Pakiet obowiązkowy

Cztery znakomite dokumenty Roba Epsteina i Jeffreya Friedmana dostępne na outfilm.pl

 

 

Epstein & Friedman to jest kanon – prawdziwy fan kina LGBT po prostu musi te filmy zaliczyć. Na szczęście, są wreszcie dostępne legalnie i z polskimi napisami w internetowej wypożyczalni outfilm.pl.

Czasy Harveya Milka” (1984) pokazują pierwsze lata emancypacji gej/les po przełomie Stonewall. Tytułowy bohater to oczywiście pierwszy wyoutowany gej, który zdobył polityczne stanowisko – radnego San Francisco. Obserwujemy rozkwit Castro – gejowskiej dzielnicy miasta, zachłyśnięcie się nowo wywalczoną wolnością oraz błyskotliwą karierę Milka zakończoną tragicznie – polityk został zamordowany w 1978 r. „Czasy Harveya Milka” otrzymały Oscara za najlepszy dokument – była to pierwsza statuetka dla filmu o gejowskiej tematyce.

Wspólna sprawa” (1989) to wstrząsająca opowieść o pięciu osobach, które padły ofiarą AIDS. Wśród nich – trzech gejów. Historie zmarłych snują ci, którzy przeżyli, ich najbliżsi. Na przykład Vito Russo, autor „Pułapki z celuloidu” (patrz niżej), który opowiada o swym facecie – Jeffreyu Sevciku. Osobną bohaterką filmu jest gigantyczna kołdra – symbol żałoby po wszystkich ofiarach epidemii. To sklejony z setek elementów patchwork, na którym tysiące osób wyhaftowało/wypisało/wymalowało wspomnienia o swych zmarłych bliskich. Ważącą 64 tony kołdrę rozłożono w National Mall w Waszyngtonie w 1987 r. Jeffrey Friedman mówił w wywiadzie dla „Repliki” (nr 36): AIDS uczłowieczyło gejów w opinii publicznej. Ludzie zobaczyli cierpienie i zobaczyli troskę – czyjś przyjaciel, kuzyn czy brat nagle zmarł, czyimś sąsiadem się opiekowano. Film nagrodzono Oscarem dla najlepszego dokumentu.

Kultowa praca Vito Russo o homoseksualności w kinie Pułapka z celuloidu” z 1981 r. doczekała się adaptacji filmowej w 1995 r. Russo zmarł na AIDS w 1990 r. Po jego śmierci czuliśmy się odpowiedzialni za powstanie filmu – mówił Friedman „Replice”. „Pułapka z celuloidu” zawiera sceny z wątkami LGBT z ponad 100 filmów – czasem prawie jawne, czasem tylko z leciutkimi aluzjami. Jest tu i stare kino, np. „Żebro Adama” z 1941 r. ( ależ oczywiście, że przyjaciel Katharine Hepburn to gej!), i nieco młodsze, np. „Filadelfia” Jonathana Demme’a, w której homoseksualizm głównego bohatera, granego przez Toma Hanksa, nie był już tajemnicą poliszynela. Moja ulubiona kryptohomoerotyczna scena to ta z westernu „The Red River”, w którym dwaj kowboje wyciągają rewolwery z kabur, podziwiają je, dotykają, bawią się nimi, a na końcu strzelają, po czym odprężają się i uśmiechają. „Pułapka…” jest okraszona komentarzem i wypowiedziami twórców – m.in. Whoopi Goldberg, Susan Sarandon, Tony’ego Curtisa, Armisteada Maupina i innych. Film zdobył nagrodę Teddy dla najlepszego dokumentu LGBT na festiwalu w Berlinie.

Paragrafie 175” (2000) starzy geje, kilku Niemców i jeden Francuz, opowiadają swe historie – czasem dramatyczne, a czasem pikantne – nierozerwalnie łączące się z osławionym paragrafem 175, czyli zakazem stosunków homoseksualnych. Obowiązywał on w Niemczech od 1871 r., w czasach III Rzeszy stosowano go z wyjątkową determinacją. Heinz F. wspomina seks męsko- męski na obozach skautowskich w latach 30., Gad Beck – kochanie się z chłopakiem w berlińskim pociągu podmiejskim, gdy wokół wybuchały bomby. Inni, trzęsącym się ze wzruszenia głosem, mówią o tym, jak trafili do obozów koncentracyjnych za homoseksualizm. Film zdobył nagrodę Teddy dla najlepszego dokumentu LGBT na festiwalu w Berlinie.

