Zaangażowana

Z wokalistką Agnieszką Olszewską, liderką zespołu Back To The Ocean, rozmawia Marta Konarzewska

 

foto: Grzegorz Banaszak

 

Teraz będzie twój coming out?

Publiczny – tak. Absolutnie. Wiele osób „o mnie” wiedziało od dawna, przyjaciele, fani, ale nigdy nie podałam informacji, że jestem lesbijką tak oficjalnie. Więc – tak, coming out. Właśnie teraz.

Właśnie teraz, bo?

Dostałam zaproszenie od „Repliki” do wywiadu i… zgodziłam się. Poza tym zmobilizowała mnie chyba też współpraca z Pabiedą. Pabieda to legendarny punkrockowy zespół. Zeszli się po latach, zdecydowali nagrać płytę i zaprosili mnie do nagrania utworu „Piwnica”, w którym śpiewam: „Chodź tu do mnie dziewczyno z ulicy w brudnej spódnicy/Zrobimy szaleństwo w brudnej piwnicy”. Tekst – manifest. Pabieda chciała pokazać, że w dyskusji o związkach partnerskich jest: „za”. Pomyślałam wtedy: o, to jest super temat dla „Repliki”.

Chciałaś o spódnicy, a wyszłaś z piwnicy?

Trochę tak (śmiech).

To dla ciebie raczej ruch prywatny czy polityczny?

Polityczny. O prywatności wcale nie lubię mówić i wcale nie chcę. Nie interesują mnie okładki, pudelki, plotki, takie rzeczy.

A polityka?

Polityka tak. Oczywiście na polską politykę jestem wkurzona od lat. Czasem na koncertach mnie poniesie. Niedawno graliśmy w Lemon Tree w Łomiankach i zapowiadając jeden z utworów, powiedziałam, że jestem zaangażowana politycznie i społecznie, i wiele spraw mnie w tym kraju irytuje. Użyłam mocniejszych, wulgarnych słów, a potem zaśpiewałam „I say no”, mój protest song i na koniec powiedziałam, żeby ludzie mówili głośno „nie”, gdy na coś się nie zgadzają.

Określasz się jako „zaangażowana artystka”?

Tak. Moje teksty są zaangażowane. I bardzo osobiste. Dużo śpiewam o uczuciach, o stanach duszy, ale nie tylko. W „I say no” mówię wprost, przeciwko czemu jestem.

Przeciwko czemu jesteś?

Powiązaniu polityki z religią, wykorzystywaniu przewagi finansowej pewnych grup społecznych, marginalizowaniu innych grup, jak kobiety, samotne kobiety, kobiety z dziećmi, osoby homoseksualne, osoby z niepełnosprawnościami.

Śledzę wydarzenia społeczno-polityczne, codziennie czytam gazety, przyłączam się do akcji fejsbukowych i to się przedostaje do mojej twórczości.

Chodzisz na parady?

Oczywiście, co roku. Występuję też na zaangażowanych imprezach. Na beneficie akcji „Miłość nie wyklucza”. Na Pomadzie. Ale gdy wychodzę na scenę, to przede wszystkim jako artystka. Wiem, że nie żyjemy w rzeczywistości, gdzie prawa są równe, więc trzeba o nie zawalczyć, że trzeba oswajać ludzi, ale z drugiej strony ja tworzę muzykę. To jest mój język, moja największa miłość i pasja. To muzykę daję ludziom i to ją chcę, żeby najpierw zobaczyli, usłyszeli. Dlatego byłoby trudne dla mnie, gdyby „lesbijka” była pierwszym skojarzeniem. Najważniejsze są emocje, które mam do przekazania, teksty, klimat, który wytwarzam. Ale jeśli przy okazji mogę zrobić coś więcej dla siebie jako lesbijki i dla innych, to chętnie.

Dorastałaś w muzyce?

Już jako kilkuletnia dziewczynka tworzyłam muzykę, ona jakoś powstawała w mojej głowie. Tak po prostu, bo nie umiałam grać na żadnym instrumencie, nie znałam nut, zresztą nie znam do tej pory.

Nie zapisujesz melodii?

Nie, śpiewam sobie. Zapamiętuję albo nagrywam, nawet w telefonie. Muzyka sama do mnie przychodzi. Czasem nagle czuję, że muszę wziąć gitarę i powstaje piosenka.

