Z MOTYKĄ NA ŚLUB

Z ROBERTEM MOTYKĄ, który od kilku lat pomaga polskim parom jednopłciowym przy formalnościach z zawarciem ślubu w Szkocji, rozmawia MARIUSZ KURC

 

foto: Piotr Motyka

 

Ilu polskim parom jednopłciowym pomogłeś przy formalnościach związanych z zawarciem ślubu w Szkocji?

Dotąd było to około 50 par.

Robisz to gratis?

Tak. Nawet zgłosiła się do mnie jakaś firma z Polski zajmująca się organizacją ślubów, oferowali współpracę, ale nie chciałem. Pomagam za darmo – to jest mój wkład, moja cegiełka na rzecz osób LGBT w Polsce. Wiele par już po fakcie koniecznie chce mi dać jakiś prezent w dowód wdzięczności i wtedy mówię, że będzie super, jak przywiozą mi ser Radamer z Polski (uwielbiam) albo płytę winylową, na przykład Maanamu (kolekcjonuję).

Jesteś fanem Maanamu?

W ogóle polskiej muzyki, szczególnie lat 80., okresu mojego dorastania, a Maanamu zwłaszcza. Teraz właśnie czekam na przesyłkę, bo mam dostać solowy winyl Kory „Ping pong” z dedykacją od niej.

Na czym polega twoja pomoc? Jak można się do ciebie zgłosić?

Najpierw to była poczta pantoflowa, czy raczej fejsbukowa. Teraz działa już grupa na FB „Ślub LGBT w Szkocji”, założona przeze mnie. Ludzie zadają na początku zwykle te same pytania, więc podstawowe informacje mam już spisane i zawiesiłem w sieci – wysyłam link jako pakiet startowy (link pod wywiadem – przyp. „Replika”).

Kluczowe jest ustalenie daty. Dla niektórych to jest bardzo ważne, bo chcą mieć ceremonię np. w rocznicę poznania się. Można to z urzędem stanu cywilnego w Edynburgu załatwić przez e-mail, można też przez telefon. Są śmiałkowie, którzy dzwonią – odpowiada im urzędnik mówiący ze szkockim akcentem – i wtedy śmiałkowie często konstatują: „Ups… a myślałem, że nieźle rozumiem angielski” (śmiech).

Urzędnik wysyła listę potrzebnych dokumentów – trzeba je załatwić, przetłumaczyć na angielski i wysłać do Edynburga. Przy tym płaci się kaucję 100 funtów. Do tego wynajęcie sali na uroczystość – jeśli bierze się ślub w mniejszym urzędzie, poza centrum miasta, to sala jest za darmo, ale jeśli w bardziej wykwintnym urzędzie z większą salą w centrum – trzeba zapłacić za wynajem około 200 funtów. Płatności dokonuje się przez telefon, dyktując urzędnikowi numer karty. Dość często pary mają z tym kłopot, więc płacę za nich z mojej karty, a potem mi zwracają. Teraz, po tylu już ślubach, gdy dzwonię do urzędu i mówię, że chciałbym zapłacić za ślub, często po drugiej stronie słyszę: „Robert? O, cześć!” Podobnie podczas samych ślubów – urzędnicy, gdy mnie widzą, to już nie instruują pary, gdzie się ustawić, by zdjęcia wyszły najładniej, tylko mówią krótko; „Robert wam wszystko pokaże”.

A wracając do tematu, urząd musi otrzymać płatność i dokumenty co najmniej 30 dni przed ustaloną datą. Jeśli wszystko jest OK, można przyjeżdżać na ślub.

Skąd ci przyszło do głowy, by w ten sposób pomagać?

W 2010 r. wziąłem mój własny ślub, wtedy jeszcze związek partnerski (małżeństwa jednopłciowe są w Wielkiej Brytanii legalne od 2014 r., a związki partnerskie od 2005 r. – przyp. „Replika”). To było niesamowite uczucie – zostać potraktowanym jak obywatel. Stanąć ze swoim ukochanym facetem w majestacie państwa i prawa przed urzędnikiem, który patrzy na nas i nie czerwieni się, nie jąka, nie dziwi, że oto dwóch facetów się kocha. Przeciwnie – jest uśmiechnięty, życzliwy.

