O sytuacji gejów w Indiach i o pierwszym bollywoodzkim filmie o gejowskiej miłości – „Nie wiem dlaczego”, laureacie tegorocznego LGBT Film Festival, opowiadają jego gwiazdorzy: Yuvraaj Parashar i Kapil Sharma w wywiadzie Marty Konarzewskiej i Karoliny Szpyrko
Jak żyje się gejom w Indiach?
Yuvraaj Parashar: Niełatwo. Nawet przed krewnymi ciężko się wyoutować. A, jak wiadomo, rodzina to w Indiach podstawa. Mamy organizacje LGBT i nawet duży międzynarodowy queerowy festiwal, ale na przełom będziemy musieli poczekać. Ciągle niestety jest normą, że ludzie prowadzą dwa życia, niehetero w ukryciu oraz to jawne, w którym wstępują związki małżeńskie.
A same kontakty homoseksualne wciąż są nielegalne! Sąd Najwyższy orzekł w 2013 r., że dekryminalizacja z 2009 r. była niekonstytucyjna.
Kapil Sharma: To skomplikowane. Chodzi o paragraf 377 Kodeksu karnego, który nigdy naprawdę nie został usunięty, czyli homoseksualizm nigdy nie został zdekryminalizowany. W 2009 r. podjęto tylko kroki prawne, żeby to zmienić. Wszyscy myśleli, że to jedynie formalność, ale okazało się, że nie. To był szok! Jeśli spojrzycie na ludzi, na społeczeństwo, to zobaczycie, że dzisiejsze Indie są bardziej tolerancyjnym, progresywnym i otwartym krajem! Ale prawo jest inne – nadal możesz iść do więzienia za seks z osobą tej samej płci. Choć oczywiście to prawo jest praktycznie martwe. Aresztowania nie zdarzają się. Ale strach jest realny, bo jednak są możliwe.
Silny jest stereotyp o zacofanym, tradycjonalnym Wschodzie, ale to przecież Zachód jest winny.
KS: Tak! Paragraf 377 wprowadzili Brytyjczycy w czasach kolonizacji Indii (w 1860 r. – przyp. red.). To groteskowe – w Wielkiej Brytanii właśnie zalegalizowano małżeństwa homoseksualne, a w byłych koloniach wciąż mamy penalizację nawet samych kontaktów homo. Dużo ludzi myśli, że homoseksualizm jako zjawisko jest wymysłem Zachodu. To bzdura. Cywilizacja indyjska ma 4000 lat i homoseksualizm zawsze był jej częścią! W pismach religijnych, w Kamasutrze, jest o tym mowa. Dopiero za sprawą kolonizacji zrozumienie dla tej kwestii – zrozumienie na sposób wschodni, nie zachodni, gdzieś się zagubiło. Ale teraz to się znowu zmienia, wielu aktywistów walczy o prawa LGBT. I wcześniej czy później zostaną one przyjęte.
Wasz film „Nie wiem dlaczego” („Dunno Y Na Jaane Kyun…”), który wygrał tegoroczny polski LGBT Film Festival, powstawał w gorącym czasie tych przemian.
KS: Tak, wtedy toczyły się te dyskusje wokół paragrafu 377. Mieliśmy protesty przed domem, otrzymywaliśmy listy z pogróżkami. Policja na szczęście stanęła po naszej stronie, dostaliśmy wsparcie. Ale cała akcja była głośna w mediach, to wystraszyło dystrybutorów. Skończyło się tak, że w niektórych miejscach nie pokazano filmu. Taką mamy właśnie w Indiach sytuację. Mamy gejowskie kluby, imprezy, choć wszystko się dzieje dyskretnie.
W domach?
YP: Także w klubach, ale nieoficjalnie.
Skoro homoseksualizm jest nielegalny, to czy legalne jest robienie o nim filmu?
