Polityczne marzenia

Z filmowcem ANU CZERWIŃSKIM, pierwszą osobą transpłciową, która zagrała transpłciową postać w polskim serialu – Franka w drugim sezonie „Kontroli” – rozmawia Jakub Wojtaszczyk

 

Foto: Diana Lelonek

 

Jak trafiłeś na plan „Kontroli”?

W Polsce nie mamy specjalistycznych agencji aktorskich o queerowym profilu, dlatego zazwyczaj poszukiwanie aktorów i aktorek ze społeczności LGBT+ odbywa się pocztą pantoflową. Tak też było w moim przypadku. Julia Maciocha, prezeska Parady Równości, zapytała mnie, czy kojarzę „Kontrolę”. Oczywiście znałem pierwszy sezon i bardzo go ceniłem. Okazało się, że Julia jest znajomą Nataszy Parzymies, reżyserki serialu, która zdradziła jej, że myśli o wprowadzeniu osoby trans do obsady i chciałaby do mnie w tej sprawie zadzwonić. Moje serce zabiło mocniej, bo w polskiej produkcji nigdy wcześniej nie pojawiła się transpłciowa postać. Chciałem pomóc Nataszy ją znaleźć.

Nie zagrać?

Byłem przekonany, że zadzwoni do mnie w sprawie konsultacji. Od jakiegoś czasu osoby ze środowiska teatralnego i filmowego proszą mnie o radę w sprawie rozwiązań fabularnych, kiedy chcą wprowadzić do swojej produkcji osobę queerową. Tymczasem szybko okazało się, że Natasza widziałaby mnie w roli Franka. Jestem filmowcem i zazwyczaj stoję po drugiej stronie kamery, ale mam za sobą też epizod w filmie „Wszystkie nasze strachy”, pojawiłem się również w małych rolach w dwóch spektaklach teatralnych. Jednak postać w „Kontroli” miała mieć większe znaczenie, a także powrócić w ewentualnym trzecim sezonie. Podszedłem do zadania z entuzjazmem, bo byłem pod wielkim wrażeniem pierwszego sezonu serialu.

Co cię w nim urzekło?

Już przy pierwszym odcinku nie mogłem uwierzyć, że powstał polski serial o romansie dwóch dziewczyn! Było coś niesamowitego w tym, że nie dostajemy historii o cierpieniu i zmaganiu się z homofobicznym społeczeństwem, tylko bezpretensjonalną historię miłosną, która nie rości sobie prawa do bycia głosem w debacie światopoglądowej. Żeby tego było mało, jest jeszcze przepięknie sfilmowana i świetnie zagrana. Osobiście lubię kino, które niepokoi, otwiera umysł, zaprowadza w nowe rejony czy wykoleja z utartego sposobu myślenia. Ale film, również dla mnie, jest środkiem wyrazu, który pozwala ludziom poczuć się mniej samotnie, przejrzeć się w postaciach, odnaleźć ukojenie. Oglądając „Kontrolę”, przypomniałem sobie swoje emocje, rozterki i pragnienia, które towarzyszyły mi w wieku 13 lat. Pamiętam jak dziś wrażenie, kiedy myślałem, że złapałem Pana Boga za nogi, bo jakaś cząstka mnie została opowiedziana na ekranie.

Jaki film pomógł ci odkryć siebie?

