Bowie w Warszawie

reż. Marcin Liber. Wyst. M. Pankiewicz, M. Zięba, B. Porczyk, M. Pempuś, E. Żak, D. Biernat, R. Wasiewicz, R. Mierzicka, S. Roszczuk, A. Szeremeta. Teatr Studio w Warszawie. Premiera: 18 XI 2021.

Dominika Biernat i Maja Pankiewicz, foto: Natalia Kabanow

Tak, chodzi o tego Davida Bowiego, muzyczną legendę i biseksualną ikonę, który w 1976 r., jadąc z Moskwy do Berlina, znalazł się na chwilę w Warszawie. Gdzie był, kogo spotkał? Czy poza spacerem i zakupem płyty zespołu Śląsk coś jeszcze robił? To świetny punkt wyjścia g g g j dla sztuki, szczególnie, gdy jej autorką jest Dorota Masłowska – wykorzystać figurę innego, obcego, żeby jego oczami poznać Polskę tamtych lat, dla nas też już obcą, odległą, nawet jeśli wśród publiczności znajdują się osoby, które epokę Gierka dobrze pamiętają. Drugi pretekst napędzający akcję to poszukiwania przez milicję dusiciela kobiet, Dusidamka z Mokotowa. A w tym wszystkim jest Regina (Maja Pankiewicz), młoda dziewczyna mająca myśli samobójcze, która właśnie rzuciła studium nauczycielskie, próbuje znaleźć pracę. Nie pasuje jej facet (Rob Wasiewicz), z którym chce ją połączyć matka (Marta Zięba), ale na dłuższą metę nie mają też sensu seksualne seanse z rozbudzoną kuzynką (Dominika Biernat). Dziewczyna zadręcza się wspomnieniem blondynki poznanej na koloniach (Sonia Roszczuk), swojej pierwszej miłości, pierwszego erotycznego spełnienia i pierwszego odrzucenia. Wątek lesbijski stylistycznie odstaje od całości. Pewnie dlatego, że temat kobiet kochających kobiety w przeszłości praktycznie nie istnieje, nie ma swojej mitologii, trzeba ją dopiero stworzyć, dlatego trudno o pastisz i ironię, czyli znak firmowy Masłowskiej. Więc choć ogólny wydźwięk jest słuszny („pomnik pamięci miłości niemożliwej”), inne fragmenty spektaklu decydują o jego sukcesie. W dialogach, strojach, charakteryzacji i dekoracjach pełno odwołań do gadżetów dobrze znanych z PRL. Aktorstwo bywa na najwyższym poziomie: Marcin Pempuś, Marta Zięba, Ewelina Żak i Dominika Biernat tworzą prawdziwe kreacje, „w języku” Masłowskiej czują się jak ryby w wodzie. Do tego Bartosz Porczyk jako Bowie, przez cały spektakl nie widać jego twarzy, gra jedynie ciałem (złoty, obcisły uniform) i głosem. Od kończącej pierwszą część piosenki z powtarzającym się słowem „OK” nie mogłem się uwolnić jeszcze kilka godzin po spektaklu. (Krzysztof Tomasik)

Tekst z nr 95 / 1-2 2022.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.