Więcej takich zawodów

O klipie z wiejskim gejowskim weselem, o rozmowach z córką, o środowisku muzycznym, o związkach partnerskich i o tym, jak śpiewał „Jestem gejem i dobrze mi z tym” specjalnie dla homofobów z Wojciechem Łuszczykiewiczem, wokalistą i liderem zespołu Video, rozmawia Sergiusz Królak

 

fot. mat. pras.

 

Zwykłe wiejskie wesele – tyle że para młoda składa się z dwóch facetów. Tak w skrócie wygląda klip do piosenki „Ktoś nowy” z waszej najnowszej płyty „Doskonale wszystko jedno”. Czy pomysł pojawił się już przy pisaniu piosenki?

Nie, rzadko przy pisaniu piosenki myślę o teledysku. Zastanawiając się, jak zilustrować ten utwór, stwierdziliśmy, że można odejść od dosłownego pokazania treści. Tekst mówi o tym, by znaleźć kogoś, kogo weźmie się za rękę, przejdzie się razem przez życie i pokona się ten świat razem. Bez miłości to raczej nic nie ma sensu, wszystkie rzeczy są relatywnie nieznaczące.

Od dawna chciałem się jakoś zabrać za temat miłości bez względu na płeć. Już nie mogę znieść gadających w telewizji osłów, plotących bzdury o związkach gejowskich czy lesbijskich. Chciałem pół żartem, pół serio pokazać ludziom mającym mniej oleju w głowie, że jesteśmy za miłością, po prostu. Jest nam wszystko jedno, kto z kim żyje, jeśli tylko nikt nikomu nie robi krzywdy.

Akceptacja inności to nie jest mocna strona naszego społeczeństwa.

Widać to dobrze np. w szkole. Jak ktoś jest gruby, to się woła na niego „grubas”, jak ktoś jest rudy, to się woła „rudy” itd. Dokucza się ludziom i atakuje z każdego powodu, homoseksualna orientacja jest jednym z nich. Czasem żart pozwala rozładować napięcie i oswoić się z tematem – na to właśnie liczyliśmy, robiąc ten klip. Ludzie napinają się strasznie i zastanawiają się, jakby takie wesele wyglądało, gdyby był pan młody i drugi pan młody. A my im odpowiadamy: tak samo! I tak większość gości się nawali, jakaś ciotka uśnie, wujkowie narobią wstydu, będzie wódka, tańce i rzyganie (śmiech).

Jak się kręciło teledysk?

Główne role mieli zagrać moi dwaj najlepsi koledzy, którzy co prawda gejami nie są, ale byli bardzo zapaleni do pomysłu. Ostatecznie jednak terminowo się nie zgraliśmy, a parę gejów zagrali dwaj przemili aktorzy. Wszyscy byli uśmiechnięci i chyba zadowoleni, że „włożą palec w oko” paru zakutym łbom. Na plan zdjęciowy zaprosiliśmy fanów i rodziny. W klipie pojawiła się też m.in. moja starsza córka. Główni aktorzy mieli frajdę i absolutny brak oporu.

Z jaką reakcją fanów czy publiczności spotkaliście się po premierze?

Nasi najbliżsi fani byli wniebowzięci. Co do reakcji internautów, to jestem w szoku. Od wielu lat jestem „wyzywany” od gejów, kiedyś byłem nazwany „pseudo-emo-pedziem”, więc się do tego przyzwyczaiłem (śmiech). Nawet sam lubię prowokować takie akcje, bo zawsze odnajdywałem dużo frajdy we wkurzaniu głupców. Po premierze klipu zauważyłem jednak, że ten hejt trochę zmalał, a wiele osób się zamknęło. Może zauważyli, o co nam chodziło, a może sami nie mieli już powodu, by rzucać kamieniem. Oczywiście, są jakieś pojedyncze niemiłe akcje, ale jest ich o wiele mniej, więc czuję, że moja misja w jakimś małym stopniu została spełniona.

