Do strajku!

Z CHEN ARIELI, wiceburmistrzynią Tel Awiwu, o strajku LGBTI, o 15 wyoutowanych radnych, o izraelskich tęczowych rodzinach z trojgiem dzieci a także o dorastaniu bez słowa „lesbijka” i o próbach samobójczych, rozmawia Mariusz Kurc

 

mat. pras.

 

Jest w Izraelu wyżej postawiona wyoutowana lesbijka?

Nie ma.

Tym bardziej gratuluję. Byłem w Tel Awiwie kilka razy, bardzo mi się podobało.

Dzięki. Ja kocham Tel Awiw! (uśmiech)

Na dodatek wywodzisz się ze świata aktywizmu feministycznego i LGBTI. Przeczytałem, że zaczęłaś działać w wieku 12 lat.

Dorastałam w rodzinie, w której działanie na rzecz wspólnoty szerszej niż twoi najbliżsi, było czymś oczywistym. Praca w samorządzie uczniowskim, wstawianie się za innymi to był mój dzień powszedni. Nawet jeśli sprawa nie dotyczyła mnie bezpośrednio, ale czułam jakąś niesprawiedliwość, zaraz „wychylałam się”, nieraz źle na tym wychodząc. Jest nawet w hebrajskim powiedzonko: Osioł wyrywa się pierwszy (śmiech). Mam za sobą ponad 20 lat aktywistycznej pracy na rzecz społeczeństwa obywatelskiego, w tym głównie na rzecz kobiet i społeczności LGBTI, ale oczywiście wtedy, gdy miałam 12 lat, były inne działania, nie miałam świadomości feministycznej ani seksualnej.

Zaraz…

Tak, tak, liczysz… Dorastałam w świecie jeszcze bez Internetu. Zawsze, gdy to mówię, młodzi ludzie marszczą brwi i widzę w ich oczach pytanie: „To ile ona ma lat?” Mam 43 lata. Te ponad dwie dekady aktywizmu liczę od ukończenia służby wojskowej, która, jak wiesz, w Izraelu dotyczy również kobiet, odbywa się ją po liceum. Wychowałam się w Hajfie, mieście przemysłowym…

… „Hajfa pracuje, Jerozolima się modli, a Tel Awiw się bawi.”

Otóż to. Więc wychowałam się w Hajfie, gdzie słów „gej” i „lesbijka” nie usłyszałam do 18. roku życia. Miałam jakieś 14 lat, gdy poczułam budzącą się seksualność, ale za nic jej nie rozumiałam. Nie mogłam wpisać w google: „Zakochałam się w najlepszej przyjaciółce, co to znaczy?” – a właśnie to czułam. Klasyka w sumie, ale „jak to możliwe?” W moim pokoju markerem na ścianie napisałam „Kocham…” i jej imię – wiele razy, włącznie z serduszkami i strzałami. Nikt mnie nie naprowadził, o co chodzi, a ja odchodziłam od zmysłów, miałam dwie próby samobójcze. Gdy opowiadam historię tej mojej pierwszej romantycznej miłości, ludzie się śmieją, ale to jest smutne. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje, płakanie przed zaśnięciem to była normalka. „Kochanie, może po prostu jesteś homoseksualna?” – mogłoby wystarczyć, ale nikt mi tego nie powiedział, nikt nie używał nawet tego słowa. Potem, gdy w końcu poznałam słowo „lesbijka”, od razu złapałam konotację – ludzie wymawiali to słowo albo szeptem, albo z przekąsem, albo z szyderstwem. Nigdy nie padało zwyczajnie. Więc jak mogłabym zaakceptować, że ono dotyczy mnie? Pierwsza szafa, z której wyszłam, nie była lesbijska, tylko feministyczna. Po służbie wojskowej dostaje się od państwa tydzień „wakacji”, za który armia jeszcze płaci – tydzień na to, by zorientować się, co dalej w życiu robić. Ja zaraz pierwszego dnia spakowałam się i przeprowadziłam do Tel Awiwu. Z moim upodobaniem do dziwnych fryzur i dziwnych makijaży wiedziałam, że Hajfa jest nie dla mnie. W Tel Awiwie zaraz na początku zobaczyłam na ulicy grupę na czarno ubranych kobiet, które protestowały przeciwko okupacji Palestyny. Nie w kuchni, bez dzieci… Miały pasję w oczach, miały gdzieś podobanie się mężczyznom, miały poglądy polityczne. Była w nich moc, patrzyłam zafascynowana. Tak zostałam się feministką. A od feminizmu do zaakceptowania lesbijskiej tożsamości droga była już krótka. Ze trzy miesiące mi to zajęło. Od feministki do lesbijki – to już z górki! (Chen wybucha śmiechem) Moja pierwsza dziewczyna była radykalną feministką. W czasie drugiej wojny z Libanem razem ostro protestowałyśmy. Miałyśmy izraelsko- -palestyński namiot i odmawiałyśmy udziału w wojnie.

