby rzucić ten biznes?

(śmiech) Chyba każdy właściwe ma takie myśli od czasu do czasu. To nie jest łatwy kawałek chleba. Szczególnie patrząc na to, co teraz dzieje się w Polsce… Prowadzisz biznes przez ostatnie lata i on stale się rozwija, i nagle jest zmiana rządu i zastanawiasz się, co dalej się stanie. Masakra. Podzieliłem działalność gospodarczą na spółki też z obawy przed PiS-em.

To co? Pozostaje chyba tylko zaprosić wszystkich na przyszłoroczne imprezy z HaH-em?

Mam nadzieję, że COVID nie popsuje tych planów. W tym roku strasznie rozbiło to chyba każdego przedsiębiorcę. Generalnie kluby nie powinny być otwarte, a wiadomo, że większość w Polsce jakoś funkcjonowała. To jest dziwna sprawa – TVP robi wielkie koncerty, nie mając żadnych dystansów i obostrzeń, a ty jako niewolnik państwowy masz zamykać klub, bo tak się komuś zachciało. Dziwne czasy przyszły. Samo odblokowanie lockdownu było też jakąś straszną gonitwą. Miałem mnóstwo planów, zaproszonych gwiazd, inwestycji chociażby w Krakowie i wszystko legło w gruzach. Ale idziemy do przodu! Największą radością z prowadzenia tego biznesu jest to, że daję ludziom przestrzeń, w której mogą czuć się wolni, w której mogą być sobą. To, że ten biznes tak się rozrósł, otworzyło mi nowe możliwości – chociażby planowanie stworzenia tych stowarzyszeń, o których mówiłem. Pewnie można by na tym po prostu więcej zarabiać, ale nie tylko na zarabianiu mi zależy.