Życie wśród heteryków

Z KRZYSZTOFEM KAŁKIEM, emerytowanym nauczycielem chemii, rozmawia Mariusz Kurc

 

Foto: arch. pryw.

 

Gdy przeczytałem, że w zeszłorocznym wielkim badaniu ankietowym osób LGBT przeprowadzonym przez Kampanię Przeciw Homofobii i Lambdę Warszawa tylko 1% stanowili ludzie powyżej 46. roku życia, postanowiłem, że muszę coś zrobić, by widoczność starszych osób LGBT była większa, choćby na łamach „Repliki”.

Jestem w tym jednym procencie, wypełniłem tę ankietę. Ale masz rację, geje w moim wieku i starsi są jakby niemi, nie odzywają się. Całe pokolenie jakoś „wyciszone”, przykucnięte, rodzinom nie chcą się narażać, by „nie robić problemów”, już lepiej być „starym kawalerem”, któremu „coś” w życiu nie wyszło, niż „starym pedałem”. A niestety u młodych gejów jest inne zjawisko – spychają nas, starszych, na boczny tor, jakbyśmy już nie mieli racji bytu, brak wsparcia. Jak gdyby naszą powinnością było zniknąć z ich pola widzenia. Nawet to rozumiem – jest to reakcja obronna! Przecież „JA” będę zawsze młody i pociągający, mnie to nie dotyczy, nie zdarzy mi się! Zwróć też uwagę, że jeśli tworzy się jakieś instrumenty pomocy dla ludzi LGBT, to głównie z myślą o młodych – tymczasem przypuszczam, że starsi mogą nieraz mieć większe problemy, a na pewno porównywalne. Z reguły samotnie dociągają do ostatnich dni i samotnie umierają. Czy problem z odnalezieniem się wśród współczesnych mediów społecznościowych, a więc kontakty ze światem, są dla młodych dużo łatwiejsze. Ja zawsze, na szczęście, miałem pasję i smykałkę do elektroniki, informatyki.

Od czego zaczniemy? Od jakiegoś twojego ważnego coming outu?

W moim pokoleniu to chyba w ogóle nie było pojęcia coming outu i mam do tego stosunek taki… Publiczne krzyczenie, że jestem gejem? Po co? By zaistnieć w ten sposób? Mnie jak ktoś pytał, to nie zaprzeczałem, ale żeby ogłaszać to wszem i wobec? Kogo to tak naprawdę interesuje? Jest to jeden z elementów tzw. prywatności! Nic nikomu do tego! Podobnie w rodzinie. Mama szybko zorientowała się, że ma syna geja. Niestety, umarła, gdy byłem jeszcze młody – w 1992 r. Potem mieszkałem z tatą, wzajemnie się sobą opiekowaliśmy, zmarł ponad 3 lata temu. Tata wiedział oczywiście też i widział, że sam zostanę na starość, i mówił: „Sam sobie tak wybrałeś”. Nie rozumiał, że homoseksualność nie była moim wyborem.

Rozmawiałeś z rodzicami o tym, że jesteś gejem?

Nie, nigdy. Nie było pytań – nie było odpowiedzi. Ale wiedzieli na pewno. Gdy w czasach licealnych wariacko zakochałem się w jednym chłopaku, jego zdjęcie przyczepiłem sobie na makatce nad łóżkiem, rodzice je widzieli. O nic nie dopytywali. A to była i pozostała moja największa miłość, niestety platoniczna. Gdy na studniówkę szedłem z zaproszoną dziewczyną, mama na nią tak dziwnie patrzyła, jakby chciała powiedzieć: „Skąd ten Krzysiek wziął sobie dziewczynę i po co?”. (śmiech)

Nie jeździłem po klubach, nie szalałem. Miałem tyle innych zainteresowań, tyle pasji… No, ale może przez to życie uczuciowe przegrałem, że nie szukałem towarzystwa innych gejów – spędziłem życie wśród heteryków. Radar gejowski mam fatalny. Parę razy byłem zakochany, zawsze w heterykach, pierwszy raz już w podstawówce. Miałem 12 lat, był taki Przemek jeden, niesamowicie fajny. Jeździłem do niego na rowerze do sąsiedniej miejscowości, chodziliśmy do lasu na poziomki. Pocałowałem go kiedyś, a on: „Ale co ty chcesz?”. Oni prawie nigdy mnie gwałtownie nie odtrącali, nie potępiali czy szykanowali, tylko spokojnie mówili, że nie. Poznawałem ich przez wspólne zainteresowania – m.in. turystykę, góry, rower, ekipy żeglarskie. Po jakimś czasie znajomości posuwałem się dalej, robiłem pierwszy krok, trafiałem na opór i… koniec. Przyjaźń kontynuowaliśmy (z dwoma wyjątkami), ale więcej nic. Dla mnie seks nigdy nie był na pierwszym miejscu, bo po prawdzie nie mógł być.

