Dlaczego postanowiłem wrócić do swej książki sprzed ponad sześciu lat i poszerzyć właśnie ukazujące się drugie wydanie „Homobiografii” o kolejne postacie? Przez ten czas wiele zmieniło się w społecznym odbiorze homoseksualizmu znanych postaci z przeszłości
Tekst: Krzysztof Tomasik
Wznowienia skłaniają do podsumowań. Z jednej strony wydaje się, że było to tak niedawno, a z drugiej, że upłynęły lata świetlne. Tym bardziej, że historia wydanych w 2008 roku „Homobiografii” sięga dwóch lat wstecz, kiedy wstępną koncepcję późniejszej książki podejmującej wątki nienormatywnej seksualności w życiorysach ważnych pisarzy i pisarek zaproponowałem dwom wydawnictwom, niestety bez powodzenia.
Słowo „homoseksualizm” wisiało w powietrzu
Dowiedziałem się wówczas, że piszę wartko i ciekawie, ale klamra spinająca całość może spowodować „wiele ataków”, zarówno na mnie jako autora, jak i na wydawnictwo, więc abym pomyślał raczej nad biografią pojedynczego bohatera, np. Marii Konopnickiej, której setna rocznica śmierci przypadała w roku 2010. Słowo „homoseksualizm” wisiało w powietrzu, ale nie padło w wirtualnej rozmowie z redaktorem prowadzącym dział literatury faktu. Nie było potrzebne, w końcu wiadomo, co może spowodować ataki. Wkrótce jednak powstało Wydawnictwo Krytyki Politycznej i okazało się, że publikacja książki jest możliwa. Sam nie do końca wiedziałem, co z tego wyniknie, ale nie miałem wątpliwości, że podobna praca jest potrzebna. Premiera miała miejsce 24 kwietnia 2008 roku w Krakowie w czasie Festiwalu Kultura dla Tolerancji.
Trudno powiedzieć, że książka okazała się bombą, ale spotkała się ze sporym odzewem, pozytywne recenzje pojawiły się zarówno w prasie tzw. głównego nurtu („Polityka”, „Newsweek”), niszowych pismach literackich (spora część tych tytułów już się dzisiaj nie ukazuje), jak i raczkujących dopiero blogach książkowych. Zwracano przede wszystkim uwagę na temat, wciąż kontrowersyjny, szczególnie gdy mowa pisarzach i pisarkach znanych ze szkoły. Krytyka okazała się dość przewidywalna, większym zaskoczeniem był fakt, że jednym głosem przemówili panowie wywodzący się z rożnych środowisk: Tomasz Terlikowski („Gazeta Polska”), Piotr Semka („Rzeczpospolita”), Jerzy Sosnowski („Więź”), Dariusz Nowacki („Gazeta Wyborcza”). Wszyscy oni uznali książkę za szkodliwą, naruszającą granice życia prywatnego (Nowacki zobaczył nawet podobieństwo do portalu plotkarskiego Pudelek). Wkrótce okazało się, że przebił Kazimierz Bolesław Malinowski, recenzent „Lampy”, która była pismem bardzo otwartym na alternatywę, ale jak się okazało w ściśle wyznaczonych ramach. To, co poprzednicy ubierali w okrągłe słowa, Malinowski nazwał wprost: „niesmak”. Na tym nie koniec, samą tematykę homoseksualną ocenił jako „obyczajową ropę”, a zajmowanie się nią to tej ropy „ssanie”.
Bez pomijania
Z czasem książka zaczęła żyć własnym życiem, czytana i przywoływana w rożnych kontekstach („Homobiografie” zaistniały też w literaturze pięknej, powieściach „Koniec gry” Anny Onichimowskiej i „ości” Ignacego Karpowicza). Docierały do mnie głosy, że w wielu przypadkach pomogła podjąć temat seksualności ważnych postaci, wskazując jednocześnie, w jaki sposób można o tym pisać bez anachronicznego przemilczania z jednej strony i traktowania w kategoriach niezdrowej sensacji z drugiej. Chciałbym myśleć o „Homobiografiach” jak o części większego procesu, publikacja tej książki wraz z innymi tytułami, m.in. dziennikami Anny Kowalskiej czy Jarosława Iwaszkiewicza, sprawiła, że homoseksualność licznych pisarzy i pisarek jest przyjmowana jako niepodlegająca już dyskusji. W książce po raz pierwszy wprost zostało postawione pytanie o relację Marii Konopnickiej z Marią Dulębianką, z sugestią o charakterze lesbijskim tego związku. Niestety, badaczki podejmujące później ten wątek raczej zatrzymywały się wcześniej niż prowadziły go dalej. Nie spełniły się także moje nadzieje, że większość moich bohaterów i bohaterek doczeka się wkrótce całościowych, nowoczesnych biografii uwzględniających kwestię nienormatywnej seksualności.
Przełom w polskiej biografistyce nastąpił wraz z bestsellerem Artura Domosławskiego „Kapuściński non-fiction”. Kampania medialna wokół książki, przemieniająca się momentami w nagonkę na autora, zaowocowała dość podstawową, ale jednak debatą o biografistyce, która pod pewnymi względami przypominała wcześniejsze o osiemdziesiąt lat spory wywołane przez Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Odważnie mierząca się z kontrowersyjnymi kwestiami w życiorysie Kapuścińskiego, książka Domosławskiego stała się wzorem tego, jak powinna wyglądać współczesna biografia wybitnej postaci. W efekcie nie ma już powrotu do naiwnej narracji i pomijania niewygodnych kwestii, w tym homoseksualizmu. Bodaj ostatnią, która próbuje reaktywować tego rodzaju podejście jest Magdalena Grochowska, bardzo konsekwentnie przemilczająca w „Giedroyciu” niemal wszystko, co mogłoby naprowadzić na temat homoseksualizmu nie tylko tytułowego bohatera, ale też osób z jego otoczenia (Kot Jeleński, Józef Czapski).