KS: Nie jest nielegalne. Państwo nie ma zbytniego wpływu na to, co jest w filmach, bo Bollywood jest prywatnym przemysłem, państwo nie dofinansowuje sztuki, tak jak jest to przyjęte w krajach zachodnich, dlatego też ma tu mało do powiedzenia. Jeśli ludzie chcą oglądać film o gejowskiej miłości, będą go oglądać. „
Nie wiem dlaczego” to pierwszy bollywoodzki film o męsko–męskiej miłości.
KS: Prawda. Mieliśmy już w Indiach filmy, w których występują postaci gejów, ale nigdy jako pełnoprawni bohaterowie. Zawsze przedstawiano ich stereotypowo jako sztuczne komiczne postaci. Było jasne: gej – można się śmiać. Tacy bohaterowie nigdy nie mają ludzkiej twarzy. Chcieliśmy to zmienić.
Na tegorocznym queerowym festiwalu BFI Flare w Londynie stworzono sekcję filmów bollywoodzkich o tematyce queerowej (Queer Bollywood). Jak odnieślibyście klasyki. takie jak „Mughal–e–Azam” (1960, reż. K. Asif) czy „Pakeezah” (1972, reż. Kamal Amrohi) do Waszego przedstawienia homoseksualizmu w nowoczesnych Indiach?
YP: E tam! To nie są gejowskie filmy.
KS: To klasyczne bollywoodzkie filmy, jeśli znajdziesz tu „queerowość”, to będzie to wynik interpretacji, wyobraźni albo zachodniego spojrzenia, ale ich twórcy ani pierwsza publiczność nie zakładali żadnej nienormatywności.
YP: „Mughal–e–Azam” to historia pięknej miłości, ale heteroseksualnej. O księciu, który zakochuje się w nadwornej tancerce, czym ściąga na siebie gniew ojca-króla.
KS: I owszem, występują tu transwestyci, ale to tylko zgodność historyczna. W XV w. byli oni na dworze, mieli chronić królową.
YP: To wzorowy film, jako aktor mogę oglądać go w nieskończoność, wciąż znajdując i ucząc się czegoś nowego.
KS: Pierwszy gejowski film, który widziałem to „Tajemnica Brokeback Mountain”, byłem pod wrażeniem. Jako scenarzysta pomyślałem wtedy: czemu nie nakręcić podobnej historii, która zadzieje się w Indiach? Ludzie mówili: „Oszalałeś?! Może za 10 lat, ale nie teraz. Bollywood to nie Hollywood”. Ale pomyślałem, że artysta nie powinien bać się przekraczać granic, zacząłem pisać scenariusz. Postanowiłem też, że zagram jedną z głównych postaci.
Znaliście się już?
YP: Nie. Kolega w klubie tanecznym powiedział mi, że Kapil robi film gejowski. Zaintrygowało mnie to. Przeczytałem scenariusz i poszedłem na przesłuchanie. Zaprzyjaźniliśmy się i postanowiliśmy dalej razem tworzyć ten film – jak przyjaciele, którzy są również partnerami w biznesie.
Jesteście też tancerzami, ale w tym filmie mało tańczycie. W ogóle mało tu tego bollywoodzkiego tańca, kampu, koloru.
KS: (śmiech) W Bollywood jest masa gatunków filmowych, myślicie, że to tylko taniec i musicale, bo tak Bollywood reklamuje się na Zachodzie. Ale to nieprawda. Nasz film jest dość nietypowy, ale z innych powodów. Np. postać matki głównego bohatera. Zwykle w filmie bollywoodzkim portrety matek są silnie stereotypowe, tymczasem u nas mama pracuje zawodowo, rozstała się z mężem i ma dwóch kochanków. To dziwniejsze niż brak tańca, wierz mi (śmiech). Bollywood pokazuje często baśniowy wyidealizowany świat, a my chcieliśmy pokazać coś prawdziwego. Szczęśliwego, ale zachowując realia.