Wyoutowałaś się przed rodzicami?

Moje coming outy nie były trudne, to znaczy, jak już przeszłam ten najtrudniejszy – przed sobą, to potem poszło łatwo. Moja mama wcześnie zmarła, przed nią nie zdążyłam. Tata powiedział, żebym tylko była szczęśliwa. Brat miał liberalne poglądy, ale z rodzaju tych, że ludzie LGBTI są OK., ale… w mojej własnej rodzinie? (śmiech) W dodatku ta moja dziewczyna była 20 lat starsza ode mnie i była jedną z liderek ruchu feministycznego, więc brat musiał przetrawić, rozumiesz – nie dość, że siostra jest les, to jeszcze wystaje z tymi „wariatkami” na różnych wiecach. A teraz brat kocha moją obecną żonę bardziej niż ja! (Chen wybucha śmiechem) Pracują nawet razem.

Wróćmy do aktywizmu.

Radykalnie feministyczną postawę przeniosłam do ruchu LGBTI. Ostatnie moje stanowisko przed objęciem urzędu wiceburmistrzyni to było prezesowanie w Aguda, najważniejszej i najstarszej organizacji LGBTI w Izraelu. Nasz ruch ma już prawie 45 lat, Aguda powstała w 1975 r. A u was?

U nas pierwsza legalnie zarejestrowana organizacja LGBTI zaczęła działać w 1990 r.

Byłam prezeską Aguda przez 8 lat. Zawalczyłam o posadę, bo cała organizacja była zdominowana przez facetów, wnerwiało mnie to.

Znany problem.

Jasne. Praktycznie wszędzie na świecie. Dlaczego tak jest?

W polskim ruchu LGBTI działa mnóstwo kobiet, ale gdy przychodzi do liderowania, „nagle” robi się męsko.

Bo nie mamy równych szans, począwszy od wychowania. Społeczeństwo przygotowuje nas do bycia matkami, żonami, opiekunkami – i nawet jeśli mamy też możliwość edukacji czy kariery zawodowej, to obok tamtych ról, dom i dzieci nadal mamy na głowie. Nie zaszczepia się w nas chęci przewodzenia. Ludzie LGBTI, co oczywiste, kopiują te wzorce, bo przecież wszyscy jesteśmy tak samo wychowywani. Mam teorię, że u nas być może jest nawet ciężej, bo w relacjach hetero jest między mężczyznami a kobietami ten pierwiastek seksualny, który jakby wymusza choć trochę współpracy. A geje i lesbijki, cóż, nie mamy takiego powodu, by „grać razem”.

Homofobia nas łączy.

Tak. I na przykład ja chyba inaczej bym spriorytetyzowała nasze postulaty. Równość małżeńska, adopcja dzieci są bardzo ważne, ale mamy w naszej społeczności ludzi, którzy walczą o życie, homo- i transfobia potrafi dosłownie zabić. Może bezpieczeństwo powinno być na pierwszym miejscu? Tym bardziej, że akurat równość małżeńska to u nas szersza sprawa: w Izraelu można wziąć jedynie religijny ślub. Cywilnych nie ma. Nie jesteś religijny jak ja, albo jesteś wyznawcą judaizmu w parze z muzułmanką, nie możesz wziąć ślubu. W ten sposób 1,5 mln ludzi w naszym 8-milionowym państwie jest wykluczonych.

Ale jeśli chodzi o pary jednopłciowe, to macie inne nietypowe rozwiązanie. Państwo uznaje śluby obywateli Izraela zawarte za granicą, czyli możesz ze swą dziewczyną wyjechać np. do Hiszpanii, wziąć tam ślub, wrócić i uzyskać uznanie małżeństwa. Zrobiłyście tak?

Nie. Mówię o niej „żona”, ale nie jesteśmy małżeństwem. Zamiast tego organizuję śluby alternatywne wobec religijnych – właśnie po to, by wywrzeć presję, byśmy dostrzegli, że powinno być więcej opcji niż tylko ślub religijny. Dobra, wracamy do aktywizmu. Wiesz, co to jest backlash, prawda?

Negatywna, wroga reakcja naszych przeciwników na progres, którego dokonujemy.

