Gdy homoseksualizm usuwano z polskiego kodeksu karnego naukowcy proponowali różnorakie metody leczenia tej „niemocy płciowej”
W tym roku mija 80. rocznica usunięcia z polskiego kodeksu karnego przestępstwa „nierządu przeciw naturze, co częściej jest określane jako dekryminalizacja homoseksualizmu, nie do końca precyzyjnie, bo homoseksualna prostytucja w przeciwieństwie do heteroseksualnej nadal była ścigana. Wydarzenie miało swą doniosłość (kraje takie jak Niemcy czy Wielka Brytania zalegalizowały homoseksualizm dopiero dobrych kilka dekad później), jednak bynajmniej nie było inspirowane tolerancyjnym podejściem wobec osób homoseksualnych. Ówcześni lekarze i prawnicy uważali po prostu, że zamiast zamykać homoseksualistów w więzieniach, należy ich leczyć. Argumentowano, że wystraszeni ewentualnymi karami delikwenci nie będą chcieli zgłaszać się na kurację. Prawnik Stefan Glaser przedstawiał przed Komisją Kodyfikacyjną zalecenia dotyczące „przestępstw przeciw moralności”: karalność nastręcza sposobność do wymuszenia, z drugiej zaś strony jest nieraz przeszkodą w wyleczeniu tych chorobliwych objawów.
Dziś pogląd, że leczenie homoseksualnej orientacji to barbarzyństwo, jest na szczęście coraz powszechniejszy, ale 80 lat temu był ewenementem. Dyskusja wśród naukowców toczyła się nie wokół pytania „czy leczyć?”, ale „jak leczyć?”. Pod uwagę brano tylko gejów, nazywanych wtedy „urningami”; lesbijek nie zauważano.
Oto kilka metod leczenia urningow, które znalazłem analizując ok. 2 tysiące tekstów nt. homoseksualizmu opublikowanych w języku polskim przed II wojną światową.
Życie rodzinne i przechadzki
W 1890 r. ukazała się książka „Niemoc płciowa u mężczyzn i kobiet” amerykańskiego neurologa Williama A. Hammonda. Autor opisał m.in. przypadek 28-letniego pacjenta, który z powodu niedającego się powstrzymać pociągu do pederastyi często się jej oddawał, poczem zawsze uczuwał żal. Hammond zalecił mu pędzenie spokojnego życia rodzinnego i zajęcie się takiemi sprawami, które by go całkiem oderwały od namiętności, zimne obmywania co dzień rano, pożywną dyetę, przechadzki piesze i jazdę konną. Dodatkowo zastosował kauteryzację (przytknięcie rozgrzanego „żegadła” do chorego miejsca; niestety nie wiadomo, do którego miejsca przykładano je homoseksualistom) oraz zapisał bromek sodu (3 razy dziennie po 1 gramie). Efekt? Zjawiło się co prawda lekkie zatrucie bromem, lecz wraz z niem znikał i nienaturalny pociąg do mężczyzn. W dalszym leczeniu przepisał roztwór siarczanu strychniny (ówcześnie używany również jako doping sportowy) i kwasu podfosforawego (3 razy dziennie po 10 kropli). Mieszanka ta przez kilkanaście następnych lat była jedną z najczęściej stosowanych w zwalczaniu „niemocy płciowej” , o czym świadczą popularne wówczas poradniki walki z impotencją. Zastosowanie jej do leczenia homoseksualizmu było oryginalnym pomysłem Hammonda, który prawdopodobnie uważał, że „opaczne poczucie płciowe” bierze się z impotencji wobec kobiet lub nadmiernego popędu seksualnego (roztworów bromu dodawano czasem żołnierzom do posiłków, by obniżyć ich popęd seksualny). Mikstura Hammonda na szczęście nie była niebezpieczna, jeśli stosowano ją w umiarkowanych dawkach. Dziś bromek sodu używany jest najczęściej w weterynarii.
