Tylko pozornie w filmach i serialach króla polskiej komedii nie ma wątków LGBT – pisze Rafał Dajbor, autor książek o kinie STANISŁAWA BAREI „Jak u Barei” i „Mój mąż jest z zawodu dyrektorem”
Kino Stanisława Barei (1929-1987), choć kultowe i wciąż chętnie oglądane, było dotąd analizowane przede wszystkim pod kątem walki z cenzurą i pokazywania absurdów PRL-u. W bogatej twórczości reżysera, która powstawała blisko 30 lat, są jednak także wątki, których pierwotnie byśmy się nie spodziewali. Pod koniec kwietnia miałem spotkanie autorskie poświęcone mojej książce „Mój mąż jest z zawodu dyrektorem, czyli jak u Barei 2” w Domu Kultury Węglin w Lublinie. Prowadziła je Jolanta Prochowicz – feministka, filozofka, nauczycielka etyki, filolożka, współtwórczyni festiwalu „Demakijaż – Festiwal Kina Kobiet”. Przyznała mi się, że początkowo była zdziwiona, gdy zaproponowano jej poprowadzenie tego spotkania, i zastanawiała się, czy propozycję przyjąć. Twórczość Barei kojarzyła jej się bowiem z kinem bardzo maskulinistycznym, co prawda uwielbianym przez publiczność, ale w żadnym stopniu nieinteresującym z feministycznego czy genderowego punktu widzenia. Dopiero po bardziej wnikliwym przejrzeniu twórczości Barei zmieniła zdanie.
Ja będę dobry dla Marysi
Podobnie rzecz się ma z tęczowymi wątkami w twórczości Barei, o których pisanie trzeba zacząć od komedii „Poszukiwany, poszukiwana” (1972). Główny bohater, pracujący w Muzeum Narodowym historyk sztuki Stanisław Maria Rochowicz, zostaje oskarżony o kradzież obrazu i grozi mu więzienie. Ukrywa się więc w kobiecym przebraniu i zatrudnia jako pomoc domowa o imieniu Marysia w różnych rodzinach, by w tym czasie namalować kopię zaginionego obrazu, co ostatecznie okaże się zbędne, bo obraz odnajdzie się w domu jednego z pracodawców. Już sam motyw męsko-damskiej przebieranki stanowi interesujący wątek, który niejako z automatu nadaje filmowi homoerotyczny charakter. Grający Marysię Wojciech Pokora musi radzić sobie z licznymi próbami podrywu ze strony różnych mężczyzn, a jeden z chlebodawców (Mieczysław Czechowicz) nawet mu się oświadcza, wypowiadając kultowe słowa: „Ja będę dobry dla Marysi”. Inny, pan Karpiel (Wiesław Gołas), zakrada się w nocy do łóżka pracownicy, a gdy odkrywa tam mężczyznę – ucieka z krzykiem i, nie mając odwagi samemu wyjaśnić sprawy sprowadzania przez „Marysię” kochanków, bo tak interpretuje wynik swojej nocnej eskapady, finguje kradzież zegarka i prosi żonę, by to ona zwolniła „złodziejkę”. Jednak pani Karpielowa (Maria Chwalibóg), odkrywszy maskaradę, wcale nie ma zamiaru wyrzucić „gosposi” i następnej nocy to ona zakrada się do sypialni „Marysi”. Wtedy Rochowicz zmienia pracodawców, czując, że już za chwilę grozi mu pełna demaskacja.
W „Poszukiwanym, poszukiwanej” mamy także wątek lesbijski. Rochowicz jako „Marysia” nie zrywa bowiem kontaktów ze swoją żoną Kasią (Jolanta Bohdal), a gdy się spotykają, okazują sobie miłość – tulą się i całują. A to wyraźnie fascynuje dziewczynę (Jolanta Wołłejko, córka Czesława Wołłejki, twórcy kultowych gejowskich kreacji aktorskich w filmach „Zaklęte rewiry” i „Wielka majówka”), z którą „Marysia” zaprzyjaźniła się w czasie spacerów. Dziewczyna owa jest wręcz oczarowana tym, co widzi. Wypytuje koleżankę, „jak wy to robicie”, a gdy ma okazję widzieć na własne oczy czułą scenę między „Marysią” a Kasią, patrzy na nią jak zahipnotyzowana, z wyraźnym podnieceniem. Wątek ten jest krótki, nie wiąże się z żadną kobiecą sceną miłosną, nie ma w nim nagości, ale i tak jest unikatowy – bo tematów lesbijskich w kinie czasów purytańskiego pod względem obyczajowym PRL-u było naprawdę niewiele.
