O tym, jak się funkcjonuje w Polsce, gdy w lesbijskim związku jedna dziewczyna jest cispłciowa, a druga – transpłciowa i przed tranzycją, o tym, jak to jest mieć dziecko i (niebawem) brać ślub, a także o pasji aktywistycznej, o Łódzkich Dziewuchach, o Rewolucji 1905 r., o polityce i o kandydowaniu w wyborach z ramienia Wiosny, z ALEKSANDRĄ KNAPIK i KASIĄ GAUZĄ rozmawia Marta Konarzewska
Jesteście zmęczone?
Kasia: Życiem (śmiech). Dla aktywistów/ ek powinna być z urzędu pomoc psychologiczna. Żeby wypalenie nas nie zjadło. Ciągle jesteśmy w biegu mimo, że Staś się urodził…(Staś, synek Kasi i Alex, leży na macie, wszystkie wokół niego siedzimy. Śmieje się szeroko)
Zawsze taki radosny? (do Stasia) Jak tam świat?
K: (do Stasia) Trochę śmieszny, co? Bardzo lubi ludzi. Obstawia z nami niemal wszystkie manifestacje, spotkania, protesty.
Jak go zabieracie?
Alex: No tak, w chuście.
K: Jak się urodził, to akurat trwały przygotowania do obchodów Rewolucji.
1905 roku.
K: 114 rocznica, siódmy raz ją organizowaliśmy: osoby z dawnego klubu Krytyki Politycznej i z fundacji ,,Łodzianka”.
O co w tym chodzi?
K: Chcemy, żeby na lewicy była też polityka historyczna, jakiś mit. Żeby nie działać w zawieszeniu. Historia pomaga zrozumieć rzeczywistość. Robotnicze postulaty z 1905 r., takie jak ośmiogodzinny dzień pracy, ubezpieczenia społeczne, emerytury, cały ten zakres socjalu, daje nam do myślenia w sprawie warunków pracy, jakie mamy dzisiaj: poza wyspami dobrze płatnego zatrudnienia – morze nisko płatnej pracy, nie zawsze korzystną umowę, z nadgodzinami. Ludzie na ulicy są często zdziwieni, jak hasła, które niesiemy na transparentach, są aktualne.
A: Chcemy poruszać w ludziach patriotyzm lokalny, żeby dla nich Rewolucja, przeszłość robotniczej Łodzi też była ważna.
Jeśli chodzi o was dwie – występujecie z hasłami nie tylko na ulicy. W zasadzie same jesteście hasłem. Działacie politycznie, jesteście aktywistkami, a do tego – jako jednopłciowa para z dzieckiem (w której to parze jedna kobieta jest cis, druga transpłciowa), chodzicie do mainstreamowych mediów. Robicie rewolucję?
A: Myślę, że trochę ją robimy (śmiech).
To jest trudne?
A: Jest i nie jest. Nie chowamy się w szafie z naszym związkiem, z tym, że mamy prawo do posiadania rodziny. Że mamy dziecko… Dla nas jest to naturalne.
W jednym z programów TV widać USG Stasia. Jaka jest cena, kiedy na własnym ciele realizuje się hasło „prywatne jest polityczne“? Kiedy wystawia się na stereotypy z jednej strony i krytykę środowiska o każde potknięcie – z drugiej? Ile ważnych informacji udaje się przedostać, ile trzeba zaokrąglić, zniekształcić?
A: Zawsze się trochę traci na intymności. Pozwala innym na komentowanie naszego życia osobistego. To jest koszt, ale ogromnym zyskiem jest fakt, że ludzie oswajają się z tęczowymi rodzinami. Jednak zawsze jesteśmy ostrożne. Pilnujemy języka. Żeby był poprawny. Teksty zawsze sczytujemy, nie pozwalam, by się pojawiała ,,zmiana płci”, zawsze „korekta“, „tranzycja“. Chcemy do mainstreamu wnosić język niedyskryminujący, z którym osoby LGBT czy transpłciowe czują się dobrze. Nie powielać stereotypów.
Typu ,,jak to jest, że kobieta może zrobić dziecko”?
