Widoczne niewidoczne

Agnieszka Łuczak, Joanna Kasprowicz i Magdalena Stoch wzięły udział w badaniu dotyczącym sytuacji lesbijek i kobiet bi z małych miast i wsi. Jako jedyne ujawniły swe imiona i nazwiska. Opowiadają nam o sobie

 

fot. arch. pryw.
Agnieszka Łuczak

 

Tekst: Agnieszka Szyk

Raport „Niewidoczne (dla) społeczności. Sytuacja społeczna lesbijek i kobiet biseksualnych mieszkających na terenach wiejskich i w małych miastach w Polsce” Fundacji Przestrzeń Kobiet ukazał się w końcu zeszłego roku. Prenumeratorzy/ rki otrzymali go gratis wraz z 40. numerem „Repliki”. W poprzedzającym raport badaniu wzięło udział ponad dwieście kobiet. Tylko trzy z nich zdecydowały się ujawnić swe imiona i nazwiska – Agnieszka Łuczak z Tomaszowa Mazowieckiego, Joanna Kasprowicz spod Zielonej Góry i Magdalena Stoch spod Zakopanego.

Chętnie zgodziły się opowiedzieć „Replice” o sobie.

Żyją zwyczajnie, ale dla mnie są bohaterkami. Sama też jestem lesbijką i też pochodzę z małego, 12-tysięcznego miasteczka. W wieku 19 lat wyjechałam stamtąd na studia do Trójmiasta. Mieszkam w Gdańsku i nie myślę o powrocie na stałe w rodzinne strony.

Najważniejsze: przestać się bać

Agnieszka Łuczak od ponad 20 lat jest dziennikarką lokalnego, niezależnego tygodnika w Tomaszowie Mazowieckim (ok. 68 tysięcy mieszkańców). Mieszka ze swoją partnerką. Rodzina oraz koleżanki i koledzy z pracy wiedzą, że jest w związku jednopłciowym. W pracy liczy się mój profesjonalizm i zaangażowanie, nie jestem na państwowej ani samorządowej posadzie. Rodziców mam super, sąsiadów – życzliwych – mówi.

Trzy lata temu wyoutował ją radny miejski. Na popularnej w Tomaszowie stronie internetowej napisał, że Agnieszka krytykuje w swych artykułach wiele poczynań Rady Miejskiej tylko dlatego, że jako „osoba innej orientacji” sama nie ma szans zostać radną. Od tego czasu postanowiła, że gdy okoliczności sprawią, że będzie musiała zabierać głos jako lesbijka, nie będzie się ukrywała (patrz: „Replika”, nr 24). Powtarza za Anią Laszuk: Nie ma się czego wstydzić.

Cieszy się, że są w Polsce miejsca, gdzie swobodnie może chodzić za rękę ze swoją dziewczyną, pocałować ją, przytulić. Nie ma natomiast najlepszego zdania o swoim mieście: Moje miasto jest marne pod każdym względem. Biedne, źle zarządzane, skorumpowane z kapitałem społecznym poniżej depresji. Ale ta opinia nie ma nic wspólnego z moim homoseksualizmem. Takich miejsc w Polsce są tysiące. Jak jakość życia w takich miasteczkach i wsiach się podniesie, to i odbiór związków osób tej samej płci będzie się zmieniał. Najważniejsze, by ludzie przestali bać się miejscowego księdza, a dzieci od najmłodszych lat nie były zaczadzane pseudowiedzą na lekcjach religii. Dlatego tak ważne jest wymienić polityków (na każdym szczeblu) na światłych, nowoczesnych, tolerancyjnych i zwyczajnie mądrych.

Na pytanie, dlaczego zgodziła się wziąć udział w badaniu, odpowiada: Podzielenie się własnymi doświadczeniami, spostrzeżeniami, to wkład, jaki mogę wnieść na rzecz budowania pozytywnego wizerunku osób homoseksualnych. Przypuszczam, że wciąż wielu młodych ludzi zmaga się ze swoją orientacją. Przykład starszych osób, które żyją w związkach, prowadzą zwykłe, normalne życie, powinien im uświadamiać, że inność nie jest niczym złym, przerażającym, że warto walczyć o siebie, nie wypierać się siebie.

Agnieszka, jak sama mówi, żyje normalnie i uważa, że nie możemy popadać w histerię, myśląc, że jesteśmy wyłącznie napiętnowani, prześladowani. Zależy jej, abyśmy zwracali uwagę na to, że wiele i wielu z nas ma ciekawe życie, realizuje się zawodowo, ma wspaniałych przyjaciół, rodziny. Konsekwentnie, krok po kroku, trzeba walczyć o nasze prawa i uczyć otoczenie tolerancji – dodaje.