 

Tekst z nr 45/9-10 2013.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Z pokolenia na pokolenie

Queerowy zestaw w programie tegorocznego festiwalu w Berlinie zdominowały filmy gejowskie. Pojawiło się też kilka ciekawych opowieści o osobach transseksualnych. Natomiast ze świecą trzeba było szukać lesbijek – aż przewodniczący jury nagrody Teddy, szef festiwalu w Mumbaju, Marten Rabarts, zaapelował na ceremonii rozdania statuetek, by dziewczyny chwyciły za iPhone’y i nakręciły coś na przyszłoroczną edycję

 

mat.pras.

 

Filmy o tematyce LGBTQ od lat mają na berlińskiej imprezie swoje stałe, mocne miejsce. W tym roku uroczystość kończąca zmagania o nagrodę Teddy odbyła się w samym centrum stolicy Niemiec, w budynku Komische Oper na Unter den Linden. Tradycyjnie stawił się na nią burmistrz Berlina, Klaus Wowereit, przybył także mer Paryża, Bertrand Delanoe (obaj jawni geje).

A więc jesteśmy w „mainstreamie”! Ale czy na pewno? Pojawiają się głosy, że mniejszości seksualne zostały na Berlinale zepchnięte do luksusowego, lecz jednak getta. Biorą one się stąd, że niewiele filmów queerowych trafi a do głównego programu festiwalu – w zeszłym roku było to polskie „W imię…” (które, przypomnijmy, dostało Teddy’ego), w tym, raczej chłodno przyjęta, „Praia do futuro” („Plaża przyszłości”) Karima Ainouza. Zdecydowana większość „naszych” filmów ląduje w bocznej sekcji festiwalu – Panoramie, którą kieruje niestrudzenie działacz i reżyser Wieland Speck.

Tym niemniej, filmy LGBTQ istotnie zaznaczyły swoją obecność na tegorocznym Berlinale, także poza branżowym kręgiem. Zdobywca Teddy’ego w kategorii „dokument”, nota bene zatytułowany właśnie „Krąg” – „Der Kreis” – otrzymał również nagrodę publiczności Panoramy. Natomiast, brazylijski „Hoje eu quero voltar sozihno” (polski oficjalny tytuł – „W jego oczach”) nie dość, że zgarnął głównego Teddy’ego, to jeszcze dostał nagrodę dziennikarzy FIPRESCI (a w plebiscycie widzów Panoramy zajął drugie miejsce wśród fabuł).

I dalej… Jury młodzieżowe osobnego konkursu „Pokolenie 14 plus” swego Kryształowego Niedźwiedzia przyznało filmowi „52 Tuesdays” Sophie Hyde – historii 16-letniej Billie, która jest świadkiem procesu korekty płci, jaki przechodzi jej matka. Przypomnijmy, że wcześniej „52 wtorki” otrzymały nagrodę na festiwalu w Sundance.

Kiedy ten ostatni film zobaczymy w naszym kraju, niestety, nie wiadomo. Natomiast dobra wiadomość jest taka, że i „Der Kreis”, i „W jego oczach” zostały zakupione przez firmę Tongariro, która planuje ich polskie premiery najpóźniej jesienią tego roku.

Ernst i Robi

Pierwszy z tych filmów nie jest stricte dokumentem. To raczej dokument fabularyzowany, a nawet, bym powiedział, fabuła udokumentowana. Jak zresztą przyznał reżyser, Stefan Haupt, początkowo planował on realizację filmu fabularnego, ale zabrakło mu pieniędzy. Może to i dobrze, bo inscenizacja ciekawie się tu przeplata z warstwą faktograficzną. Film opowiada o początkach związku Ernsta Ostertaga i Robiego Rappa – pierwszej pary gejowskiej, która zawarła związek partnerski w Szwajcarii (w kantonie Zurich). Panowie poznali się w latach 50. w redakcji tytułowego „Kręgu”, homoerotycznego magazynu założonego w Zurichu jeszcze przed wojną. W przeciwieństwie do sąsiednich Niemiec, w Szwajcarii homoseksualne stosunki osób dorosłych nie podpadały pod kodeks karny, co nie znaczy, że życie gejów usłane było rożami. Ernst uczył w szkole, skrzętnie więc ukrywał swą orientację (skąd my to znamy?). Kilka morderstw popełnionych w początkach lat 60. przez męskie prostytutki spowodowało, że policja zaczęła robić naloty na „branżowe” bary Zurichu, inwigilować i zastraszać „sodomitów”, wciągać ich dane do kryminalnych kartotek. Nie na darmo niektórzy podejrzewają, że Szwajcaria jest państwem policyjnym. Ale „Krąg” to film jednak optymistyczny, sławiący hart ducha, odwagę i niezłomność swoich bohaterów. Obywa się bez patosu i wzniosłych słów, został opowiedziany lekko i z poczuciem humoru.