Razem: Tak, to było tragiczne!
„Zmiana płci“ na „tranzycja“ możesz poprawić w autoryzacji wywiadu do gazety. Ale co w telewizji śniadaniowej, gdy wszystko leci na żywo i Marcin Meller rzuca ci taki kwiatek? A Magda Mołek uparcie mówi „robiliście, byliście“?
K: Ech. Nie da się wszystkiego wywalczyć naraz, wielką wartością jest fakt, że się pokazujemy. Jako przykład „normalnej rodziny“, co sobie żyje, pracuje itd. Jeśli uda się sprzedać odpowiedni język, to dodatkowa korzyść. Czasem się udaje, czasem nie, ale świadomość i tak rośnie, bo telewizje śniadaniowe są masowo oglądane. Staramy się, żeby nasza widoczność miała charakter edukacyjny. Całe nasze życie ma w tej chwili ten walor, wychodzimy na rodzinne zakupy i od razu – edukacja.
A: Start Kasi w wyborach samorządowych dał ludziom do myślenia: można być osobą tęczową i zajmować się nie tylko „swoimi sprawami“. Kasi postulaty w wyborach to nie były kwestie tęczowe…
K: Nie dlatego, że nie chciałam ich używać! Też tam były (np. edukacja seksualna), ale wśród innych. Bo ważne jest dla mnie to, co widzę na co dzień – że ludzie w śródmieściu nie mają toalet w domach. W Łodzi zdarzają się kamienice, których toaleta jest na podwórku. Albo na przykład…
A: Brak zieleni, podziurawione chodniki.
K: Walka o świecki samorząd. Nie mówiąc o absurdach: miasto co roku z pompą organizuje obchody faktu, że dawno, dawno temu Łódź odwiedził papież.
Wasza pozycja w świecie (genderowo nieoczywista, złożona) wpływa na waszą polityczność? Na to jak rozumiecie politykę i na to, co chcecie do niej wnieść?
A: Nasze życie, nasze przygody – choćby z urzędem stanu cywilnego – pokazały, jak wiele w prawodawstwie jest luk. Na sprawie naszego ślubu urząd wyłożył się kilka razy.
Wyłożył?
K: Na początku nie dostałyśmy zgody. Ktoś może powiedzieć, że próbowałyśmy shakować system.
Ślubem?
K: Tak, bo fi guruję jako Michał. Ale co zrobić? Takie mam dokumenty. Nie chciałyśmy nic hakować, chciałyśmy wziąć ślub z powodów rodzinnych, różnych.
A: (spoglądając na Stasia) Najważniejszy tu leży.
K: W sumie pół roku to zajęło.
A: 9 miesięcy.
K: O matko, tak, rzeczywiście – 9 miesięcy, dopóki sąd nie stwierdził, że ślub jest zgodny z prawem. Prokuratorka z urzędu musiała być.
I bierzecie?
K: Bierzemy.
Ale gdybyś zaczęła tranzycję…
K: Nie mogę. Jeśli zacznę, musiałybyśmy wziąć rozwód najpierw.
Czyli to jest twoja decyzja…
K: (wzdycha) No tak. Moja decyzja. (Cisza)
A: To jest trudne. Ciągle o tym mówimy w wywiadach: dla Kasi funkcjonowanie z męskimi dokumentami jest kłopotliwe, obawiamy się, że będzie coraz bardziej. Choćby kwestia szpitala.
A co ze Stasiem? Jak będzie starszy, będzie musiał podawać „imię ojca“ tu czy tam, w szkole, podczas gdy w domu Kasia będzie dla niego mamą…
K: No właśnie.
A: No właśnie. Funkcjonując jako rodzina i domagając się zapewnienia ram prawnych dla naszego związku i dla naszego dziecka, pokazujemy absurdy systemu. To nie jest żadna ochrona dzieci – niedawanie nam praw! To jest serwowanie problemów naszemu dziecku, nam i wielu innym parom w podobnej sytuacji. Nasze bycie na froncie zaczęło się od tego, że urząd za nas zdecydował.
