ZUCH DZIEWUCHY

Pierwsza polska lesbijska para vlogerek – NATALIA RADTKE I NATALIA SIERHEJ opowiadają o sobie, o byciu razem i o swych filmikach

 

arch. pryw.

 

JAK SIĘ POZNAŁYŚMY

Natalia S: Mamy po 27 lat i tak samo na imię. Mało tego! Nasi rodzice również mają tak samo na imię! Mamuśki Danuśki, ojcowie Krzyśki. Przypadek? Nie sądzę. (śmiech) Poznałyśmy się w marcu zeszłego roku przez portal queer.pl. Napisałam Natalce, że ma ładne niebieskie oczy, taki był początek.

Natalia R: Mieszkałam wtedy w Niemczech, z myślą, że już tam zostanę. Nie spodziewałam się, że z naszej znajomości wyniknie coś więcej. Kontakt on-line jednak się rozwijał i gdy miesiąc później byłam ze znajomymi na weekend w Poznaniu, to siup, wsiadłam w pociąg i pojechałam do niej do Gdyni. Od początku nadawałyśmy na tych samych falach i od razu się zaprzyjaźniłyśmy.

NS: Mówiłam jej: „Z tego nic nie będzie. Możemy się kumplować, ale to tyle”.

NR: Natalka była świeżo po rozstaniu. Jednak mój urok osobisty zadziałał (śmiech). Podróże nas zbliżyły. Pojechałyśmy razem na majówkę. Miał być Bornholm, a zaliczyłyśmy w sumie Litwę, Łotwę, Estonię i jeszcze Finlandię. Wtedy bardzo się do siebie zbliżyłyśmy, założyłyśmy wspólny dziennik podróży, gdzie do dziś wklejamy bilety czy zdjęcia z ważnych dla nas wydarzeń. Po tej majówce przeprowadziłam się z powrotem do Polski.

Nasz vlog

NS: Kilka tygodni później zrodził się pomysł na vlog. Oglądałyśmy vlogi polskich par gejowskich i ubolewałyśmy, że nie ma kanałów lesbijskich. Jest luka, trzeba ją wypełnić. Dlaczego my nie miałybyśmy tego zrobić? Przecież mamy o czym gadać, nakręcamy się nawzajem. Razem mamy energię nie za dwie osoby, tylko chyba za cztery! (śmiech) Natalka od lat jest fotografką, pracowała też w centrum kultury. Ja jestem tancerką i choreografką. Mam doświadczenie z nagrywaniem filmików tanecznych. Występowałam też w paru programach TV, tańcząc przed całą Polską. Obie miałyśmy na koncie publiczne wystąpienia, dlatego pomysł z vlogiem od razu nam się spodobał.

NR: Chciałyśmy też po prostu dokumentować nasze wspólne życie. Na pamiątkę. Wtedy już powiedziałyśmy sobie, że jesteśmy razem. Miłość przyszła z czasem, ale nadal uważamy, że przyjaźń jest w związku kluczowa. My po prostu uwielbiamy spędzać ze sobą czas. Vlog był dla mnie też sposobem na stuprocentowe przełamanie się, jeśli chodzi o mówienie o sobie.

NS: „Zuch Dziewuchy” ruszyły w sieci 28 czerwca 2017 r. Wtedy na naszym kanale pojawił się pierwszy filmik.

NR: Mam kumpelę, która ciągle do mnie mówiła: „Ty to jesteś zuch dziewczyna!” – więc wymyślenie nazwy było łatwe. Poza tym wydaje mi się, że wiele par lesbijskich może się utożsamiać z „Zuch Dziewuchami”.

NS: To jest nasz pamiętnik, ale nie tylko osobisty. Robimy go z myślą o innych parach lesbijskich w Polsce, jak również o ludziach spoza środowiska LGBT – by oswoić ich z nami. Odzew jest – o, dziwo! – bardzo dobry. Patrz, powiedziałam „O, dziwo”, bo człowiek z góry spodziewa się hejtu…

Dużo miłości, mało hejtu

NR: Jest też hejt, ale nie jakaś konstruktywna krytyka, tylko wyzwiska i powtarzane w kółko banały. Dywagacje „ekspertów” na temat seksu lesbijskiego. Co sobie wsadzamy albo nie wsadzamy. My również śpimy, jemy, pracujemy, jeździmy na rowerze… Ludzie gadają, co im ślina na język przyniesie, albo powtarzają mądrości wujka Zdzisia czy cioci Klary – a realnie nie wiedzą nic. Katolicy natomiast cytują Biblię. Przepraszam, ale mnie też stworzył Bóg, a krzywdy nikomu nie robię.

NS: Ten przysłowiowy „Zdzisiu” na słowo „gej” czy ,,lesbijka” zaraz reaguje wyzwiskami typu: „zboczeńcy, pedofile” itp. Są na szczęście ludzie, którzy najpierw nas poznają, rozmawiają – i kiedy dowiadują się, że jesteśmy razem, niczego to nie zmienia. „Ooo, normalni ludzie!”. No, popatrz, popatrz. (śmiech)

NR: Pisze do nas mnóstwo dziewczyn, że oglądają nas i cieszą się, że robimy to, co robimy. To daje kopa, by działać dalej.