Dorastałem w czasach, kiedy internet nie był rozhulany, więc dostęp do informacji i reprezentacji był bardzo utrudniony. Kiedy miałem naście lat, usłyszałem, jak moje koleżanki przyciszonym głosem rozmawiają o filmie na HBO z lesbijkami, w którym dwie bohaterki uprawiają ze sobą seks. Nie znałem słowa „lesbijka”, choć wiedziałem już, że dziewczyny mi się podobają. Niestety nie miałem dekodera, więc poprosiłem jedną z koleżanek o nagranie filmu na kasetę wideo. Była to „Gia” z Angeliną Jolie. W mojej głowie nastąpiło przebudzenie – nie tylko odkryłem erotykę, ale też film pomógł mi zrozumieć własną tożsamość, z którą się wtedy identyfikowałem. Zakochałem się w Angelinie jako archetypie lesbijki, a plakaty z jej wizerunkiem zdobiły ścianę mojego pokoju. Później aktorka zagrała jeszcze w „Przerwanej lekcji muzyki”, w której całowała się z Winoną Ryder. Te sceny pielęgnowałem w pamięci jako punkty odniesienia. Pamiętam, jak w wieku 15 lat przerażony dokonywałem pierwszego coming outu przed przyjaciółką. Zamiast powiedzieć „jestem lesbijką”, powiedziałem: „Jestem jak Gia z filmu”. Gdyby „Kontrola” powstała w tamtym okresie mojego życia, na pewno bałbym się o wiele mniej.

Przez dziesięciolecia w kinie i TV osoby trans były przedstawiane jako zagrożenie lub żart, co pokazuje film dokumentalny „Disclosure” w reżyserii Sama Federa. Gdzie szukałeś reprezentacji?

Po maturze wyjechałem do Francji. Wtedy, prócz chodzenia na nieheteronormatywne imprezy, zacząłem ubierać się w bardziej „męskie” ciuchy i mocniej ściąłem włosy. Podskórnie czułem, że właśnie tego potrzebuję. Pojechałem też na Letni Uniwersytet Homoseksualności, czyli obóz aktywistyczny, który oddolnie organizowany jest we Francji od lat 70. Tam po raz pierwszy spotkałem trans mężczyzn. Dziś, w dobie Instagrama zabrzmi to głupio i naiwnie, ale wtedy myślałem, że istnieją tylko trans kobiety. Instynktownie zaprzyjaźniłem się z tymi osobami. Zaczęło mi coś świtać w głowie. Toczyłem walkę z samym sobą – z jednej strony tożsamościowe pragnienie zaczęło we mnie buzować, z drugiej pojawiały się okropne myśli typu: „Nie mogę być czymś takim”. Rok po obozie obejrzałem film dokumentalny „Venus Boyz”, który pokazuje szeroki przekrój kobiecych męskości – od historii pionierki drag king, choreografki Diane Torr, przez opowieści osób interpłciowych, po trans mężczyzn i ich dochodzenie do męskości. Dokument pomógł mi usystematyzować moją tożsamość. Osoby hetero nieustannie widzą swoje wzory osobowościowe na ekranie. My, osoby LGBT+, musimy ich szukać. Mnie udało się to dopiero w wieku 20 lat. Na szczęście tych postaci jest coraz więcej w kinie i telewizji.

O Franku, którego grasz w „Kontroli”, wiemy niewiele. Jego rodzice wciąż zwracają się do niego deadname’em, dlatego woli spędzać czas wśród osób, które go akceptują. Czy na własny użytek stworzyłeś jego biografię?

Kiedy dostałem scenariusz wigilijnej sceny, w której Franek po raz pierwszy się pojawia, zrozumiałem, że Nataszy w kilku zdaniach udało się streścić moją prywatną historię. Nie lubię określenia „gram siebie”, bo wynikałoby z niego, że nie jest to gra aktorska, ale tak naprawdę odgrywałem własne doświadczenia. Do niedawna sam mogłem wypowiedzieć podobne słowa podczas gwiazdkowej kolacji. Był taki okres w moim życiu, w którym cały świat zwracał się do mnie w formie męskiej, tylko nie rodzina. Na planie wystarczyło, że zamknąłem oczy i przypomniałem sobie, jak to naprawdę wyglądało. Dla mnie właśnie ta autentyczność, która jest tak pożądana w kinie czy telewizji, jest głównym argumentem za tym, by postaci trans nie były grane przez cispłciowych aktorów. Jednym z głównych zadań aktorskich jest przecież twórcza interpretacja własnych doświadczeń i emocji.