Czujesz się zatem sojusznikiem środowiska LGBT?

Miłość między dwoma facetami czy dwiema kobietami jest dla mnie naturalna i kompletnie mi nie przeszkadza, więc nie robię z tego żadnego problemu. Przede wszystkim, trzeba być normalnym człowiekiem. Sojusznik? Może to jest i dobre słowo? Generalnie cenię wszystkich ludzi, którzy walczą o to, by mieć w życiu spokój i żeby nikt nie bił ich po głowie za to, co czują i myślą. Tak, sojusznik to dobre słowo.

Wspomniałeś o szkolnej nietolerancji, sam jesteś ojcem dwóch córek. Rozmawiasz z nimi o sprawach takich, jak homoseksualność?

Dzieci są jak gąbka, chłoną to, co je otacza w sposób bezwarunkowy. Dzieciaki powinny wiedzieć, że jeśli nikt nikomu nic złego nie robi, to nie ma żadnego powodu, by dokuczać Michałowi, bo lubi trzymać się za rękę z kolegą, albo Joli, bo lubi trzymać za rękę koleżankę.

Moja Lila jest dopiero w drugiej klasie, więc chyba jeszcze w tym wieku dzieciaki nie sięgają wyobraźnią takich tematów, ale na wszelki wypadek chcę, żeby nie było tabu, więc rozmawiamy. To naprawdę wiele nie kosztuje, by powiedzieć, że czasami jakiś pan zakocha się w jakimś innym panu, a jakaś pani zakocha się w jakiejś pani. Dla dziecka może to być dziwne, bo samo widzi, że w domu jest mama i tata. Nie zmienia to jednak faktu, że jeśli powie się, że gdzie indziej może być inaczej, to ono to łapie bez najmniejszego problemu.

Przy premierze klipu do singla „Dobrze, że jesteś”, nad którym współpracowaliście z osobami głuchymi, powiedziałeś: „W czasach walki o równe traktowanie różnych grup społecznych, ważniejsza stała się dla nas tęcza na placu w Warszawie niż sami wrażliwi, wartościowi ludzie, z którymi nie umiemy porozmawiać”.

Ludzie czasami skupiają się na symbolach, albo lubią tylko pokrzyczeć „od święta”, a tak naprawdę liczy się to, co robimy na co dzień. Tęcza na Placu Zbawiciela jest dla mnie symbolem walki z głupotą, z którą niestety trudno szybko wygrać. A w przypadku „Dobrze, że jesteś” chodziło mi o ponad dwumilionową rzeszę głuchych, na których kompletnie nie zwracamy uwagi i których konsekwentnie ignorujemy, jakby ich w ogóle nie było.

Wyjechałeś z Polski na kilka lat do USA, tam zdałeś maturę. Myślisz, że pobyt w Stanach wpłynął na twoją postawę wobec mniejszości?

Bardzo fajne pytanie. W domu miałem fajnych rodziców, byłem sensownie ukształtowanym człowiekiem, ale chyba tak – ten wyjazd nauczył mnie większej otwartości i jeszcze większego luzu. Upewniłem się, że bycie wyluzowanym jest lepsze nie tylko dla mnie, ale też dla mojego otoczenia.

W Polsce dostawałem w zęby od jakichś dresów za długie włosy. Mój kolega nosił kolczyki i też obrywał. Czasami takie rzeczy dzieją się na płaszczyźnie „myśl kontra głupota”. A z głupotą się nie wygra, dlatego nie angażowałem się w takie akcje, jak marsze czy walka o tęczę. Wygrasz raczej oswajaniem tematu i pokazywaniem ludziom, że wszystko jest normalnie.

A jak oceniasz obecne środowisko muzyczne w tym względzie?

Myślę, że jest bardziej wyluzowane, niż np. środowisko sportowe. Wiele rzeczy się oswaja przez poczucie humoru, dlatego żarty o Żydach czy gejach oraz inne tematy tabu poruszane w żartobliwym, pozytywnym tonie – bez dyskryminowania – powodują, że te tematy stają się naturalne, znika napięcie i tabu. Jak pozwolicie pożartować sobie z siebie lub swoich problemów, to się wszystkie spięcia troszeczkę rozbroją.

