Tekst: Piotr Klimek
Trudno być dumnym ze swej seksualności, jeśli nie czujesz, że ona przynosi ci radość. Za to jeśli się szczęśliwie zakochasz, wtedy mówić o niej jest dużo łatwiej
– Chciałbym jeszcze zapytać o twoje tak zwane lubieżne zachowanie w toalecie publicznej – zagadnął George’a Graham Norton, gospodarz telewizyjnego talk show.
– Ale które konkretnie? Bo było niejedno…
– George uśmiechnął się od ucha do ucha.
– To, gdy próbowałeś wyrwać policjanta i cię aresztował – wypalił rozbawiony Norton.
– Ach, to! OK, co chcesz wiedzieć? – udawał zdziwienie George.
Dostał brawa. W sprawie, która mogła przynieść mu powszechne potępienie, był tak rozbrajająco szczery, że jeszcze zyskał sympatię.
Najbardziej spektakularny coming out
Był 7 kwietnia 1998 r. 35-letni gwiazdor pop, o którego homoseksualności plotki krążą od lat, ale oficjalnie nic nie wiadomo, wybrał się do parku na cruising, czyli poszukiwanie partnera na seks. Rzecz działa się w Beverly Hills (Los Angeles). Trzeba przyznać, że ten park jest bardzo ładny. Ta toaleta zresztą też. Bardzo czysta. A w okolicy jest chyba najwyższe zagęszczenie bosko wyglądających gejów na świecie, więc nie dziwcie mi się tak bardzo… – opowiadał. Po jakimś czasie przyciągnął wzrokiem pewnego przystojniaka. Nie miał pojęcia, że to policjant w cywilu. Do łapania gejów na seksie w miejscu publicznym Marcelo Rodriguez został wyznaczony celowo, ze względu na atrakcyjny wygląd. Poszedł za mną do toalety, tam zaczęła się ta gra bez słów: „Pokaż mi swojego, to ja pokażę ci mojego.” Pomachałem mu ptakiem. Następnie był areszt. Imię i nazwisko? George podał to z dowodu: Georgios Kyriacos Panayiotou. Zawód? Wokalista. Marcelo nie wiedział, jak grubą rybę zatrzymał, ale informacja lotem błyskawicy dostała się do mediów. Takiego wyjścia z homoseksualnej szafy – czy raczej wypchnięcia z hukiem – jeszcze muzyka pop nie znała. To była bomba. George mógł iść w zaparte, mógł zaprzeczać. Robiło to wielu przed nim i niejeden po nim. George zdecydował jednak mówić prawdę. Tak, jest gejem, podrywał faceta w parku – i na dobrą sprawę nie widzi w tym nic specjalnie strasznego. I nie przeprasza. W programie Parkinsona mówił: Mój kolega skwitował cały incydent słowami: „Nie pierwszy, nie ostatni, ale na pewno największy!” Po czym mrugnął uwodzicielsko do publiczności: Interpretujcie to sobie, jak chcecie. Innym razem przyznał, że miał już tak dość ukrywania się, a jednocześnie czuł się niezdolny do „normalnego” coming outu, że podświadomie chyba po prostu chciał dać się złapać. Zresztą szukanie anonimowego seksu to nie jest taka niespotykana sprawa. No, dobrze, może szukanie anonimowego seksu, jeśli jest się George’m Michaelem, jest trochę dziwne, ale tylko trochę. Pół roku później wypuścił singiel „Outside” – odę do seksu w miejscach publicznych: Znudziło mi się na sofie Znudziło mi się w przedpokoju Znudziło mi się na stole kuchennym Kochanie, chodźmy w plener! Piosenka stała się hitem. Odtąd w sprawach seksualności George był tak otwarty, że trudno uwierzyć, iż pierwsze 16 lat kariery spędził głęboko w szafie. Z perspektywy LGBT jego obecność w sferze publicznej dzieli się właśnie na dwie części – przed coming outem i po nim.
