Z Januszem Misiarzem i Marcinem Stołowskim, współwłaścicielami biura podróży Fellow Travel, specjalizującego się w klienteli LGBT, rozmawia Piotr Marek Wagner
Biuro podroży LGBT-friendly – to chyba wciąż, nawet dla wielu samych osób LGBT w naszym kraju, brzmi trochę egzotycznie.
MS: A chodzi po prostu o to, że mamy rożnych klientów i chcemy nasz produkt, jakim są fajne wakacje, dostosować do ich potrzeb. Inaczej odpoczywają młode małżeństwa z małymi dziećmi, inaczej para emerytów po 80-tce, a inaczej grupa przyjaciół gejów. Jeszcze inaczej single. Nie chcemy dla nikogo tworzyć getta, po prostu – każdemu według potrzeb.
Z osobami LGBT rzecz polega głownie na tym, że np. facet nie musi ściemniać, że jedzie z kolegą, jeśli w istocie to jest jego partner – i może nam spokojnie powiedzieć, czego oczekuje. Na przykład, że woli, by hotel znajdował się blisko nocnych klubów, najlepiej gejowskich, niż rozkosznego kompleksu zjeżdżalni dla milusińskich.
Nie mówimy na wstępie: „Dzień dobry, jesteśmy gejami, może wy też?”. Choć wielu z naszych stałych klientów wie, że od szesnastu lat tworzymy parę, mieszkamy razem, mamy psa. Nie chodzimy jednak w różowych pomponach ani z pejczami, choć był i taki pomysł (śmiech). Po prostu zależy nam na tym, by osoby LGBT też czuły się w naszym biurze swobodnie i mogły nam powiedzieć, na jakich wakacjach im zależy.
Jak wygląda sektor takich wyjazdów w Polsce, a jak w innych krajach?
MS: W Polsce to na razie raczkuje. Jako pilot wielu wycieczek obserwowałem samotnie jeżdżących gejów i myślałem o kilkudziesięcioosobowych grupach LGBT z Niemiec czy Szwecji – jak oni mają fajnie! Razem zwiedzają świat, razem się bawią. U nas zebranie nawet 20 osób LGBT, które jadą w jednym terminie w to samo miejsce byłoby ogromnym sukcesem.
I stąd wziął się pomysł stworzenia tęczowego biura podroży?
MS: Pomyśleliśmy, że warto by było zaproponować standardowy wyjazd, ale taki, na którym towarzyszami wycieczki będzie co najmniej kilka, powiedzmy 6 czy 8, innych osób LGBT. Razem z naszą wspólniczką, Zofią Gącarzewicz, dwa lata temu powołaliśmy do życia dwie marki: Smile Holiday dla „mainstreamowego” klienta oraz brand Fellow Travel specjalizujący się w wyjazdach gay-friendly.
Jak organizujecie takie wyjazdy? Próbujecie zebrać kilka osób LGBT w jednym terminie, tak?
MS: Tak. To właśnie nazywa się Termin Gay Friendly (TGF). Często zdarzają się klienci, którzy mówią, dokąd chcą pojechać i pytają, kiedy mogą liczyć na inne osoby LGBT.
Czyli Fellow Travel jest popularne?
MS: W ramach Fellow sprzedaliśmy dotąd około 200 wyjazdów.
Kim jest przeciętny klient Fellow Travel? Skąd pochodzi? Jakiej jest płci? Ile ma lat? Pozostaje w związku?
JM: Większość osób jest z Warszawy, Wrocławia, Poznania, a także z mniejszych miejscowości wielkopolskich. 70% stanowią mężczyźni w wieku 25-45 lat, choć zdarza się też sporo par wiekowo „niezrównoważonych” np. 20 i 55 lat. Ale z podziałem na płeć nie wierzyłbym tym statystykom do końca – mam wrażenie, że dziewczyny są po prostu mniej śmiałe w mówieniu o tym, że są razem.
Od początku naszej działalności zjawiło się u nas tylko czterech klientów z segmentu LGBT, którzy deklarowali się jako single i chcieli gdzieś wyjechać sami. Ale wśród klientów „mainstreamowych” – też tylko tyle! A to procentowo oznacza jeszcze dużo mniej. Single, gdzie jesteście?
Nawet pary jednopłciowe z rodzicami szukające wspólnego wyjazdu zdarzają się częściej…
Zdarzają się klienci, którzy mówią wprost, że jadą na podryw?
JM: Tak, mówią to prawie wprost. To są zwykle kilkuosobowe grupy, przeważnie starzy wyjadacze, którzy wiedzą co, gdzie i jak. Nasze działania na ogół ograniczają się do szukania dogodnego transportu i „strategicznie” zlokalizowanej bazy hotelowej.
Jakie wyjazdy polecilibyście na nadchodzące lato?