Spekulant w futerku
Z postacią geja w filmie Barei spotykamy się po raz pierwszy w filmie „Nie ma róży bez ognia” (1974). Homoseksualistą jest mieszkaniowy spekulant Malinowski. Przychodzi on do mieszkania Filikiewicza (Jacek Fedorowicz) odziany w futerko i próbuje wzruszyć gospodarza opowieścią o tym, że „tu stało moje łóżeczko, przykryte takim szkockim kocem”, oraz innymi tego rodzaju historiami, a także ma wielką ochotę na ciastko ptyś i krótkim, dosłownie ćwierćsekundowym grymasem okazuje rozczarowanie, gdy okazuje się, że Filikiewicz jest żonaty. Dodatkowy wątek satyryczny związany z orientacją seksualną Malinowskiego pojawia się wtedy, gdy opowiadając o nim swojej żonie Wandzie (Halina Kowalska), Filikiewicz podkreśla, że Malinowski jest sentymentalny „jak każdy mężczyzna”. Gdy zaś spekulant spotyka się już z obojgiem małżonków, wyraźnie widzimy, że wobec Filikiewicza jest wciąż uśmiechnięty i życzliwy, wobec jego żony zaś – szorstki, wręcz nieprzyjemny. Jest więc jak gdyby komediową wersją typu geja mizogina, takiego jak doktor von Fuchs, którego w „Zazdrości i medycynie” (1973) Janusza Majewskiego zagrał Edmund Fetting. Z biegiem akcji okaże się, iż Malinowski chciał pozbyć się mieszkania dlatego, że nie dość, iż jest ono koszmarnie wykonanym budowlanym bublem, to jeszcze ma do niego prawa sublokator, w dodatku były mąż Wandy. Warto podkreślić, że w rolę Malinowskiego wcielił się Wiesław Gołas, aktor kilkakrotnie angażowany przez reżyserów do ról homoseksualistów, których grywał z wdziękiem jako „przegięte cioty”. Jak zauważa w swojej książce „Gejerel” Krzysztof Tomasik, Gołas grywał gejów z okresu przedemancypacyjnego, kiedy to postaci homoseksualne ukazywano na ekranie jako „mężczyzn z kobiecą duszą”, czyli eksponujących swój homoseksualizm poprzez zachowania genderowe, a nie seksualność. Tak właśnie grał Gołas, poza „Nie ma róży bez ognia”, także w „Tysiącu talarów” Stanisława Wohla z 1960 r. (prezenter na pokazie mody) oraz w skeczu Kabaretu Dudek „Karolkowa”. Trudno natomiast powiedzieć, jakim gejem był członek złodziejskiej szajki z serialu Ryszarda Filipskiego „Kto ty jesteś” (1981), bo ów serial nigdy nie był emitowany, a zmarły w 2021 r. reżyser twierdził, że taśmy zostały zniszczone.
Nie bądź baba
Z prawdziwą eksplozją tematyki homoseksualnej u Barei mamy do czynienia w „Zmiennikach”, ostatnim dziele reżysera, którego telewizyjnej premiery (18 października 1987 r.) już nie dożył. Przede wszystkim, podobnie jak w „Poszukiwanym, poszukiwanej”, na ekranie występuje przebieranka, choć tym razem odwrotna – to kobieta, Kasia Piórecka (Ewa Błaszczyk) przebiera się za mężczyznę, by zdobyć upragnioną pracę w Warszawskim Przedsiębiorstwie Taksówkowym. Powoduje to oczywiście szereg komediowych sytuacji i powiedzonek, z „nie bądź baba” na czele, które do Kasi występującej jako „Marian Koniuszko” rzuca jej zmiennik, Jacek Żytkiewicz (Mieczysław Hryniewicz). Wyeksponowany jest także wątek podobieństwa Kasi do prawdziwego Mariana Koniuszki (Marcel Szytenhelm gra go na mocnym, gejowskim przegięciu). Fizyczne podobieństwo obu postaci widać szczególnie w odcinku trzecim, podczas rzekomego grzybobrania, a w rzeczywistości leśnej libacji, gdy pijany Mroczkowski (Janusz Rewiński) z rozmachem klepie w pośladki prawdziwego Mariana, a dostrzegłszy swoją pomyłkę, bełkocze, że wziął go za kogoś „wręcz przeciwnego”. To wydarzenie stanie się zresztą dla Kasi początkiem feministycznego przebudzenia, zwłaszcza gdy jej szef, prezes spółdzielni imienia Borów Tucholskich, ojciec Mariana, Tadeusz Koniuszko (Mariusz Dmochowski), zbagatelizuje zdarzenie i powie jedynie, że „w zasadzie klepie się kobiety”, co sprawi, że Kasia podejmie pierwszą próbę odejścia z pracy, choć tym razem prezes da radę ją jeszcze udobruchać.