W szafie
Urodził się 25 czerwca 1963 r. pod Londynem, w rodzinie cypryjskiego emigranta i jego angielskiej żony. Miał dwie starsze siostry. W wieku 17 lat, pracując dorywczo jako DJ, założył ze szkolnym kumplem Andrew Ridgleyem duet Wham!. Przed Andrew i kilkorgiem przyjaciół wyoutował się jako biseksualista dwa lata później – pierwszy singiel „Wham Rap! (Enjoy What You Do)” właśnie wchodził na listy przebojów. Wkrótce świat ogarnęła prawdziwa „whammania”. W samym 1984 r. wypuścili trzy numery, które okazały się klasykami pop: „Wake Me Up Before You Go Go”, „Careless Whisper” i „Last Christmas”. Mnóstwo nastoletnich dziewczyn – i sporo nastoletnich chłopaków – kochało się w George’u i Andrew, ale szczególnie w George’u, którego uroda po prostu zapierała dech. Śnieżnobiałe zęby, bujne, tlenione włosy, doskonałe rysy twarzy, szczupła sylwetka, zgrabne nogi (ach, te szorty z clipu „Wake Me Up…”). W gejowskim środowisku Londynu wiedziano już wtedy dobrze, że George jest „jednym z nas”, ale publicznie nie mogło być o tym mowy. Dopiero lata później dowiemy się więc, że ostatni hit Wham!, „Edge of Heaven” z 1986 r., został zainspirowany najdzikszym seksem, jaki miałem w życiu – przez tydzień. Sądząc po tekście piosenki, George odkrył wtedy S/M. Mniej więcej wtedy zdałem sobie sprawę, że nie jestem bi, tylko homo – i wpadłem w depresję. Potem przyszedł mega sukces pierwszego solowego albumu – „Faith” z 1987 r., za który otrzymał Grammy. Gdybyście wy wszyscy tylko wiedzieli, że stoi tu przed wami pedał. Pedał! – wspominał swe myśli, gdy odbierał statuetkę. Publiczny coming out w drugiej połowie lat 80. praktycznie nie wchodził w rachubę. Szalała epidemia AIDS kojarzona niemal wyłącznie z gejami. George nie miałby też specjalnie na kim się wzorować (patrz: strony 24 i 25). Wprawdzie ówczesna scena muzyczna pełna była homoseksualnych wokalistów, ale jedynie Jimmy Somerville z Bronski Beat mówił wprost, że jest gejem.
Anselmo
W styczniu 1991 r. na koncercie w Rio de Janeiro George zobaczył w pierwszym rzędzie przystojnego fana. Był tak piękny, że rozpraszał mnie i w efekcie przestałem zbliżać się do tej części sceny, z której mogłem go zobaczyć. George zaaranżował spotkanie – i zakochał się w Anselmo Feleppie bez pamięci. To dzięki niemu zrozumiał, że bycie gejem nie oznacza tylko seksu z mężczyznami – oznacza również miłość do mężczyzn. Lub mężczyzny – tego jedynego. Byli nieziemsko szczęśliwi razem. Ale po kilku miesiącach Anselmo dowiedział się, że choruje na AIDS. W Boże Narodzenie 1991 r. byłem najbardziej samotnym człowiekiem na świecie. Siedziałem z rodzicami, którzy nie wiedzieli ani, że jestem z Anselmo, ani, że w ogóle jestem gejem, ani, że Anselmo być może niedługo umrze, ani, że być może ja też jestem zarażony. Czekaliśmy wtedy na wyniki testów na HIV. Cztery miesiące później dał, w zgodnej opinii wielu, najlepszy występ w karierze – na koncercie ku pamięci zmarłego na AIDS Freddiego Mercury’ego wykonał hit Queen „Somebody To Love” z nieprawdopodobnym wręcz zaangażowaniem. Anselmo był wśród publiczności. Zmarł w następnym roku. George opiekował się nim do końca, a swą złość na niesprawiedliwość świata wyładowywał podczas procesu z wytwórnią Sony o