Sukienek nie noszę

Z ALEKSANDRĄ JARMOLIŃSKĄ, która na tegorocznych igrzyskach w Tokio reprezentowała Polskę w skeecie – strzelectwie do rzutków, rozmawia Małgorzata Tarnowska

 

Foto: Emilia Oksentowicz/.kolektyw

 

Na ceremonii otwarcia wystąpiła w tęczowej maseczce, a wcześniej nagrała dla Miłość Nie Wyklucza filmik, w którym przedstawiła się jako reprezentantka Polski i osoba LGBT+: „Występuję z Miłością, bo niedługo się żenię. Kocham moją przyszłą żonę i prywatnie, i oficjalnie (…). Chcę móc startować w biało-czerwonych barwach ze ś wiadomością , że mój kraj traktuje mnie z należytą mi godnością. Wspieram równość małżeńską dla wszystkich, bo… Miłość Nie Wyklucza”. W sierpniu, po powrocie z Tokio, wzięła ślub.

Jak się zaczęła twoja współpraca z MNW, w której wyniku powstał comingoutowy filmik?

Parę miesięcy temu przy okazji zamawiania sprzętu sportowego na igrzyska w Tokio padło pytanie o naszycie logo sponsora. W mojej dyscyplinie nie za bardzo jest kogo naszywać, bo jest niszowa, więc pomyślałam, że wybiorę organizację, którą chciałabym wesprzeć. Mój kolega ma wtyki w MNW, więc skontaktował mnie z Hubertem Sobeckim (współprzewodniczącym Miłość Nie Wyklucza – przyp. red.). Na kilku zawodach, w tym na Mistrzostwach Europy, startowałam z ich logo, po czym kiedy zbliżaliśmy się do igrzysk, dostałam propozycję, żeby nagrać filmik, w którym tłumaczę, dlaczego wspieram MNW.

Tęczowa maseczka skupiła uwagę mediów, które uznały jej założenie za publiczny coming out.

Nie do końca myślę o założeniu maseczki jako o sportowym coming oucie, bo od dawna jestem wyoutowana w życiu prywatnym, w pracy i na swojej strzelnicy. Zmiana polega raczej na tym, że przed Tokio nikt nie słyszał o moim istnieniu. Dlatego też nie wzięłam udziału w akcji KPH „Sport przeciw Homofobii”, chociaż się nad tym zastanawiałam. Nie czułam się na tyle rozpoznawalna. A wracając do Tokio: z całkiem pragmatycznego punktu widzenia maseczki z tęczą, notabene otrzymane od mojego pracodawcy, czyli Google, gdzie pracuję na co dzień jako informatyk, to najwygodniejsze maseczki, jakie mam. Jestem jednak zadowolona ze statementu, który z tego wyszedł.

Informatyk, nie informatyczka?

Niech zostanie informatyk.

Przypomnijmy polskie coming outy w zawodowym sporcie: pływaczka Karolina Hamer, żeglarka Jola Ogar-Hill, siatkarka Katarzyna Skorupa, wioślarka Kasia Zillmann i jej partnerka – kanadyjkarka Julia Walczak oraz ty. To wciąż mało jak na duży kraj. I same kobiety. Mężczyzn spotyka bardziej bezpośrednia homofobia w świecie sportu?

Mogę na ten temat tylko dywagować, bo mam kontakt głównie z ludźmi z igrzysk o różnym zasięgu, a igrzyskowy „haj” często wyklucza negatywne emocje i otwartą dyskryminację. Co nie zmienia faktu, że ktoś, kto w czasie trwania igrzysk może być dobrym kumplem osoby LGBT+, jeśli tylko znajdzie się we „właściwym” towarzystwie, zwłaszcza męskim, może puścić teksty typu „czego to ja bym nie zrobił z pedałami” czy wręcz „pedały do gazu”.

Nie spotkałaś się z homofobią na igrzyskach?