K: Uznając, że nasza decyzja nie jest dorosła i świadoma.
A: Z drugiej strony – odbyła się wtedy dyskusja.
K: Czy urząd potraktował nas wykluczająco, czy może postępowo?
?
A: W uzasadnieniu początkowej odmowy napisano, że „płeć psychiczna nie zgadza się z płcią oznaczoną w papierach“. Nasze prawniczki ostro dyskutowały…
K: Czy była dyskryminacja…
A: …czy może jednak postępowość urzędu.
I nie wiadomo?
(Rozkładanie rąk)
To zmieniamy temat. Oprócz tego, że jesteście lewicowe i zaręczone, to obie jesteście feministkami.
A: Obie działamy w Łódzkich Dziewuchach.
Jaka jest specyfika tego ruchu?
A: Świeżość, uliczny charakter. Są wśród nas osoby po studiach gender, socjologii, czy takie, które się jakoś udzielały feministycznie, ale w większości jesteśmy zwykłymi dziewczynami, które się wkurzyły w 2016 roku…
W kwestii projektów zaostrzania ustawy antyaborcyjnej.
A: …i na pędzie tego wkurzenia zorganizowałyśmy z łódzkim KOD-em marsz, potem drugi, na którym było 10 tysięcy osób i który był w Łodzi największą demonstracją od lat 80.
K: Ważną cechą ruchu Dziewuch jest jego wkluczający charakter. Ja mam doświadczenie z byciem w ruchu feministycznym już wiele lat. Wcześniej nawet współorganizowałam Manifę w Łodzi. I doświadczyłam wtedy… poszedł w moją stronę zarzut, że mężczyźni współorganizują coś na temat praw kobiet… Moja tożsamość została kompletnie niezauważona. To była ocena „po genitaliach“ – jestem biologicznym facetem i jako facet nie powinienem się angażować w Manify, mogę co najwyżej wspierać, pomagać, ale nie decydować o kształcie czy charakterze wydarzenia. „Feminizm 3.0“ nie powiela tego myślenia. Żadnych pytań w stylu: co z takim przypadkiem (jak ja) zrobić?
A: To już nie jest feminizm akademicki, tylko uliczny, reagujący. Weź transparent i napisz, co myślisz.
K: Jest nas więcej i działamy we wspólnej sprawie. Nie robimy elitarnego grona, które… przeczytało to czy tamto.
K: Pieprzę barierę wejścia, że tak powiem – że musisz mieć wszystkie te Butlery przeczytane, żeby zabrać głos.
A: Cały czas trzeba było reagować na to, co się działo w Polsce, bez przerwy gdzieś jechać, przemawiać, krzyczeć. Nie miałyśmy czasu siedzieć, czytać teksty i debatować, jaki w kontekście teoretycznym mamy przekaz, bo nasz przekaz był taki, że jesteśmy wkurzone. Każdy malował transparent, brała wieszak i szedł na ulicę. Bez pytań: Czy ja jestem feministką? A jaką? Jaką płeć ma osoba obok i czy ma prawo tu być.
K: Feminizm jest w ogóle bardzo ciekawy dzisiaj, pojawia się w nowych, niespodziewanych dziedzinach, mamy np. pączkujące grupy programistek, które się spierają w takim czy innym języku programowania. Wejdziesz na Twittera i masz komentatorki od piłki nożnej, które mają dziesiątki tysięcy folołersów, to jest coś, co wyrosło sobie z boku i staje się coraz silniejsze. One może wcale nie myślą o sobie jako o części ruchu feministycznego, ani że swoją działalnością przełamują bariery. Ale przełamują. Albo gejmerki…
I już chciałam cię, Kasia, spytać o czas wolny, bo wcześniej mówiłaś, że lubisz gry…
K: Tak… Tęsknie do playstation.
A: Zakurzone leży nie wiemy nawet gdzie. (Mieszkanie Kasi i Alex pełne jest teraz „rzeczy dla dziecka“, a półki wbrew temu, co mówią, pełne są książek)
K: Jak tylko wygram trochę czasu…
No właśnie, a nawet pogadać o tym nie ma kiedy, bo przecież wciąż polityka. Alex, kandydowałaś w ostatnich wyborach z ramienia Wiosny.