MS: Na pewno na Paradę Równości w Maspalomas (Hiszpania), to jest impreza jedyna w swoim rodzaju. Następnie do Sitges (znów Hiszpania) i Mykonos (Grecja). W czerwcu gorąco zapraszamy do Tel Avivu, tam jest jedna z najlepszych Parad Równości. Jeżeli ktoś szuka imprez z erotycznymi zabawami, nie zawiedzie się.
We wrześniu chcielibyśmy zorganizować krótki wyjazd do Stambułu, który zresztą sami świetnie znamy. Występuje tam ogromne zróżnicowanie – od lokali z drinkami za 20 euro, gdzie każdy przychodzi pod krawatem, a pod sufitem wiszą klatki z tańczącymi dziewczynami i chłopakami, po tańsze, standardowe miejsca. Dodatkowo nie ma tam żadnej dyskryminacji ze względu na wiek, nikogo nie dziwi widok siedemdziesięcio- i osiemnastolatka bawiących się razem. Idąc do jednego z barów, baliśmy się, że będziemy traktowani jako ewenement, bo byliśmy we trojkę: jeden stary, drugi łysy i trzeci trans (śmiech), a wpisaliśmy się w klimat w stu procentach i nikt nie zwracał na nas najmniejszej uwagi.
JM: Generalnie należy rozróżnić dwa rodzaje wyjazdów. Pierwszy to tak zwane „city breaks” – są to na ogół wypady czterodniowe do wielkich aglomeracji miejskich z wieloma atrakcjami, wybierane głownie przez klientów z miast i zamożniejszych. Bezapelacyjnie prym wiedzie tu Barcelona. Także Berlin, ale tam jeździ się raczej bez pomocy biura podroży, choć oferujemy rewelacyjne ceny hoteli, w tym słynnego Axela (gay only).
Drugi rodzaj to wakacyjne plażowanie na co najmniej tydzień. I tu znów króluje Hiszpania – kraj, w którym przez większość roku jest piękna pogoda, a akceptacja dla LGBT jest niemal powszechna. Lata się więc na Wyspy Kanaryjskie, na Ibizę i na wybrzeże kontynentalne, do Sitges czy Torremolinos. Popularne są również południowe stany USA. Z Grecją natomiast bywa rożnie, tam głownie jeździ się na Mykonos, wyspę słynącą z atrakcji dla osób LGBT, ale jeżeli chodzi o inne lokalizacje, to musimy się bardzo napocić, żeby zorganizować wyjazd, na którym gej czy lesbijka będą się czuli naprawdę swobodnie.
MS: Na początku zastanawialiśmy się, czy proponować Egipt, bo to kraj nieprzyjazny środowiskom LGBT, ale zdecydowaliśmy się na ten kierunek, bo i tak jest często destynacją naszych klientów.
JM: Często wybierana jest także Turcja, szczególnie przez osoby, które jeszcze nie do końca wyszły z szafy, więc konieczność ukrywania swej seksualności zbytnio im nie doskwiera. Naszym zadaniem jest wybranie jak najbardziej przyjaznego hotelu i dokooptowanie większej liczby osób ze środowiska, by ułatwić asymilację.
Podobnie z Tunezją czy Marokiem?
JM: To są kraje, które cieszą się popularnością, bo są tam plaże, przystojni faceci i bardzo dobre jedzenie, ale też nasi klienci mają świadomość, że nie ma mowy o swobodzie w kwestiach LGBT, panuje raczej klimat rodem z PRL-u, pikietowy. Naszym obowiązkiem w takiej sytuacji jest poinformowanie ich o sytuacji prawnej i społecznej. O tym, że homoseksualizm jest tam po prostu nielegalny – co jednak nie oznacza, że żadna „gejowska scena” nie funkcjonuje.
Organizujecie wyjazdy na terenie Polski?
MS: Ludzie na ogół nie potrzebują operatora, by udać się na wycieczkę gdzieś w Polskę, świetnie sami sobie radzą we własnym zakresie.
JM: Fellow Travel to biznes, ale nie tylko. Pracujemy u podstaw – wybijamy się jakością obsługi, wiedzą i umiejętnościami – tym, że potrafimy zorganizować grupę osób LGBT w jednym terminie – wyjeżdżają jako nieznajomi, wracają zakumplowani.
Bardzo cenimy sobie, że na tej kanapie, na której teraz u nas siedzisz, gościmy zarówno młodego geja z chłopakiem, emerytkę z przyjaciółką, czy małżeństwo z bandą dzieciaków, które wszędzie porozrzucają zabawki i świetnie się tu bawią.
Najważniejsze jest to, żeby stworzyć klimat, w którym i ten gej, i ta emerytka, i to młode małżeństwo będą na takich samych prawach mogli powiedzieć, czego oczekują, czy będzie to po prostu święty spokój, czy animacje rodzinne, czy kluby SM.
Tekst z nr 49/5-6 2014.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.