Leo i Gabriel

Dobry „feeling” znajdziemy też w „W jego oczach”, będącym rozwinięciem krótkometrażówki Daniela Ribeiry sprzed czterech lat. Reżyser łączy pogodną opowieść o dojrzewaniu niewidomego chłopaka z „love story”. Leo zakochuje się w swym koledze, Gabrielu, boi się jednak wyznać mu prawdę. Jak w staroświeckiej komedii, czekamy aż kochankowie zejdą się wreszcie ze sobą i pocałują. Jest też trzecia osoba do kompletu, najbliższa przyjaciółka Lea, Giovanna, zazdrosna nieco o obu chłopaków. Sukces brazylijskiej produkcji wynika między innymi z tego, że to film dla całej rodziny. Klasyczna historia „pierwszej miłości”, tyle że o „zabarwieniu” homoseksualnym.

Co ciekawe, tegoroczne filmy gejowskie dotyczyły albo ludzi bardzo młodych (jak właśnie „W jego oczach”), albo osób w wieku już zaawansowanym (vide dokument znanego włoskiego reżysera Gianniego Amelio „Felice chi e diverso”, czyli „Szczęśliwy, kto jest inny”, którego bohaterami są mężczyźni – i jedna transseksualna kobieta – urodzeni przeważnie jeszcze za czasów Mussoliniego). Obie te tendencje połączył wspomniany „Der Kreis” rozpięty między wiosną a jesienią życia swoich bohaterów. To zjawisko pokazuje, jak ważna w ruchu LGBTQ jest historia, ciągłość i, nie bójmy się tego słowa, mądrość przekazywana kolejnym pokoleniom – nawet jeśli mamy inne niż nasi tęczowi wujkowie i tęczowe ciocie doświadczenia. W filmie brazylijskim homofobia wygląda łagodnie w porównaniu np. z „Der Kreis”, ale jednak wciąż jest obecna. Wiele jeszcze zostało do zrobienia.

Ben i George

Ira Sachs, twórca znanego i u nas „Zostań ze mną”, przywiózł w tym roku do Berlina film „Love Is Strange” („Miłość jest dziwna”) z Alfredem Moliną i Johnem Lithgowem w roli nowojorskiej pary z długoletnim stażem, która w końcu może zawrzeć małżeństwo w świetle prawa. Niestety, tuż po ceremonii grany przez Molinę muzyk George zostaje wyrzucony z katolickiej szkoły, w której pracował (nie muszę chyba mówić, dlaczego). Trudna sytuacja materialna powoduje, że małżonkowie sprzedają swój apartament. Tułają się po krewnych i znajomych, pomieszkują u nich kątem i osobno, bo dla dwóch „staruszków” nigdzie nie ma miejsca. Gospodarzy drażnią ich nawyki, obyczaje, wynikające z wieku ułomności. Cóż, starość – nieważne, homo czy hetero – rzadko jest mile widziana.

Sachs zrobił film melancholijny i sympatyczny, choć nazbyt poczciwy. „Love Is Strange” to rewers „Zostań ze mną”. Tamto dzieło wypełnione było seksem i autodestrukcją, tu mamy co najwyżej czułe pocałunki (jakby słuszny wiek oznaczał definitywny koniec z niesłusznym libido) i całkiem silne więzi międzyludzkie. Skądinąd, taka poczciwość nie jest chyba wciąż możliwa w naszej części świata. W opartym ponoć na faktach filmie „Land of Storms” („Kraina burz”) Adama Csasziego historia namiętności między dwoma chłopakami, rozgrywająca się w realiach węgierskiej wsi, prowadzi do tragedii. Czyżby scenariusz wyjęty z „Tajemnicy Brokeback Mountain”, czyli z amerykańskiej prowincji lat 60., realizował się teraz w Europie Wschodniej?

Księżycowy Pierrot szuka członka

Z innych tytułów gejowskich prezentowanych w tym roku na Berlinale warto także zwrócić uwagę na „Test” Chrisa Masona Johnsona, wracający do pierwszych lat paniki związanej z pojawieniem się AIDS. Ponieważ jednak, szczęśliwie, film zaraz wchodzi na nasze ekrany, omawiamy go osobno w dalszej części „Repliki”.