A: Dlaczego? Bo to ważne. Partia, która zgromadziła wiele osób, które znam z wcześniejszych działań. Moje koleżanki ze strajku kobiet, bardzo wielu aktywistów, którzy i które mają dokonania w swoich dziedzinach. Partia, która ma odważne i jasne postulaty programowe. O wprowadzeniu równości małżeńskiej czy ustawy regulującej korektę płci. Która mówi o regulacji prawnej sytuacji dzieci wychowujących się w związkach jednopłciowych. Porusza kwestie dotyczące alimentacji, przemocy domowej, dostępności do żłobków, wyrównania „gender pay gap” – różnicy płac. Przez te postulaty Wiosna była postrzegana jako partia, która się skupiała na obyczajówce, ale nie jest to prawdą. Mamy wiele innych. Dotyczą funkcjonowania państwa, gospodarki czy klimatu. Chciałam się włączyć. Nie spodziewałam się, że to zajdzie tak daleko – że wystartuję do europarlamentu. Staś urodził się w styczniu, Wiosna powstała w lutym. Już od marca byłam włączona w działania. Miał 3 miesiące jak pojechałam na konferencję otwierającą Wiosnę Kobiet do Szczecina. Kasia została ze Stasiem sama, mogła, bo jeszcze wtedy chciał jeść z butelki. Teraz już butelkę odrzucił i nie mogę wyjść bez niego na dłużej niż 2 godziny.
K: Ta kampania tak wyglądała: on był nakarmiony, Alex jechała na konferencję albo rozdawać materiały, a potem był telefon, że mały już płacze.
A: Albo go brałam.
W chustę.
K: W samochód.
A: Na ulicę, na spotkania sztabu. Śmiałyśmy się: kiedyś był „syn pułku“ – dziś „dziecko sztabu“. To jest kwestia łapania równowagi – na ile być polityczką, na ile matką. Kasia do tego jest pracownicą, na razie tylko ona, bo ja teraz jestem „pasożytem na macierzyńskim”.
K: W zasadzie jestem między pracami. Miałam dziurę do lipca, bo była kampania wyborcza i organizacja Rewolucji… Chciałabym przejść na aktywistyczną emeryturę, ale jak, skoro cały czas coś się dzieje?
A: Tymczasem ja się w „Rewo“ włączyłam. To było moje trzecie ,,Rewo“, przy którym robiłam tak dużo, na takim hajpie. Kasia mówi, że chce na emeryturę, a ja mówię: Nie! Róbmy! To jest super.
A wasze życie poza aktywizmem?
(cisza)
Seriale, wyjazdy, spacery?
A: Seriale oglądamy przy śniadaniu i to też na raty. Bo dziecko.
K: Jeden odcinek na 3 razy.
A: Ja wcześniej byłam bardzo wkręcona w jogę. Od kiedy się zaczął aktywizm, to umarło. Bardzo żałuję, chciałabym wrócić. Z podróżami też tak było: brałyśmy wolne na aktywizm.
K: No tak, jak się pracuje, to tak to wygląda – wolne bierze się na aktywizm.
Aleksandra Knapik (ur. 1984) – doktorka Uniwersytetu Łódzkiego i stypendystka Uniwersytetu w Wirginii. Biochemiczka. Pracuje w farmacji. Łódzka Dziewucha. Walczy o prawa kobiet, mniejszości, demokrację. Nominowana do Okularów Równości. Członkini Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej Ratujmy Kobiety 2017.
Kasia Gauza (ur. 1983) – programistka. Zajmuje się popularyzacją tożsamości Łodzi i historii robotniczej, a od 2012 r. organizuje obchody Rewolucji 1905 r. Otrzymała za to nagrodę „Punkt dla Łodzi”. Wraz z klubem Krytyki Politycznej przyznano jej nagrodę „Za Zasługi dla Miasta Łodzi”.
Tekst z nr 80 / 7-8 2019.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.