Mój ślub był oczywiście dla mnie wyjątkowy i jedyny, ale ja cały czas przeżywam te emocje na każdym kolejnym ślubie, gdzie jestem świadkiem, gościem, pomocnikiem, obserwatorem.

Często łzy w oczach panów młodych albo pań młodych pojawiają się od razu – ledwo urzędnik się odezwie. Oni już dawno pogodzili się z tym, że nigdy nie będą mieli ślubu, bo są gejami czy lesbijkami, a więc ludźmi „drugiej kategorii”, nawet o tym nie marzyli – a tu proszę bardzo, wszystko, jak należy. Po ludzku. Krok za nowożeńcami stoją mamy, które zaczynają głośno chlipać. Po nich rozklejają się ojcowie. Też nie przypuszczali, że zobaczą syna czy córkę na ślubnym kobiercu.

Faceci, którzy pięć minut wcześniej jeszcze świetnie grali twardzieli, laski, które dopiero co były na luzie, nagle zaczynają się trząść. Ręce im drżą, nie mogą trafić z obrączkami w palce. Całują się onieśmieleni i z taką miłością, że mogliby chyba roznieść salę. Tłumaczce ze wzruszenia łamie się głos. Kilka razy widziałem, że nawet urzędnik, w końcu przecież przyzwyczajony, musiał robić pauzy, by opanować wzruszenie. Patrzę na taką scenę, na to morze łez ze szczęścia, i myślę: „Kurczę, jest jakiś lepszy sposób na spędzenie czasu o godzinie jedenastej w środę?” Nie ma.

Potem całe towarzystwo wychodzi na zewnątrz. Na ulicy do młodej pary podchodzą obcy ludzie, gratulują, uśmiechają się, biją brawo. Nie ma takich obrazków z jednopłciowymi parami w Polsce. Dla wielu osób to jest doświadczenie bardzo otwierające i wzmacniające.

A ty i twój partner zamieniliście związek partnerski na małżeństwo, gdy stało się to możliwe?

Nie, życie potoczyło się inaczej. Rozwiedliśmy się. Formalnie to nie nazywa się „rozwód”, tylko „dissolution”, zakończenie związku. W każdym razie gdyby ktoś chciał się rozwieść, to też mogę pomóc (śmiech), choć jeszcze takiego przypadku nie miałem. Teraz mam nowego partnera, jest z Bułgarii. Ślubu na razie nie planujemy – na razie chodzimy na terapię dla par, bo pojawiły się problemy. Jak widzisz, samo życie.

Wśród par, którym pomogłeś, był Łukasz Włodarczyk, sołtys Bobrownik i jego mąż, też Łukasz (patrz: wywiad w „Replice” nr 67 i zdjęcie poniżej).

 

Łukasz Włodarczyk (z lewej), sołtys z Bobrownik, z mężem. Arch. pryw.

 

Chłopaki nawet u nas nocowali. Cała procedura w Szkocji jest naprawdę łatwa i bardzo przyjazna dla różnych sytuacji ludzkich – np. gdy ślub biorą osoby trans, które wolą, by je tytułować „partner” niż „mąż” czy „żona”, bo nie identyfikują się z płciowym podziałem, to używa się słowa „partner”.

Prawie wszystko można zrobić przez Internet – tylko na sam ślub trzeba wpaść osobiście (śmiech). Nie trzeba mieszkać jakiś czas na miejscu, jak to jest w Anglii. Wystarczy mieć zameldowanie na terenie Unii Europejskiej. Łukasze zadekowali się u nas na chacie tylko na dwie noce. Innym razem para dziewczyn mieszkała u nas i brała ślub, gdy my byliśmy na wakacjach. A jak ktoś bardzo chce, to może rano przylecieć, wziąć ślub i wieczorem odlecieć do Polski.

Ty jesteś aniołem! Zapewniasz full service, nawet nocleg.

Zdarza się też, że robię zdjęcia parom, bo jestem fotografem.

Serio? (śmiech) Jesteś profesjonalnym fotografem?

Pracuję w multimediach, robię zdjęcia, grafiki, projekcje video, filmy dokumentalne. Uczę też w szkole technologii audiowizualnych w Edynburgu.

Od jak dawna mieszkasz w Edynburgu?