Koniecznie trzeba wymienić średniometrażowy, czarno-biały „Pierrot Lunaire” Bruce’a La- Bruce’a, wyróżniony przez jury Teddy’ego nagrodą specjalną. Pod słynny melodramat muzyczny Arnolda Schonberga – którego bohaterem jest, wzięty z kart komedii dell’arte, smutny „odmieniec” błądzący w swym księżycowym, melancholijnym świecie – podłożył reżyser historię opartą na prawdziwych zdarzeniach z Toronto końca lat 70. Oto zakochany w dziewczynie „trans” (świetna Susanne Sachsse) zostaje zdemaskowany przez ojca ukochanej jako „fałszywy mężczyzna”. Robi więc wszystko, by zdobyć prawdziwy członek, który pozwoliłyby mu odzyskać miłość. Połączenie atonalnej muzyki Schonberga z niekiedy dosadnymi, niekiedy poetyckimi obrazami czyni z „Księżycowego Pierrota” dzieło zaiste transowe. Ciekawa była również filipińska „Quick Change” („Szybka zmiana”) Eduarda Roya Jr., która w dokumentalnym stylu pokazuje czarny rynek zabiegów upiększających, popularnych zwłaszcza wśród transseksualistów startujących w konkursach piękności. Niestety, kolagen, który rzekomo jest wstrzykiwany chętnym, często zastępuje się wysoce szkodliwą substancją stosowaną w oponach.

Ale berliński Teddy to nie tylko filmy i szołbiznes, to także polityka. Na uroczystości zamknięcia sporo się mówiło o Rosji i o jej homofobicznym prawie. Wiele uwagi poświęcono też krajom afrykańskim, takim jak Kamerun i Uganda, w których fundamentalne grupy religijne – muzułmańskie bądź chrześcijańskie – doprowadziły do drakońskiego zaostrzenia kar wymierzonych w mniejszości seksualne. Po raz pierwszy przyznano Nagrodę im. Davida Kato – zamordowanego działacza LGBTQ z Ugandy . Otrzymała ją niezwykła, transseksualna, obecnie 74-letnia Sotheavy Sou z Kambodży, która przetrwała tortury, gwałty i liczne przejawy dyskryminacji. Wciąż musi stawiać czoła prześladowaniom ze strony policji i rządu, ale mimo to nie ustaje w działaniach na praw człowieka. Piękna postać, nagrodzona w Komische Oper owacją na stojąco.

 

Tekst z nr 48/3-4 2014.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Piąta edycja LGBT FILM FESTIVAL

Piąta edycja LGBT FILM FESTIVAL

 

 

Piąta edycja LGBT Film Festival odbędzie się w dniach 4-10 kwietnia 2014 r. w Warszawie (Kinoteka), Poznaniu (Charlie Monroe), Łodzi (ms2), Katowicach (Kosmos), Gdańsku (Klub Żaka), Wrocławiu (Nowe Horyzonty) oraz Krakowie (Kino Pod Baranami). Na program złożą się najciekawsze produkcje LGBT ostatnich sezonów, które nie były dotąd pokazywane w Polsce. Zobaczymy m.in.:

  • dokument „The Rugby Player” (reż. S. Gracheff, USA, 2013) o Marku Binghamie, geju, jednym z pasażerów samolotu, który rozbił się 11 września 2001 r. Bingham był w grupie tych, którzy szturmem wtargnęli do kokpitu, aby zapobiec wykorzystaniu samolotu przez porywaczy;
  • „Nie wiem, dlaczego” (reż. S. Sharma, Indie, 2010) – pierwszy indyjski film gejowski, który powstał zaraz po tym, gdy w 2009 r. parlament Indii zdekryminalizował homoseksualizm (w zeszłym roku wyrokiem Sądu Najwyższego homoseksualizm w Indiach na powrót stał się przestępstwem). „Nie wiem, dlaczego” wywołał ogromne poruszenie m.in. pokazanym w nim pocałunkiem dwóch mężczyzn. (po warszawskiej projekcji spotkanie z aktorami);
  • dokument „Power Erotic” (reż. L. Ferrara, USA, 2014) – wnikliwe i bardzo śmiałe rozmowy o życiu seksualnym i erotycznych fantazjach piętnastu homoseksualnych mężczyzn; „Straciłem głowę” (reż. S. Westerwelle, Niemcy, 2013), czyli perypetie hiszpańskiego turysty Luisa, którzy przybywa do Berlina na beztroski podryw i trafi a do słynnego klubu Berghain;
  • dokument „Kampania nienawiści” (reż. M. Lucas, USA, 2013). Michael Lucas, czyli król nowojorskiego porno gejowskiego, który ma na koncie dokument o sytuacji gejów w Izraelu (pokazywany na festiwalu w zeszłym roku), tym razem wybrał się do swej ojczyzny – Rosji, osławionej homofobiczną ustawą o zakazie tzw. propagandy homoseksualnej. (mat. pras)

