Wyd. Universitas, 2020
Dla tych, którzy łączą zainteresowanie tematyką gejowską oraz językiem ta praca to prawdziwa gratka. Autor zbadał tytułowy „język ukrycia gejów” przede wszystkim na podstawie „branżowych” czasopism z lat 80. i 90. XX w. („Inaczej”, „Filo” i inne). Na początek trzeba przebrnąć przez „część teoretyczno-metodologiczną”, czyli średnio ciekawy wstęp i znacznie ciekawszy rys historyczny homoseksualności w XX w. Potem zaś mamy 200 stron „części materiałowej” – wybornej. Na pierwszy ogień idzie słowo „ciota” wraz z wszelkimi podgatunkami: pisuaresa, ruchawica, krypto-ciotka, ciotka-pszczółka, cichodajka, pudernica, ciota przechodzona, ciotka-emerytka itd. Autor analizuje słowa, jakimi my, geje, określamy samych siebie oraz własne „przegięcie” i fantazmaty „męskiego kochanka” (luj!), następnie bierze pod lupę nasze określenia dla ludzi spoza społeczności oraz – niezmiernie interesujące – określenia „naszej” przestrzeni (pikiety!). Na koniec omawia nazewnictwo związane z życiem seksualnym (są więc wszystkie pasywy, aktywy, lachociągi itd.). Jak można się było spodziewać, opowieść o języku, obficie poparta cytatami ze źródeł, staje się opowieścią po prostu o naszej historii. Przykład pierwszy z brzegu? Słowo „gej”, które pojawia się w naszych czasopismach już w połowie lat 80., by do prasowego mainstreamu wejść dobre kilkanaście lat później. Albo określenie „coming out”, którego do końca XX w. próżno szukać nawet w polskich słownikach wyrazów obcych. Jak znamienne. (Piotr Klimek)
Tekst z nr 86/7-8 2020.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.