Ale coming outów w środowisku muzycznym jest jak na lekarstwo. Jak odebrałeś niedawne wyjście z szafy perkusisty Lao Che, Michała „Dimona” Jastrzębskiego?

Luźno. Tu mam takie dwojakie myślenie: bardzo szanuję ludzi, którzy o swojej seksualności nie mówią głośno, traktując to jako element swojej prywatności. Jednocześnie rozumiem i w pełni akceptuję wewnętrzną potrzebę ludzi, aby o swoim człowieczeństwie mówić głośno. Takie coming outy mogą na pewno dodać odwagi innym, upewnić ich w swojej normalności i pomóc w nauczaniu innych akceptacji.

Czujesz, że klipem takim jak „Ktoś nowy” dorzucasz swoją cegiełkę do postulatu „zalegalizować związki partnerskie”?

Nie mam aż takiej siły przebicia, ale jak mówi powiedzenie: „Kropla drąży skałę”. Trzeba tylko, by takich zawodników, jak ja, było więcej. Nie wybieram się na jakąś krucjatę czy coś, ale czułem się w obowiązku, żeby zabrać głos. Mam nadzieję, że w końcu się uda zalegalizować związki partnerskie, podobnie jak z legalizacją marihuany.

Do ludzi ze starszego pokolenia, którzy są przeciw, nie miałbym aż takich pretensji. Zostali wychowani w czasach głębokiej komuny, w której kontakt z innymi ludźmi i światem był mocno ograniczony. Ja i moi rówieśnicy już dogoniliśmy ten świat i to w absurdalnym tempie. Ogromnym problemem jest też to, że żyjemy w kraju bardzo kościelnym. Mamy całą masę księży, który tłoczą z ambony idiotyczne rzeczy. Chociaż znam wielu znakomitych, cudownych, kochanych księży, to jednak związanie Kościoła z państwem jest dużym problemem.

Sam jednak jesteś wierzący, co w połączeniu z takimi poglądami tworzy dość mało stereotypowy obrazek.

Tak, jestem katolem! (śmiech) Jednak zawsze apeluję, by oddzielać moją wiarę od Kościoła, bo Kościół to są również ludzie pełni głupoty i wad. Atak na Kościół jako na instytucję, na ludzi – nie mam z tym problemu, bo jest tam tyle samo bałaganu, co np. w policji, która chciałbym, żeby działała jak najlepiej. Wierzę w Boga, ale kościół i religia to są dla mnie dwie różne rzeczy.

Widziałem ostatnio filmik z występu pewnego amerykańskiego komika. I tenże komik powiedział: „Za chwilę przeczytam państwu, co Jezus powiedział w Biblii o homoseksualistach. Przepraszam, nie przeczytam, bo nic nie powiedział”. Otóż to. A ilu katolików powołuje się na Biblię, gdy chcą uzasadnić nietolerancję?

Podobno fraza z jednego z Waszych utworów „Jestem zerem i dobrze mi z tym” miała pierwotnie brzmieć „Jestem gejem i dobrze mi z tym”.

Tak! Nasz perkusista zmieniał tekst i ciągle nucił na próbach: „Jestem gejem i dobrze mi z tym”. Spodobało nam się to, jednak nie wiedziałem, jak to ograć lirycznie, by nie było pretensjonalnie. Pamiętam, jak kiedyś na koncercie jakaś grupka naszych miłych, obstrzyżonych na łyso „kolegów” notorycznie wyzywała nas od „pedałów”. Zadedykowaliśmy im wówczas piosenkę „Jestem zerem” ze zmienionym tekstem i zaśpiewaliśmy „Jestem gejem” razem z publicznością, która nagrodziła nas głośnymi brawami. „Koledzy” sobie poszli.

 

Tekst z nr 58/11-12 2015.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.