Zapraszamy! Pełny program festiwalu znajdziecie na: lgbtfestival.pl

 

Tekst z nr 48/3-4 2014.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Cztery krótkie filmy Bavo Defurne

Bavo Defurne: Kampvuur, Matros, Particularly now, in spring, Saint; Belgia, dystrybucja: Tongariro, premiera w Polsce na DVD: marzec 2012r.

 

kadr z filmu „Ognisko”

 

Cztery krótkometrażówki belgijskiego reżysera, Bavo Defurne to wysmakowane stylistycznie gejowskie opowiastki o młodości, pięknie, dorastaniu, zauroczeniach i rozczarowaniach. Nie brak w nich alegorii i odwołani do rożnych źródeł a wszystko podkreślone oryginalnymi zdjęciami oraz montażem.

„Ognisko” (2000) to historia o dojrzewaniu, pierwszej fascynacji erotycznej dwóch chłopaków, pierwszym odrzuceniu. Rzecz dzieje się na obozie skautów. Niewiele dialogów, ale siła scen i gry (oraz urody) młodych aktorów nie potrzebuje chyba wsparcia słowami. „Marynarz” (1998) opowiada o fascynacji nastolatka marynarzem. Chłopiec marzy o egzotycznych miejscach, pięknym, rozgwieżdżonym niebie… Konfrontacja imaginacji z rzeczywistością przynosi nieuchronne rozczarowanie. „Teraz, wiosną” (1996) – apoteoza młodości i dorastania. Nastoletni chłopiec recytuje swą filozofię idealizmu, jedności i męskiej przyjaźni w sportowym klubie. Zdjęcia i montaż nawiązują do twórczości Leni Riefenstahl. „Święty” (1997), najbardziej alegoryczna film w zestawie, wykorzystuje motyw śmierci św. Sebastiana, czyli jednej z najstarszych gejowskich ikon. Urodę filmu podkreśla montaż, stylizujący go na nieme produkcje z początków ubiegłego wieku.

Filmy Defurne to smaczki dla bardziej wyrafinowanych odbiorców, którzy na pewno docenią zarówno ich estetykę, jak i odnajdą wiele zapożyczeń, odniesień i wzorców. (MCh)  

 

Tekst z nr 36/3-4 2012.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

WSZYSTKIE MASKI MISHIMY

Najbardziej znany japoński pisarz. Celebryta, mąż, samuraj i gej. Zmarł prawie pół wieku temu. Czy nadal jest skandalem? Tekst: Bartosz Żurawiecki

 

Foto: mat. pras.

 

Yukio Mishima był najbardziej znanym japońskim pisarzem. W chwili śmierci miał na swoim koncie 35 powieści, 25 sztuk teatralnych, 200 opowiadań i 8 tomów esejów. Zarówno jego życie osobiste, jak i działalność artystyczna były uważnie obserwowane przez opinię publiczną. Od tego napisu zaczyna się film Paula Schradera – „Mishima. Życie w czterech rozdziałach” (1985). W Polsce mamy właśnie okazję wrócić do osoby i twórczości japońskiego pisarza. Oto bowiem wreszcie, po 70 (sic!) latach, ukazała się w języku polskim (w przekładzie Beaty Kubiak Ho-Chi) powieść, która przyniosła mu sławę – „Wyznanie maski”.

Święty Sebastian

Mishima nigdy nie ukrywał, że książka ta ma podłoże autobiograficzne. Bohater „Wyznań maski”, Kō-chan (zdrobnienie prawdziwego imienia pisarza, który w rzeczywistości nazywał się Kimatake Hirakoka) jest chłopcem drobnym, słabym i chorowitym. W szkole fascynują go koledzy silniejsi i bardziej rozwinięci fi zycznie. Odkrywa, że czuje do nich pociąg seksualny, podczas gdy dziewczyny nie wywołują w nim żadnych pragnień. Musi jednak – bo tego wymaga od niego społeczeństwo (akcja rozgrywa się w Japonii lat 30. i 40. XX wieku) – grać „normalnego”. Nosić maskę. Uczy się więc uwodzenia dziewczyn, planuje małżeństwo…

Jak jednak słusznie zauważyli krytycy, w „Wyznaniu maski” nie chodzi tak naprawdę (a przynajmniej nie tylko) o homoseksualność. Pragnienia bohatera wkraczają w sferę fetyszyzmu i sadomasochizmu, która otworzyła się przed nim, gdy jako dziecko czytał bajki o królewiczach zabitych przez smoków. Uwielbia zapach żołnierskiego potu, podziwia czyściciela kloak, ubranego w granatowe, obcisłe kalesony.