Przychodzi mi do głowy jeden przykład – nie tyle homofobii skierowanej do kobiet, ile dyskryminacji osób niecisheteronormatywnych. Otóż nie noszę sukienek ani spódnic, jest mi z tym bardzo dobrze i nie mam zamiaru tego zmienić. Przed igrzyskami dostajemy od PKOL (Polski Komitet Olimpijski – przyp. red.) dwie walizki ciuchów, które mamy nosić na igrzyskach. Wcześniej do federacji sportowych są wysyłane zbiorczo wersja męska i żeńska formularzy, w których podajemy, jakie chcemy rozmiary ubrań. Byłam na igrzyskach organizowanych przez PKOL cztery razy – dwa razy na europejskich i dwa razy na olimpijskich, w 2016 i 2021 r. Za pierwszym razem, na tych europejskich, za późno wpadłam na to, żeby poprosić o męskie ubrania, ale już na kolejnych, olimpijskich, udało mi się bezproblemowo powymieniać swoje żeńskie na męskie. Po prostu wypełniłam męski formularz i dostałam wersję męską ubrań. Przed igrzyskami w tym roku zrobiłam to samo: wypełniłam formularz dla mężczyzn, w odpowiednim polu poprosiłam o przyznanie męskich ubrań i zapomniałam o sprawie. Przychodzą igrzyska, zgłaszam się, żeby odebrać walizki, dostaję, sprawdzam wykaz zawartości, a tam: spódnica, sukienka! Okazało się, że w tym roku było odgórne zarządzenie, że nie wolno wydawać kobietom męskich strojów.

Kto podjął taką decyzję?

Nie udało mi się tego ustalić.

Niezrozumiałe.

Też tak uważam.

Zareagowałaś?

Od razu zrobiłam awanturę. Łącznie z dzwonieniem do szefa misji, któremu powiedziałam: „Panie, ja się nie po to przez 5 lat przygotowuję na igrzyska, żeby teraz źle się czuć przez 2 tygodnie, bo mi dajecie stroje, w których nie chcę chodzić”. Bo na otwarcie i ślubowanie sportowcy muszą mieć ściśle określone stroje: faceci spodnie i kobiety spódniczki.

W tym roku mężczyźni na ślubowaniu mieli ciemnozielone góry i białe doły, kobiety – odwrotnie. Ty się wyłamałaś.

Ostatecznie, po konsultacjach z dziewczynami zajmującymi się wydawaniem strojów, miałam białą koszulkę, taką jak dziewczyny, i białe spodnie, takie jak faceci. Weszłam na ślubowanie cała na biało. (śmiech)

A co na to zarządzenie pozostałe reprezentantki?

Wiem, że nie byłam jedyną osobą, która poczuła z tego powodu dyskomfort, ale tylko ja zareagowałam tak silnie. Tylko dzięki własnej niesamowitej upierdliwości udało mi się wywalczyć, żeby wydano mi dodatkowy element kolekcji w postaci marynarki, którą na ceremonię otwarcia Igrzysk mieli faceci. To rozwiązało naprawdę bolesny dla mnie problem – że nie przyjdę. Nikt się do tego nie przyczepił.

Zamierzałaś zrezygnować z udziału w otwarciu?

Uznałam: „Skoro nie chcecie mi dać ubrań w których dobrze się czuję, to takiego wała, nie idę”. (śmiech) Kasia Zillmann, z którą spędziłam większość tego dnia, była pod wrażeniem, że udało mi się zdobyć marynarkę. Widziałam zazdrość w jej oczach. Potem w jakimś wywiadzie, bodajże dla „Super Expressu”, wspomniała o tej sytuacji, a oni zrobili z tego nagłówek: „Katarzyna Zillmann jest lesbijką, a w Tokio musiała iść w sukience. Mówi o zazdrości”. (śmiech) Lepiej tego nie piszmy, bo Kasia mi nie daruje.

A ty? Identyfikujesz się jako lesbijka?

Jak najbardziej tak. Chociaż, co ciekawe, w wielu mediach zostałam tak określona, mimo że w żadnym wywiadzie tak tego nie ujęłam.

Takie etykiety bywają przemocowe wobec osób o bardziej skomplikowanych tożsamościach.

Dokładnie. Nie lubię robienia tego typu założeń, niemniej akurat w moim przypadku się nie pomylili.

Czy skeet to „lesbijski” sport?

Trochę obśmiewam to sformułowanie, natomiast faktem jest, że jeśli chodzi o światowy poziom skeetu (pierwsza „20”-„30” na świecie), znam przynajmniej cztery lesbijki. Z piłką nożną nie możemy się równać, ale… jest nas trochę. (śmiech) Matematyka jest nieubłagana.

Czy bycie lesbijką „pomaga” w strzelectwie?

Pomaga. W strzelaniu, przynajmniej w śrucie, jest więcej facetów. Mamy z nimi więcej wspólnych tematów.

Jakich?

Powiedziałabym, że dziewczyny, ale teraz już mi nie wolno, bo mam żonę. (śmiech)

Trenujesz w Legii Warszawa i jesteś wyoutowana w swoim klubie. Twoja orientacja nie stanowi tam problemu?

