Jest Pan nikim

Tomek pojechał na Szpitalny Oddział Ratunkowy, jak tylko dowiedział się, że wylądował tam jego facet: Urzędnik zapytał, kim jestem dla chorego. Na moją odpowiedź, że partnerem, usłyszałem: „to jest Pan nikim”

 

foto: Jerzy Piątek

 

Tekst: Jerzy Piątek

 

Tomek Resler i Marek Urbaniak, trzydziestolatkowie z Wrocławia, para z ponadtrzyletnim stażem, postanowili zawrzeć wszelkie możliwe umowy, które czyniłyby z ich relacji namiastkę legalnego związku partnerskiego, o małżeństwie nie wspominając. Taki pakiet kosztuje około 1500 zł (patrz: ramka). Dyskryminacja par jednopłciowych ma również czysto finansowy wymiar. I bynajmniej nie chodzi tu o drogie kancelarie prawnicze – w sumie należy się cieszyć, że odpowiadają one na realne potrzeby klientów – chodzi raczej o państwo, które wciąż nie dostrzega związków jednopłciowych. Projekty ustaw o związkach partnerskich leżą w sejmowej zamrażarce. Premier Ewa Kopacz mówi, że jest za uregulowaniem tych spraw, ale jakoś Sejm nie kwapi się do ponownego – po odrzuceniu w styczniu 2013 r. – pierwszego czytania. Politycy z prawa i z centrum wolą obchodzić temat szerokim łukiem.

Nagłośnić sprawę

Pod koniec sezonu ogórkowego w prasie pojawiła się informacja, że para gejów z Krakowa sformalizowała swój związek, podpisując umowę u notariusza. Na ten news rzuciły się krajowe media, zmęczone konfliktem na Ukrainie i polityczną nudą z polskiego podwórka. W dominującym tonie sensacji zagubił się sens decyzji krakowian: Jędrzej i Marek Idziak-Sępkowscy urządzili huczne „wesele”, przyjęli wspólne nazwisko i podpisali umowę cywilno-prawną nie dla prowokacji, ale niejako w akcie desperacji: w państwie prawa nie mogą doczekać się uchwalenia rozwiązań prawnych zabezpieczających ich osobistą relację.

Decyzja Jędrzeja i Marka Idziak-Sępkowskich o nagłośnieniu sprawy była spektakularna, ale na pomysł praktycznego rozwiązania niektórych paru spraw „związkowych” w sytuacji braku ustawy o związkach partnerskich, wpadło wcześniej więcej osób. Wśród nich są właśnie Tomek i Marek.

Zdziwiliśmy się trochę szumem medialnym wokół Jędrzeja i Marka. Byliśmy bowiem przekonani, że takie rzeczy dzieją się trochę częściej, niż mogłoby się wydawać, tylko nie ma wokół nich tyle rozgłosu – tłumaczy Tomek. Sami nie nagłaśniali swojej uroczystości. Chcieli, by podpisanie umowy odbyło się w gronie bliskich, w obecności notariusza i zaprzyjaźnionych prawników. Teraz jednak postanowili o tym opowiedzieć w „Replice” – może zainspirują inne pary do podobnych kroków, co w sumie zaowocuje presją na rządzących i większą widzialnością problemu? Jedyne, co pozostaje w sytuacji, gdy państwo nie chce uznać związków jednopłciowych, to skorzystać z istniejących przepisów prawa cywilnego czy spadkowego – mówi Marek Urbaniak.

Na kłopoty – prawnicy

Dla nich samych kwestia zabezpieczenia związku była oczywista już w momencie, gdy trzy lata temu zamieszkali razem. Temat stale powracał w rozmowach: jak to zrobić w kulawej rzeczywistości prawnej w Polsce? Na początku stwierdziliśmy, że jedynym sensownym rozwiązaniem jest zawarcie związku za granicą. Tam, gdzie prawo dopuszcza taką możliwość – tłumaczy Marek. Wybór padł na kraje najbliżej Polski – Czechy, Niemcy i Szwecję. Po rozmowach z urzędnikami w ambasadach okazało się, że musieliby na stałe zamieszkać za granicą, a związek byłby i tak nieważny w Polsce. Swymi rozterkami dzielili się z przyjaciółmi, wśród których są i prawnicy. To właśnie oni wpadli na pomysł, że zawarcie umowy z wykorzystaniem prawa cywilnego, sporządzenie testamentu oraz podpisanie dodatkowych pełnomocnictw może być odpowiedzią na część ich potrzeb. By jakoś przeczekać do czasu uchwalenia ustawy o związkach partnerskich. Zaproponowano nam jak najszersze ujęcie: ukonstytuowanie wspólnoty majątkowej, zobowiązania do wzajemnej opieki, udzielenie wzajemnych pełnomocnictw praktycznie do wszystkiego – mówi Marek. Do tego oczywiście testament oraz oświadczenie dla lekarzy uprawniające nas do otrzymywania informacji o stanie zdrowia.

Rozmowy na temat umowy, jej zakresu i terminu zawarcia przedłużały się. Tomkowi i Markowi wydawało się, że jest dużo czasu na rozważenie wszelkich wątpliwości, omówienie szczegółów. Niespodziewane zdarzenie losowe stało się katalizatorem przyśpieszenia. Pewnego dnia w maju tego roku Marek znalazł się na izbie przyjęć w szpitalu – opowiada Tomek. Ta sytuacja uświadomiła nam, jak ważne jest podpisanie umowy partnerskiej. W szpitalu zderzyliśmy się z wrogością. Jak tylko dostałem informację, że Marek ma kłopot, natychmiast przyjechałem na Szpitalny Oddział Rachunkowy. Urzędujący tam człowiek zapytał, kim jestem dla chorego. Na moją odpowiedź, że partnerem, usłyszałem: to jest pan nikim.