Hipnoza
Lwowski neurolog, Mieczysław Świtalski w 1899 r. zaproponował na łamach „Przeglądu Lekarskiego” leczenie homoseksualizmu hipnozą. Relacjonował: Pacjent Grzegorz C. od 4 do 8 lutego jest poddawany hipnozie, w czasie której trwa poddawanie [hipnotyzowanie] przeciw samogwałtowi, uczuciu do L., przeciw przewrotnemu poczuciu płciowemu. 9 lutego pacjent oznajmia, że nie czuje żadnego pociągu do mężczyzn. Od 10 do 13 lutego lekarze dodają do zdiagnozowanych chorób, na które będą leczyć Grzegorza C. „używanie napojów wyskokowych”. 7 marca Grzegorz C. wobec tego, że (….) nie zdradza żadnych zboczeń w sferze popędu płciowego i zachowywał się zupełnie prawidłowo w towarzystwie mężczyzn, opuścił klinikę (…), jako uleczony. Konkluzja: Jakkolwiek nie można poddawania uważać za pewny środek przeciwko zboczeniom w sferze płciowej we wszystkich zgoła przypadkach, gdzie one istnieją, nie ulega jednak wątpliwości, że w wielu razach można niem osiągnąć dodatni rezultat.
Świtalski nie był pierwszy. Hipnozę w celu leczenia homoseksualizmu zastosował na początku lat 90. XIX w. niemiecki fizyk i psychiatra Albert von Schrenck-Notzing. Jej umiarkowanym zwolennikiem (odnotował tylko jeden przypadek „wyleczenia”) był August Forel, naukowiec, którego możemy nazwać Wisłocką pierwszej połowy XX wieku: Przy tem zboczeniu, wrodzonem, posługuję się z etycznych względów tylko do złagodzenia popędu, uspokojenia itd. Próbę skierowania popędu na inną płeć, jak również małżeństwo uważam za niedopuszczalne (…). Dlatego o „wyleczeniu” nie ma mowy. Było to wtedy stanowisko odosobnione.
Często homoseksualistów uznawano za niepoczytalnych i kierowano na leczenie, tak jak pana Z., który prześladował swój obiekt marzeń. Cytuję za Leonem Wachholzem (tekst „O przewrotnym popędzie płciowym” z „Przeglądu lekarskiego”, 1892 r.): Raz wieczorem po odprowadzeniu pana Y. do domu, miał Z. spotkać w pobliżu mieszkania pana Y. człowieka, który tajemniczo wpatrywał się w okna mieszkania. Zaskoczony i nagabnięty przez Z. zranił go sztyletem. Potem okazało się, że przypadek ten był zmyślonym, a Z. sam się lekko zranił. Listy z groźbami pochodziły również od niego, a cała machinacyja ta miała na celu zdobycie miłości i wdzięczności pana Y. za wrzekome poświęcenie się. Wyjaśnienie tego stosunku nastąpiło z chwilą, gdy Z. nie mogąc mimo prawie dwuletnich zabiegów stanąć u kresu swych marzeń, zapadł znacznie na zdrowiu; wtedy to odważył się na wyjawienie swej żądzy panu Y. Z. oddany został do zakładu leczniczego.
Przy tej okazji warto zwrócić uwagę, że na przełomie XIX i XX w. lekarze częściej niż panaceum na homoseksualizm, zajmowali się sposobami na wytępienie „onanii”. I tak redakcja „Przewodnika Zdrowia” polecała m.in. stosowanie słabych prądów galwanicznych połączonych z herbatą rumiankowa. Proponowano również „sugestywne leczenie we śnie hypnotycznym”, na koniec zaś „zabiegi operacyjne lub mechaniczne” , zaprezentowano nawet „kaftan nie pozwalający opuszczać rąk do podbrzusza”. Niekiedy te same metody zalecano przy homoseksualizmie.