Warto także zwrócić uwagę na swoistą genderową grę, którą pokazuje Bareja. Na co dzień Kasia Piórecka wydaje się sama sobie zbyt mało kobieca (co wciąż zresztą wypomina jej matka, grana przez Irenę Kwiatkowską) i gdy ma ją odwiedzić Jacek (wobec którego w pracy udaje przecież mężczyznę) przebiera się w sposób „hiperkobiecy” – stosuje ostry makijaż, zakłada perukę i ekstrawagancką sukienkę, upodabniając się wręcz do gwiazd muzyki pop z lat 80. Zresztą rozmaitych wątków związanych z płcią Kasi Pióreckiej vel Mariana Koniuszki jest więcej – „Marian” wyraźnie podoba się pani Lusi (Stanisława Celińska) z Instytutu Literackiego Opoka, a gdy i ona poznaje tożsamość bohaterki, jest całą sytuacją wręcz rozbawiona i nie okazuje żadnego zakłopotania. „Mariana Koniuszkę” prosi o specyficzną przysługę kolega taksówkarz, Stefan Parzydlak (Marek Siudym), fingując „nakrycie” w sytuacji intymnej swojej żony (Iwona Głębicka) właśnie z „Marianem”, co ma na celu uzyskanie uzgodnionego między małżonkami rozwodu, by Parzydlakowa łatwiej znalazła przedszkole dla dzieci. Jest też scena, w której do ciemnej windy, w której jedzie przebrana za Mariana Kasia, dosiada się gej i próbuje podrywu, a gdy Kasia (reagując zresztą, mimo męskiego przebrania, nie jak mężczyzna, ale jak kobieta bojąca się agresji seksualnej w ciemnej windzie) wymyka się, twierdząc, że zapomniała kluczy, podrywacz kwituje to słowem „Gapcio”. Dodatkowego smaczku owej scenie dodawać miał zapewne fakt, iż owego geja podrywacza zagrał Jacek Janczarski, scenarzysta serialu i mąż Ewy Błaszczyk. Janczarski był bez wątpienia uzdolniony literacko, ale aktorsko – zupełnie drewniany, przez co oglądając scenę, trudno pozbyć się wrażenia, że byłaby ona dużo atrakcyjniejsza, gdyby zagrał ją aktor potrafiący uwiarygodnić homoseksualność bohatera. Ciekawa jest także historia z zamieszaniem, które wywołuje fakt, iż Kasia prosi Mariana, by ten przez jeden dzień ją zastąpił (sama ma w tym czasie randkę z Jackiem). Marian daje się wtedy wmanewrować w rzekome ojcostwo dziecka prostytutki Grzybianki (Anna Gornostaj). Jednak do sądu w tej sprawie pójdzie już przebrana za Mariana Kasia, która dodatkowo wzruszy sędzię opowieścią o tym, jak była dyskryminowana jako kobieta, gdy nie mogła ze względu na płeć otrzymać pracy w WPT. Warto zwrócić uwagę na postać sędzi, graną przez Wiesławę Mazurkiewicz, jest to bowiem jedna z pierwszych (o ile nie pierwsza) w polskim kinie postać kobieca spełniająca definicję bycia feministką we współczesnym tego słowa znaczeniu.
Prosty szofer homoseksualistą?