Nowe nazwiska
Inny element zmiany to coraz częstsze dostrzeganie wartości biografistyki, której sensem istnienia nie jest jedynie służebna rola w stosunku do literaturoznawstwa, a wielu polonistów tylko pod tym kątem oceniało „Homobiografie”. Mam nadzieję, że drugie wydanie tej książki powoli może być odbierane inaczej. To wciąż polemika z brązownictwem i fałszowaniem życiorysów ważnych dla Polski postaci, a także pokazanie na przykładach, w jaki sposób homoseksualność jest rugowana z naszej historii. Nie odcinam się od tego kontekstu, ale chciałbym, żeby czytano tę książkę także jako opowieść o ciekawych, wartych przypomnienia osobach, które, tak się akurat złożyło, nie były heteroseksualne. W ten sposób od początku byli dobierani bohaterzy i bohaterki, ale nie zawsze spotykało się to ze zrozumieniem. „Homobiografie” nie miały być leksykonem o najważniejszych pisarzach homoseksualistach, dlatego w zestawie nie było Juliana Stryjkowskiego czy Mirona Białoszewskiego, za to znalazło się miejsce dla dużo mniej „ważnych”: Antoniego Sobańskiego czy Zofii Sadowskiej.
Tym tropem poszedłem także dobierając nowe nazwiska, jeszcze mniej oczywiste: Aleksander Janta-Połczyński, Zbigniew Uniłowski, Halina Lenczewska i Antoni Borman, Wilhelm Mach oraz Anna Kowalska. Wszyscy oni są w dużej mierze zapomniani, ale warci przypomnienia, nie tylko ze względu na twórczość, ale także fascynujące życiorysy. Janta-Połczyński był pierwszym polskim reporterem, który z opisywania najbardziej egzotycznych zakątków świata uczynił swój zawód. Do tej pory nikt nie analizował wątków homoseksualnych w jego biografii, a jest co badać, bo profesjonalną karierę rozpoczął od wywiadu z lordem Douglasem, czyli kochankiem Oscara Wilde’a, który przeżył swego partnera o prawie poł wieku, a jedyne tematy interesujące odwiedzających go dziennikarzy to utracona uroda i romans z autorem „Portretu Doriana Graya”. Inny ciekawy wątek u Janty-Połczyńskiego to relacja ze znanym hinduskim tancerzem Ramem Gopalem, nazywanym „Niżyńskim z Indii”, którego Janta był także agentem pod koniec lat 30., potem rozdzieliła ich wojna. Z kolei Zbigniew Uniłowski najsilniej kojarzony jest z debiutancką powieścią „Wspólny pokój”, ale wciąż funkcjonują też plotki na temat jego romansów z wpływowymi mężczyznami, w tym Karolem Szymanowskim, który stał za awansem społecznym pisarza.
Halina Lenczewska i Antoni Borman to niezwykle barwna para małżeńska, która w latach 20. i 30. należała do śmietanki towarzyskiej Warszawy. On jako administrator i wydawca najważniejszego pisma w Polsce – „Wiadomości Literackich”, a ona jako publicystka i stylistka od trendów modowych. Już wówczas odkryli głośną dziś poliamorię, przy czym oboje gustowali w mężczyznach, najlepiej młodszych. Pod koniec lat 30. rozstali się, ale tylko oficjalnie, wciąż bowiem przyjaźnili się i wspierali, zarówno w sytuacjach dramatycznych (perypetie wojenne, choroby i śmierć), jak i radosnych (romanse Antoniego i kolejne małżeństwa Haliny, która w sumie cztery raz stawała na ślubnym kobiercu).
Wreszcie Wilhelm Mach – niegdyś znany, a dziś zapominany pisarz, zaliczany do nurtu plebejskiego, którego życiorys dość dobrze ilustruje sytuację homoseksualistów w PRL-u, których męczył przymus ukrywania się i udawania; wtedy na znaczeniu traciło niezłe osadzenie w elitach literackich, a jednym wyjściem z sytuacji okazywało się samobójstwo. Za kobiecy odpowiednik Macha można uznać Annę Kowalską, autorkę monumentalnych dzienników i wieloletnią partnerkę Marii Dąbrowskiej, z którą wychowywała swoją córkę z heteroseksualnego związku.
Nowe portrety zajmują jedną trzecią drugiego wydania, pozostałe szkice także zostały znacznie zmienione, bo w międzyczasie światło dzienne ujrzały nowe materiały (np. „Kronos” Witolda Gombrowicza), a jednocześnie o niektórych przetoczyła się wręcz debata publiczna na temat homoseksualizmu (przypadek Marii Konopnickiej), nie mogłem się do tego nie odnieść. Wszystkie te zmiany, a także liczne zdjęcia, o które wzbogacone jest drugie wydanie „Homobiografii”, sprawiają, że myślę o nich nie jako o wznowieniu, ale nowej książce. Na której okładce można podziwiać piękny akt Aleksandra Szymielewicza, jednego z kochanków Karola Szymanowskiego.
Tekst z nr 52/11-12 2014.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.