Nigdy nie byłeś w związku?

Niestety, nigdy. Wiesz co, może też przez to, że nigdy nie miałem partnera, o którego bym walczył, stąd też nie było bodźca, by te coming outy robić.

Mówisz, że nie szukałeś towarzystwa innych gejów, że seks nie był na pierwszym miejscu. A nie porównywałeś się do ludzi hetero? Przecież chłopaki hetero szukają towarzystwa dziewczyn, dziewczyny hetero szukają towarzystwa chłopaków i seks, nawet jeśli nie jest na pierwszym miejscu, to jest bardzo wysoko na liście, przynajmniej, jak się jest młodym. Ja nie mam np. takiego doświadczenia jak chodzenie za rękę z ukochanym w wieku 20 lat albo całowanie się z ukochanym gdzieś na plaży czy w parku. Ty też pewnie nie.

Oczywiście, że nie. W ogóle nie przeżyłem romantycznej spełnionej miłości, to zostawia przykry ślad. Ano spieprzyłem sobie życie w tym względzie. Łudziłem się, że może jednak jestem bi, lubię towarzystwo kobiet i coś tam próbowałem z kobietami. Zapraszałem je na jakieś randki, czasem nawet na wczasy. Nic z tego nie wychodziło, natury nie oszukasz. Gdybym zupełnie siebie zakłamał, to już byłbym ze trzy razy ożeniony, bo kandydatki były, kobiety mnie lubiły, i to nawet bardzo. Co chcesz – wysoki, przystojny blondyn. (śmiech) Jedna nawet akceptowała to, że z seksu nic nie będzie, a może jednak? Ale kto wie, czy nie miałaby żalu po jakimś czasie? Potem pojawiłyby się może pretensje, że homoseksualista zwabił ją do związku i zniszczył życie. Odpuściłem. W sytuacjach łóżkowych to dla mnie była męka i koniec.

Do czterdziestki to jeszcze jakoś szło – pamiętajcie, młodzi i piękni, zegar tyka szybko, a obecnie – wręcz zapierd…! Ciągle byłem tuż po albo tuż przed jakimś fajnym wyjazdem z paczką przyjaciół, ale nagle zorientowałem się, że praktycznie wszyscy wokół są już z żonami, mężami i dziećmi. Przez następne lata szukałem sobie, nadal nieporadnie, tego jednego faceta, no i nie znalazłem, w końcu koło pięćdziesiątki poszukiwania zarzuciłem.

Mówiłeś mi, że niecałe 2 lata temu zacząłeś czytać „Replikę”. Jak do nas dotarłeś?

A jak myślisz? Skończyłem sześćdziesiątkę, przeszedłem na emeryturę i… zauważyłem, że odzyskałem najcenniejszą rzecz dla siebie – czas. Mieszkam sam w domu przez siebie wybudowanym na wsi pod Kołem, między Koninem a Kutnem. Zacząłem rozglądać się wokół siebie, przyglądać się, jak ten współczesny świat gejowski wygląda, czytać – i trafiła się ciekawa lektura, czyli „Replika”. Nie było za wesoło.

Ech, widzisz, to wszystko mogło potoczyć się inaczej. Miałem dwa takie momenty w życiu – dziś to widzę – gdy pojawiła się szansa przeniesienia do dużego miasta. Urodziłem się w Grodzisku Wielkopolskim, do 13. roku życia mieszkałem z rodzicami i z bratem w Opalenicy pod Poznaniem. Tata pracował w Poznaniu w zakładach mięsnych i mieliśmy się do Poznania przeprowadzić. Jednak Animex, centrala tych zakładów, postanowił zbudować trzy nowe zakłady, w tym jeden w Kole – tata dostał propozycję, by zakład w Kole organizować od podstaw. I tak zamiast w Poznaniu, wylądowaliśmy w Kole. Gdybyśmy przeprowadzili się do Poznania…? Potem na studia – chemię – poszedłem do Warszawy i zamiast po studiach zostać w stolicy, wróciłem do domu. Mój promotor był na mnie strasznie zły. Odrzuciłem propozycję pozostania na uczelni. Nie zdecydowałem się m. in. z powodów finansowych. Podjąłem pierwszą pracę w liceum w Koninie jako nauczyciel chemii 1 września 1985 r. Było pięknie! A niedługo później miałem epizod z wojskiem.

