O losach ustawy o związkach partnerskich, o „małżeństwach z Tilos”, o greckich i bałkańskich Paradach i o tym, kiedy wyoutował się rodzicom, opowiada Athanasios Georgios Vlachiogiannis, grecki działacz, szef Parady Równości w Salonikach (Thessaloniki Pride) i wiceszef OLKE, najważniejszej greckiej organizacji LGBT, w rozmowie Mariusza Kurca
Słyszałeś, jak słynna irlandzka drag queen Panti Bliss skomentowała debatę o zadłużeniu Grecji?
Jasne. Kocham Panti i w ogóle wszystkie drag queens. Ale nie będziemy mówić o kryzysie finansowym, co?
„Na Boga, odpuśćmy Grecji te pieniądze! Tyle na pewno możemy zrobić – przecież to oni dali nam homoseksualizm – i to za darmo! Co, jeśli zażądają opłaty? Albo, co gorsza, zabiorą go tylko dla siebie?”
Spokojnie, nie zabierzemy. Homoseksualizm pozostanie międzynarodowy (śmiech).
Nie wkurza cię, że dla wielu osób pierwszym skojarzeniem na słowo „homoseksualizm” jest „och, już starożytni Grecy…”.
Nie wkurza, bo homoseksualność nie jest niczym złym, ale coś innego ci powiem. Wielu współczesnych Greków może by i się wkurzało, ale oni o tym skojarzeniu po prostu nie wiedzą. Albo tak skutecznie je wypierają? O tej starożytnej Grecji, w której męski homoseksualizm był na porządku dziennym, to ja słyszę tylko od cudzoziemców. W greckich szkołach, ani w ogóle nigdzie u nas nie mówi się o tym.
Aż trudno uwierzyć.
Dlatego film „Aleksander”, w którym Oliver Stone jednoznacznie sugeruje, że nasz wielki wódz nie był hetero, spotkał się w Grecji z protestami. To samo było w zeszłym roku, gdy odkryto grób z tamtych czasów. Rozmiar i ornamenty wskazują, że pochowano tam kogoś bardzo ważnego. Niektórzy archeolodzy mówili, że chodzić może o Hefajstiona, partnera Aleksandra – i znów opinia publiczna zareagowała z niesmakiem, z zawstydzeniem. To oczywiście ma związek z dominującym we współczesnej Grecji Kościołem prawosławnym. Wszystko, co wiąże się z seksem, jest w oczach Kościoła źródłem co najmniej niepokoju.
Współczesna Grecja wydaje mi się, przynajmniej z perspektywy LGBT, dość podobna do Polski.
Słucham, słucham, mów.
Oba nasze kraje są maruderami w UE pod względem związków partnerskich, a raczej ich braku, o małżeństwach jednopłciowych nie wspominając. Za to mamy wielkie dominujące religie – u nas to jest katolicyzm.
I jedno z drugim ma wiele wspólnego.
Zgaduję, że wasz Kościół też jest homofobiczny.
Od czterech lat organizuję w Salonikach Paradę Równości i co roku przy tej okazji nasz lokalny biskup Anthimos mówi takie rzeczy, że w końcu go pozwaliśmy.
Co mówi?
Że jesteśmy „zboczeńcami”. Wzywa, by w dniu Parady pilnować dzieci. Albo nawołuje, by ludzie „reagowali”. W mojej opinii to jest sugestia przemocy.
Pozwaliście go w trybie…?
Przetestujemy naszą nową ustawę antydyskryminacyjną, która penalizuje mowę nienawiści ze względu na orientację seksualną lub tożsamość płciową.
My takiej na razie nie mamy, choć postulat jest. Opowiesz, jak to jest w Grecji ze związkami partnerskimi? U nas pierwsze podejście w parlamencie było w 2003 r., potem długa przerwa i w ostatnich latach – kolejne trzy. Póki co, bez sukcesu.