To się dokładnie teraz dzieje u was. Poszliście do przodu, organizujecie mnóstwo Marszów Równości, więc przeciwnicy się uaktywnili. Mechanizm jest ten sam – zamiast LGBTI możesz wstawić kobiety, Żydów, muzułmanów, Arabów, kogo chcesz, wszelkie mniejszościowe grupy. W kwestiach LGBTI mamy teraz zresztą backlash światowy. Cała historia naszego ruchu to są kroki naprzód, potem walka z backlashem, po czym następne kroki naprzód, i znów backlash itd.

W Stanach były wielkie kroki naprzód za czasów Obamy, teraz jest backlash.

I według mnie bezpieczeństwo powinno być na pierwszym miejscu również dlatego, byśmy mogli lepiej walczyć z kolejnymi backlashami.

Chen, jak od aktywistki LGBTI przechodzi się do polityczki? Mamy w Polsce jeden taki przykład: Robert Biedroń zaczął od aktywizmu LGBTI, dziś jest liderem partyjnym.

Posłuchaj tej historii. Lato 2017 r. – organizacja ojców gejów wysyła do Sądu Najwyższego petycję w sprawie adopcji dzieci przez pary jednopłciowe. Bo wciąż nie mamy tych samych praw.

Teoretycznie w Izraelu para jednopłciowa może adoptować, ale para rożnej płci ma pierwszeństwo. W praktyce oznacza to, że parom jednopłciowym odmawia się adopcji.

I nasz minister od polityki społecznej wydaje opinię, że dla dziecka wystarczającym stresem jest już sama procedura adopcyjna, że nie ma co dziecka obarczać dodatkowym ciężarem, jakim byłaby para jednopłciowa jako rodzice. Więc on nie rekomenduje zmian w przepisach. Jesteśmy wściekli, organizujemy demonstrację. Ale tyle razy już wychodziliśmy na ulicę… Dochodzimy do wniosku, że nie zobaczymy żadnej zmiany u polityków, dopóki sami nie staniemy się bardziej polityczni. Zakładamy więc Front LGBTI, którego zadaniem jest zachęcanie ludzi LGBTI, by szli do polityki. Nie podoba ci się minister? Sam/a bierz tekę ministra! Drugi projekt jest bardziej doraźny – kandyduj w wyborach samorządowych. Nieważne, z jakiej partii – kandyduj! Po to, by nie musieć uciekać do Tel Awiwu, by być sobą i żyć normalnie tam, gdzie mieszkasz. Wybory nadchodziły w październiku 2018 r., mieliśmy więc nieco ponad rok. Stworzyłam kurs szkoleniowy dla ludzi LGBTI myślących o karierze samorządowca. Mój budżet? Zero szekli. Znalazłam ekspertów, którzy poprowadzili warsztaty, jak zbierać pieniądze na kampanię, jak rozmawiać z wyborcami, jak układać się z koalicjantami, jak czytać samorządowy budżet, wszystko. W rezultacie w wyborach samorządowych 2018 r. mieliśmy 54 kandydatów/ ki LGBTI, więcej niż kiedykolwiek wcześniej. 15 z nich zdobyło mandaty radnej/ radnego. W tym ja sama.

15? To mnóstwo! Polska jest prawie 5 razy większa i mamy jednego jawnego radnego LGBTI (Marek Szolc w Warszawie – przyp. red.)

Jedna dziewczyna startowała nawet w Ashkelon… Zaraz będę płakać… Ashkelon to jest średniej wielkości, południowe, bardzo religijne, bardzo konserwatywne miasto. Zobaczyć jej twarz, twarz wyoutowanej lesbijki na billboardach w Ashkelon… To może dosłownie ocalić życie jakiegoś nastolatka LGBTI. Ale przed jesiennymi wyborami 2018 było jeszcze lato – najważniejsze lato w historii izraelskiego ruchu LGBTI. W Knesecie był głosowany projekt dotyczący surogacji. Od 2004 r. surogacja jest w Izraelu legalna, ale tylko dla par hetero. Minister zdrowia chciał „otworzyć” przepisy dla kobiet singielek, udało się nam dopisać do projektu zmiany jeszcze jednopłciowe pary – ale to przepadło w głosowaniu. Przegraliśmy. Dodatkowo mieliśmy tego lata przypadek ciężkiego pobicia kobiety trans, który zyskał medialny rozgłos. W społeczności wrzało. Zdecydowaliśmy się na krok bez precedensu. Strajk!

Strajk?

Strajk.

Jaki strajk?

