Z pokolenia na pokolenie

Queerowy zestaw w programie tegorocznego festiwalu w Berlinie zdominowały filmy gejowskie. Pojawiło się też kilka ciekawych opowieści o osobach transseksualnych. Natomiast ze świecą trzeba było szukać lesbijek – aż przewodniczący jury nagrody Teddy, szef festiwalu w Mumbaju, Marten Rabarts, zaapelował na ceremonii rozdania statuetek, by dziewczyny chwyciły za iPhone’y i nakręciły coś na przyszłoroczną edycję

 

mat.pras.

 

Filmy o tematyce LGBTQ od lat mają na berlińskiej imprezie swoje stałe, mocne miejsce. W tym roku uroczystość kończąca zmagania o nagrodę Teddy odbyła się w samym centrum stolicy Niemiec, w budynku Komische Oper na Unter den Linden. Tradycyjnie stawił się na nią burmistrz Berlina, Klaus Wowereit, przybył także mer Paryża, Bertrand Delanoe (obaj jawni geje).

A więc jesteśmy w „mainstreamie”! Ale czy na pewno? Pojawiają się głosy, że mniejszości seksualne zostały na Berlinale zepchnięte do luksusowego, lecz jednak getta. Biorą one się stąd, że niewiele filmów queerowych trafi a do głównego programu festiwalu – w zeszłym roku było to polskie „W imię…” (które, przypomnijmy, dostało Teddy’ego), w tym, raczej chłodno przyjęta, „Praia do futuro” („Plaża przyszłości”) Karima Ainouza. Zdecydowana większość „naszych” filmów ląduje w bocznej sekcji festiwalu – Panoramie, którą kieruje niestrudzenie działacz i reżyser Wieland Speck.

Tym niemniej, filmy LGBTQ istotnie zaznaczyły swoją obecność na tegorocznym Berlinale, także poza branżowym kręgiem. Zdobywca Teddy’ego w kategorii „dokument”, nota bene zatytułowany właśnie „Krąg” – „Der Kreis” – otrzymał również nagrodę publiczności Panoramy. Natomiast, brazylijski „Hoje eu quero voltar sozihno” (polski oficjalny tytuł – „W jego oczach”) nie dość, że zgarnął głównego Teddy’ego, to jeszcze dostał nagrodę dziennikarzy FIPRESCI (a w plebiscycie widzów Panoramy zajął drugie miejsce wśród fabuł).

I dalej… Jury młodzieżowe osobnego konkursu „Pokolenie 14 plus” swego Kryształowego Niedźwiedzia przyznało filmowi „52 Tuesdays” Sophie Hyde – historii 16-letniej Billie, która jest świadkiem procesu korekty płci, jaki przechodzi jej matka. Przypomnijmy, że wcześniej „52 wtorki” otrzymały nagrodę na festiwalu w Sundance.

Kiedy ten ostatni film zobaczymy w naszym kraju, niestety, nie wiadomo. Natomiast dobra wiadomość jest taka, że i „Der Kreis”, i „W jego oczach” zostały zakupione przez firmę Tongariro, która planuje ich polskie premiery najpóźniej jesienią tego roku.

Ernst i Robi

Pierwszy z tych filmów nie jest stricte dokumentem. To raczej dokument fabularyzowany, a nawet, bym powiedział, fabuła udokumentowana. Jak zresztą przyznał reżyser, Stefan Haupt, początkowo planował on realizację filmu fabularnego, ale zabrakło mu pieniędzy. Może to i dobrze, bo inscenizacja ciekawie się tu przeplata z warstwą faktograficzną. Film opowiada o początkach związku Ernsta Ostertaga i Robiego Rappa – pierwszej pary gejowskiej, która zawarła związek partnerski w Szwajcarii (w kantonie Zurich). Panowie poznali się w latach 50. w redakcji tytułowego „Kręgu”, homoerotycznego magazynu założonego w Zurichu jeszcze przed wojną. W przeciwieństwie do sąsiednich Niemiec, w Szwajcarii homoseksualne stosunki osób dorosłych nie podpadały pod kodeks karny, co nie znaczy, że życie gejów usłane było rożami. Ernst uczył w szkole, skrzętnie więc ukrywał swą orientację (skąd my to znamy?). Kilka morderstw popełnionych w początkach lat 60. przez męskie prostytutki spowodowało, że policja zaczęła robić naloty na „branżowe” bary Zurichu, inwigilować i zastraszać „sodomitów”, wciągać ich dane do kryminalnych kartotek. Nie na darmo niektórzy podejrzewają, że Szwajcaria jest państwem policyjnym. Ale „Krąg” to film jednak optymistyczny, sławiący hart ducha, odwagę i niezłomność swoich bohaterów. Obywa się bez patosu i wzniosłych słów, został opowiedziany lekko i z poczuciem humoru.

Leo i Gabriel

Dobry „feeling” znajdziemy też w „W jego oczach”, będącym rozwinięciem krótkometrażówki Daniela Ribeiry sprzed czterech lat. Reżyser łączy pogodną opowieść o dojrzewaniu niewidomego chłopaka z „love story”. Leo zakochuje się w swym koledze, Gabrielu, boi się jednak wyznać mu prawdę. Jak w staroświeckiej komedii, czekamy aż kochankowie zejdą się wreszcie ze sobą i pocałują. Jest też trzecia osoba do kompletu, najbliższa przyjaciółka Lea, Giovanna, zazdrosna nieco o obu chłopaków. Sukces brazylijskiej produkcji wynika między innymi z tego, że to film dla całej rodziny. Klasyczna historia „pierwszej miłości”, tyle że o „zabarwieniu” homoseksualnym.

