Trać co dzień coś nowego

Tekst: Zdzisława Gierszal

Elizabeth Bishop nie pisała wprost o swej miłości do kobiet. Znana jako poetka zrozumiała głównie dla innych poetów/ek, wymykała się i krytykom, i czytelni(cz)kom, i społeczności LGBT

 

mat. pras.

 

Elizabeth Bishop nigdy się nie wyoutowała, nie pisała wierszy o swej orientacji, nie zajmowała stanowiska w sprawie homoseksualistów czy feministek. Są dwa trafne określenia Bishop. Amerykański liryk John Ashbery powiedział, że była „pisarką dla pisarzy”, poetką znaną tylko wśród poetów, piszącą językiem zrozumiałym tylko dla nich, a poeta Frank Bidart mówił o niej: „closets, closets, and more closets” („szafa, szafa i jeszcze raz szafa”). Sam nie ukrywał homoseksualizmu, Elizabeth się z nim przyjaźniła. Wymykała się krytykom, czytelnikom, społeczności LGBT, feministkom. Z własnego wyboru jest osobna, niezależna, niedająca się prosto zaklasyfikować.

Ramkowiec

Urodziła się w 1911 r. w Worcester w stanie Massachusetts. Jej ojciec po niespełna 8 miesiącach od narodzin córki odebrał sobie życie. Choroba psychiczna odebrała małej Elizabeth także matkę. 5-letnia dziewczynka została z dziadkami w Kanadzie, w Nowej Szkocji, matkę umieszczono w zakładzie zamkniętym. Kolejną zmianą w życiu przyszłej poetki była przeprowadzka do miejsca urodzenia, gdzie jej wychowaniem zajęli się dziadkowie ze strony ojca, a następnie ciotka – Grace Bulmer Bowers, dzięki której Elizabeth ukończyła prestiżowy Vassar College w stanie Nowy Jork. Bishop jako dorosła kobieta nie skupiała się jednak na niezbyt szczęśliwym dzieciństwie. Twierdziła, że są gorsze rzeczy na świecie. Pierwiastek przemieszczania się został jej chyba wszczepiony właśnie wtedy, ale wynikał też ze zdrowia – Bishop cierpiała na astmę, szukała odpowiedniego klimatu, aby móc, dosłownie i w przenośni, swobodnie oddychać. Stanisław Barańczak nazwał ów pierwiastek „nomadycznym brakiem zakorzenienia”. Mieszkała m. in. na Florydzie, ponad 15 lat w Brazylii, a w wieku 55 lat wróciła do Stanów, wybierając Boston. Nigdzie nie zapuściła korzeni. W 1946 r. debiutuje książką „North & South”. Później przez rok (1949-1950) pracuje jako konsultant poezji w Bibliotece Kongresu. Była to posada przewidziana tylko dla mężczyzn. Dostając to stanowisko Bishop znalazła się w gronie najlepszych amerykańskich poetów. Podkreślam: poetów, nie poetek. Wznowienie debiutu w 1955 r. jako Poems: North & South – „A Cold Spring” przynosi Bishop Nagrodę Pulitzera. Poetka mieszka już wtedy w Brazylii z Marią Carlotą Costallat de Macedo Soares, czyli z Lotą, kobietą swego życia. Jest daleko od dusznego klimatu maccartyzmu lat 50. – czasu polowania nie tylko na komunistów, ale na wszelkich „innych”, również gejów i lesbijki. Po 20 latach od debiutu Elizabeth decyduje się na kolejną książkę. „Questions of Travel” zadedykowaną Locie wydaje w 1965 r., a dopiero w 1976 r. publikuje ostatni tom pt. „Geographic III”. Tytułami książek znaczy mapę poezji. Nanosi kolejne krainy, dorzecza, góry. Długo i starannie. Barańczak określił Bishop jako „ramkowca” (w przeciwieństwie do „rulonowców”, którzy piszą ciągle jeden i ten sam wiersz) – jeden wiersz to jedna zamknięta historia, rozpoczęta i skończona. Trochę jak sama autorka – pozamykana, szczelna, zawsze z daleka pisząca listy do przyjaciół.