Jeżdżę z żoną na strzelnicę, trzymamy się za ręce. Jak ładnie strzelę, to przyjdę po buziaczka, jak strzelę bardzo źle, to również. Kiedy brałam ślub, chwaliłam się wszystkim po kolei. Jeżeli ktoś by mnie zapytał, czy z kimś jestem, to powiedziałabym z kim, zdecydowanie. Ale na co dzień nie prowadzę dyskusji o swojej orientacji z ludźmi z klubu.

Trenujesz sport indywidualny, zawodowo programujesz w Google, jesteś mało wylewna, jeśli chodzi o życie domowe. Dobrze zgaduję, że jesteś introwertyczką?

Jestem informatykiem. (śmiech)

To cię chroni przed homofobią w codziennym życiu?

Żyję w bańce. Mam dużo farta w życiu. Nie spotkałam się z bezpośrednimi przejawami homofobii. Zdarzyło mi się słyszeć podśmiechujki z moją jeszcze wtedy dziewczyną w tramwaju w centrum Warszawy. Raz jakiś facet w metrze coś za mną krzyknął i to tyle – wyczerpały mi się przykłady.

Pedały do gazu” to jednak coś poważniejszego niż podśmiechujka.

Nie odbieram tego personalnie. Nie sądzę, żeby kryło się za tym głębokie przekonanie, raczej taki „owczy pęd”. Oczywiście istnieją głęboko psychologiczne powody pod tytułem „faceci, którzy mówią, że geje są źli, mają zinternalizowaną homofobię”, ale tego przecież też nie można tak generalizować. Ktoś to ładnie określił: czyżby bali się, że ktoś ich potraktuje tak, jak oni traktują kobiety?

Brak równości małżeńskiej czy choćby związków partnerskich, brak ustawy regulującej uzgodnienie płci, brak jakiegokolwiek ustawodawstwa chroniącego osoby LGBT+ przed dyskryminacją – to wszystko przejawy systemowej homofobii. Nie mówiąc o homofobicznych wypowiedziach o „tęczowej zarazie” czy „LGBT to nie ludzie”. Nie wkurza cię to?

Jasne, ale nie chce mi się mówić oczywistości: widząc Czarnka, odwracam wzrok, bo po co mam patrzeć? Jak najbardziej mnie to dotyka i wkurza. W takich momentach rozważam wyprowadzkę z kraju. Cytując: „ci ludzie nie są równi ludziom normalnym”. Ta opinia nie należy do człowieka, którego uważałabym za autorytet. Dostrzegam problem, ale nie mam ochoty na uczestnictwo w dyskusji na poziomie, który stara się narzucić obecna sytuacja polityczna.

Czym się zajmujesz w warszawskim oddziale Google i jaka jest sytuacja osób LGBT+ w firmie?

W Google głównie programuję i odpisuję na maile. (śmiech) Poza tym mamy tam nasz Pride@Google, czyli pracowniczą sieć LGBT+, której obecnie jestem liderką w Warszawie. Przywództwo to nie był mój wybór, ale zostałam namaszczona na to stanowisko i staram się coś z tym zrobić.

Na czym polega twoja rola?

Wspominałam już o tęczowej maseczce, którą dostaliśmy od firmy w paczce z tęczowymi gadżetami. Jej dołączenie było moim pomysłem. Prowadzimy też spotkania i szkolenia antydyskryminacyjne dla pracowników, np. o sytuacji osób LGBT+ w Polsce. Niektórzy ludzie, których znam kilkanaście lat, z Polski, potrafi ą być zaskoczeni, że w naszym kraju nie ma równości małżeńskiej… Serio! Poza tym dobra tradycja Pride@Google z poprzednich lat sugeruje, żeby sieć nie skupiała się na aktywizmie tylko w ramach firmy. Wspieramy też, na razie głównie finansowo, zewnętrzne organizacje – Paradę Równości, Grupę Stonewall i Miłość Nie Wyklucza.

Mam też poczucie, że firma traktuje moje małżeństwo na równi z tymi „legalnymi w Polsce” – skorzystałam z 2 dni urlopu, które przysługiwały mi na ślub, i nikt nie protestował. Żona jest też beneficjentką mojego ubezpieczenia i jest wraz ze mną wpisana do Medicoveru, ale to akurat przysługiwało jej już jako partnerce. Innych ulg nie znam, bo niestety na ZUS nawet Google nic nie poradzi.

Czy Google jako firma to bańka?