Agnieszka jest osobą 50+ i ma nadzieję w ciągu kilku najbliższych lat zalegalizować swój związek w Polsce. Obecną sytuację osób LGBT w naszym kraju, którą obserwuje od dawna, ocenia dziś jako znakomitą – uważa, że zmiany na lepsze postępują teraz w tempie więcej niż przyspieszonym. Oczywiście każdy z nas chciałby, żeby to było już i natychmiast. Po drodze jednak będzie jeszcze wiele walki i pewnie jakieś ofiary nietolerancji, kołtuństwa. Ale takie zmiany to zawsze jest proces. Zważywszy, że jako kraj mamy za sobą 50 lat komunizmu, a Polska stała się na chwilę państwem wyznaniowym, to to, co się dzieje w sprawie poszanowania praw osób LGBT i w jaki sposób wiedza o tym dociera do ogółu społeczeństwa, jest naszym ogromnym sukcesem, z którego należy się cieszyć i który należy doceniać.

Musisz mieć męża i dzieci”

Joanna Kasprowicz mieszka razem z mamą w 11-tysięcznym mieście koło Zielonej Góry. Pracuje sezonowo i studiuje zaocznie historię. Ma wiele pomysłów na życie. Działa w Seksuologicznym Kole Naukowym i w Zielonych 2004 (bezskutecznie kandydowała do parlamentu w 2011 r.), nieustannie bierze udział w rożnych szkoleniach i warsztatach organizowanych przez Biuro Karier Uniwersytetu Zielonogórskiego. Staram się wykorzystać każdą okazję do rozwoju osobistego. Wolne chwile poświęcam na poszerzanie wiedzy. Czasami piszę krótkie opowiadania o tematyce les/gej – opowiada.

Jej sytuacja nie jest najłatwiejsza. Mama Joanny od kilku lat ma chory kręgosłup, więc większość obowiązków domowych spoczywa na córce. Jednocześnie mama nie akceptuje jej orientacji psychoseksualnej. Jej homoseksualność tłumaczy tym, że ojciec nadużywał alkoholu i córka zraziła się w ten sposób do małżeństwa. Tata, który w pełni ją akceptował, zmarł, gdy dziewczyna miała 17 lat. Mama uważa, że orientacja nieheteroseksualna jest powodem do wstydu, że jest to choroba. A te medialne ujawnienia, których kiedyś nie było, to wynik panującej obecnie mody na bycie homoseksualistą. Jej zdaniem powinnam wyjść za mąż i mieć dzieci, bo to jedyny sens w życiu kobiety – wyjaśnia Asia. Cała rodzina ma podobne poglądy. Gdy raz pojechała na imprezę branżową do Warszawy, kuzynka Joanny doradzała mamie, aby ta zadzwoniła na policję. Uważała, że ludzie, których spotka, są chorzy psychiczne i mogą ją zamordować.

Mimo to Joanna od najmłodszych lat mówiła o sobie otwarcie: Było to dla mnie coś naturalnego, choć czułam, że różnię się w tym aspekcie od koleżanek. Ale ta różnica zawsze była w moim odczuciu czymś pozytywnym.

Bardzo rzadko miała do czynienia z negatywnymi reakcjami ludzi: W pracy zawsze spotykałam się z pozytywnym odbiorem poza jednym incydentem, gdy byłam na stażu w sklepie i praktykantki ze szkoły zawodowej wysyłały mi smsy z wyzwiskami odnoszącymi się do mojej orientacji. Nie podobało im się także to, że studiuję. Zupełnie się tym nie przejęłam. Asia spotykała się raczej z ciekawością ze strony koleżanek i kolegów. Wiele osób pytało ją o rożne rzeczy, ponieważ większość nie znała wcześniej żadnej osoby homoseksualnej.

Asia podkreśla, że w małym mieście trudniej jest z życiem towarzyskim. Lesbijki czy kobiety biseksualne, które poznawała, mieszkały zawsze daleko od niej, a związki na odległość nie sprawdzały się. Wszystkie osoby nieheteroseksualne z jej miejscowości wyprowadziły się do większych miast. Jeśli chce kogoś spotkać, jeździ do klubów w Zielonej Górze. Dziewczyny z okolicy próbowały jednak kiedyś się zorganizować: Pod koniec lat 90. koleżanka z Gorzowa Wielkopolskiego za pośrednictwem „Gazety Lubuskiej” założyła klub, do którego w ciągu paru miesięcy zapisało się około 60 osób nieheteroseksualnych z całego województwa lubuskiego. Wśród nich były cztery osoby z mojego miasta. W ten sposób poznałam ludzi, którzy mieszkali tak blisko mnie! Joanna przyjaźni się z parą kobiet 50+, które są razem od 27 lat. Co dziwne mama Joanny lubi je i stawia za wzór: Twierdzi, że inne osoby nieheteroseksualne są bardzo rozwiązłe i często zmieniają partnerki/partnerów.