Najsilniej jednak na wyobraźnię chłopca podziałał, odkryty w albumie europejskiego malarstwa, obraz Guida Reni przedstawiający „Świętego Sebastiana”. Piękne, młode, nagie męskie ciało – „jędrne, wonne” – przywiązane do pnia, z rękami uniesionymi do góry. Ciało wygięte z rozkoszy bólu, przebite strzałami. Oczy z wyrazem ekstazy wzniesione ku górze.

Kō-chan wyobraża sobie swoich kolegów na miejscu świętego. Ma też sen, w którym zjada ciało jednego ze szkolnych towarzyszy. Wszystkie te obrazy wywołują u bohatera erekcje, skłaniają go do kultywowania „złego nawyku”, czyli po prostu masturbacji. Popęd seksualny nierozłącznie wiąże się z popędem śmierci, ta zaś niechybnie czeka bohatera na wojnie. Jednak lekarz z komisji wojskowej mylnie bierze przeziębienie za gruźlicę. Odsyła chłopaka do domu. Podobnie rzecz się miała z Mishimą, który całe życie wstydził się tego aktu dezercji.

„Wyznanie maski” nie tylko przyniosło młodemu, ledwie dwudziestoczteroletniemu twórcy splendory literackie, ale także uczyniło z niego osobę sławną w całej Japonii. Kogoś, kogo dzisiaj nazwalibyśmy celebrytą. Pisze bez wytchnienia, głównie nocami. Przed trzydziestką może się pochwalić pokaźnym zbiorem „Dzieł zebranych”.

Madame de Sade

Jeden za drugim pojawiają się kolejne utwory – powieści zarówno popularne, jak i ambitne, sztuki przeznaczone dla tradycyjnego teatru kabuki i nō, ale też współczesne i eksperymentalne. W Polsce, zwłaszcza w latach 80. i 90., często sięgano po dramat Mishimy, „Madame de Sade”, którego tytułową bohaterką jest żona „twórcy” sadyzmu, Markiza de Sade.

Spośród powieści Japończyka najpierw w naszym kraju ukazały się idylliczna „Ballada o miłości” i brutalne „Na uwięzi” (obie tłumaczone zresztą z angielskiego). W latach 90. dostaliśmy przekład „Złotej pagody”, opartej na prawdziwym wydarzeniu – podpaleniu słynnego Złotego Pawilonu przez młodego buddyjskiego mnicha. Jąkający się bohater powieści Mishimy nienawidzi piękna i doskonałości, których wcieleniem staje się dla niego właśnie słynny budynek z Kioto. Wiele jednak książek pisarza wciąż czeka na polski przekład – choćby „Zakazane kolory”, „Uciekające konie” czy tetralogia „Płodne morze”, którą ukończył tuż przed śmiercią.

Twórczość Mishimy bazuje na walce przeciwieństw: piękna i brzydoty, seksu i śmierci, zdrowia i dewiacji, męstwa i dekadencji. Ideału Madonny i ideału Sodomy – jak głosi otwierający „Wyznanie maski” cytat z „Braci Karamazow” Dostojewskiego (cóż, w 1949 r. nikt jeszcze nie przypuszczał, że kiedyś pojawi się na światowych estradach Madonna z Sodomy). W centrum książek Mishimy stoi zazwyczaj męskie ciało – dręczone, poddawane torturom psychicznym i fi zycznym, próbujące pokonać własne słabości.

„Prawdziwy mężczyzna”

Mishima to także nieustanny pojedynek między sztuką a działaniem. Sztuka jest ucieczką, unikiem, wymówką pięknoduchów. Podczas gdy „prawdziwy mężczyzna” działa, walczy, wojuje. Czy można połączyć te sprzeczne porządki, te odmienne skłonności? W swoim życiu Mishima próbował je godzić, a przynajmniej rozgrywać. Był stałym bywalcem tokijskich barów dla gejów. Na początku lat 50. udał się w swą pierwszą podróż do Stanów Zjednoczonych i Europy. Zachwycił się zwłaszcza Grecją – jej krajobrazami i starożytnymi kanonami piękna. Otworzył się też seksualnie, przeżył kilka homoseksualnych romansów. Jednak w roku 1958 ożenił się z Yoko Sugiyamą, miał z nią dwójkę dzieci. Ponoć wzorowo wypełniał obowiązki męża i ojca.