Zawsze grałaś autorską twórczość?

Pierwsze występy, kilkanaście lat temu, to były kompromisy z muzykami, którzy narzucali swoją wizję. Dopiero w 2009 roku poznałam przez ogłoszenie Rafała Smolińskiego, basistę, aranżera i producenta, z którym nagrałam pierwszy maksisingiel „Yes, You Are The Sun”. Tytułowy utwór dostał się do pierwszej piętnastki amerykańskiego konkursu songwriterskiego „Song Of The Year”, co było ogromnym wyróżnieniem, bo na takie konkursy napływa kilkanaście tysięcy zgłoszeń z całego świata. Dostałam komunikat: twoja muzyka się podoba, jest ceniona. Zaczęłam koncertować – najpierw akustycznie: ja z gitarą i towarzyszeniem perkusjonaliów, aż w końcu dopracowałam się pełnego składu.

Zespoł Back To The Ocean?

Tak, Back To The Ocean to ja plus towarzyszący mi muzycy, którzy zmieniają się, choć mam nadzieję, że obecny skład przetrwa długo.

Pamiętam taki komunikat w internecie. „Back To The Ocean “Burnin’4U”: lesbijski teledysk. Sami oceńcie”.

Reżyserował Kuba Remiszewski. Utwór jest o namiętności do drugiej osoby, do kobiety, a w klipie jestem ja i jest dziewczyna – modelka. Koncepcja nie była moja, ale nie wtrącałam się, byłam ciekawa efektu końcowego. Podczas nagrywania teledysku świetnie się bawiłam, bo byłam ubrana nie w swoim stylu: w mocnym makijażu, w obcisłej sukience. Nie miałam pojęcia, jak będą wyglądać ujęcia z moją „teledyskową ukochaną”. W internecie było „sami oceńcie” i faktycznie ocenili. Pamiętam szok, bo wydawało mi się wtedy, że „branża” mnie wesprze. Że skoro pojawił się wątek lesbijski, to ludzie będą kibicować. A pojawiło się sporo niemiłych komentarzy. Że nie mam głosu, że kto ja jestem, czy jestem trans, czy lesba, czy co. Ja takich rzeczy nie rozumiem. Sama zawsze się cieszę, gdy dzieje się coś pro LGBT, gdy chociażby widzę Anię Grodzką w TV. Za to nie cierpię – i mówię o tym głośno, powiedziałam to na przykład ze sceny na „Jałowcowce” – wewnętrznej krytyki. Jeżdżenia powiedzmy po Biedroniu. Że „po co on to mówi?” „Po co bierze udział w tym czy innym programie?” „Ja bym to zrobiła lepiej” – takie głupoty. To dla mnie niepojęte. Ludzie! Halo, wspierajmy się! Nie chodzi o bycie bezkrytycznym, ale o podstawowe wspieranie się jako mniejszości.

Chcesz zostać w Polsce, czy wyjedziesz?

Zawsze chciałam wyjechać z powodów muzycznych. Zawsze pisałam po angielsku i zawsze celowałam w światowy rynek muzyczny. Oczywiście, namawiają mnie, bym śpiewała po polsku, ale nie chcę. To może zabrzmi górnolotnie, ale tak jest: moja dusza śpiewa po angielsku. Zawsze, gdy przychodzi do mnie melodia, to od razu z fragmentem tekstu. Po angielsku. To jestem prawdziwa, szczera ja.

Wychowałaś się na zachodnich brzmieniach?
Właśnie nie. Na polskiej muzyce rockowej. Wczesny Perfect, wczesna Budka Suflera, Maanam. Potem Edyta Bartosiewicz. Dopiero po latach odkryłam zagraniczne piosenkarki Tracy Chapman, Melissę Etheridge.

Lesbijska scena. Przypadek?

Sama nie wiem, duża część moich ukochanych wykonawczyń to faktycznie lesbijki. Cenię Się, Meshell Ndegeocello, Skin… ale też Sade, Suzanne Vega, Anouk, no i wspaniałych mężczyzn, jak David Gray, Damien Rice, Charlie Winston.

Trudno przechodziłaś proces akceptacji własnej homoseksualności?