Google to firma bardzo starająca się. Jest tam dużo programów w szeroko rozumianym zakresie diversity and inclusion. Jeśli ktoś by mi zaczął robić problemy z powoju mojej orientacji, firma byłaby po mojej stronie. Nietolerancja zostałaby ukarana. Od swojego teamu dostałam kartkę z życzeniami z okazji ślubu. Mój menedżer popiera wszystkie moje działania w ramach Pride@Google.

Co sądzisz o udziale korporacji w Marszach Równości?

Można narzekać na korporacje i wiem, że jest dużo głosów za tym, żeby nie brały udziału w Marszach, natomiast wydaje mi się, że – powiem jak prawdziwy korposzczurek – robią też dużo dobrego.

Jak wyglądał twój coming out przed rodziną?

O homoseksualności dowiedziałam się dzięki zespołowi t.A.T.u. Sprowadzały dzieci na złą drogę. (śmiech) Później znalazłam artykuł dotyczący homoseksualności w pewnym czasopiśmie. W wieku 11 lat podczas wakacji postanowiłam wziąć mamę na stronę, pokazać go jej i uświadomić ją, że mnie „to” dotyczy.

Gdzie był ten tekst?

Teraz przyznam się publicznie, że czytałam „Bravo”. (śmiech)

Jaka była reakcja?

Zbyła jedenastoletnie dziecko mówiące o seksualności. Temat upadł, rozeszło się po kościach. To był pierwszy i ostatni raz, kiedy robiłam coming out przed rodzicami.

Nie próbowałaś powtórki w czasie dorastania?

W trakcie szkoły nie pojawiła się żadna ważna relacja, więc nie podjęłam próby, ale też nie mam wątpliwości, że widzieli po mnie, że mi się nie odmieniło. Moją obecną żonę poznałam w wieku 20 lat, a wtedy już nie musiałam się z niczego tłumaczyć. Jestem jedynaczką. Jeśli moi rodzice się na mnie obrażą, to ja obrażę się na nich. I kto im na starość poda szklankę wody? (śmiech)

A coming out w szkole?

Przed liceum kwestia coming outu przed otoczeniem nie miała dla mnie znaczenia. W podstawówce podczas gier i zabaw typu „prawda czy wyzwanie” na pewno jakiś zrobiłam, ale go nie pamiętam. Dopiero w liceum stało się to dla mnie ważne. Chodziłam do liceum Cervantesa w Warszawie, rocznik 1990. To szkoła, która ma aspiracje artystyczne, chociaż ja nawet nie umiem kolorować w liniach. (śmiech) Do klasy dwujęzycznej. Nie byłam jedyną nieheteronormatywną osobą w klasie.

Umawiałaś się już wtedy z dziewczynami?

„Umawiałam się”. Duże słowo. (śmiech)

Może być mniejsze.

Chyba można powiedzieć, że pod koniec liceum miałam dziewczynę. Zresztą z klasy. Ale „umawianie się” za dobrze nam nie szło. Nie udało nam się ustalić, czy ze sobą chodzimy. Nie jestem pod tym względem zbyt ekspresyjnym człowiekiem. Nie był to jednak zbyt ważny związek. Psiapsiółstwo, które poszło trochę dalej.

Po szkole studiowałaś informatykę i zrobiłaś doktorat w tej dziedzinie. Jak to jest być lesbijką na wydziale zdominowanym przez mężczyzn?

Bycie „butch”, że użyję tego staromodnego słowa, mogło być korzystne. Wydział Informatyki to głównie faceci. Świetnie się wpasowywałam w grupę.

Na studiach poznałaś swoją przyszłą żonę.

Tak jak mówiłam – w wieku 20 lat. Razem studiowałyśmy, a potem razem byłyśmy na doktoracie w tym samym pokoju. Biurko w biurko. Ku przerażeniu wszystkich, jak można spędzać razem tyle czasu. (śmiech)

Związek zmienił twoje podejście do coming outu? Postawiłaś rodziców przed faktem dokonanym?

Technicznie rzecz biorąc, powiedziałam im dopiero, że zamierzamy wziąć ślub.

Ale wiedzieli, że jesteście w związku?

Ciężko było się nie zorientować. (uśmiech) Jesteśmy razem ponad 10 lat. Od 5 lat mieszkamy razem w domu z jedną sypialnią i jednym łóżkiem. Pomagali nam kupować mieszkanie.

Macie dobre relacje.

Wcześniej narzeczona, a teraz żona, od wielu lat przychodzi ze mną do nich na święta. Tata zaoferował, że jeśli skombinuję mu tęczową fl agę, to ją wywiesi.

Jak zareagowali na wieśćślubie?

Kupili nam obrączki. Są głęboko przekonani, że moja żona jest dla mnie dobra.

Jak wyglądały procedury?