Debata publiczna na temat związków rozpoczęła się gdzieś koło 2004 r., gdy organizacja OLKE (Społeczność Gej/Les Grecji), której mam zaszczyt być wiceprezesem, wysunęła ten postulat. W tym samym roku mieliśmy medialny skandal: w popularnym serialu „Klíse ta mátya” („Zamknij oczy”) na Mega Channel dwie postaci, geje, pocałowali się. Stacja otrzymała za to grzywnę od krajowego regulatora TV i radia – wyobrażasz sobie?
Cztery lata później parlament… uchwalił ustawę o związkach! Ale, uwaga – tylko dla par heteroseksualnych! Została ona zaskarżona przez grupę aktywistów LGBT do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.
I?
Zaczekaj. W 2008 r. miało miejsce jeszcze jedno ważne wydarzenie. Ponieważ nasze cywilne prawo małżeńskie nigdzie nie mówi o „kobiecie i mężczyźnie”, tylko o osobach, to – w obliczu tej dyskryminującej ustawy o związkach – postanowiliśmy zadziałać. Znaleźliśmy dwie pary, jedną gejowską, drugą lesbijską, obie gotowe na ślub, oraz znaleźliśmy burmistrza gotowego udzielić im ślubu. I tak w czerwcu 2008 r. Anastassios Aliferis, cudowny, nieżyjący już dziś burmistrz małej wysepki Tilos niedaleko Rodos, udzielił ślubu obu parom. Małżeństwa te były ważne przez 20 dni – potem sąd wyższej instancji (na Rodos) je anulował. Tak zwane małżeństwa z Tilos stały się jednym z gorących tematów 2008 r. Notabene, jedna z lesbijek zmarła kilka tygodni temu…
Natomiast w listopadzie 2013 r. przyszedł wyrok w sprawie ustawy o związkach tylko dla par hetero – pięć lat po jej uchwaleniu. Strasburg przemówił: prawo jest dyskryminujące, należy je zmienić.
Minęły dwa lata.
No, właśnie. We wrześniu wysłaliśmy pismo do Rady Europy informujące, że wyrok wciąż nie jest wdrożony. Od stycznia partią rządzącą jest lewicowa Syriza, która ma w programie związki partnerskie włącznie z adopcją dzieci. W czerwcu, na trzy dni przed ateńską Parada Równości, Ministerstwo Sprawiedliwości zaprezentowało projekt ustawy.
Nie wystarczy zmienić tej istniejącej, „otworzyć” ją na pary jednopłciowe?
Ona daje bardzo mało praw, pomysł, by uchwalić nową jest dobry. Na spotkaniu z nami, działaczami, przedstawiciele Ministerstwa byli pełni optymizmu. Już-już wszystko się miało zadziać, ale jednak jakimś cudem całymi tygodniami zwlekali z przesłaniem projektu do parlamentu. Aż w sierpniu ogłoszono przedterminowe wybory. Syriza znów wygrała – no i czekamy, czy tym razem się uda. Moją podejrzliwość budzi koalicyjny partner Syrizy – konserwatywna, religijna partia ANEL. Zobaczymy.
Walczycie również o prawo do adopcji dzieci?
Nie. Wprowadzenie związków partnerskich dla par jednopłciowych bez adopcji i tak będzie wielkim krokiem naprzód. Z niewidzialnych dla prawa staniemy się widzialnymi.
To jeszcze przepytam cię z Parad Równości.
Mamy trzy – w Atenach od 2005 r., w Salonikach, jak już wspomniałem – to moje „dziecko” – od 2012 r. oraz na Krecie od zeszłego roku.
Protestujący?
Teraz już raczej nie, ale na początku – tak. Sympatycy ultraprawicowej partii Złoty Świt. Leciały w naszą stronę jajka i pomarańcze.
Twoja organizacja Thesaloniki Pride współpracuje też z belgradzką Paradą Równości.