Smutny. Bez happy endu.
KS: W Indiach jest cała masa gejowskich par, które nigdy nie będą mogły ze sobą zamieszkać. Osoby homoseksualne nie mogą żyć razem, nie mogą założyć rodzin. Czuliśmy odpowiedzialność. Wiedzieliśmy, że jak wyślemy ten film za granicę, ludzie będą na jego przykładzie tworzyli opinie o życiu gejów w Indiach. Chcieliśmy powiedzieć, jak to naprawdę wygląda. Nie chcieliśmy zafałszowanej wizji z happy endem.
UWAGA! SPOJLER! Wiele osób nie zrozumiało puenty. Przez cały film bohaterowie się ukrywają, niszczy im to życie, a na końcu, po śmierci jednego, rodzice przyjmują drugiego jako syna.
KS: W Indiach tak jest, że kiedy ktoś umrze, to wszystkie spory przestają mieć znaczenie. Przyszła śmierć, nie ma już o co walczyć. Ale, ale! Ponieważ sytuacja się zmienia i jest w życiu coraz więcej happy endów, nasz kolejny film „Dunno Y2 – life is a moment” będzie bardziej pozytywny.
Możemy zdradzić, że będzie o Hindusie, który spotyka pewną Norweżkę i zakochuje się w jej bracie.
KS: Chcemy pokazać, jak szczęśliwie ludzie mogą żyć, jeśli da się im możliwość wybrania drogi, którą chcą iść. A ponieważ akcja się dzieje w Norwegii, w której mieliśmy zdjęcia do filmu, to nie wygląda to tak nierealistyczne, jak by wyglądało, gdybyśmy osadzili ją w Indiach. Ważne też, że to film, który nawiązuje rozmowę pomiędzy trzema kulturami: hinduską, pakistańską i norweską.
Może przyjedziecie z tym filmem do Polski w przyszłym roku?
KS: Byłoby super! Uwielbiamy polską publiczność, jest nieco podobna do indyjskiej, trochę nieśmiała w reakcjach.
Myślicie, że wasze kino może zmienić rzeczywistość?
YP: Chcemy zmienić nastawienie ludzi do homoseksualności. Każdy ma prawo żyć, jak chce. Kochając kogoś, nie możesz robić nic złego. Po „Nie wiem, dlaczego” dostałem list na Facebooku od pewnego geja. Rodzice go nie akceptowali, ale po obejrzeniu filmu zmienili zdanie. Zrozumieli i przyjęli go z powrotem do rodziny. Dla mnie taka wiadomość jest jak najlepsza nagroda. Ktoś odzyskał szacunek swoich rodziców i teraz jest szczęśliwy! Chcemy, żeby ludzie zrozumieli, że to, co opowiadamy to nie zwykła fikcja, to ludzkie historie, które dzieją się naprawdę, obok nas.
Wasz film jest w Indiach znany jako pierwszy, który pokazuje pocałunek. W dodatku gejowski. Całowaliście się naprawdę, nie?
YP: (śmiech) Tak, pocałunek był prawdziwy. Najpierw próbowaliśmy trochę okłamać kamerę.
KS: ….bo byliśmy okropnie świadomi jej obecności…
YP: …chcieliśmy oszukać, pozując z rożnych kątów, ale reżyser z operatorem powiedzieli: „świetnie pracujecie, ale w tej scenie musicie być bardziej prawdziwi. Żeby oddać prawdę tej sceny, musicie dać swoje 100 procent!”. My na to: „OK, ale nakręćcie to w jednym ujęciu”. Operator: „ok” – i robi ujęcie, które trwa ze trzy minuty. Mamy zamknięte oczy, całujemy się, a w głowie tylko: „Powiedz cięcie, powiedz już cięcie” (śmiech) To był najdłuższy pocałunek w moim życiu.
Tekst z nr 51/9-10 2014.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.