Moja mama

Specjalnie dla „Repliki” o Elżbiecie Szczęsnej, mamie geja, prezesce Stowarzyszenia Akceptacja, nominowanej w październiku br. do prestiżowej niemieckiej nagrody Respektpreis za działalność na rzecz rodziców osób LGBT, pisze jej syn – Jerzy M. Szczęsny

 

Elżbieta Szczęsna przemawia w Berlinie na konferencji największej niemieckiej organizacji LGBT – Lesben- und Schwulenverband in Deutschland (LSVD), 2013 r.; foto: Caro Kadatz

 

Wyoutowałem się mamie, jak miałem 20 lat. Wróciłem właśnie z dwutygodniowego seminarium w Berlinie, na którym poznałem kilku gejów. Nie mieli problemu z mówieniem o swym homoseksualizmie. Ja też tak chciałem! Miałem już za sobą pierwszy związek z chłopakiem, który przed mamą ukrywałem. To było bardzo męczące i nieuczciwe, wciąż się zastanawiałem, jak jej powiedzieć.

Ich bin schwul

Postanowiłem, że dłużej nie mogę zwlekać. Mama wyjeżdżała akurat do sanatorium, wymyśliłem, że będzie najlepiej, jeśli jej to powiem tuż przed wyjazdem, by nie było czasu na nieprzyjemną dyskusję. Miała jakieś poł godziny do wyjścia z domu, gdy poprosiłem o rozmowę. Popatrzyłem na mamę i… nie, nie byłem w stanie wymówić słów „jestem gejem”. Po prostu nie. W tej desperacji znalazłem wyjście i… powiedziałem to po niemiecku, mama zna niemiecki. Wykrztusiłem: „Ich bin ein Schwul” – właśnie tak, z błędem.

Zobaczyła, że nie żartuję i że w ogóle ledwo żyję z nerwów – i się rozpłakała. To trwało kilka minut. Jeszcze we łzach powiedziała mi, że mnie kocha, żebym o tym pamiętał. Za chwilę musiała wychodzić. Po kilku dniach dostałem od niej list. Wtedy jeszcze nie pisaliśmy do siebie mejli, to był 1999 rok. Nic specjalnie odkrywczego – jeszcze raz, że mnie kocha, że będzie mnie wspierać, dlaczego z tym czekałem, czemu aż tak się denerwowałem i dlaczego powiedziałem jej przed samym wyjazdem. Ale życzę każdemu gejowi, każdej lesbijce takiego „pocomingoutowego” listu od mamy – przeczytałem go ze sto razy.

Gdy wróciła, zaczęliśmy gadać. Dużo pytała, na wszystko grzecznie odpowiadałem. Koniec z kłamaniem! Już mogę mówić, do jakich klubów chodzę wieczorami. Tak, chodzę do gejowskich klubów, mamo. Do Paradise, do Mykonosu i innych.

Sytuacja się unormowała, tylko mama zaczęła się martwić – że mnie zwyzywają, pobiją i tak dalej.

A potem miałem serię „stałych” związków, przeciętnie trwały jakieś trzy miesiące. Każdy chłopak był jedyny i każdego mamie przedstawiałem. Mama była dzielna, wszystkich cierpliwie zniosła bez mrugnięcia okiem. Ba! Okazywała im chyba więcej serdeczności niż chłopakom mojej siostry. A oni, ci moi wybrankowie, byli jak jeden mąż: wygadani, głośni, ekspresyjni, egzaltowani, snuli fantastyczne, nierealne plany. Raz czy dwa mama mi tylko powiedziała z delikatnym uśmiechem, że chyba gustuję w takich „z bujną wyobraźnią, co?”.