W tym roku widać było w Belgradzie duży postęp. Po raz pierwszy Parada miała w miarę radosny charakter i przebiegła w miarę pokojowo, choć oczywiście policji było dużo. W moich „okolicach”, że tak powiem, jest jeszcze Parada w stolicy Bułgarii – Sofii, parada na rowerach – nie pytaj, dlaczego, bo nie wiem – w Albanii, parada w Nikozji na Cyprze oraz parada w stolicy Czarnogóry – Podgoricy. No, i największa: Parada w Istambule, na którą przychodzi 100 tys. osób.
A ile ludzi przychodzi w Grecji na Parady?
W Salonikach ok. 12 tysięcy. W Atenach – ostatnio było 30.
To więcej niż w Warszawie, gratuluję.
A w Warszawie ile?
W tym roku 20 tysięcy.
Ha! To jeszcze musicie popracować. Work, bitch! (śmiech) Znasz ten kawałek Britney?
Mój ulubiony. Pracujemy, ale niełatwo jest sprawić, by ludzie się angażowali.
U nas jest to samo. W ogóle uważam, że głównym problemem społeczności LGBT w Grecji – i chyba nie tylko w Grecji – jest wewnętrzna homofobia, wstyd, ciągłe zastanawianie się: co pomyślą inni? Znam wiele jednopłciowych par, które nigdy nie pozwalają sobie publicznie choćby na najniewinniejszy gest świadczący o tym, że są razem.
Ale widzę też zmiany na lepsze. Może to kontrowersyjne, ale powiem: moim zdaniem, randkowe aplikacje na komórkę jak Grindr pomagają nie tylko w znalezieniu kogoś na seks, ale są też narzędziem emancypacji. Dwa kliknięcia i już widzisz, że nie jesteś sam – jest mnóstwo gejów wokół ciebie. To zmienia percepcję. Ja, gdy dorastałem, miałem poczucie dojmującej samotności.
Jak zostałeś aktywistą LGBT? W Polsce bycie aktywistą, mam wrażenie, nie cieszy się wielkim prestiżem w społeczności LGBT.
O, u nas też. Ja kocham być aktywistą. Do tego stopnia, że rzuciłem wyuczony zawód. Byłem dentystą. Nie byłem w stanie… Dobrze, opowiem od początku. Urodziłem się w 1980 r. w Atenach. Do Salonik przyjechałem na studia. Byłem wtedy młodym mężczyzną, jak to się mówi delikatnie, „zagubionym” w kwestii swej seksualności. Czytaj: siedziałem mocno w szafie. Po studiach zacząłem z tej szafy wychodzić, a kropką nad „i” był mój coming out przed rodzicami. W 2009 r. pojechałem na Paradę Równości do Brukseli. Spotkałem tam grupę rodziców osób LGBT. Pogadałem z nimi, byli wspaniali. Zrobili na mnie takie wrażenie, że jak tylko wróciłem do domu, to wyoutowałem się przed mamą i tatą.
I?
I była „grecka tragedia” (śmiech). Ale już jest OK.
Wracając do aktywizmu…
Miałem w głowie fałszywy obraz działacza – kogoś, kto nie zna życia poza aktywizmem, ma radykalne poglądy i jest w gruncie rzeczy anarchistą. Stopniowo zobaczyłem, że sprawdzam się w roli organizatora eventów LGBT – zapraszam czytelników/czki „Repliki” na Paradę w Salonikach! – sprawdzam się w występach medialnych, a jednocześnie nadal jestem sobą, czyli przesiaduję w gejowskich knajpach oraz na Grindrze (śmiech).
Dwa lata temu zrezygnowałem z bycia dentystą, bo po prostu lepiej realizuję się jako działacz LGBT. Mam szczęście, że mogę z tego się utrzymać. Już tak nie patrz na mnie – wiem, że w wielu krajach czy organizacjach to niemożliwe. Po prostu work, bitch (śmiech)
Tekst z nr 58/11-12 2015.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.