Autentyczność to jedno, ale osoby trans dostają szansę, której do tej pory po prostu nie miały.

 Tak! W ostatnim czasie dostaję propozycje interpretowania postaci trans w filmach i spektaklach teatralnych. Co prawda nie mogę jeszcze mówić o tych projektach, ale zastanawiam się: gdy twórcy wyeksploatują temat, czy będę mógł kontynuować pracę aktora? Chciałbym zagrać też osobę cis. Często zadaję sobie pytania: czy w kinie trans dziewczyna będzie mogła wcielić się w rolę matki? Czy osoby trans będą mogły zagrać ludzi, którzy nie tylko są swoją tożsamością, ale też rodzicami, bossami mafii, papieżem, a nawet Jamesem Bondem? Byłaby to prawdziwa rewolucja!

Przez to, że w polskich mediach praktycznie nie ma reprezentacji osób trans, domyślam się, że Franek może reprezentować wszystkie takie osoby, być generyczną osobą trans. Czy taka perspektywa jest przytłaczająca?

Ostatnio organizowałem casting dla Netflixa do filmu o trans chłopaku, więc niedługo nie będę już jedyną reprezentacją. Jednak jestem dumny i bardzo wzruszony, że dziś mogę dać komuś coś, czego ja nie miałem. Mimo że wciąż jestem młody, wyczuwam u siebie potrzebę zatroszczenia się o queerowe dzieciaki, które teraz są w tych potwornych, nacjonalistycznych szkołach, które szukają tego, czego nie dostały w rodzinnych domach – otwartości i poczucia bezpieczeństwa, Mam nadzieję, że „Kontrola” będzie dla nich taką spokojną przystanią.

W takim razie czy „Kontrola” – przez to, że pokazuje osoby LGBT+ nie przez pryzmat ich tożsamości czy orientacji, tylko przez to, że one po prostu są – może być w dzisiejszej Polsce odbierana jako przejaw politycznego zaangażowania?

Jest taki slogan z feministycznej manifestacji: „Chcemy całego życia”. Co prawda mówi o prawie do aborcji i decydowaniu o własnym ciele, jednak mnie, jako osoby trans, również dotyczy. Chcę swobodnie żyć, kochać, móc zrobić tranzycję bez przymusu pozywania rodziców do sądu, wziąć ślub, mieć prawo do pochówku partnera… To podstawa życiowa, której nie mają osoby LGBT+ w Polsce, bo nie ma w Polsce równych praw. Kiedy te prawa osiągniemy, chcę mieć możliwość bycia aktorem, chcę studiować fizykę molekularną lub być wychowawcą w przedszkolu – chcę bez lęków być kimkolwiek sobie wymarzę. „Kontrola” mówi do widza z tego właśnie poziomu, bo opowiada o utopijnym świecie bez homofobii. Pozwala nam mieć marzenia o dobrym, całym życiu. W młodości myślałem, że jako osoba trans będę skazany na margines, że będę musiał wiecznie toczyć walkę i wyszarpywać sobie możliwość istnienia. Ten stereotyp w mojej głowie rozwiała dopiero Anna Grodzka, kiedy została posłanką. Wtedy odważyłem się na coming out przed znajomymi. „Kontrola” pozwala wyobrazić sobie właśnie to „całe życie”, czyli świat, w którym osoba trans może przyjść na imprezę, poznać dziewczynę, spojrzeć jej głęboko w oczy i w kolejnej scenie skraść jej pocałunek, bez tłumaczenia się z własnej tożsamości. W tym wypadku ten serial jest polityczny. Każde marzenie o lepszym świecie takie jest.

Anu Czerwiński – filmowiec, dokumentalista, twórca wideo do spektakli teatralnych i performansów, aktor. Jako członek pionu reżyserskiego współpracuje przy produkcji filmów fabularnych i dokumentalnych w Polsce i we Francji.

Tekst z nr 95 / 1-2 2022.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.