Jaki?

W tamtych czasach chłopaków po studiach brano do wojska na rok. Dla mnie to był maj 1986 (akurat była katastrofa w Czarnobylu), do końca kwietnia 1987 r. Trafiłem do jednostki w Olsztynie. Cóż, spodobał mi się tam taki Jacek i widziano nas. A donosicielstwo kwitło, zaraz do przełożonych dotarło. Opinia z wojska była dołączana do dokumentacji i wysyłana do twojego zakładu pracy. W mojej opinii napisali, że jestem homoseksualistą. Nagle moja praca z młodzieżą stała się problematyczna i stanęła pod znakiem zapytania. Wezwała mnie wicedyrektorka: „Wie pan, my tu dostaliśmy taką informację, pan to właściwie nie powinien być nauczycielem”.

Jawne prześladowanie, bo przecież…

Oczywiście – tak jakby homoseksualista był bardziej skłonny do molestowania niż heteroseksualista. Swoją pracę wykonywałem profesjonalnie i z zaangażowaniem – tamci uczniowie do dziś o mnie pamiętają, kilku jest moimi przyjaciółmi. Niemniej zostałem zmuszony do opuszczenia tamtego liceum. Znalazłem pracę w szkole średniej w Kole, ale jako bibliotekarz – do lekcji, do pracy z młodzieżą mnie nie dopuszczono.

Ale w końcu byłeś jednak nauczycielem ponad 30 lat, tak?

W 1989 r. komuna padła i dyrektorowi szkoły podziękowano. Przyszedł nowy dyrektor, z którym się dobrze znałem, nawet trochę kumplowałem. Wtedy zostałem na powrót pełnoprawnym nauczycielem i byłem chyba przez następne lata lubiany, jak mówili uczniowie – byłem „obliczalny”. Źle chyba ze mną nie mieli. Żadnych napisów w ubikacji „Kałek to chuj” przez te 35 lat nie widziałem, (śmiech) za to zorganizowałem mnóstwo różnych rajdów, wycieczek, wypadów w góry, imprez rowerowych, obozów narciarskich. I znów: nie chwaliłem się, ale moi uczniowie wiedzieli, a przynajmniej czuli, że jestem gejem. Niektórzy życzyli mi, bym sobie znalazł partnera. Zrobiłem podyplomówkę z informatyki, w której się zakochałem, i z przysposobienia obronnego. Wszystko toczyło się spokojnym, jak na pracę w oświacie, rytmem. Chociaż nagród raczej nie dostawałem, bo byłem dość „pyskaty”, mówiłem wprost, co myślę. Raz zdarzyło się, że dyrektora wyprosiłem z klasy, bo przyszedł wstawić się za uczniami, by nie mieli kartkówki, którą już dwukrotnie wcześniej przekładali. Powiedziałem, że na mojej lekcji to ja rządzę i żeby mi się nie wtrącał, może mnie później ocenić.

Lubiłem swoją pracę, lubiłem młodzież, czułem się młodszy, będąc z nimi, dawali mi siłę i energię do codziennego życia. Bardzo jestem im za to wdzięczny.

Nie myślałeś o przeprowadzce do dużego miasta?