Co ciekawe, tegoroczne filmy gejowskie dotyczyły albo ludzi bardzo młodych (jak właśnie „W jego oczach”), albo osób w wieku już zaawansowanym (vide dokument znanego włoskiego reżysera Gianniego Amelio „Felice chi e diverso”, czyli „Szczęśliwy, kto jest inny”, którego bohaterami są mężczyźni – i jedna transseksualna kobieta – urodzeni przeważnie jeszcze za czasów Mussoliniego). Obie te tendencje połączył wspomniany „Der Kreis” rozpięty między wiosną a jesienią życia swoich bohaterów. To zjawisko pokazuje, jak ważna w ruchu LGBTQ jest historia, ciągłość i, nie bójmy się tego słowa, mądrość przekazywana kolejnym pokoleniom – nawet jeśli mamy inne niż nasi tęczowi wujkowie i tęczowe ciocie doświadczenia. W filmie brazylijskim homofobia wygląda łagodnie w porównaniu np. z „Der Kreis”, ale jednak wciąż jest obecna. Wiele jeszcze zostało do zrobienia.

Ben i George

Ira Sachs, twórca znanego i u nas „Zostań ze mną”, przywiózł w tym roku do Berlina film „Love Is Strange” („Miłość jest dziwna”) z Alfredem Moliną i Johnem Lithgowem w roli nowojorskiej pary z długoletnim stażem, która w końcu może zawrzeć małżeństwo w świetle prawa. Niestety, tuż po ceremonii grany przez Molinę muzyk George zostaje wyrzucony z katolickiej szkoły, w której pracował (nie muszę chyba mówić, dlaczego). Trudna sytuacja materialna powoduje, że małżonkowie sprzedają swój apartament. Tułają się po krewnych i znajomych, pomieszkują u nich kątem i osobno, bo dla dwóch „staruszków” nigdzie nie ma miejsca. Gospodarzy drażnią ich nawyki, obyczaje, wynikające z wieku ułomności. Cóż, starość – nieważne, homo czy hetero – rzadko jest mile widziana.

Sachs zrobił film melancholijny i sympatyczny, choć nazbyt poczciwy. „Love Is Strange” to rewers „Zostań ze mną”. Tamto dzieło wypełnione było seksem i autodestrukcją, tu mamy co najwyżej czułe pocałunki (jakby słuszny wiek oznaczał definitywny koniec z niesłusznym libido) i całkiem silne więzi międzyludzkie. Skądinąd, taka poczciwość nie jest chyba wciąż możliwa w naszej części świata. W opartym ponoć na faktach filmie „Land of Storms” („Kraina burz”) Adama Csasziego historia namiętności między dwoma chłopakami, rozgrywająca się w realiach węgierskiej wsi, prowadzi do tragedii. Czyżby scenariusz wyjęty z „Tajemnicy Brokeback Mountain”, czyli z amerykańskiej prowincji lat 60., realizował się teraz w Europie Wschodniej?

Księżycowy Pierrot szuka członka

Z innych tytułów gejowskich prezentowanych w tym roku na Berlinale warto także zwrócić uwagę na „Test” Chrisa Masona Johnsona, wracający do pierwszych lat paniki związanej z pojawieniem się AIDS. Ponieważ jednak, szczęśliwie, film zaraz wchodzi na nasze ekrany, omawiamy go osobno w dalszej części „Repliki”.

Koniecznie trzeba wymienić średniometrażowy, czarno-biały „Pierrot Lunaire” Bruce’a La- Bruce’a, wyróżniony przez jury Teddy’ego nagrodą specjalną. Pod słynny melodramat muzyczny Arnolda Schonberga – którego bohaterem jest, wzięty z kart komedii dell’arte, smutny „odmieniec” błądzący w swym księżycowym, melancholijnym świecie – podłożył reżyser historię opartą na prawdziwych zdarzeniach z Toronto końca lat 70. Oto zakochany w dziewczynie „trans” (świetna Susanne Sachsse) zostaje zdemaskowany przez ojca ukochanej jako „fałszywy mężczyzna”. Robi więc wszystko, by zdobyć prawdziwy członek, który pozwoliłyby mu odzyskać miłość. Połączenie atonalnej muzyki Schonberga z niekiedy dosadnymi, niekiedy poetyckimi obrazami czyni z „Księżycowego Pierrota” dzieło zaiste transowe. Ciekawa była również filipińska „Quick Change” („Szybka zmiana”) Eduarda Roya Jr., która w dokumentalnym stylu pokazuje czarny rynek zabiegów upiększających, popularnych zwłaszcza wśród transseksualistów startujących w konkursach piękności. Niestety, kolagen, który rzekomo jest wstrzykiwany chętnym, często zastępuje się wysoce szkodliwą substancją stosowaną w oponach.

Ale berliński Teddy to nie tylko filmy i szołbiznes, to także polityka. Na uroczystości zamknięcia sporo się mówiło o Rosji i o jej homofobicznym prawie. Wiele uwagi poświęcono też krajom afrykańskim, takim jak Kamerun i Uganda, w których fundamentalne grupy religijne – muzułmańskie bądź chrześcijańskie – doprowadziły do drakońskiego zaostrzenia kar wymierzonych w mniejszości seksualne. Po raz pierwszy przyznano Nagrodę im. Davida Kato – zamordowanego działacza LGBTQ z Ugandy . Otrzymała ją niezwykła, transseksualna, obecnie 74-letnia Sotheavy Sou z Kambodży, która przetrwała tortury, gwałty i liczne przejawy dyskryminacji. Wciąż musi stawiać czoła prześladowaniom ze strony policji i rządu, ale mimo to nie ustaje w działaniach na praw człowieka. Piękna postać, nagrodzona w Komische Oper owacją na stojąco.

 

Tekst z nr 48/3-4 2014.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.