Potem zostałem pobity i to był dla mamy przełom. Wsiadałem pod Paradisem do taksówki, gdy dopadło mnie czterech. Motywacja była jasna – czekali na „jakiegoś pedała” wychodzącego z klubu. Po chwili na szczęście udało mi się wyswobodzić, ale oberwałem. Chciałem nawet od razu jechać na policję, taksówkarz jednak odmówił – powiedział, że nie chce mieć z tego żadnych kłopotów. Cały zakrwawiony i bardzo, bardzo wkurzony dałem się zawieźć do domu. Wyobrażacie sobie reakcję mamy, gdy mnie zobaczyła… A ja, nie dość, że we krwi, to jeszcze krzyczałem z tej bezsilności. Pomstowałem na nich, na całą Polskę, na papieża homofoba, na tę cholerną sytuację, którą muszę znosić. Głośno, by sąsiedzi usłyszeli. Lata później, zapytana o motywację do działania, mama opowiedziała właśnie o tamtym wieczorze: Widoku mojego pobitego syna w drzwiach nie zapomnę do końca życia. To brzmi może patetycznie, ale wówczas poczułam, że muszę się zaangażować, aby żadna inna matka nie musiała oglądać swego dziecka w takim stanie.

Mama stała się pełnoprawną członkinią społeczności LGBT. Śledziła wszystkie nasze sprawy, chodziła na Parady. Gdy niedługo później przechodziła na emeryturę, wymyśliliśmy razem, że mogłaby się zgłosić do Lambdy Warszawa z gotowością założenia grupy wsparcia rodziców gejów i lesbijek.

Jednosobowa grupa

Znałem Krzyśka Kliszczyńskiego z Lambdy, obgadaliśmy szczegóły. Powstała grupa wsparcia rodziców. Grupa, dodam, składająca się z jednej osoby – Elżbiety Szczęsnej. Mama była samotną pionierką. W 2006 r. poszła na swój pierwszy dyżur. I tak dyżuruje do dziś.

Spodobało jej się, poczuła się potrzebna. Choć to zajęcie do łatwych nie należy. W mediach co rusz słyszała prawicowych polityków mówiących, że żadnej homofobii nie ma – a na dyżurach ciągle widuje nieprzyjemną twarz tej homofobii. Przy czym te najcięższe przypadki w ogóle do niej nie trafiają – najbardziej zatwardziali nie przyjdą przecież po pomoc czy poradę do „siedziby zboczeńców”.

Przychodzą głownie mamy gejów i lesbijek lub, znacznie rzadziej, pary – mamy z ojcami. Sam ojciec po dziś dzień – a to już siedem lat – pojawił się tylko raz.

Ci rodzice są przerażeni. „Świat mi się zawalił” – to było najczęstsze pierwsze zdanie. A zaraz następne: „Moj mąż nie może się dowiedzieć”. Przy takich założeniach rzeczywiście ciężko żyć. Mama nie poszła w dawanie prostych rad. Nastawiła się na słuchanie. To miało ogromną wartość terapeutyczną – samo wypowiedzenie zdania „mój syn jest gejem” jest przecież trudne. Mamy przychodzą często ze sprzecznymi uczuciami. Jakby chciały od mojej mamy uzyskać iskierkę nadziei, że „to” się da zmienić. Że może to „tylko taka faza” albo „może on mi robi na złość”, albo „może ma jakąś traumę i zaraz jej przejdzie”, albo „to wszystko przez takiego jednego chłopaka, co go sprowadził na złą drogę”.

Większość rodziców przychodzi tylko raz, niektórzy więcej. Raz jedyny przyszła mama z transseksualną córką. Ona mówiła o sobie jako o dziewczynie, a jej mama – uparcie jako o chłopaku. Moja mama nauczyła się obserwować fazy wychodzenia z homofobii – widziała zaprzeczanie połączone z nadzieją na zmianę orientacji, przekonanie o tym, że „nigdy nikomu o tym nie powiemy”, strach przed tym, co dziecku może się przytrafić ze względu na nietolerancję (i również strach przed AIDS), a wreszcie akceptację i pierwsze coming outy samych rodziców.

Swoje własne coming outy robiła stopniowo – najpierw najbliższa rodzina, najbliższa przyjaciółka, potem dalsze. Z czasem zaczęła mówić o tym normalnie.