Chodziła mi po głowie przeprowadzka do Warszawy nawet niedawno. Sprzedać dom i za te pieniądze kupić jakieś niewielkie mieszkanie w bloku. Ale czy dałbym radę sam z moją emeryturą wynoszącą 3 tys. zł? Tu mieszkam przez płot z rodziną. Gdyby coś się działo np. z moją arytmią serca, brat pomoże, zawiezie do szpitala. A tam byłbym na dzień dobry zupełnie sam, żadnych znajomych, kto się zainteresuje podstarzalym gościem? No, a przecież nie zacznę w wieku 62 lat biegać po klubach, pubach, saunach gejowskich. Więc czy byłby sens? Chyba nie? A może tak? Pogodziłem się, że już tu zostanę i będę sam. Natomiast trochę bardziej otworzyłem się na nasze środowisko, z którym wcześniej żadnych kontaktów nie miałem. Pomogłem w ostatnim roku dwóm młodym gejom, obaj skłóceni z rodzinami, jeden nawet wyrzucony z domu. Znaleźli u mnie nocleg, namiastkę domu, dla mnie to też było coś, bo było do kogo gębę otworzyć, choć nie zawsze było dobrze i łatwo. Dzięki nim wniknąłem głębiej w dzisiejszy, grindrowy świat, może nawet za głęboko, spore rozczarowanie. Jednego kolegę geja tu mam – znamy się kopę lat, dosłownie. Czasem wpadnie, pogadamy, pooglądamy razem telewizję. Raz w roku (tylko raz ze względu na finanse) jadę w moje ukochane Tatry słowackie, tam odżywam, a na co dzień dom, książka, fi lm, rowerek i pedałuję sobie.

A gdybyś wiedział, że w Poznaniu czy w Warszawie działają grupy twoich rówieśników gejów?

Czy bym jeździł? Może i tak. ale to jest cała wyprawa ze spaniem gdzieś tam. Czy to byłoby na moje finanse? Próbuję zapoznawać nowych ludzi, zwłaszcza z większych miast.

Krzysiek, a gdy jako nastolatek zorientowałeś się, że jesteś gejem, przeraziło cię to? Pytam, bo mnie przeraziło, to była moja „straszna tajemnica”, której, jak sądziłem, nigdy nikomu nie mogę wyjawić.

Nie, nic takiego. Przyjąłem to na spokojnie tym bardziej, że etap porównywania się nastoletnich chłopaków między sobą był i jest powszechny. Jestem gejem, ale jednocześnie potrafiłem się z chłopakami na ustawki umawiać i lać po mordzie, w piłkę rżnąć. Nie czułem, że homoseksualność jest jakimś moim piętnem, nie czułem się gorszy. Nikt nigdy mnie gejem nie nazywał, jeszcze chyba tego słowa nawet nie znaliśmy. Miałem przezwisko Wykrzyknik – bo chudy i wysoki oraz drugie, ważniejsze: Kali.

Kali? Ten z „W pustyni i w puszczy”?

Może, bo trochę cwany, obrotny. W technikum, jak byłem zakochany w tamtym chłopaku, o którym już wspomniałem… On chodził do samochodówki i mieszkał w bursie. Ja niby chodziłem do tej bursy do kumpli z mojej szkoły, a tak naprawdę do niego, kombinowałem, aby być przy nim jak najwięcej i jak najczęściej – i właściwie wszyscy kumple o tym wiedzieli. I udawało mi się! Ale „Kali” raczej pewnie też od nazwiska.

Teraz czytam o depresjach wśród młodzieży LGBT i zastanawiam się, jak to możliwe w czasach Grindra i innych aplikacji randkowych. My przecież nic takiego nie mieliśmy. Dzisiaj raz-dwa i już masz jakiegoś geja koło siebie, a ja wtedy wciąż strzelałem kulą w płot. Do jakichś gejowskich wspólnot, które pewnie już w latach 80. istniały, gdyby się człowiek dobrze rozejrzał, to były – nie ciągnęło mnie. Szukałem chłopaka w kręgach związanych z moimi pasjami – i zawsze, ale to zawsze trafiałem na heteryków, skądinąd zresztą superchłopaków.

Teraz, gdy poznaję więcej gejów – takich w moim wieku i trochę młodszych, to jestem zdziwiony, jak szybko oni piszą: „Krzysiek, pokochałem cię”. Ledwo się poznaliśmy, on już kocha. Nic o mnie nie wie i chyba nie chce wiedzieć, niestety. „Kochanie” sprowadza się do jednego. Obym się grubo mylił.

Chyba wiem, dlaczego tak szybko to mówią – bo mają naprawdę dużo miłości, którą bardzo chcą kogoś obdarzyć.

Tak, coś w tym jest, masz rację i to jest smutne. Jest tylu starszych gejów, których pokłady uczuć, miłości, jakie każdy posiada, nie znalazły spełnienia, zmarnowana ta najlepsza energia. Energia, która potencjalnie zwiększyłaby masę dobra w świecie.

Ale w końcu trafiłeś wtedy na jakiegoś geja?