Strajk LGBTI! Wielu działaczy miało miny takie, jak ty teraz. „Nic nie wyjdzie, kto odważy się nie przyjść do pracy?” Zwłaszcza, że to byłoby nielegalne, bo w Izraelu strajkować można tylko przez związki zawodowe, a nie ma przecież związku zawodowego pracowników LGBTI. Ale jednak zrobiliśmy to! Zaczęliśmy „tradycyjnie” – od stworzenia wydarzenia na FB. Potem poprosiliśmy działaczy pracujących w branży hi-tech (mamy odrębną organizację LGBTI skupiającą pracowników hi-tech), by przekonali swe firmy do poparcia strajku. Tak zyskaliśmy 3 firmy – i ruszyło domino. W rezultacie mieliśmy 300 wspierających nas firm! W tym Microsoft. Wyobrażasz sobie? W kraju, w którym wcześniej żadna korporacja nie wychyliła się, by nas otwarcie poprzeć ze strachu przed fundamentalistami religijnymi i ich ekonomiczną siłą! Może za wyjątkiem producentów wódki… Ale linie lotnicze czy banki – nie śmiały. A teraz przyłączyły się.

Jak wygląda strajk LGBTI?

Firmy przekazały pracownikom: jeśli jesteś LGBTI lub sojusznikiem, tego dnia możesz nie przyjść do pracy, jeśli idziesz protestować.

Niesamowite.

Przez cały dzień strajku mieliśmy eventy. Na bulwarze Rotschilda w Tel Awiwie założyliśmy własne studio. Nie my chodziliśmy na wywiady do TV, stacje TV przychodziły do nas. Założyliśmy blokady 17 dróg w całym kraju, włącznie z Ejladem nad Morzem Czerwonym. Na samej demonstracji mieliśmy 100 tysięcy ludzi.

Na Paradzie…

Oj, wiem, że na Paradzie w Tel Awiwie jest dużo więcej, ale, Mariusz, tam ludzie się bawią – a tu 100 tysięcy ludzi przyszło protestować. To co innego. Po tym strajku nic już nie było takie samo. Na przykład wiele firm zaczęło sponsorować swym pracownikom LGBTI wyjazdy na surogację. I przede wszystkim – zobaczyliśmy własną siłę. Zaraz potem zdobyliśmy tych 15 radnych.

A w 120-osobowym Knesecie macie jakieś wyoutowane osoby LGBTI?

Pięć. A raczej pięciu, bo to sami geje, niestety. Jeszcze wrócę do kwestii dzieci. Trzeba wiedzieć, że w naszym społeczeństwie praktycznie wszyscy maja jazdę na posiadanie dzieci – religijni, laikat, hetero, homo – nieważne. To wynika z naszej historii, Holocaust, wiesz… W stosunku do liczby ludności Izrael ma najwięcej jednopłciowych par z dziećmi na świecie. Przeciętna jednopłciowa rodzina ma jedno dziecko, w Izraelu – troje.

Chciałbym jeszcze zapytaćpinkwashing – temat, który wciąż powraca w związku z Izraelem i LGBTI. Tel Awiw jest tęczowym miastem; Parady, które odbywają się u was od 1993 r., urosły tak, że od dawna organizuje je urząd miasta wespół z organizacjami LGBTI. Przyciągają dziesiątki tysięcy turystów. Jednocześnie wiele osób, szczególnie na europejskiej lewicy, mówi, że celem jest odwrócenie uwagi od konfliktu izraelsko-palestyńskiego, a poza tym sytuacja LGBTI w Izraelu wcale nie jest taka różowa, jak to widać na Paradzie w Tel Awiwie.

Ja żadnego pinkwashingu nie robię. Od 20 lat zdzieram gardło na wszelkich wiecach i walczę o równość nie tylko dla LGBTI, ale dla wszystkich. Natomiast nasz premier – o, tak, on robi pinkwashing! Znamienne, że jeśli cokolwiek mówi na temat LGBTI, to po angielsku – na forum międzynarodowym. Po hebrajsku, do nas – nie. I tu zresztą wraca to, co chcę najmocniej podkreślić. W społeczności LGBTI pokutuje fałszywe przekonanie, że polityka jest brudna i zła. Jeśli politycy są brudni i źli, to i taka jest polityka – ale przecież możemy wymienić polityków! Boimy się powiedzieć, że działamy politycznie, że nasze postulaty są polityczne. Udajemy apolityczność – to błąd. Musimy odzyskać dobre znaczenie słowa „polityka” jako relację sprawowania władzy. Musimy jasno mówić: „Tak, walczymy o sprawy polityczne!” Musimy być przy stole, przy którym dzielą budżet – a nie tylko prosić tych, którzy tam są, o przysługi.

Tekst z nr 81 / 9-10 2019.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.