11 lat. Wcześniej mieszkałem prawie 3 lata w USA, jeszcze wcześniej w Krakowie, Lublinie, a pochodzę z Przemyśla.

Dorastanie w Przemyślu w latach 80.?

Byłem strasznie religijnym katolikiem. Działałem w Ruchu Odnowy w Duchu Świętym. Całkowicie wypierałem moją homoseksualność. To był bardzo ponury okres, stłamszenie zupełne. Homofobia była jak powietrze – w szkole, w domu, wśród kolegów, wszędzie. Zacząłem się emocjonalnie otwierać dopiero, jak całkowicie zmieniłem otoczenie – nowe miasto, nowe przyjaźnie.

Mógłbyś jeszcze opowiedzieć o tych wszystkich parach, którym pomogłeś?

To są głównie ludzie koło 30-tki, będący w związku zwykle już kilka lat. Znają się jak łyse konie, często mają już za sobą jakieś kryzysy, które przetrwali, które ich wzmocniły. Kilka par było młodszych, takie ptaszki ledwo po 20-tce, ale nawet oni już mieli spore doświadczenie w związku, bo zaczynali jeszcze jako nastolatki. Zdarzają się też tacy koło 50-tki.

Jest nieznaczna przewaga par męskich nad kobiecymi. Motywacje mają różne: od po prostu wielkiej romantycznej miłości po bardzo praktyczne potrzeby: np. jeden jedzie do pracy w RPA i chce wziąć ze sobą drugiego – jako małżonek ten drugi będzie mógł wjechać bez problemu, bo RPA uznaje małżeństwa jednopłciowe. Poza tym, to są przefajni ludzie. Mam kupę nowych znajomych. Wesela zwykle urządzają już u siebie, w Polsce, natomiast w Edynburgu robią poczęstunki po ślubie – jakiś uroczysty obiad czy coś takiego.

Jak ci się tu mieszka?

Edynburg to wspaniałe miasto. Nieduże, ale wszystko tu jest, mnóstwo imprez kulturalnych, szczególnie teatr – wiadomo, z tego Edynburg słynie. Mieszkamy w centrum, chodzę zwykle pieszo, czasem pomykam rowerem. Co rusz widuję pary jednopłciowe idące za rękę. W ogóle społeczność LGBT jest tu mega prężna, kumpel prowadzi telefon zaufania dla osób LGBT – w ogóle cała masa ludzi się angażuje. Działa kilka organizacji, na klubach powiewają tęczowe flagi. Znajomych z Polski często zabieram na drag queen show – wychodzą zachwyceni. Tak jak i moja mama, która, jak się okazało, uwielbia drag queens!

W college’u, do którego tu chodziłem dwa lata, od razu na starcie była pogadanka o antybullying – cała moja grupa dowiedziała się, że jakakolwiek dyskryminacja, w tym ze względu na orientację seksualną – i było to powiedziane wprost; jakiekolwiek wyzwiska, są niedopuszczalne. Na uczelniach działają studenckie organizacje LGBT, w kółko są jakieś queerowe imprezy. A na Paradach Równości czołowi politycy zapewniają o poparciu. Przez te 11 lat w Szkocji z dyskryminacją spotkałem się raz. Jakiś czas temu wszedłem do autobusu z moim partnerem, który wyglądał dość flamboyant (kolorowy, przegięty – przyp. „Replika”). Kilka metrów od siebie usłyszałem nagle: „Pierdolone pedały”. To była grupka Polaków.

Jestem wyoutowany i fakt, że jestem gejem czy że mam chłopaka, nigdzie nie robi wrażenia. A pamiętam, że w Krakowie, w agencji reklamowej, w której pracowałem, to po każdym niemal coming oucie spotykałem się z jakąś nagłą zmianą tonu rozmowy, zakłopotaniem w najlepszym razie.

Zapraszasz następne pary do Edynburga na ślub?

Jasne. Choć bardziej by mi się podobało, gdyby można już było małżeństwa jednopłciowe zawierać w Polsce. Właśnie – jeszcze jedno na koniec. Jest ta sprawa z zaświadczeniami o wolnym stanie cywilnym, koniecznymi do zawarcia małżeństwa. Polskie urzędy nie chcą ich wystawiać, gdy chodzi o ślub pary jednopłciowej. Zasłaniają się polskim prawem – mimo że przecież chodzi o ślub za granicą, gdzie polskie prawo nie działa. No, więc w Szkocji o tym wiedzą – i od Polaków zaświadczenia nie wymagają.   