Najbardziej samotna osoba na świecie

We wszystkich biografiach, filmach i artykułach powtarzana jest prośba Bishop skierowana do przyjaciela Roberta Lowella, by ten na jej pogrzebie powiedział, że była najbardziej samotną osobą na świecie. Była na pewno chorobliwie nieśmiała i bardzo krytyczna w stosunku do swej twórczości. W jednym z listów do Lowella zwierzyła się: „I’ve always felt that I’ve written poetry more by not writing it than writing”. Zawsze czuła, że „pisze więcej poezji, nie pisząc niż pisząc”. To może być pewien trop, by nie analizując poetki jako wierszy lesbijki, znaleźć w nich lesbijkę. W wierszu „Brodziec piskliwy” wielu upatruje samą Elizabeth. Jednak czasem pragnienie jasnego przekazu zasłania to, co najważniejsze. Poezja Bishop nie jest prosta, oczywista. Nie można jej twórczości przechylić na żadną ze stron – homoseksualną lub nie. Wymyka się jak ów brodziec: Jego dziób podąża do celu. On sam jest bardzo zajęty, bez chwili przerwy szukając czegoś, czegoś, czegoś. Brodziec piskliwy jest gatunkiem ptaka wędrownego, jak gatunkiem człowieka wędrownego jest szukająca stale „czegoś” poetka. Wiersz ten pochodzi z tomu „Pytania w związku z podróżą” – w roku 1965 Bishop nadal szukała, nadal nie była pewna Świat jest mgłą. A po chwili znowu składa się z szczegółów, jest rozległy, wyraźny. Bishop chodziła do damskiego college’u. Miłość między kobietami w czasach szkolnych często nie oznaczała homoseksualizmu – zapewne większość jej ówczesnych partnerek wyszła za mąż i zrobiła wszystko to, czego oczekiwało od nich społeczeństwo. Louise Crane do takich panien jednak nie należała. Pochodziła z zamożnego domu, matka (współzałożycielka MoMa) przekazała jej zamiłowanie do artyzmu. Louise została mecenaską sztuki, ważną postacią w życiu kulturalnym Nowego Yorku. Z Bishop poznały się w college’u w 1930 r. Były przeciwieństwami, co nie przeszkodziło we wzajemnej fascynacji i w związku, który stworzyły. Podróżowały po Europie, mieszkały razem przez pewien czas na Florydzie w Key West. Zachowało się ich zdjęcie w łódce z lat 40: Bishop ma czapkę na głowie niczym wilk morski, a Crane – okulary przytrzymujące włosy. Patrzą na siebie tak, że aż iskrzy. Lecz Louise żyła na stałe w Nowym Jorku, a Bishop nie chciała tam mieszkać. W 1951 r. Elizabeth wyruszyła statkiem w stronę Cieśniny Magellana. W Rio de Janeiro zatrzymała się u brazylijskich przyjaciół. Przez problemy zdrowotne została u nich dłużej niż planowała, a gdy już do siebie doszła, zamieszkała w Brazylii jeszcze dłużej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Lota może nie była lekarstwem na wszystko, ale była tą jedyną. Wybitna architektka, zbudowała dom w miejscowości Petropolis, w którym zamieszkała z Elizabeth. Podróżują, żyją, kochają się, kłócą i jeszcze raz kochają. Bishop ma pracownię i pisze. Ma dom! Związek obu kobiet przedstawiono w filmie „Reaching for the Moon”. Obraz z 2013 r. nie doczekał się dystrybucji w Polsce. Na jego pierwszy plan wysuwa się zderzenie odmiennych osobowości i charakterów – brazylijskiego temperamentu Loty i zachowawczości białej Amerykanki Elizabeth. Film nie wyczerpuje tematu ich związku, ale jest z pewnością wartym polecenia kinem homoerotycznym. W 1967 r. Lota popełniła samobójstwo w Nowym Jorku. Po serii załamań nerwowych spowodowanych pracą, uwikłaniami w brazylijską politykę, zrobiła to samo, co ojciec Bishop. W ciągu kilku lat, na skutek działań rodziny Loty, Elizabeth straciła dom i na początku lat 70. wróciła do USA, by zamieszkać w Bostonie. O związku Loty i Elizabeth nie było powszechnie wiadomo. Amerykańska poetka Adrienne Rich, podziwiająca Bishop, wspominała spotkanie, gdy w marcu 1973 r. odwoziła ją do domu. Zaczęły rozmawiać o partnerach życiowych: Rich o zmarłym byłym mężu, Bishop o zmarłej partnerce. Oboje popełnili samobójstwa i to zbliżyło dwie poetki z różnych pokoleń. Opowiadały sobie o samobójcach, którzy w nich tkwili. Rich wspominała o szoku doznanym na wieść, że Bishop już w latach 50. żyła otwarcie z kobietą w Brazylii. Nic o tym wówczas nie wiedziała i zastanawiała się, czy gdyby znała ten fakt wcześniej, to czy nie pomogłoby jej szybciej wyjść z szafy.