Asia zdecydowanie wolałaby mieszkać w większym mieście, zawsze marzyła o Warszawie, ponieważ zna w stolicy wiele osób i dzieje się tam mnóstwo fantastycznych rzeczy, w których chciałaby uczestniczyć. Przeprowadzka nie jest jednak łatwą decyzją. Bardzo bym chciała zamieszkać w stolicy, ale z drugiej strony moja mama choruje i nie chcę jej zostawiać samej, ponieważ nie byłaby w stanie sobie poradzić. Gdyby udało mi się namówić ją do przeprowadzki, wtedy mogłabym się przenieść, miałabym szansę na stałą pracę, udział w życiu społecznym i kulturalnym na wysokim poziomie i na poznawanie wielu nowych fajnych ludzi, którzy myślą i czują podobnie jak ja.

Lesbijka? Stara panna!

Magda Stoch pochodzi z małej wsi nieopodal Zakopanego, gdzie mieszkała do czasu studiów. Później wyjechała do Krakowa, ale po obronie pracy magisterskiej wróciła na wieś. Spędziła tam kilka lat ze swoją ówczesną partnerką. Teraz znów mieszka w Krakowie. Wróciłam na wieś ze względu na możliwość korzystania z uroków natury. Mam poczucie, że dzięki temu życie nabiera realności. Umysł się resetuje, a ciało nabiera wigoru. To cenne.

Na co dzień Magda pracuje w dziale rekrutacji jednego z krakowskich call centers. Po godzinach, w ramach intelektualnego hobby, pisze doktorat z dziedziny gender studies. Prowadzi również zajęcia ze studentami na jednej z krakowskich uczelni.

W miejscowości, z której pochodzi, sąsiedzi i sąsiadki niczego się nie domyślają, traktują jej „staropanieństwo” w kategoriach „poświęcenia dla nauki”. Rodzice, podczas odwiedzin, okazują w stosunku do Magdy i jej partnerki pełną akceptację i życzliwość. Magda zwraca jednak uwagę, że swobodny spacer z dziewczyną za rękę, wspólne wychowywanie dzieci w homoseksualnej rodzinie czy otwarte mówienie o orientacji na Podhalu to abstrakcja. W góralskiej społeczności „kozły” (określenie gejów) to obiekt żartów i drwin. Zagadnienie lesbijstwa to najwyżej problem staropanieństwa.

Magda nie zna żadnych osób, które na Podhalu otwarcie mówią, że są homoseksualne. Podejrzewa, że, podobnie jak ona, ewakuują się ze wsi do miasta lub zaprzeczają temu, co czują. W samym Zakopanem (czyli de facto w mieście) nie zna żadnego miejsca, które w jakikolwiek sposób integrowałoby mniejszości seksualne, choć podobno kiedyś taki klub istniał. Według Magdy, najsłynniejszy polski kurort w górach to tylko miejscowość turystyczna: można tam dobrze zjeść, zrobić zakupy w markowych sklepach i nieźle się zabawić, ale trudno stworzyć jakąś lokalną wspólnotę. Ludzie zamykają się ze swoimi problemami w czterech ścianach. Dlatego też zdecydowała się na wyjazd do Krakowa: Wróciłam do miasta, dzięki czemu zyskałam więcej czasu na realizację życia pozazawodowego. W przyszłości planuję wybór opcji pośredniej: dom na obrzeżach, może znów na wsi. Na pewno nie planuję ukrywania orientacji. Uważam, że słuszne jest dawanie świadectwa, czyli mówienie o sobie. Takie „świadectwo” zakorzenia się w świadomości zbiorowej i wywiera na nią wpływ. Mam nadzieję, że dzięki temu zmniejszy się grono osób przeżywających swoją „odmienność” w kategoriach życiowego dramatu – mówi Magda.

Większość bliskich jej ludzi oraz znaczne grono znajomych wie, że jest lesbijką. Natomiast w środowisku wiejskim stawiała do tej pory na anonimowość: w czasach licealnych samo wyobrażenie sobie, że jest się tzw. zdeklarowaną lesbijką było przerażające. Później, z racji rzadkich wizyt w domu, nie nawiązała bliższych relacji z sąsiadami i sąsiadkami. Na szczęście pochodzenie i orientacja psychoseksualna nie wpłynęły na jej poczucie wartości. Na tym etapie życia mogę powiedzieć, że odkrywając mechanizmy wykluczenia, stałam się bardziej uważna na jego przejawy we wszelkich sferach ludzkiej aktywności, również ekonomicznej, politycznej czy etnicznej. Stałam się bardziej uważna. Szkoda, że człowiek uczy się tego poprzez strach i permanentne doświadczanie przemocy; w moim przypadku na szczęście „tylko” przemocy symbolicznej.

 

Tekst z nr 42/3-4 2013.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.