Po tym wydarzeniu mieli już dość. Dopięliśmy wszystko w dwa tygodnie – opowiada Marek. Prawnicy ustalili ostateczną formę umowy, my kupiliśmy obrączki, umówiliśmy notariusza, zaprosiliśmy najbliższych przyjaciół do kancelarii notarialnej i zaplanowaliśmy przyjęcie w restauracji.

Była mała ceremonia

Podpisanie umowy odbyło się 22 maja br. i miało ceremonialną oprawę, choć – jak mówią wrocławianie – nie była to kopia zawarcia cywilnego związku małżeńskiego. W sali spotkań obecni byli zaprzyjaźnieni prawnicy, którzy faktycznie stworzyli treść umowy, najbliżsi, a także świadkowie. Notariusz odczytał na głos umowę, po czym Marek i Tomek złożyli podpisy i wymienili się obrączkami. Pozostałe dokumenty – pełnomocnictwo lekarskie i testamenty podpisali już na osobności. Przyjęcie tego samego nazwiska? Uznaliśmy, że za dużo z tym zachodu i załatwiania formalności – mówi Marek, a Tomek dodaje: Zostawiamy to na później, gdy będzie już w końcu ustawa o związkach.

Późniejsze o kilka tygodni przyjęcie w jednej z wrocławskich restauracji miało miejsce w dniu trzydziestych urodziny Tomasza. To była podwójna okazja do świętowania – podkreśla. – Nie chcieliśmy, aby ta uroczystość miała oprawę podobną do tradycyjnego wesela. Nasi przyjaciele jednak bardzo się przejęli, był więc marsz weselny na rozpoczęcie, a w trakcie nawet gry i zabawy. Byliśmy mile zaskoczeni i wzruszeni zaangażowaniem naszych gości. Nie spodziewaliśmy się takiego przyjęcia.

Bezpieczniej

Co zmieniło podpisanie umowy cywilnoprawnej w ich życiu? Mamy maksimum tego, co możemy mieć dziś w Polsce, choć to niestety minimum naszych potrzeb. Dzięki umowie czujemy się jednak bezpieczniej. Ważna jest dla nas praktyczna strona takiego sformalizowania związku, która ułatwia wiele formalnych spraw – tłumaczy Tomek. Nie jest to jednak w stu procentach to, co byśmy chcieli. Sam fakt, że musieliśmy uciekać się do sprytu prawnego, aby sformalizować związek, podkreśla tylko dyskryminację par homoseksualnych w Polsce. Dyskryminacja objawia się w sprawach spadkowych – konieczność przekazania zachowku i zapłaty wysokiego podatku może znacznie uszczuplić wspólny majątek. Uciążliwa jest też konieczność noszenia pełnomocnictw do lekarza, do banku, urzędów państwowych czy na pocztę. Żadna podpisana umowa nie spowoduje też, że prawo będzie traktować partnerów jak osoby bliskie, tak jak to jest w przypadku małżeństw. Czekamy na uznanie nas za pełnoprawnych obywateli Polski.

***

Rafał Rybicki, prawnik Lex Ursulus: pakiet „Partnerstwo dla spokoju”

Pakiet umów „Partnerstwo dla spokoju” jest sposobem na sformalizowanie związków partnerskich, jedno i dwupłciowych na gruncie prawa cywilnego z wykorzystaniem istniejących w polskim prawie instrumentów. Celem takich umów jest ułatwienie życia parom, które nie mogą w obecnej sytuacji prawnej w Polsce zawierać związku partnerskiego. Pakiet „Partnerstwo dla spokoju” w zamyśle nie ma podłoża ideologicznego. Nie powstał po to, by zastąpić potrzebną ustawę o związkach. Nie chcemy też, by był wykorzystywany politycznie. Umowy mają wymiar czysto praktyczny, dają parom nieformalnym możliwość sformalizowania ich związku, co przydaje się w życiu codziennym i w losowych, trudnych życiowo przypadkach. Pakiet składa się z testamentu, pełnomocnictwa upoważniającego do informowania o stanie zdrowia partnera/ki oraz umowy-cywilnoprawnej, która m.in. ustanawia wspólnotę majątkową, zobowiązuje partnerów do wzajemnej opieki, upoważnia ich do reprezentowania w sprawach urzędowych i majątkowych, reguluje również sposób rozwiązania tak sformalizowanego związku i inne kwestie. Koszt pakietu to ok. 1500 zł razem z taksą notarialną. Niestety, są sprawy, których przy pomocy umowy cywilno-prawnej nie da się zapewnić. Mam tu na myśli na przykład wysoki podatek w przypadku uzyskania spadku po zmarłym partnerze, a także możliwe kłopoty z pochowkiem. Nie da się uregulować również spraw związanych z opieką nad dzieckiem, którego biologicznym lub adopcyjnym rodzicem jest jeden z partnerów/jedna z partnerek, co może prowadzić do dramatycznych wydarzeń w przypadku śmierci rodzica czy prawnego opiekuna dziecka.

 

Tekst z nr 52/11-12 2014.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.