NS: Miałyśmy trochę obaw, jak zareagują ludzie z naszego najbliższego otoczenia. Okazuje się, że nie taki diabeł straszny jak go malują!

NR: Pochodzę z małej miejscowości, ale wiesz co? Moje Karwieńskie Błoto Pierwsze zdało egzamin! Jesteśmy w kontakcie z panią sołtys, pomagałyśmy jej przy dożynkach czy Dniu Dziecka. Zdarzyło się nawet, że obcy ludzie w sklepie zaczepiali nas i gratulowali odwagi. Jeszcze jedno: dzięki vlogowi uświadomiłam sobie, ile osób LGBT mieszka w mojej okolicy! Ludzie, z którymi od dawna nie miałam kontaktu, nagle bach – zgłaszają się i outują przed nami.

NS: Czasem potrzeba tylko bodźca, by się otworzyć. Niektórzy piszą, że nam kibicują, ale sami baliby się wyoutować. No, więc informujemy, że nie ma się czego bać. Dalej sobie żyjemy, nikt nas nie zaszlachtował! (śmiech) Jest w Polsce sporo homofobii i uprzedzeń, ale nie można się temu poddać. Chcemy dzielić się z ludźmi pozytywną energią. Tyle, ile dajemy, tyle do nas wraca.

NR: A ostatnio wraca dużo dobrego! Zostałyśmy zaproszone do poprowadzenia koncertu Parady Równości w Warszawie, tydzień później miałyśmy prelekcję na Kongresie Kobiet w Łodzi. To był intensywny i bardzo fajnie spędzony czas. Nadal jest wiele tematów, jakie chciałybyśmy poruszyć na naszym kanale i nie tylko.

„Jestem lesbijką? Zajebiście!”

NS: Przede wszystkim chcemy motywować innych do zmian. Na nie nigdy nie jest za późno. My dopiero wkraczając w dorosłość, odkryłyśmy, że bardziej ciągnie nas w stronę kobiet. Obie miałyśmy na koncie nieudane związki z mężczyznami.

NR: Ja już byłam zaręczona, data ślubu ustalona, sala zarezerwowana. Jednak coś nie grało. Na początku nawet się nie zastanawiałam – tak po prostu jest, że kobieta wychodzi za mąż i już. Wszyscy przecież tak robią. Mówili mi: znajdź sobie chłopaka, to sobie znalazłam. Tyle, że zawsze czegoś brakowało…

NS: Porozumienia jajników ci brakowało! (śmiech)

NR: Pierwsze myśli, że z dziewczyną mogłoby mi wyjść, pojawiły się dopiero po 20-tce.

NS: U mnie było podobnie. Do 20-tki nie sądziłam, że zwiążę się na stałe z kobietą. Byłam otwarta, w moim środowisku tancerzy miałam wielu kumpli gejów. Ale żebym ja…? Tymczasem zakochałam się w najlepszej przyjaciółce (hetero). To był najcięższy okres w moim życiu. Najpierw wypierałam fakt, że zakochałam się w kobiecie. Wpadłam w depresję, zaczęłam robić sobie krzywdę, przestałam jeść, trafi łam do szpitala.

W końcu uznałam, że muszę się ogarnąć. Wyjechałam na pół roku do Kanady. Tam powoli dochodziłam do siebie. To bardzo ważne, by przestać się zadręczać: „O, matko, jestem lesbijką, co teraz będzie!”, tylko podejść do sprawy pozytywnie. „Jestem lesbijką, zajebiście! Przynajmniej wyróżnię się z tłumu!”

NR: Nie można z góry zakładać, że jak się jest lesbijką, to już na bank życie będzie gorsze. A gówno prawda!

NS: Miałam jeden romans z dziewczyną w Kanadzie. Jak wróciłam po pół roku, to już z myślą, że dobra, muszę się teraz rozeznać w polskim środowisku LGBT, zobaczyć, jak to wygląda. Teraz w pełni siebie akceptuję. Przed Natalką byłam w związku z inną kobietą. Potem dopiero zdałam sobie sprawę, że byłam zakochana, ale tak naprawdę to jej nie lubiłam (śmiech). Z Natalką się kochamy, ale też jesteśmy dla siebie najlepszymi przyjaciółkami.

NR: Ja też mam różne rodzinne problemy, niezwiązane z homoseksualnością. Powiem tyle, że czasem w osobach najbliższych nie znajdujesz tego wsparcia, na które liczysz i wtedy trzeba tego wsparcia poszukać gdzie indziej. Stworzyć sobie rodzinę alternatywną.

NS: Wiele osób przechodziło podobne rozkminy, co my i zawsze łatwiej jest, gdy się o nich rozmawia. Niektóre dziewczyny piszą do nas, że nie wiedziały, czy się odezwać, bo im głupio – a potem okazuje się, że opowiadają o sprawach, które my też przeżywałyśmy. Jest satysfakcja, gdy możesz im dodać otuchy, nakierować na pozytywne myślenie. Nikt za nas życia nie przeżyje. Żyjmy własnym życiem, a nie babci czy mamy. Jak nie teraz, to kiedy?

NR: Amen (śmiech).

(z Nataliami spotkał się Mariusz Kurc)  

 

Tekst z nr 74/7-8 2018.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.