Psychoanaliza
Kolejną propozycją była psychoanaliza. Jednak sam jej ojciec założyciel, Zygmunt Freud, nie miał sprecyzowanego zdania. Wiedeński naukowiec uważał homoseksualizm czasem za efekt narcyzmu, czasem za efekt nerwicy, a kiedy indziej – za coś najbardziej naturalnego (w końcu człowiek jest z natury biseksualny, a dopiero w procesie sublimacji i dojrzewania popęd heteroseksualny wygrywa z popędem homoseksualnym). Jako pierwszy homoseksualizmem w kontekście psychoanalizy zajął się w 1908 r. Isidor Sadger, który uważał, że można w ten sposób dokonać zwrotu na heteroseksualizm.
Freud w „Trzech rozprawach z teorii seksualności” zwrócił uwagę na to, że niektórzy „inwertowani” (inne, dziś już niestosowane określenie na gejów) buntują się przeciw swojej inwersji i odczuwają ją jako chorobliwy przymus. W przypisie dodał: Tego rodzaju odczuwanie jest warunkiem sprzyjającym dla pomyślnego leczenia sugestią lub psychoanalizą.
Przeszczep jąder
Absolutną rewolucją były doświadczenia Eugena Steinacha, który postanowił leczyć homoseksualizm chirurgicznie. W 1918 r. ten austriacki fizjolog ogłosił, że dokonał usunięcia jąder u pacjenta-homoseksualisty i wszczepił na ich miejsce jądra „heteroseksualne”. W rezultacie już w 12 dni wystąpiły erekcye i pacjent oświadczył, że odczuwa popęd heteroseksualny (Antoni Mikulski, „Homoseksualizm ze stanowiska medycyny i prawa”, 1920 r.). Innym lekarzom „wystarczała” sama kastracja (bez wszczepiania jąder „heteroseksualnych”), która przyczyniałaby się do zmniejszenia liczby „urningów”, gdyby – w co wierzyli – homoseksualizm był dziedziczny. Eugenicy również proponowali kastrację homoseksualistów. Nie powoływali się jednak bezpośrednio na – notabene szybko zdyskredytowane – badania Steinacha. W toczących się od początku lat 20. dyskusjach nad polską ustawą eugeniczną pojawiał się postulat sterylizacji homoseksualistów. Propozycja ustawy odrzucona została dzięki sprzeciwowi Kościoła katolickiego i obawie przed zbytnim upodobnieniem się do hitlerowskich Niemiec, w których wprowadzono w latach 30. podobne rozwiązania.
Terapia reparatywna
Seksuolog Zbigniew Lew Starowicz przyznał niedawno („Wprost”, nr 7/2012), że w przeszłości „leczył” homoseksualistów elektrowstrząsami. Idea, by gejów „nawrócić” na heteroseksualizm, nie odeszła niestety całkowicie do lamusa. Zamiast roztworów bromu czy przeszczepu jąder, stosuje się wciąż „terapię reparatywną” opartą na interpretacji psychoanalizy podobnej do tej sprzed wojny. Nieżyjący biskup Józef Życiński o lubelskim ośrodku „Odwaga”, który proponuje pomoc duchową i terapeutyczną osobom o skłonnościach homoseksualnych mówił: Osoby o odmiennej orientacji seksualnej to niestety nie jest problem teoretyczny. Takich osób przybywa. Niektórzy głoszą, że trzeba je tylko zaakceptować. Tymczasem z praktyki wynika, że terapia prowadzona tą metodą, którą stosuje się w lubelskim ośrodku, w 30 proc. prowadzi do pozytywnych następstw. Biskup przywoływał przykłady małżeństw, w których jego interesowali bardziej chłopcy niż żona i dodał. Po terapii stają się typowymi małżeństwami. Wypowiedź pochodzi z 2007.
Nad ludźmi niepodobna robić eksperymentów takich, jak nad szczurami. Ale w homoseksualistach mamy objekt badań, który sama natura dla nas preparuje.
Joachim Waga, Zagadnienie wiecznej młodości w świetle badań Prof. E. Steinacha, Warszawa, bdw [1924], s. 15.)
Tekst z nr 36/3-4 2012.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.