Coming out przed samą sobą był wcześnie. Byłam świadoma tego, że jestem lesbijką, może nie wiedziałam, że to się tak nazywa, ale zwyczajnie bardziej podobały mi się dziewczyny a z chłopakami kumplowałam się i grałam w piłkę. Jak byłam nastolatką, dotarłam do środowiska, mało jeszcze wtedy sformalizowanego. No i bywałam. Dyskoteki, biwaki, spotkania w klubach… Kiedyś skłamałam mamie, że jadę do koleżanki do Warszawy, a jechałam na imprezę lesbijską. Sprawa się sypnęła i w obliczu podejrzeń, że wpadłam w narkotyki, uznałam, że lepiej będzie powiedzieć prawdę i tak oto zrobiłam coming out przed rodziną. Nie było łatwo. Zresztą wtedy byłam poddawana presji z rożnych stron. Korzystałam ze wsparcia psychologicznego, bo miałam problemy z poczuciem własnej wartości i … moja terapeutka za źródło wszelkich problemów uznała to, że jestem lesbijką. Bolesne pranie mózgu i duszy, żebym zmieniła orientację.

Próbowałaś?

Tak, ale to miało bardzo krótkie nogi. Czułam się tak nieszczęśliwa, że wycofałam się. Potem szybko się usamodzielniłam, wyprowadziłam z domu. Mimo tego na studiach wciąż nie byłam wyoutowana. Studiowałam psychologię i miałam przez poł roku przedmiot „Homoseksualizm”, gdzie słyszałam najgorsze kłamstwa na ten temat. Że to choroba, że homoseksualiści częściej popełniają przestępstwa – wszystko na podstawie badań, o których już wtedy wiedziałam, że są niezgodne z żadną metodologią i niewiarygodne statystycznie.

A studenci grzecznie notowali.

Nikt by nie śmiał zaprotestować. Ja też nie. Dopiero parę lat potem, w pracy wyoutowałam się przed większą grupą osób. Leciały jakieś głupie żarty o Tomaszu Raczku. Nie wytrzymałam i powiedziałam: ja też jestem homo. Reakcje były fantastyczne – nie spodziewałam się. Bałam się, że stracę pracę albo sympatię tych osób, a było przeciwnie: miłe rozmowy, ciepłe żarty. Zaangażowali się na przykład w głosowanie na Ewę i Gosię, na ich ślub w chmurach. Byli super. Do tej pory utrzymujemy serdeczne kontakty i bardzo ciepło wspominam cały mój departament w wielkiej korporacji.

Jest takie miejsce, w którym na pewno nie powiesz „jestem lesbijką? Szpital?

Akurat szpital nie. Podpisałam nawet odpowiednie dokumenty, żeby moja partnerka mogła mnie odwiedzać i dowiadywać się o mój stan zdrowia, gdyby coś mi się stało. Ale oczywiście, że to kalkuluję. Strasznie chciałabym mieć taki luz, żyć swobodnie i w każdej chwili potrafi ć powiedzieć coś w stylu: „o, to dla mojej dziewczyny”. Tymczasem wciąż, gdy listonosz pyta, do kogo paczka, mówię po prostu: „ja odbiorę, dziękuję”. A potem czasem jestem zła. Ale to jest takie stopniowe poszerzanie pola wolności i godności. Krok po kroku. Trzeba też szanować swój proces i swoją wrażliwość.

***

Agnieszka Olszewska, Back To The Ocean Wokalistka, autorka muzyki i tekstów, gitarzystka, laureatka międzynarodowych konkursów dla songwriterów – m.in. Song Of The Year 2009 („Yes, You Are The Sun”), Indie International Songwriting Contest 2011 („But You Can Believe My Lies”), Show Me The Music Songwriting Contest 2011 („Snow and Rain”), International Songwriting Competition 2012 („Take Away”). Wraz z zespołem wygrała eliminacje do Sceny Folkowej Przystanku Woodstock 2012. W tym roku została zaproszona na festiwal songwriterski do Nashville (USA). W połowie czerwca ukaże się minialbum Back To The Ocean zawierający 5 nowych utworów.
Więcej na:
reverbnation.com/backtotheocean
facebook.com/backtotheocean
youtube.com/backtotheocean

 

Tekst z nr 43/5-6 2013.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.