nienależytą promocję albumu „Listen Without Prejudice vol. I”. Proces przegrał. Dzień po śmierci ukochanego napisał do rodziców comingoutowy list. Najlepsze lata życia straciłem na walkę z moją seksualnością, a gdy znalazłem miłość, została mi tak szybko zabrana. Wpadłem w czarną dziurę depresji. Kolejną płytę – „Older” (1996) zadedykował Anselmo, szczególnie utwór „Jesus To a Child”: Niebo mi cię przysłało i niebo cię zabrało To błogosławieństwo – doświadczyć, że miłość istnieje Każde wspomnienie Ciebie jest teraz częścią mnie I już zawsze będę cię kochał
Fast Love
W 1997 r. nastąpił kolejny cios – w wieku 60 lat na raka zmarła jego ukochana mama. Kilka miesięcy później miał miejsce opisywany wyżej coming out. Wydawać by się mogło, że George wychodził na prostą, gdy po długim milczeniu w 2004 r. wypuścił album „Patience” z przebojem „Amazing”. Był wtedy już od kilku lat w otwartym związku z Kennym Gossem, teksańskim biznesmenem. Bez ogródek mówił, że lubi facetów w swoim wieku lub starszych, że lubi szybki seks bez zobowiązań (śpiewał o nim w „Fast Love”), również w plenerze. Ale czasami zapraszam też gości do domu – dodawał. Gdy dziennikarz dopytywał, co na to jego Kenny, George spokojnie odpowiadał: Kenny’ego nie muszę zapraszać do domu, bo on już w nim jest. Ale nie martw się o niego, on ma swoich facetów, swoje bzykanka. George mówił też, że ma na koncie seks z „ogromną liczbą” męskich prostytutek. Nie chodzi o to, że nie mogę mieć przystojnego faceta, bo przecież mogę – płaci się za to, by gość bezszelestnie zniknął po. Z pasją wypowiadał się na temat praw osób LGBT, mając w pamięci szkody, jakie w jego psychice narobiły lata tłumienia seksualności. Dziś wiemy również, że bez rozgłosu przekazywał miliony funtów na wiele organizacji dobroczynnych, również organizacji LGBT. *** Coraz częściej jednak, niestety, dawało o sobie znać nadużywanie narkotyków. George palił marijuanę i brał ecstasy już w połowie lat 80., ale lightowo, bez przesady. W pierwszej dekadzie XXI w. doszły nowe dragi i zaczął tracić nad nimi kontrolę. Otwarcie deklarował, że pali 25 skrętów dziennie i zdecydowanie powinienem to ograniczyć. Raz było z tym lepiej – wtedy ruszał w trasę koncertową, jak w 2009 r., raz gorzej. Do tego dochodziły wykroczenia za prowadzenie samochodu pod wpływem. Np. 4 lipca 2010 r., w niedzielny poranek, wjechał w sklep tuż przy londyńskim parku Hampstead Heath, znanej gejowskiej pikiecie. Wyjaśniał, że próbował dotrzeć do domu po Gay Pride, czyli Paradzie Równości (miała miejsce poprzedniego dnia). Kilka tygodni później incydent z jazdą pod wpływem powtórzył się i George wylądował na cztery tygodnie w więzieniu. W 2011 r. musiał przerwać trasę „Symphonica”, bo nagle w Wiedniu zapadł na tak poważne zapalenie płuc, że lekarze przez kilka dni walczyli o jego życie. Nie był już wtedy z Kennym. W 2012 r. poznał Fadiego Fawaza, fotografa, fryzjera, byłego gwiazdora porno. Ale o ostatnich latach życia George’a Michaela na razie niewiele wiadomo. W grudniowe południe 2016 r. Fadi zastał swojego partnera martwego w łóżku. Był pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia.
Tekst z nr 65 / 1-2 2017.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.