W połowie lat 50. obsesją Mishimy stało się jego własne ciało. Dobiega czterdziestki, a – jak twierdził – mężczyzna po czterdziestce nie może już umrzeć piękny. Mishima zaczyna wtedy uprawiać kolejne dziedziny sportu, przede wszystkim zaś spędza mnóstwo czasu na siłowni, oddając się „body-buildingowi”. On – człowiek słów szuka czegoś, co będzie ich antytezą. Znajduje ją w języku ciała.

Chętnie demonstruje publicznie swoje osiągnięcia w dziedzinie kulturystyki. Fotografuje się w pozach świętego Sebastiana. Pokazuje na zdjęciach swą muskulaturę. Coraz częściej pozuje też z samurajskim mieczem. W 1967 r. przechodzi trening wojskowy w Japońskich Siłach Samoobrony.

Głośno mówi o tym, że Japonia utraciła ducha, odeszła od dawnych wartości. Straciła honor. Uległa po wojnie szybkiej amerykanizacji, miejsce kodeksu samurajskiego zajął pieniądz. Trzeba przywrócić majestat cesarza i jego polityczne znaczenie.

Wojownik popełnia seppuku

W 1968 r. Yukio Mishima zakłada, zrzeszającą młodych mężczyzn, paramilitarną organizację „Stowarzyszenie Tarcza”. Staje na jej czele, nawet projektuje dla niej eleganckie mundury. Oskarżany o prawicowy fanatyzm, mówi, że chce bronić Japonii przed zagrożeniami płynącymi tak z lewej, jak i prawej strony. Próbuje przekonać do swoich racji zbuntowanych przeciwko systemowi kapitalistycznemu studentów tokijskiego uniwersytetu, ale zostaje przez nich wygwizdany.

25 listopada 1970 r. Mishima wraz z czwórką swych młodych żołnierzy udaje się do bazy dowództwa piechoty Japońskich Sił Samoobrony we wschodniej dzielnicy Tokio, Ichigaya. Zostają przyjęci przez generała Kanetoshi Mashitę, którego następnie obezwładniają, po czym barykadują się w jego gabinecie. Mishima ma jedno żądanie – chce wygłosić z balkonu przemówienie do żołnierzy. Na placu przed budynkiem są też przedstawiciele mediów, których pisarz wcześniej zawiadomił, by przyszli zobaczyć jego „mały dramat”.

Mowa Mishimy, w której wzywa do wskrzeszenia w Japonii dawnego ducha samurajskiego, zostaje przyjęta przez zgromadzonych żołnierzy gwizdami, śmiechem i nieprzyjaznymi okrzykami. Yukio wraca więc do gabinetu i tu, korzystając z pomocy swego asystenta, popełnia rytualne seppuku, które parę razy tak sugestywnie opisał w swojej twórczości, między innymi w uznawanym za arcydzieło opowiadaniu „Umiłowanie ojczyzny”. Wbija sobie sztylet w trzewia, rozpruwa brzuch, a jego pomocnik ucina mu głowę samurajskim mieczem.

To samobójstwo stanowi szok nie tylko dla japońskiej, ale i światowej opinii publicznej. Odejście Mishimy jest dla mnie aktem wiary i obowiązku Japończyka patrioty, a także nieuniknionym wypełnieniem jego bardzo, bardzo osobistego ideału artystycznego – napisze przyjaciółka pisarza, Nobuko Albery – Od dawna w naszej tradycji obowiązkiem każdego szanującego się samuraja było rozprucie brzucha dla zamanifestowania swego słusznego protestu.

Postać i dzieło Mishimy budziły (i nadal budzą) liczne spory. Wspomniany na początku fi lm Paula Schradera nigdy nie był w Japonii dystrybuowany (w Polsce zresztą też nie). Nie został nawet pokazany na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Tokio z powodu gróźb ataku bombowego, jakie wystosowały skrajnie prawicowe ugrupowania. Film zbojkotowała także wdowa po pisarzu. W obu przypadkach kamień obrazy tkwił w sekwencji rozgrywającej się w klubie gejowskim i jednoznacznej sugestii, że homoseksualne przygody nie były Mishimie obce. Nawet później, gdy fi lm w końcu pokazano w japońskiej telewizji, ten fragment został z niego usunięty.