Są w „Zmiennikach” wątki, które z dzisiejszej perspektywy mogłyby wydawać się homofobiczne. Oto w odcinku szóstym, gdy Kasia (oczywiście jako Marian) i Jacek wracają z Krakowa, dokąd odwieźli aktora Rawicza (Jan Englert), Kasia, po odjeździe Jacka, wraca do kobiecego wyglądu – odkleja wąsy, robi sobie makijaż, poprawia włosy. Scenie tej przygląda się pijaczek (Mariusz Gorczyński), który nie kryje obrzydzenia, a nawet w pewnym momencie spluwa z wyraźną pogardą. Ponieważ jednak po pijanemu obwiązał kurtkę wokół ulicznej latarni i niejako przywiązał się do niej – nie może odejść i bezradnie się szarpie bełkocząc, że go „mgli”, gdy patrzy na zboczeńca. W odcinku czternastym zaś wybucha bójka między Jackiem a „Marianem”, zwieńczona miłosnym pocałunkiem. Scenie tej przyglądają się ze zdumieniem poprzedni zmiennik Jacka, Stanisław Lesiak (Bronisław Pawlik) oraz magazynier WPT. Są wręcz wstrząśnięci: Staszek mówi, że jest to czymś normalnym wśród artystów, kolekcjonerów, dyplomatów, „ale żeby prosty szofer”… A chwilę później oznajmia Jackowi i Kasi, już w kobiecej roli: „Od tygodnia nie mogłem na was patrzeć”. To pewna scenariuszowa mielizna – trudno bowiem uwierzyć, by Jacek i Kasia jeszcze przez tydzień udawali przed całym WPT, iż Kasia to Marian Koniuszko. Sama Kasia, jeszcze jako Marian, zostaje zaatakowana przez Krashana (Piotr Pręgowski) usiłującego wydobyć z oparcia siedzenia taksówki schowane tam dolary. Kasia pokonuje Krashana i zamyka go w śmietniku. Krashan nie może oczywiście zdradzić swoich prawdziwych, przestępczych zamiarów, udaje więc podrywacza. „Zjeżdżaj, pedale, i żebym cię więcej na oczy nie widziała, to znaczy nie widział” – odpowiada na to Kasia. Trudno jednak dostrzegać w tych scenach rzeczywistą homofobię – to raczej zapis ówczesnej obyczajowości. Zwłaszcza że Bareja w jakimś sensie usprawiedliwia zarówno granego przez Gorczyńskiego pijaka, jak Stanisława Lesiaka w wykonaniu Pawlika; są to ludzie stosunkowo prości. Kasia zaś ulega emocjom naturalnym w sytuacji napadu. Bezlitośnie natomiast rozprawia się Bareja z dyrektorem wydawnictwa Opoka (Gustaw Lutkiewicz), czyli człowiekiem, po którym można by się spodziewać wyższej kultury, w tym zrozumienia dla spraw związanych z orientacją seksualną. Dyrektor ów pogardliwie wypowiada się o literatach słowami: „Normalny człowiek nie pisze powieści. To są zboczeńcy, maniacy, nierzadko pederaści”. W tym więc przypadku homofobia staje się dla Barei dodatkowym elementem eksponującym prymitywność dyrektora (okazującego się z biegiem akcji kolejną wersją znanego z „Poszukiwanego poszukiwanej” aparatczyka, który dyrektorował już wszystkim możliwym instytucjom) i jego niekompetencję na zajmowanym stanowisku.
Geje udział wzięli
„Zmiennicy” są także wyjątkowi, jeśli chodzi o udział gejów. Wcześniej Bareja niezwykle rzadko współpracował z homoseksualistami – jedynie wybitny tancerz Gerard Wilk (1944-1995, zmarł na AIDS) zaistniał w tanecznych scenach w dwóch wczesnych filmach: „Małżeństwie z rozsądku” (1965) oraz „Przygodzie z piosenką” (1968). Po latach w kultowym „Misiu” (1980) pojawił się Ryszard Czubak w maleńkiej, niemej roli statysty w stołówce wytwórni filmowej. Za to w „Zmiennikach” wystąpiło aż czterech gejów, których homoseksualizm nie był tajemnicą, zwłaszcza w środowisku aktorskim. I tak jako jeden z robotników pracujących w kanale pojawił się w odcinku drugim Zygmunt Hobot (1930-2004). Milicjantem prowadzącym odprawę przed akcją aresztowania prostytutek (odcinek siódmy) jest Andrzej Grzybowski (1930-2020). W odcinku dwunastym, w roli jednego z członków komisji inwentaryzacyjnej spisującej zawartość mieszkania po towarzyszu Winnickim, wystąpił Jerzy Tkaczyk (1923-2006). Najciekawsza sytuacja wydarza się w odcinku czternastym – wspomniany już magazynier z WPT, który z niedowierzaniem przygląda się pocałunkowi Jacka i „Mariana Koniuszki”, zagrany został przez geja, Bogdana Śmigielskiego (1929-2013).
Podsumowując – pozornie znane niemal na pamięć, bo nieustannie powtarzane filmy Stanisława Barei kryją w sobie jeszcze wiele różnych nieopisanych dotąd aspektów. A pierwszoplanowe w „Poszukiwanym, poszukiwanej” i w „Zmiennikach” wątki płciowej metamorfozy w obecnej dobie szybkiej emancypacji osób transpłciowych powinny doczekać się nowych analiz.
Tekst z nr 98/7-8 2022.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.