W 2011 r. mama została zaproszona przez grupę włoskich rodziców osób LGBT na EuroPride do Rzymu. Jechała na platformie razem z nimi. Mijali wielu gejów i lesbijki, którzy na widok grupy tańczących, radosnych rodziców płakali ze wzruszenia.

Jeszcze Polska nie zginęł

Po sześciu latach dyżurowania, w 2012 r., mama dowiedziała się, że Kampania Przeciw Homofobii rozpoczyna nowy projekt – Akademię Zaangażowanego Rodzica. Zgłosiła się. Wreszcie nie była sama! Tak długo czekała na innych rodziców gejów i lesbijek chcących pomagać i się doczekała.

Na początku tego roku powstało Stowarzyszenie Akceptacja działające na rzecz rodzin osób LGBT. Mama została prezeską. W tym samym czasie KPH zorganizowała głośną akcję „Rodzice, odważcie się mówić”.

Kilka miesięcy temu na zaproszenie największej niemieckiej organizacji LGBT – Lesben- und Schwulenverband in Deutschland (LSVD) mama pojechała do Berlina na konferencję, na której wygłosiła przemówienie po niemiecku dla kilkuset działaczy/ek. Byłem tam i nieskromnie powiem, że wypadła świetnie. Mama zapewniła, że polski ruch LGBT działa i rozwija się, że coraz więcej osób chce działać, a związki partnerskie są u nas kwestią czasu. Podczas gdy jeszcze parę lat temu rodzice przede wszystkim pytali, co zrobić z homoseksualizmem swoich dzieci, teraz dominuje postawa akceptacyjna i strach o ich przyszłość. Jestem przekonana, że ludzie na całym świecie w coraz większym stopniu będą uświadamiali sobie, że nie można karać za miłość – mówiła. Zakończyła słowami „Jeszcze Polska nie zginęła” – po niemiecku to brzmi „Noch ist Polen nicht verloren”. Dostała wielominutową owację na stojąco. Myślę, ze to przemówienie przyczyniło się do nominowania mojej mamy do nagrody Respektpreis.

Wiele osób, szczególnie gejów i lesbijek, gdy słyszy o mojej mamie, mówi mi, że jestem szczęściarzem. Tak, jestem. Mam kilku niemieckich przyjaciół, których rodzice odmówili przyjścia na ich ślub, bo nie akceptują homoseksualizmu. Dla mojej mamy to niepojęte.

Jeśli wyszła mi z tego tekstu laurka na cześć Elżbiety Szczęsnej, to przepraszam. Mogę dodać, że czasem się kłócimy. Ona nie jest pomnikiem, ma swoje wady (i ja też).

Ale jakkolwiek nieobiektywnie to zabrzmi, myślę, że polskiej społeczności LGBT dobrze się przysłużyła.

Mamo, dziękuję.

 

***

Nagrodę Respektpreis wręcza Koalicja przeciw Homofobii – to ponad 80 organizacji, firm i instytucji (m.in. Coca Cola, Deutsche Bank, berlińska Policja, Gmina Żydowska, Deutscher Fussballbund). Tegoroczni nominowani to: Bertold Hocker, przedstawiciel Kościoła Ewangelickiego w Berlinie (za działania na rzecz równouprawnienia par jednopłciowych w Kościele Ewangelickim i za organizowanie corocznej mszy w ramach berlińskiej Parady Równości), Gunter Morsch, historyk (za badania dotyczące homoseksualnych ofiar reżimu hitlerowskiego), Elżbieta Szczęsna, prezeska Akceptacji (za wieloletnią pracę na rzecz wspierania rodziców osób LGBT), Christiane Taubira, francuska ministra sprawiedliwości (za walkę o małżeństwa jednopłciowe Francji). Wręczenie nagrody odbędzie się 2 grudnia 2013 r. w berlińskim Grand Hotel Esplanade. Nagroda wręczona zostanie przez ministrę ds. pracy, integracji i kobiet Landu Berlina – Dilek Kolat.

 

Tekst z nr 46/11-12 2013.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.