Alice

Na Harvardzie, jako pierwsza kobieta w historii tej uczelni, Bishop uczyła poezji i prowadziła zajęcia z kreatywnego pisania. Jej asystentką została 38 lat młodsza Alice Methfessel o, jak pisała poetka, „blue, blue, blue” oczach. Alice organizowała dzień Elizabeth, od najprostszych zajęć, po lekarzy, opłacanie rachunków itd. Zostały parą. W 1975 r. Methfessel odeszła, związała się z mężczyzną. Przyczyn rozstania mogło być wiele. Pogłębiająca się depresja i alkoholizm poetki miały wpływ nie tylko na związek z Alice, ale i na całe jej życie. Mimo rozstania kobiety pisały do siebie listy. W 1976 r. Alice wróciła do Elizabeth, a ta przestała pić. Wydała tom wierszy Geographic III i jako pierwsza kobieta otrzymała Międzynarodową Nagrodę Neustadt (zwaną „małym Noblem”). Elizabeth Bishop zmarła nagle w 1979 r. z powodu tętniaka mózgu. Na spadkobierczynię wyznaczyła Methfessel i nakazała jej zniszczyć całą korespondencję, czego ta jednak nie zrobiła. W 2009 r., po śmierci Alice Methfessel odkryto ich listy. Film „Reaching for the Moon” zaczyna się od sceny, w której Elizabeth Bishop czyta Lowellowi szkic wiersza „Ta jedna sztuka”. Koniec filmu to moment, gdy poetka czyta ukończony utwór. Już wie, już zna odpowiedź: Trać co dzień coś nowego. Wiersz „Ta jedna sztuka„ powstawał ponad 20 lat. Jego ukończenie przypadło na czas rozstania Alice i Elizabeth. Nie była to pierwsza utrata kogoś bliskiego przez Bishop. Wcześnie straciła rodziców, za wcześnie Lotę. Ani śmierć Loty, ani odejście Alice nie wpłynęły bezpośrednio na ten utwór. Żaden zresztą związek nie wpłynął wprost na twórczość poetki. Może dlatego wiersz ma kilkanaście wersji, a jedną z nich poetka zapisała w liście do Alice, swej ostatniej miłości:

Straciłam dwa najdroższe miasta – ba, dzierżawy

ogromniejsze: dwie rzeki, kontynent. Nie

wrócę

do nich już nigdy, ale trudno. Nie ma sprawy.

Nawet gdy stracę ciebie (ten gest, śmiech chropawy,

który kocham), nie będzie w tym kłamstwa.

Tak, w sztuce

tracenia nie jest wcale trudno dojść do wprawy;

tak, straty to nie takie znów (Pisz!) straszne

sprawy.

(Fragmenty wierszy Elizabeth Bishop „Brodziec piskliwy” i „Ta jedna sztuka” w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka)

W listopadzie 2018 r., nakładem Biura Literackiego, ukazał się wybór wierszy Elizabeth Bishop w przekładach Andrzeja Sosnowskiego – „Santarém”.

Tekst z nr 77 / 1-2 2019.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.