 

Pakiet startowy Roberta: www.weedogmedia.co.uk/Slub_gejowski_lesbijski_Szkocja/

 

Monika i Karolina Gastoł: Robert bardzo nam pomógł przy formalnościach, przygotowania do ślubu wspominamy bardzo miło. Był też stres już przed samym ślubem – i mały smutek, że obcy kraj przyjmuje nas z otwartymi rękami, a nasz kraj – nie daje równych praw do miłości. Zawarłyśmy związek małżeński 21 września 2016 r. Po uroczystości był weselny obiad z najbliższymi. Zaskoczyło nas, że przechodnie, nieznane nam osoby, gratulowały, biły brawo, robiły z nami zdjęcia. Magiczne, niezapomniane chwile.  

Adam Ostolski i Bartłomiej Kozek. Wzięliśmy ślub 20 września 2017, dokładnie w 10. rocznicę naszego związku. Robertowi – wielkie dzięki za pomoc. Towarzyszyło nam kilkanaście osób z najbliższej rodziny i przyjaciół na miejscu i kilkaset innych – dzięki transmisji w mediach społecznościowych. Nie obrażamy się na Polskę, jednak czasem trzeba po prostu iść do przodu. W przyszłości planujemy również ślub kościelny, w jednym z ewangelickich kościołów, w których jest to możliwe.

Paulina i Karolina. Jesteśmy parą od ponad 10 lat – długo czekałyśmy na ślub w Polsce. Dzięki Robertowi i Paulinie, naszym świadkom o wielkich sercach, to marzenie spełniło się w Szkocji. Ceremonia była piękna i poruszająca. Przysięgą małżeńską był wiersz e. e. cummingsa: „Noszę twe serce z sobą, noszę je w moim sercu. / Nigdy się z nim nie rozstaję, gdzie idę, ty idziesz ze mną. / I nie znam lęku przed losem, ty jesteś moim losem. / Nie pragnę piękniejszych światów, ty jesteś mój świat prawdziwy”. Na ślubie byli rodzice, Ewa i Jerzy, którzy zawsze nas wspierają i inspirują. Nadal czekamy na równość małżeńską w Polsce.

Ania i Iza: Bardzo dziękujemy Robertowi za pomoc! 22 września 2017 r. to był najbardziej wyjątkowy dzień w naszym wspólnym życiu. Każdy powinien mieć prawo przeżyć ten dzień w swojej ojczyźnie. W polskich dokumentach muszę wpisywać „panna”, za granicą jestem żoną. W Polsce jesteśmy dla siebie obcymi ludźmi, za granicą – najbliższymi. Tekst przysięgi ułożyłyśmy same: Obiecuję Cię kochać, traktować z honorem i szacunkiem, w zdrowiu i chorobie, w bogactwie i w biedzie, na lepsze i na gorsze, i na tej obietnicy pragnę oprzeć nasze małżeństwo.

Darek i Jakub Kaczmarscy- Rucińscy: Po 6 latach wspólnego życia podpisaliśmy Umowę Partnerską, a wcześniej wzajemne Pełnomocnictwa i Testamenty, czyniąc siebie nawzajem osobami najbliższymi. Natomiast 12 lipca 2017 r. zawarliśmy cywilny związek małżeński w Edynburgu. Mamy nadzieję, że nasze marzenie, by dokonać transkrypcji aktu małżeństwa z Edynburga w polskim Urzędzie Stanu Cywilnego, się kiedyś spełni. Dziękujemy Robertowi Motyce ze Szkocji, a także Pani Annie Kwiatkowskiej-Zadwornej, właścicielce Hotelu Tango w Jeleniej Górze, gdzie odbyła się nasza uroczystość weselna, jak również personelowi restauracji „Pod Papugą”. Było pysznie i magicznie!

Rafał i Wojtek. Ślub wzięliśmy 25 listopada 2016 roku. To było najpiękniejsze wydarzenie w naszym związku. Dzięki Robertowi za pomoc!

 

Tekst z nr 72/3-4 2018.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.