W czasach technikum? Tak, raz. Kompletnie nie w moim typie, nie ten charakter. Przyklejał się, powiedziałem: „Mareczku, nic z tego nie będzie, niestety”. I tyle.

A mogę cię zapytać o pierwszy seks z facetem? To było jakieś wydarzenie?

Nie było. Ot, krótka sprawa dla rozładowania napięcia, żadna zażyłość z tego nie wyszła.

Miałeś poczucie, że „O Jezu, to jest to”?

No, może nie „O Jezu”, ale „to jest to” – to tak. (śmiech) W sprawach intymnych z mężczyznami czuję się na luzie, nie czuję skrępowania, a próby z kobietami – to było mobilizowanie się, staranie się, napięcie i stres.

Krzysiek, byłeś kiedykolwiek na Paradzie/ Marszu Równości?

Nie zdarzyło się. Dla mnie to jest tak naturalne, że jestem gejem, że… po co wychodzić z tym na ulicę? Ach, no, dobrze, wiem, to jest też walka o prawa. OK, gdybym mieszkał w Warszawie czy Poznaniu, to pewnie bym poszedł. Znasz Linusa Lewandowskiego z Homokomando?

Pewnie.

Trochę z nim pisałem, obserwuję go w mediach społecznościowych. Bardzo go lubię i cenię. Z nim, z Homokomando na Paradę – czemu nie? Tylko kto by chciał siwy łeb oglądać!

Ruch LGBT w Polsce raczkował w latach 80., w latach 90. zarejestrowano pierwsze organizacje. Jak to odbierałeś i jak odbierasz teraz?

Wtedy to działo się wszystko jakby obok mnie, bardziej w ten świat wszedłem dopiero ostatnio. Wspieram, gdzie mogę i potrafi ę. Natomiast jeśli chodzi o poglądy, to kompletnie nie rozumiem, jak drugiego człowieka można potępiać za coś, co jest naturalne jak zielone oczy czy rude włosy, czarna czy żółtawa skóra, okrągła czy jajowata głowa. W PRL- -u tematy związane z homoseksualnością były tabu, jakby poza planem, poza rozgrywką polityczną. Owszem, jak władzy było to na rękę, to chętnie z tego korzystała, miała haki na ludzi. Ale tak naprawdę mało kogo interesowało, czy jesteś gejem – oczywiście akceptacji powszechnej nie było. Ale i seks był bardziej „domowy”, a nie publiczny. Potem szliśmy powolutku do przodu, zaczęliśmy się humanizować, przyswajać różnorodność, a od 2015 r. cofamy się i niestety, muszę powiedzieć, że ogromną negatywną rolę odgrywa tu także Kościół katolicki ze swoją „filozofią grzechu i potępienia”! Rany boskie! A mógłby tyle dobrego zrobić… Święty sam nie jest.

Nasze prawa, prawa obywatelskie, nie jakieś ponadprawa, nie zostały załatwione ani w latach 90., ani przy wchodzeniu do UE – zresztą sama UE chyba wtedy też dopiero dojrzewała. Równość w krajach UE nie była powszechna, ale dziś już jest, a my tymczasem wleczemy się w ogonie. Jestem absolutnie za pełnymi prawami. Pracujesz, płacisz podatki, masz jednakowe prawa i uprawnienia w demokratycznym państwie. Ich brak to dyskryminacja. Przecież społeczeństwo, państwo powinno być zainteresowane, by dobro, akceptacja, pojednanie i miłość kwitły, by do nich zachęcać i je pielęgnować. Również miłość rodzicielska. Jeśli ktoś ma w sobie tę rodzicielską miłość i chce ją przelać na potomstwo, dzieci – nawet jeśli nie biologiczne (co też jest wykonalne), a adoptowane, to jak można na to nie zezwalać? Dziś gra się nami w politycznej rozgrywce, wielu polityków wykorzystuje ludzkie uprzedzenia, by zbijać głosy, to obrzydliwe. A na dodatek, jak widzę, w naszej społeczności też nie ma jedności.

Mówisz, że trochę nie rozumiesz tych publicznych coming outów, ale ten wywiad to jest właśnie twój publiczny coming out.

(śmiech) Nie wiem, czy ty to przemyślałeś – czy „Replika” nadal będzie atrakcyjna, jak zaczną pojawiać się w niej takie staruchy?  

 

Tekst z nr 96/3-4 2022.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.