Wzięłyśmy ślub w Danii, co wynikało ze względów pragmatycznych. Naszym pierwszym celem był Edynburg, bo na Facebooku jest prężnie działająca grupa o ślubach w Szkocji. Potem terminy obsunęły się przez pandemię i brexit. Ostatecznie wzięłyśmy ślub w sierpniu, po zaszczepieniu. Skorzystałyśmy z wedding plannerów. Dostałyśmy papiery do wypełnienia, do których musiałyśmy załączyć zdjęcia dokumentujące, że się znamy. (śmiech) W miejscu do załączenia standardowych dokumentów typu akt urodzenia czy zaświadczenie o stanie cywilnym napisałyśmy, że trudno je dostać w polskich urzędach. Nikt ich od nas nie chciał.

Twoi rodzice i teściowie byli z wami?

Zostali w Polsce z naszymi dwoma psami. Uczestniczyli online. Byli z nami świadkowie i szwagierka z rodziną. Plan od początku zakładał minimalną liczbę osób ze względów organizacyjnych.

Skąd decyzja o ślubie po 10 latach związku?

Oświadczyłam się żonie 7 lat temu. Ślub to był prezent na 10. rocznicę. Przez cały czas narzeczeństwa miałyśmy nadzieję, że sytuacja w Polsce się poprawi, że będzie można wyprawić w kraju wielkie wesele z białą kiełbasą i rosołem… (śmiech) Doszłyśmy do wniosku, że jednak się nie doczekamy. Obecnie po wielu latach bez urlopu planujemy trochę pojeździć po świecie. Dobrze będzie się poczuć jak w cywilizacji.

A jak się z tym czujesz w Polsce?

Fakt, że nasz akt ślubu jest w Polsce tylko świstkiem na ścianę, jest przygnębiający.

Widzisz szansę na równość małżeńską?

Odpowiem inaczej. Aktualnie planujemy kupić większe mieszkanie. Znajomym powtarzam, że jeśli będę je kupowała w Warszawie, to zaczekam do wyborów w 2023 r. Najpierw chcę zobaczyć wynik, a potem będę się zastanawiać, w jakim kraju chcę szukać mieszkania.

Wierzysz, że coś się zmieni?

Im jestem starsza, tym jestem dalsza od idealizmu. Wciąż czekam na jeden argument przeciw równości inny niż „my jesteśmy nieszczęśliwi, wy też bądźcie”. Chcę mieć ugruntowane kwestie prawne, podatkowe, zmianę nazwiska. To, co się dzieje, jeśli chodzi o tęczowe rodziny… Kurde, szanujmy się. Naprawdę nie da się tego rozwiązać?

Polityków wybiera społeczeństwo. Kto odpowiada za brak równości?

Nie lubię myślenia o społeczeństwie jako o ciemnogrodzie. To politycy są od tego, żeby myśleć dalej. Co przysłowiowa pani Krystyna z naprzeciwka ma do moich podatków? Mam nadzieję, że nic. (śmiech)

Kilkukrotnie wspomniałaś o planowanych zmianach w swoim życiu. Co konkretnie cię czeka?

Najważniejsze – miesiąc miodowy w Disneylandzie! A jeśli chodzi o moje plany sportowe, to… lada moment zamierzam zakończyć karierę reprezentacyjną. Za tydzień jadę na zawody pucharu świata. Tym razem leci ze mną moja – już – żona.

Osiągnęłaś w sporcie to, czego chciałaś?

Mało kto osiąga w sporcie to, czego chciał. Ale nie mam poczucia, że schodzę bez tarczy – może lekko się na niej opierając. Strzelam ponad pół życia i czuję to w kościach – i to nie jest metafora. Nie mamy dobrego zaplecza fizjoterapeutycznego. Do tego kwestia czasu. Przez 5 dni w tygodniu jestem w pracy, a w weekend mam treningi. Pora odpocząć.

Planujesz działać na rzecz społeczności LGBT?

Sama zdiagnozowałaś mnie jako introwertyka, a to nie jest dobry charakter na aktywistę. Nie zmienia to faktu, że jestem naczelnym wodzem naszego homooddziału w Google. (śmiech) Kiedy już coś robię, lubię to robić dobrze. Staram się skupiać na tym bardzo lokalnym aktywizmie. Ale jeśli ktoś do mnie przyjdzie z jakąś propozycją, nie powiem nie.

Podkreślmy: jesteś jedną z garstki osób wyoutowanych w polskim sporcie.

Zapraszamy więcej. (śmiech)

 

Tekst z nr 94/11-12 2021.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.