Czy Yukio Mishima nadal jest skandalem? Tego nie jestem pewien, nie wątpię jednak, że pozostał świetnym pisarzem. „Wyznanie maski” – chłodna analiza psychiki młodego człowieka, rozcinanie trzewi „na zimno” – działa z precyzją samurajskiego miecza. Z konkluzjami można dzisiaj polemizować, nasze pojmowanie seksualności jest już jednak zupełnie inne niż było te kilka dekad temu. Mniej, że tak powiem, demoniczne. Ale styl wciąż każe schylić z uznaniem głowę.  

„Wyznanie maski” Yukio Mishimy ukazało się właśnie w Polsce po 70 latach od japońskiej premiery  

 

Tekst z nr 80 / 7-8 2019.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Dream Boat

Dream Boat (2017, Niemcy), reż. T.F. Milewski. Dystr. Netflix

 

mat. pras.

 

Ten niemiecki dokument z 2017 r. miał premierę na festiwalu w Berlinie, a od niedawna jest dostępny na Netfliksie. Ogromny statek, na pokładzie 3 tysiące gejów, którzy wyruszają z Barcelony w wakacyjny rejs po Morzu Śródziemnym. Piękna pogoda, baseny, muzyka. Jedna wielka impreza, co wieczór inny dress code – raz motywem jest kostium drag, raz – prawie żaden kostium. Dla amatorów (bardzo) skąpo ubranych, atrakcyjnych mężczyzn „Dream Boat” będzie atrakcyjny choćby z wizualnego punktu widzenia. Dostajemy takich obrazków sporo, ale reżyser Tristan Ferland Milewski prezentuje również pięć bardziej osobistych historii uczestników wycieczki. Poznajemy więc chłopaka z Indii, nieprzyzwyczajonego do bycia „out”, Palestyńczyka z belgijskim paszportem, Francuza na wózku inwalidzkim i w stałym związku, Austriaka, który żyje z HIV oraz młodego trenera personalnego z Polski – Marka, który wyemigrował do Wielkiej Brytanii. Marek wygląda jak milion dolarów, mógłby wyrwać chyba każdego faceta – ale jakoś nie może wczuć się w klimat luzu i nieskrępowanej zabawy, również erotycznej. (Piotr Klimek)  

 

Tekst z nr 78/3-4 2019.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Laurie Frankel „Tak to już jest“

wyd. Poradnia K, 2019

 

 

Autorka powieści znalazła świetny sposób, by pokazać dorastanie osoby transpłciowej z nieco mniej oczywistej strony, z perspektywy rodziców. Choć w centrum akcji znajduje się Claude-Poppy, główni bohaterowie to Rosie i Penn. Nie są stereotypowym małżeństwem, ona jako lekarka zarabia na rodzinę, on zajmuje się domem i próbuje być pisarzem, wciąż pracuje nad „ChP”, czyli cholerną powieścią, na której tworzenie nie ma zbyt wiele czasu z powodu obowiązków rodzinnych. Mają piątkę dzieci; akcja rozpoczyna się, gdy rodzi się najmłodsze. Od początku wiemy, że to dziewczynka, ale wszyscy myślą, że mają do czynienia z chłopcem. Z upływem czasu do rodziców i starszych braci dochodzą kolejne sygnały świadczące o transpłciowości, są akceptowane, ale jednocześnie najpierw lekceważone, a dopiero z czasem budzące niepokój, wreszcie strach. Nie ma mowy o dyskryminacji czy odrzuceniu, jest bezgraniczna miłość, ale i tak pojawiają się problemy. Na ile pozwolić dziecku odbieranemu jako chłopiec na dziewczyńską ekspresję? Reagować na docinki i głupie komentarze? Jak nie zastraszyć, a jednocześnie ostrzec przed niebezpieczeństwem, które może czyhać na zewnątrz? Jak uświadamiać kilkuletnie dziecko, że dziewczynki zazwyczaj nie mają penisa? Czy i kiedy zacząć stosować blokery hormonalne? Komu powiedzieć, a przed kim zachować sekret? Czy ukrywanie nie będzie sygnałem, że transpłciowość uważa się za coś złego? I czy dla bezpieczeństwa jednego członka rodziny można poświęcić komfort całej reszty? To tylko niektóre dylematy, z którymi borykają się Rosie i Penn. Na szczęście swojej sytuacji nie postrzegają jako dramatu, tak też napisana jest całość. Udana powieść obyczajowa. (Krzysztof Tomasik)

 

Tekst z nr 78/3-4 2019.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.